[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Czy prawda, którą głosisz kogokolwiek wyzwala?
Trzy obrazy ludzi Boga: Eliasz rozpoznający Pana w lekkim powiewie; sól i światło oraz Jezus dający słuchającym Go uczniom rewolucyjne przykazanie miłości nieprzyjaciół. To, co dzieje się obecnie w przestrzeni społeczno-medialnej chyba domaga się tej biblijnej oprawy.
Ten świat choruje na brak obiektywnych odniesień, każda „prawda”, którą wymyśli sobie ktokolwiek, choćby najbardziej kupy się nie trzymała, ma stawać się respektowaną przez innych racją. Opinia urasta do rangi dogmatu, komentujący do miana eksperta. Cywilizacja ulega dekompozycji.
Jednak nie o tym chcę coś powiedzieć, nie o bojówkarzach, nie o aktywistach jakiejkolwiek wrogiej ideologii, ani tych ulicznych, ani salonowych. A o nas.
O tym, czy ja umiem - na tych całkiem innych, często wrogich - patrzeć jak Jezus? Czy ja w ogóle tego chcę? Czy mam wolę pytać, co by tutaj Jezus zrobił? Czy ja chcę być faktycznie Jego uczniem? Czy może po prostu, broniąc siebie, uważam się za chrześcijańskiego bojownika?
Tylko, że chrześcijaństwo to nie ideologia, a spotkanie - ciagle spotykanie, wręcz trwanie we wzajemnej obecności Boga i człowieka, Można o tym Bogu i tym człowieku powiedzieć „kilka” obiektywnych prawd i należy to robić, ale to nie określanie jest sednem.
Mówiłam wcześniej o trzech biblijnych obrazach, to dodam jeszcze dwa inne - obrazy wypaczonej religijności - które mi się ostatnio przypominają - błogosławiący broń do wyrzynania Lachów ukraińscy nacjonalistyczni duchowni i młody, trzydziestoparoletni mężczyzna w koszulce z napisem: „Polska - obrońcy chrześcijaństwa” siedzący w tramwaju i grający w gry na smartphonie, podczas kiedy nad nim stoi spokojnie kilka kobiet, większość kilkadziesiąt lat od niego starsza. Miałam „przyjemność” taki tramwajowy obrazek niedawno widzieć na żywo.
Wiem, że oba te przykłady są skrajne, są wypaczeniem na tyle jaskrawym - każdy inaczej rzecz jasna, że nikt nie chce się z nimi identyfikować. Ale czy pielęgnowanie niechęci, pogarda, brak miłości też nie są? Żeby było jasne, mówiąc o miłości i nienawiści, nie mam na myśli emocji, a postawy.
O to wszystko pytam w pierwszej kolejności siebie. Odpowiedź często smuci. Tylko że po ludzku po prostu nie da się osób wrogich kochać. Jedynie głęboka zażyłość i przelewanie z Jezusowego Serca jest w stanie mnie do tego uzdolnić.
Wciąż kołacze mi się po głowie to samo pytanie: czy ja naprawdę chcę być jak On?
I jeszcze jedna ważne sprawa. Informowanie, wyjaśnianie własnego stanowiska oraz - w wypadku przestępstw - zastosowanie państwowego prawa, jest nie tylko dozwolone, ale czasem wręcz konieczne. Istnieją jednak dwa rodzaje zastosowania prawdy - do wyzwolenia i do pognębienia.
Duch Święty, poza tym, że nas pociesza i podnosi, pokazuje nam także nasz grzech, to cześć prawdy o nas i On przed nią nie ucieka. Jednak w Jego „ustach” prawda wyzwala, bo nie jest podawana w odłączeniu od miłości i poszanowania godności nas, jako dzieci Boga. Diabeł pokazuje nam prawdę o naszej grzeszności odartą z wartości. Taka prawda zabiła już niejednego. Ona ma też inną właściwość, budzi rozpacz, ta z kolei agresję.
W jaki sposób my prawdę innym mówimy? W taki, by doznali zbawienia? Czy niekoniecznie?
Ostatni dziś obraz, to obraz zaatakowanej ciężarówki - żeby było jasne, zdecydowanie jestem przeciwna tej napaści - tylko czy on wyzwalał?