[Tylko u nas] Bruszewski: Arabskie gangi rządzą europejskimi ulicami. Zwolennicy imigracji milczą

W stolicy Burgundii – Dijon doszło do starć między muzułmańskimi imigranckimi środowiskami z Maghrebu i Czeczenii. Iskrą, którą rozpaliła ogień zamieszek na ulicach francuskiego miasta było pobicie przez dilerów narkotykowych algierskiego pochodzenia 16-letniego Czeczena. Wendeta ze strony imigrantów oraz uchodźców z Kaukazu zamieniła ulice Dijon w pole walki. W ruch z obu stron poszły maczety, broń palna i okrzyki „Allahu akbar”. W akcie desperacji mer miasta poprosił Paryż o pomoc. Politycznie poprawne media spłycają problem do wąskiego tematu pojedynku gangów, czyli przestępczości kryminalnej. Z kolei politycy odpowiedzialni za otwieranie europejskich granic dla masowej imigracji z Azji i Afryki po prostu milczą.
 [Tylko u nas] Bruszewski: Arabskie gangi rządzą europejskimi ulicami. Zwolennicy imigracji milczą
/ Pixabay.com
Można by stwierdzić, że najbardziej na maghrebsko-czeczeńskiej bitwie w Dijon ucierpiał francuski prestiż, bo cóż to za państwo, którego obywatele śmieją się w nos stróżom prawa uznając jedynie zasady obowiązujące w ich diasporze. Problem w tym, iż w 2020 roku wydarzenia z Burgundii nikogo już nie dziwią, a raczej zaskoczyłaby cały świat sytuacja odwrotna – gdyby obie strony konfliktu próbowały ten spór toczyć na sali sądowej V Republiki. Z perspektywy ostatnich lat i tego jak kryzys migracyjny nałożył się na uśpione wcześniej podkłady konfliktów etnicznych wewnątrz państw zachodniej Europy brzmi to karkołomnie. Przez ostatnie lata wiele felietonów, reportaży i wykładów poświęciłem temu zagadnieniu, więc nie planuję się we wszystkim powtarzać. Natomiast warto odświeżyć pytanie o milczenie europejskich elit odpowiedzialnych za ten stan rzeczy, tych którzy zwłaszcza pięć lat temu dociskali kolanem absurdalną koncepcję otwierania europejskich granic dla masowej migracji - mobilizując tym samym wędrówki ludów. Przecież każda polityczna akcja ma swoją reakcję. Temat jest nad Wisłą bardzo aktualny ponieważ jednym z kandydatów w prezydenckich wyborach jest szefujący warszawskiemu ratuszowi Rafał Trzaskowski. W dobie najbardziej gorącej dyskusji czy przyjmować uchodźców do Polski był on wiceministrem spraw zagranicznych, a nawet więcej, bo firmującym swoją twarzą koncepcję rządu Ewy Kopacz, iż Warszawa na wstępne przyjęcie uchodźców się zgadza (wyłamując się z odmiennej opinii Grupy Wyszehradzkiej). Co medialna wypowiedź różnych polityków ówczesnego rządu padała inna „kwota” uchodźców, więc nie będę się koncentrował na samej liczbie ale czymś o wiele ważniejszym, czyli filozofii w podejściu do samego problemu. To co mówił wówczas minister Trzaskowski było w zasadzie symptomatyczne dla europejskich elit. Politycy odpowiedzialni w zachodniej Europie za przeforsowanie takich pomysłów głosili teorię o rzekomym związku „relokacji” i pomocy humanitarnej. W mojej opinii w dyskusji o imigracji do Europy kłębi się od oparów absurdu.

