[Tylko u nas] Cezary Krysztopa: W Polsce nikt nie chce "umierać" za Izrael. Dlaczego?
I chciałbym żeby mnie dobrze zrozumieli wszyscy moi żydowscy znajomi. Nie ma we mnie również nienawiści. Ba, ci którzy mają wiedzieć, wiedzą, że jestem gotów podejmować działania, by ten zawał stosunków polsko-żydowskich zmienić. Uważam, że stulecia polskiej historii, ślady polskości w Izraelu i ślady żydowskości w Polsce, np. na moim ukochanym Podlasiu, nakładają na nas zobowiązanie, by zachować ze sobą kontakt, przynajmniej umieć rozmawiać, ale prawda jest taka, że w wyniku informacyjnej, często ahistorycznej agresji jakiej dokonano i wciąż się dokonuje na Polskę i Polaków, bardzo wielu z nich, poczuła się co najmniej mocno rozczarowana.
Nie podejmuję się rozwikłania win w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Chciałbym po prostu żeby przestali tam ginąć ludzie. Wydaje mi się jednak, że zbyt wielu zainteresowanych jest trwaniem tego konfliktu. Hamas ma okazję udowodnić, że ma "większe jaja" od Abbasa, a Netanjahu możliwie skutecznie odwrócić uwagę od własnych problemów politycznych i własnych problemów z prawem. Niestety ludzie umierają naprawdę i ostatecznie wydaje mi się, że wszyscy na tym stracą.
- Izrael ma prawo do obrony swoich obywateli, jednak przez znaczną część mediów i - za mediami - opinii publicznej konflikt ten nigdy nie był i nie jest obecnie postrzegany obiektywnie. Terrorystyczne działania Hamasu, skierowane wobec ludności cywilnej (żydowskiej i arabskiej) Izraela nie spotykają się z jednoznacznym potępieniem, natomiast Izrael - broniący swoich obywateli - traktowany jest nierzadko jak terrorysta. Szczególnie przez lewicę: np. terroryzm zarzuciła Izraelowi w Kongresie USA reprezentująca partię demokratyczną lewicowa Ilhan Omar.
- pisze dziś na naszych łamach nasz żydowski publicysta Paweł Jędrzejewski w tekście "Czy rozumiesz, za czym się opowiadasz w konflikcie bliskowschodnim?". I dopóki ja jestem redaktorem naczelnym Tysol.pl, a on będzie chciał, to pisać będzie, a ja będę jego punkt widzenia szanował. Wydaje mi się jednak, ze jego tekst podszyty jest pretensją o to, że Polacy niewystarczająco mocno się po stronie Izraela opowiadają.
- Antysemicki hejt, jaki wylewa się w tej chwili zarówno z prawej jak i z lewej strony - i to nie tylko w Polsce - dowodzi nie tyle współczucia wobec Palestyńczyków, ile niechęci do Żydów i Izraelczyków, pokazuje kompletny brak zrozumienia sytuacji na tych ziemiach i wreszcie uświadamia, jak bardzo emocje przesłaniają racjonalną analizę sytuacji
- pisze również na naszych łamach Tomasz Terlikowski
Być może dlatego, że jestem teraz mocno zajęty sprawami rodzinnymi, ja tego "antysemickiego hejtu" zbyt wiele nie zauważyłem, nie twierdzę, że go nie ma, skoro Tomasz Terlikowski go widział, to nie mam powodu mu nie wierzyć, ale być może chodzi tu o definicję "antysemityzmu", która została ostatnio mocno rozszerzona przez pseudonaukowych hohsztaplerów, między innymi na krytykę państwa izraelskiego, czy Żydów en bloc.
Na pewno, jak na całym świecie, Polaków mocno poruszają zdjęcia zabitych w Strefie Gazy, szczególnie zabitych dzieci. Wydaje mi się jednak, że nie to, jakby to brutalnie nie zabrzmiało, jest głównym powodem, dla którego Polacy przestali jako społeczeństwo wspierać Izrael. Sytuacja ma korzenie w styczniu 2018 roku, kiedy zostaliśmy zaskoczeni tyleż kłamliwym i niesprawiedliwym, co masowym atakiem.
I dziś, po tym jak zebrali i ciągle zbierają razy, Polakom łatwiej identyfikować się z atakowanymi Palestyńczykami (nawiasem mówiąc czy to niewątpliwie skuteczniejsza propaganda izraelska, czy działania takie jak wykluczanie Palestyńczyków z aktywności w mediach społecznościowych, wydają nam się dziwnie znajome) niż z Izraelczykami.
Nie wiem czy da się tu coś odbudować, ale myślę sobie, że polityczne i wszelkie inne elity Izraela, które budują popularność często na otwartej wrogości wobec Polski i Polaków, powinny się zastanowić nad tym, czy na pewno chodziło im o to żeby pozbawić się pod postacią Polski, jednego z ostatnich przyjaciół w Europie.