W lewackim "kolektywie" doszło do gwałtu? Nie zgłoszono sprawy na policję. Ofiara rozgoryczona

Sprawa wyszła na jaw przy okazji konfliktu dwóch warszawskich "kolektywów antyfaszystowskich". Syrena i Przychodnia skoczyły sobie do gardeł przy okazji wyrzucenia z zajmowanego przez ten pierwszy kolektyw pustostanu Białorusina, który miał stosować przemoc. Za kolektywem Przychodnia opowiedział się m.in. poznański kolektyw Rozbrat, który opublikował na Facebooku oświadczenie.
Pod oświadczeniem pojawił się jednak post kobiety, która napisała, że w poznańskim kolektywie doszło na niej do gwałtu.
Gdy miałam 19-lat, zgwałcił mnie mężczyzna z kolektywu Rozbrat. Po tym wydarzeniu cześć osób chciała wdrożyć działania służące sprawiedliwości naprawczej, ale nie była to cała grupa.
- pisze kobieta.
Na wpis kobiety odpowiedział sam kolektyw, w pewien sposób "przyznając" się do winy.
Osoba o której piszesz, została postawiona przed ultimatum, że jeśli nie zacznie terapii, będzie musiała się wyprowdzić.
- pisze Rozbrat.
Chyba najbardziej wpływowa grupa polskich anarchistów przyznała dzisiaj, że... ukrywała gwałcicieli.
— Myślozbir (@myslozbir) December 6, 2021
Kiedy 19-latka oskarżyła kolektyw Rozbrat o to, że w ich kręgach jest jej gwałciciel, anarchiści przyznali, że znają sprawę i polecili mu terapię.
Zamiast zgłosić to na policję. pic.twitter.com/60xohsrYmv