Pierwszy absurd, który obnaża sytuacja z Dijon jest związany z brakiem konsekwencji w działaniu europejskich polityków. W trakcie masowej migracji na terytorium Unii Europejskiej, aby fizyczne przejście uchodźców czy też imigrantów na teren kraju członkowskiego doszło do skutku należało złamać prawo, to znaczy przymknąć oko na zasadę nienaruszalności granic. W końcu forsowali oni zewnętrzne granice unijne. Zazwyczaj nielegalne przekraczanie granic jest uznawane za przestępstwo, ale gdy już tworzy się precedens i akceptuje ten stan rzeczy to dziwnie wygląda płacz nad kolejnymi przestępczymi ekscesami. Jeśli prawo krajowe czy unijne nie działa to jakie inne normy będą stosowane? Klanowe lub religijne, zwłaszcza że to właśnie prawo w tych diasporach w większości wypadków ma pierwszeństwo. Czy pamiętacie jak osobom, które nie popierały „przyjmowania” uchodźców wmawiano, iż nie pomagają ofiarom wojny? Ten emocjonalny szantaż był podszyty kolejnym kuriozum, ponieważ gdy mówiłem, że należy odbudować kurdyjskie Kobane, syryjskie Aleppo czy irackie Karakosz – zwłaszcza szkoły, szpitale i zakłady pracy, z automatu dla europejskich elit trafiałem do szufladki islamofoba bez serca, który nie chce wesprzeć potrzebujących. To sytuacja postawiona na głowie. Przecież absurdem jest pogląd, że odpływ kolejnych pokoleń z danego państwa poszkodowanego wojną lub ekonomiczną katastrofą pozwoli taki kraj odbudować. A ten exodus kolejnych pokoleń zamieni się w cykliczną wędrówkę ludów jeśli nic w tym kraju nie odbudujemy i nie podniesiemy go na nogi, prawda? Co będzie z państwem z którego uciekną nauczyciele, lekarze i młodzież? Koło się zamyka. Filozofia pomocy humanitarnej i rozwojowej „na miejscu” jest realistycznym, pragmatycznym i sensownym rozwiązaniem i to ona w pierwszej kolejności może być określana jako wsparcie potrzebujących, walczy nie tylko z klęską głodu, ale z tej klęski przyczynami. Jest emanacją doktryny pracy u podstaw. Ponadto pamiętajmy o grupie tzw. uchodźców wewnętrznych (IDP), których nie stać, nie tyle na ucieczkę do najbliższego bezpiecznego państwa (z własnej ojczyzny) ale ledwo im starcza, by wydostać się do pierwszego bezpiecznego miasta w kraju, w którym toczy się wojna. Z samego ich zachowania widzimy, więc że są grupą najbardziej poszkodowaną i najsłabszą. Dlaczego europejskie elity o nich zapomniały? 

Kolejnym dziwactwem polityków nadskakujących multi-kulti był określanie każdego imigranta lub uchodźcę Syryjczykiem. Oczywiście wojna w Syrii była częstym tematem w mediach i faktycznie ucieczka uchodźców z tego kraju do Turcji miała miejsce, ale znajmy granicę bałamucenia. Wmawianie ludziom, że exodus imigracji zarobkowej z subsaharyjskiej Afryki ma coś wspólnego z walkami nieboszczki Wolnej Armii Syrii to nadużycie. Oczywiście nie przeczę, że w Afryce jest bieda od której ludzie chcą uciec i taka emigracja nie jest zaskakująca. Dlaczego nikt jednak nie zapyta retorycznie co spowodowało taki, a nie inny stan? Chyba nie trzeba odpowiadać kto wyznaczał ołówkiem na mapie granice afrykańskich państw bez poszanowania lokalnych struktur społecznych i kto był odpowiedzialny za erę kolonizacji, która polegała na eksploatacji afrykańskiego kontynentu. Ten dzisiejszy demograficzny rewanżyzm za lata kolonializmu w postaci afrykańskiego naporu migracyjnego na zachodnią Europą z Polską nic wspólnego nie ma. Polacy nie przyłożyli ręki do cierpienia Afrykańczyków a potem mogli usłyszeć, iż nie „dzieląc się kwotami” uchodźców mają serce z kamienia i są „niehumanitarni”. Problem w tym, że zachodnie państwa którym kolonializm dzisiaj ciąży u szyi, mogą uczyć się od polskich misjonarzy katolickich i polskich organizacji humanitarnych, które starają się w konradowskim „Jądrze Ciemności” zbudować trochę lepszy, bezpieczniejszy, zdrowszy świat, także by ludzie stamtąd nie uciekali. Znowu więc Polacy odbudują Afrykę i Bliski Wschód, otworzą serca aby pomóc potrzebującym, a usłyszą z Berlina czy Paryża, że nie pomagają. Absurdalna sytuacja. Analogicznie umowa Sykes-Picot, która dzieliła granice na Bliskim Wschodzie też odbija się, po dzisiaj, geopolityczną czkawką. Polska to ostatni kraj któremu można cokolwiek zarzucić w sprawie historycznego podboju, dzielenia i okradania nacji Orientu czy Afryki, bo w tym procederze nie uczestniczyliśmy. Było hipokryzją zmuszanie Polaków do wypicia piwa, którego nie nawarzyli.

