Pandemia sprawiła, że część księży ewangelizuje przez internet. Ale sakramentów św. komputer nam nie udzieli

Od rozpoczęcia pandemii znaleźć można w internecie wiele ogólnopolskich aktywności religijnych, także prowadzonych przez księży czy całe zakony. Na popularności zyskał m.in. ks. Teodor Sawielewicz – prosty wikary z Oleśnicy, który na codziennym różańcu na kanale Teobańkologia codziennie gromadzi dziesiątki tysięcy internautów. Dużą popularnością w skali kraju cieszą się też kazania salezjanina ks. Dominika Chmielewskiego, wiele osób odtwarza dawne nauczania zmarłego przed rokiem ks. Piotra Pawlukiewicza. Są jednak i tacy kapłani, którzy nie są znani tak szerokim rzeszom wiernych, ale w miarę swych możliwości i zdolności starają się „online” służyć wiernym na parafialnym podwórku.
Pochodzący z podgliwickich Czechowic i parafii św. Jerzego w Łabędach ks. Marek Konowol, z rokitnicką parafią związany jest zaledwie od września ubiegłego roku. Już jednak dał się poznać wiernym jako duszpasterz niezwykle pogodny, życzliwy i niemal zawsze uśmiechnięty. Z sumiennością stara się służyć godnie Bogu i ludziom, a w czerwcu obchodzić będzie jubileusz 10-lecia przyjęcia święceń kapłańskich.
– Moja droga do kapłaństwa wcale nie była taka oczywista. Do początku szkoły podstawowej miałem duże opory z chodzeniem do kościoła. Rodzice i dziadkowie dzielili się oczywiście ze mną świadectwem swojej wiary, jednakże jakoś mnie nie ciągnęło na msze święte. Wszystko nagle odmieniło się w tym sercu dziecka wraz z przyjęciem przeze mnie I komunii świętej. Zacząłem coraz częściej zaglądać do świątyni, a niedługo potem zostałem ministrantem
– wspomina w rozmowie z TS ks. Marek.
Jak dodaje, wybór drogi życiowej był bardzo przemyślaną decyzją, do której długo dojrzewał. Widział się bowiem w życiu małżeńskim i rodzinnym, ale ostatecznie poczuł w sercu powołanie do kapłaństwa. Gdy przyjmował jednak święcenia, nawet nie podejrzewał, w jakich warunkach przyjdzie mu za dekadę głosić Ewangelię i samemu zmagać się z covidem tak wiernych, jak i „swoim”.
Ewangelizacja w wirtualnej sieci
- Pomysł na wykorzystanie mediów społecznościowych w internecie do ewangelizacji zrodził się we mnie przed rokiem, gdy byłem jeszcze wikariuszem w parafii w Miasteczku Śląskim. Był tam taki zwyczaj, że właśnie do wikarego należało prowadzenie rekolekcji szkolnych dla dzieci i młodzieży. A że szkoła pracowała w trybie zdalnym, postanowiłem nagrać owe rekolekcje i udostępnić je w internecie, dokładnie na kanale Youtube oraz na Facebooku. Początki oczywiście nie były łatwe, musiałem się przestawić na mówienie do kamerki w telefonie zamiast do żywych wiernych przed oczami. Na szczęście zawiązała się nawet taka kilkuosobowa grupa młodych ludzi, która pomagała mi to wszystko ogarnąć. Jeden odcinek nagraliśmy w klasztorze w Prudniku, drugi na Jasnej Górze, a w trzecim różne sceny biblijne odgrywali sami uczniowie. Pomysł chwycił i sprawdził się. Równocześnie transmitowałem msze święte i nabożeństwa. Po komentarzach wiernych widziałem, że pomysł się sprawdził
– wspomina kapłan.
