Aleksandra Jakubiak: Jestem kolibrem w Jego dłoniach
Mój Pan umiera. Wyszydzony, skatowany. Ten, który jako jedyny potrafi sprawić, że moja dusza śpiewa, że w radości totalnej wykonuje taniec szalonego kolibra. Jestem kolibrem w Jego dłoniach. Tych samych, które wyciągają Mu teraz i przybijają do drewnianej belki. Tych samych, które przeszyte ostrym żelazem drgają od porażonych nerwów.
Mój Pan spogląda na Ojca i oddaje Mu się w zaufaniu. Wierzy w tej najczarniejszej godzinie świata. Nie widzi, wierzy.
Mój Pan patrzy na mnie, na całe moje życie, na wszystkie ciosy, które otrzymałam, na wszystkie ciosy, które oddawałam, na wszystkie świństwa, na radość, na ból, na smród, na małość, na heroizm i mówi ze wzrokiem przyćmionym cierpieniem: warto, warto, zrobiłbym to znowu, gdyby było trzeba i siedemdziesiąt siedem razy. Obdarza mnie spojrzeniem pełnym zachwytu.
Wyciągam rękę, dotykam Krzyża, patrzę jak mój Pan pokonuje świat, jak Jego miłość do mnie przepala rzeczywistość, zasklepia moje rany, wygładza blizny, staje w obronie wobec oskarżenia, pulsuje mi w żyłach. Moja ręka stapia się z drewnem w tej najczarniejszej godzinie świata i w błysku, który zaraz da mi życie. Przykładam głowę do drewna, czy ja umiem tak zaufać? Czy umiem oddać Mu wszystko, aż do ostatniego pragnienia i aż do ostatniej słabości? Każdy upadek? Spokojnie, „Miłość cierpliwa jest”.
Ręce mojego Pana zwisają już nieruchomo. Jestem kolibrem w Jego dłoniach. Milknę. Czekam.
źródło: YT