Z absurdów migracyjnych wspominam jeszcze ten niezmącony niczym spokój, iż w tak wielkiej ludzkiej masie na pewno islamscy terroryści nie postanowią przerzucić do Europy swoich ludzi. Finalnie okazało się, że na fali wędrówek ludów ISIS przetransportowała swoich zamachowców, ale przypomnę o jakim okresie mówimy – natężenie imigracji miało miejsce w latach 2015-2016, które dokładnie nakładają się z czasem ekspansji terytorialnej tzw. Państwa Islamskiego (a w kolejnych latach z jego upadkiem). Europejscy politycy nie byli w stanie dodać ze sobą tych dwóch ewidentnych faktów. Wiara, że weryfikacja milionów imigrantów i uchodźców będzie przebiegała bez przeszkód skończyła się brutalnie w czasie kolejnych zamachów terrorystycznych w Europie. Od polityków nie można wymagać, że przewidzą przyszłość, ale nie trzeba być Nostradamusem, aby dojść do takiej konstatacji, iż to wymarzona sytuacja dla islamistów. Ale to żer nie tylko dla terroryzmu, bo na tym procederze utuczyła się także mafia handlarzy ludźmi. Włoski „Corriere della Sera” podał kwotę jaką na nowych „złotych żniwach” obracają przestępcy. Grupy przemytników na przerzucie imigrantów przez Morze Śródziemne zarabiają rocznie 400 mln euro. Jeżeli zobrazujemy sobie sprawę kryzysu migracyjnego jako piramidę to paradoksalnie omawiany uchodźca czy imigrant nie jest na jej szczycie, ale na samym dole. Jeżeli jest chrześcijaninem lub Jazydem i porzuca swój dom to obóz dla uchodźców w Europie wcale nie będzie dla niego przyjaznym miejscem. Nie ma czasu, pieniędzy i zrozumienia  w europejskich urzędach dla tak skomplikowanych potrzeb tej mozaiki etniczno-religijnej. Nie ma „mocy przerobowych”, by izolować w obozach jedne etniczne grupy od drugich – dochodzi więc do prześladowań przed którymi wiele tych grup uciekało. Starć między grupami. Mikro-wojen przed którymi w skali „makro” uciekali. Jeśli imigrant ucieka z serca Afryki nie ma gwarancji, że Europę w ogóle zobaczy na oczy ponieważ może zostać porwany i sprzedany na arabskim targu niewolników w Libii. A samo dostanie się do obozu też – pamiętajmy – nie jest niczyim szczytem marzeń, nie jest społecznym rozwiązaniem, a indywidualnie jest formą wegetacji, która u młodych dumnych ludzi przeradza się we frustrację, a stąd łatwa droga do radykalizmu. Oczywiście to nie jest wina pracowników humanitarnych, którzy starają się pomagać. Nikt nie ma pretensji do marynarzy, gdy nerwowo biegają zatykać kolejne dziury powstałe w kadłubie. Oddają sprawie swojej serce, a czasami zdrowie i życie. Natomiast do polityków, którzy całą sytuację zaprojektowali już można a nawet trzeba mieć pretensje i powinno się podchodzić do sprawy z krytycyzmem. Jak do pijanego kapitana okrętu, który wpłynął przez nonszalancję na skały. Czy efekt finalny wynikał z większego planu, który nie udało się zrealizować, albo z mniejszego, który im wyszedł – nie ma to znaczenia, kończy się niebezpieczeństwem na ulicach i drastycznymi zmianami cywilizacyjnymi. Bitwa między Czeczenami a Algierczykami na francuskich ulicach naprawdę nie jest niczym nadzwyczajnym i to nie pierwszy taki bój gdy do Europy przeniesiono miniaturkę wojen etnicznych z Bliskiego Wschodu, Kaukazu czy Afryki. 