Potem nastały wakacje i wydawało się, że wirus jest w odwrocie. Ale pomysł na internetowy kanał z „nieKazaniami” nadal był kontynuowany. Także po wyznaczeniu księdza do nowej dla niego parafii właśnie w Zabrzu – Rokitnicy. Samej nazwy kanału postanowił nie zmieniać, natomiast w domowej scenerii służącej za tło do nagrań domalował szyb górniczy, by w ten sposób nawiązać do historii nowego miasta swej posługi. Jesienią okazało się jednak, że wraz ze wzrostem zakażeń potrzeby są znacznie większe. Ks. Marek w uzgodnieniu z proboszczem ks. Zygfrydem Sordonem zaczął regularnie transmitować trzy niedzielne msze, zaś w czasie Wielkiego Postu także Drogę Krzyżową z kościoła i nabożeństwo Gorzkich Żali z głoszonym przez niego kazaniem pasyjnym. Zaś w trakcie Triduum Paschalnego umożliwił zdalne obejrzenie wszystkich celebracji ponad 300 rodzinom w parafii. Niezależnie od transmisji na żywo, wiele z nagranych odcinków zamieszcza potem na stałe w internecie, by każdy parafianin mógł po nie sięgnąć w dowolnej chwili.
Oko w oko z covidem
Był jednak moment, kiedy nie tylko owe transmisje, ale życie kapłana stanęło pod znakiem zapytania. Jesienią ub.r. sam zachorował na covid, wraz z proboszczem i księdzem rezydentem. Właśnie wtedy postanowił umieszczać w internecie nagrania ze swego chorowania, w których opowiadał, jak się czuje i co przeżywa.
- Nie powiem, na początku choroby był stres i niepewność, bo mimo młodego wieku sam mam choroby współistniejące. Dzięki Bogu u mnie covid przebiegał dość łagodnie. Ale nie po to mówiłem o tym publicznie by się obnosić, tylko by wlać nadzieję i spokój w serca innych parafian, przerażonych i wystraszonych całą tą sytuacją zdrowotną wokół nas. Chciałem pokazać, że tę chorobę można przejść i nie musi ona zawsze oznaczać spraw ostatecznych. Aczkolwiek na spotkanie z Panem Bogiem zawsze musimy być gotowi, zwłaszcza w tym wymiarze duchowym
– podkreśla ks. Marek. Jak dodaje, mimo przechorowania covida, udało mu się wrócić do pełni zdrowia i nie odczuwa żadnych poważniejszych powikłań.
– Wróciłem też do biegania rekreacyjnego, bo lubię sport. I wciąż potrafię pobiec z Rokitnicy aż do Tarnowskich Gór, a czasem i z powrotem. Nieraz tak pokonuję nawet do 20 kilometrów. Dzięki temu staram się odbudowywać odporność i sam namawiam też do tego wiernych
– dodaje ks. Marek.
Kapłan odbiera wiele sygnałów zwrotnych od parafian wskazujących na to, że jego aktywność ewangelizacji poprzez internet jest dostrzegana i doceniana. Parafianie nie tylko oglądają transmisje i nagrane odcinki, ale także piszą komentarze i wysyłają do niego maile. Ks. Marek zwraca jednocześnie uwagę na niezwykle istotny aspekt. Chodzi bowiem o to, by oglądanie mszy i nabożeństw w internecie nie przysłoniło nam istoty żywego i osobistego uczestniczenia w sakramentach (eucharystii, komunii św., spowiedzi), które są kluczowe w naszej drodze ku zbawieniu.
- Jest to dla mnie ważne, kiedy widzę rosnącą liczbę subskrybentów i widzów transmisji. Cieszę się, że mogę pomóc w spotkaniu z Panem Bogiem „on line”, w internecie. Z pewnością jest to jednak rozwiązanie czasowe, z niecierpliwością czekam na ten moment, kiedy wszyscy będziemy mogli spotkać się „na żywo” podczas liturgii z żyjącym w sakramentach Jezusem Chrystusem
– podkreśla kapłan.