Jeżeli wierzono, że imigranci po przekroczeniu granicy odetną się od swoich rodziców, religii i historii to takie myślenie było wielką naiwnością. Europejskie elity sądziły, że imigranci będą papugowali ich zachowanie. Rugując wcześniej chrześcijańskie fundamenty w państwach, w których rządzą nie stworzyli wcale wzorca z Sevres, który by imponował młodym muzułmanom. Nie są żadnymi trendsetterami, idolami. W zasadzie bardziej ułatwili robotę islamistom i arabskim gangom. Mobilizowanie wędrówek ludów jest też w aspekcie cywilizacyjnym nie fair wobec regionów z których uciekają. To jak wyrywanie drzewa z korzeniami. Może warto się zastanowić dlaczego chrześcijańscy kapłani na Bliskim Wschodzie błagają, by ich parafianie nie porzucali domów i zostali na ziemi, gdzie nauczał Jezus Chrystus i jego pierwsi uczniowie. A Unia Europejska z majaczącym na horyzoncie regresem demograficznym Europy i zmobilizowanym masowym exodusem Afryki i Azji wygląda jak chodząca sprzeczność, nowa mapa w której urządzają się bastiony różnych cywilizacji. Może ktoś już rysuje ołówkiem inne linie granic? Piszę zarówno o imigrantach jak i uchodźcach, nie pytam czy uciekali przed ostrzałem, politycznymi prześladowaniami czy biedą. Natomiast tego samego o sobie nie mogą powiedzieć europejskie elity, które wtoczyły ludzi w ten system „kwot” i próbowały ich „relokować” – bardzo humanitarna terminologia z pewnością świadcząca o etyce autorów tego społecznego eksperymentu.  Wczoraj obchodziliśmy tzw. Dzień Uchodźcy.

Michał Bruszewski
 

 

POLECANE
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika gorące
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika

1 maja ludzie pracy z całej Polski przybywają do Kalisza, aby wspólnie uczestniczyć Ogólnopolskiej Pielgrzymce Robotników do św. Józefa. Podczas tej wyjątkowej uroczystości pracownicy i pracodawcy jednoczą się, by razem modlić się o wstawiennictwo patrona ludzi pracy.

Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć! gorące
Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć!

W Wielkim Tygodniu – gdy wspominaliśmy męczeńską śmierć Jezusa – wielu Polaków usłyszało o niewinnej śmierci… 9-miesięcznego Felka (takie zmienione imię nadali mu dziennikarze „Gazety Wyborczej”).

Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat z ostatniej chwili
Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat

Znany kucharz Tomasz Jakubiak zmarł 30 kwietnia 2025 roku w wieku 41 lat. Informację przekazała jego rodzina.

Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem z ostatniej chwili
Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem

Krótko trwała środowa rozmowa na Kanale Zero z kandydatem na prezydenta Maciejem Maciakiem. Krzysztof Stanowski wyszedł ze studia, po tym, jak Maciak chwalił Putina.

Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski gorące
Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski

Inżynieria przymusowej migracji stała się bezprecedensową formą nacisku, za pomocą której Federacja Rosyjska realizuje swoje interesy geopolityczne. Wszystko wskazuje na to, że cichymi wspólnikami Rosji w planach zdestabilizowania państwa polskiego są Niemcy. Działania rządu w Berlinie idealnie wpisują się w rosyjską strategię. Czy to oznacza, że aktualna mimo wojny na Ukrainie budowa przestrzeni od Władywostoku do Lizbony ma się dokonać na gruzach państwa i Narodu Polskiego?

Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie

Rafał Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami Olsztyna na miejskiej plaży. Fragment przemówienia kandydata KO wzbudził spore zainteresowanie internautów.

Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych z ostatniej chwili
Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych

29 kwietnia 2025 r. poseł Mathilde Panot i europoseł Manon Aubry dostarczyły do Warszawy 300 pigułek aborcyjnych. Francuzki zapowiedziały, że wyślą ich więcej.

Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu Wiadomości
Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu

Chociaż Niemcy publicznie deklarują odejście od rosyjskich surowców, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jak ujawnia niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, niemiecka państwowa spółka SEFE (następczyni niemieckiego oddziału Gazpromu) sprowadza do kraju ogromne ilości rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG) – często omijając własne zakazy i ukrywając faktyczny kierunek dostaw.

Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT z ostatniej chwili
Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT

KRRiT krytykuje wykluczenie Telewizji Republika z debaty prezydenckiej TVP z udziałem TVN i Polsatu, która odbędzie się 12 maja.

Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury gorące
Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła w środę dochodzenie w sprawie znieważenia Żydów oraz nawoływania do nienawiści w trakcie poniedziałkowej debaty kandydatów na prezydenta. Chodzi o zachowanie Grzegorza Brauna w trakcie debaty prezydenckiej "Super Expressu".

REKLAMA

[Tylko u nas] Bruszewski: Arabskie gangi rządzą europejskimi ulicami. Zwolennicy imigracji milczą

W stolicy Burgundii – Dijon doszło do starć między muzułmańskimi imigranckimi środowiskami z Maghrebu i Czeczenii. Iskrą, którą rozpaliła ogień zamieszek na ulicach francuskiego miasta było pobicie przez dilerów narkotykowych algierskiego pochodzenia 16-letniego Czeczena. Wendeta ze strony imigrantów oraz uchodźców z Kaukazu zamieniła ulice Dijon w pole walki. W ruch z obu stron poszły maczety, broń palna i okrzyki „Allahu akbar”. W akcie desperacji mer miasta poprosił Paryż o pomoc. Politycznie poprawne media spłycają problem do wąskiego tematu pojedynku gangów, czyli przestępczości kryminalnej. Z kolei politycy odpowiedzialni za otwieranie europejskich granic dla masowej imigracji z Azji i Afryki po prostu milczą.
 [Tylko u nas] Bruszewski: Arabskie gangi rządzą europejskimi ulicami. Zwolennicy imigracji milczą
/ Pixabay.com
Można by stwierdzić, że najbardziej na maghrebsko-czeczeńskiej bitwie w Dijon ucierpiał francuski prestiż, bo cóż to za państwo, którego obywatele śmieją się w nos stróżom prawa uznając jedynie zasady obowiązujące w ich diasporze. Problem w tym, iż w 2020 roku wydarzenia z Burgundii nikogo już nie dziwią, a raczej zaskoczyłaby cały świat sytuacja odwrotna – gdyby obie strony konfliktu próbowały ten spór toczyć na sali sądowej V Republiki. Z perspektywy ostatnich lat i tego jak kryzys migracyjny nałożył się na uśpione wcześniej podkłady konfliktów etnicznych wewnątrz państw zachodniej Europy brzmi to karkołomnie. Przez ostatnie lata wiele felietonów, reportaży i wykładów poświęciłem temu zagadnieniu, więc nie planuję się we wszystkim powtarzać. Natomiast warto odświeżyć pytanie o milczenie europejskich elit odpowiedzialnych za ten stan rzeczy, tych którzy zwłaszcza pięć lat temu dociskali kolanem absurdalną koncepcję otwierania europejskich granic dla masowej migracji - mobilizując tym samym wędrówki ludów. Przecież każda polityczna akcja ma swoją reakcję. Temat jest nad Wisłą bardzo aktualny ponieważ jednym z kandydatów w prezydenckich wyborach jest szefujący warszawskiemu ratuszowi Rafał Trzaskowski. W dobie najbardziej gorącej dyskusji czy przyjmować uchodźców do Polski był on wiceministrem spraw zagranicznych, a nawet więcej, bo firmującym swoją twarzą koncepcję rządu Ewy Kopacz, iż Warszawa na wstępne przyjęcie uchodźców się zgadza (wyłamując się z odmiennej opinii Grupy Wyszehradzkiej). Co medialna wypowiedź różnych polityków ówczesnego rządu padała inna „kwota” uchodźców, więc nie będę się koncentrował na samej liczbie ale czymś o wiele ważniejszym, czyli filozofii w podejściu do samego problemu. To co mówił wówczas minister Trzaskowski było w zasadzie symptomatyczne dla europejskich elit. Politycy odpowiedzialni w zachodniej Europie za przeforsowanie takich pomysłów głosili teorię o rzekomym związku „relokacji” i pomocy humanitarnej. W mojej opinii w dyskusji o imigracji do Europy kłębi się od oparów absurdu.

Pierwszy absurd, który obnaża sytuacja z Dijon jest związany z brakiem konsekwencji w działaniu europejskich polityków. W trakcie masowej migracji na terytorium Unii Europejskiej, aby fizyczne przejście uchodźców czy też imigrantów na teren kraju członkowskiego doszło do skutku należało złamać prawo, to znaczy przymknąć oko na zasadę nienaruszalności granic. W końcu forsowali oni zewnętrzne granice unijne. Zazwyczaj nielegalne przekraczanie granic jest uznawane za przestępstwo, ale gdy już tworzy się precedens i akceptuje ten stan rzeczy to dziwnie wygląda płacz nad kolejnymi przestępczymi ekscesami. Jeśli prawo krajowe czy unijne nie działa to jakie inne normy będą stosowane? Klanowe lub religijne, zwłaszcza że to właśnie prawo w tych diasporach w większości wypadków ma pierwszeństwo. Czy pamiętacie jak osobom, które nie popierały „przyjmowania” uchodźców wmawiano, iż nie pomagają ofiarom wojny? Ten emocjonalny szantaż był podszyty kolejnym kuriozum, ponieważ gdy mówiłem, że należy odbudować kurdyjskie Kobane, syryjskie Aleppo czy irackie Karakosz – zwłaszcza szkoły, szpitale i zakłady pracy, z automatu dla europejskich elit trafiałem do szufladki islamofoba bez serca, który nie chce wesprzeć potrzebujących. To sytuacja postawiona na głowie. Przecież absurdem jest pogląd, że odpływ kolejnych pokoleń z danego państwa poszkodowanego wojną lub ekonomiczną katastrofą pozwoli taki kraj odbudować. A ten exodus kolejnych pokoleń zamieni się w cykliczną wędrówkę ludów jeśli nic w tym kraju nie odbudujemy i nie podniesiemy go na nogi, prawda? Co będzie z państwem z którego uciekną nauczyciele, lekarze i młodzież? Koło się zamyka. Filozofia pomocy humanitarnej i rozwojowej „na miejscu” jest realistycznym, pragmatycznym i sensownym rozwiązaniem i to ona w pierwszej kolejności może być określana jako wsparcie potrzebujących, walczy nie tylko z klęską głodu, ale z tej klęski przyczynami. Jest emanacją doktryny pracy u podstaw. Ponadto pamiętajmy o grupie tzw. uchodźców wewnętrznych (IDP), których nie stać, nie tyle na ucieczkę do najbliższego bezpiecznego państwa (z własnej ojczyzny) ale ledwo im starcza, by wydostać się do pierwszego bezpiecznego miasta w kraju, w którym toczy się wojna. Z samego ich zachowania widzimy, więc że są grupą najbardziej poszkodowaną i najsłabszą. Dlaczego europejskie elity o nich zapomniały? 

Kolejnym dziwactwem polityków nadskakujących multi-kulti był określanie każdego imigranta lub uchodźcę Syryjczykiem. Oczywiście wojna w Syrii była częstym tematem w mediach i faktycznie ucieczka uchodźców z tego kraju do Turcji miała miejsce, ale znajmy granicę bałamucenia. Wmawianie ludziom, że exodus imigracji zarobkowej z subsaharyjskiej Afryki ma coś wspólnego z walkami nieboszczki Wolnej Armii Syrii to nadużycie. Oczywiście nie przeczę, że w Afryce jest bieda od której ludzie chcą uciec i taka emigracja nie jest zaskakująca. Dlaczego nikt jednak nie zapyta retorycznie co spowodowało taki, a nie inny stan? Chyba nie trzeba odpowiadać kto wyznaczał ołówkiem na mapie granice afrykańskich państw bez poszanowania lokalnych struktur społecznych i kto był odpowiedzialny za erę kolonizacji, która polegała na eksploatacji afrykańskiego kontynentu. Ten dzisiejszy demograficzny rewanżyzm za lata kolonializmu w postaci afrykańskiego naporu migracyjnego na zachodnią Europą z Polską nic wspólnego nie ma. Polacy nie przyłożyli ręki do cierpienia Afrykańczyków a potem mogli usłyszeć, iż nie „dzieląc się kwotami” uchodźców mają serce z kamienia i są „niehumanitarni”. Problem w tym, że zachodnie państwa którym kolonializm dzisiaj ciąży u szyi, mogą uczyć się od polskich misjonarzy katolickich i polskich organizacji humanitarnych, które starają się w konradowskim „Jądrze Ciemności” zbudować trochę lepszy, bezpieczniejszy, zdrowszy świat, także by ludzie stamtąd nie uciekali. Znowu więc Polacy odbudują Afrykę i Bliski Wschód, otworzą serca aby pomóc potrzebującym, a usłyszą z Berlina czy Paryża, że nie pomagają. Absurdalna sytuacja. Analogicznie umowa Sykes-Picot, która dzieliła granice na Bliskim Wschodzie też odbija się, po dzisiaj, geopolityczną czkawką. Polska to ostatni kraj któremu można cokolwiek zarzucić w sprawie historycznego podboju, dzielenia i okradania nacji Orientu czy Afryki, bo w tym procederze nie uczestniczyliśmy. Było hipokryzją zmuszanie Polaków do wypicia piwa, którego nie nawarzyli.

Z absurdów migracyjnych wspominam jeszcze ten niezmącony niczym spokój, iż w tak wielkiej ludzkiej masie na pewno islamscy terroryści nie postanowią przerzucić do Europy swoich ludzi. Finalnie okazało się, że na fali wędrówek ludów ISIS przetransportowała swoich zamachowców, ale przypomnę o jakim okresie mówimy – natężenie imigracji miało miejsce w latach 2015-2016, które dokładnie nakładają się z czasem ekspansji terytorialnej tzw. Państwa Islamskiego (a w kolejnych latach z jego upadkiem). Europejscy politycy nie byli w stanie dodać ze sobą tych dwóch ewidentnych faktów. Wiara, że weryfikacja milionów imigrantów i uchodźców będzie przebiegała bez przeszkód skończyła się brutalnie w czasie kolejnych zamachów terrorystycznych w Europie. Od polityków nie można wymagać, że przewidzą przyszłość, ale nie trzeba być Nostradamusem, aby dojść do takiej konstatacji, iż to wymarzona sytuacja dla islamistów. Ale to żer nie tylko dla terroryzmu, bo na tym procederze utuczyła się także mafia handlarzy ludźmi. Włoski „Corriere della Sera” podał kwotę jaką na nowych „złotych żniwach” obracają przestępcy. Grupy przemytników na przerzucie imigrantów przez Morze Śródziemne zarabiają rocznie 400 mln euro. Jeżeli zobrazujemy sobie sprawę kryzysu migracyjnego jako piramidę to paradoksalnie omawiany uchodźca czy imigrant nie jest na jej szczycie, ale na samym dole. Jeżeli jest chrześcijaninem lub Jazydem i porzuca swój dom to obóz dla uchodźców w Europie wcale nie będzie dla niego przyjaznym miejscem. Nie ma czasu, pieniędzy i zrozumienia  w europejskich urzędach dla tak skomplikowanych potrzeb tej mozaiki etniczno-religijnej. Nie ma „mocy przerobowych”, by izolować w obozach jedne etniczne grupy od drugich – dochodzi więc do prześladowań przed którymi wiele tych grup uciekało. Starć między grupami. Mikro-wojen przed którymi w skali „makro” uciekali. Jeśli imigrant ucieka z serca Afryki nie ma gwarancji, że Europę w ogóle zobaczy na oczy ponieważ może zostać porwany i sprzedany na arabskim targu niewolników w Libii. A samo dostanie się do obozu też – pamiętajmy – nie jest niczyim szczytem marzeń, nie jest społecznym rozwiązaniem, a indywidualnie jest formą wegetacji, która u młodych dumnych ludzi przeradza się we frustrację, a stąd łatwa droga do radykalizmu. Oczywiście to nie jest wina pracowników humanitarnych, którzy starają się pomagać. Nikt nie ma pretensji do marynarzy, gdy nerwowo biegają zatykać kolejne dziury powstałe w kadłubie. Oddają sprawie swojej serce, a czasami zdrowie i życie. Natomiast do polityków, którzy całą sytuację zaprojektowali już można a nawet trzeba mieć pretensje i powinno się podchodzić do sprawy z krytycyzmem. Jak do pijanego kapitana okrętu, który wpłynął przez nonszalancję na skały. Czy efekt finalny wynikał z większego planu, który nie udało się zrealizować, albo z mniejszego, który im wyszedł – nie ma to znaczenia, kończy się niebezpieczeństwem na ulicach i drastycznymi zmianami cywilizacyjnymi. Bitwa między Czeczenami a Algierczykami na francuskich ulicach naprawdę nie jest niczym nadzwyczajnym i to nie pierwszy taki bój gdy do Europy przeniesiono miniaturkę wojen etnicznych z Bliskiego Wschodu, Kaukazu czy Afryki. 

Jeżeli wierzono, że imigranci po przekroczeniu granicy odetną się od swoich rodziców, religii i historii to takie myślenie było wielką naiwnością. Europejskie elity sądziły, że imigranci będą papugowali ich zachowanie. Rugując wcześniej chrześcijańskie fundamenty w państwach, w których rządzą nie stworzyli wcale wzorca z Sevres, który by imponował młodym muzułmanom. Nie są żadnymi trendsetterami, idolami. W zasadzie bardziej ułatwili robotę islamistom i arabskim gangom. Mobilizowanie wędrówek ludów jest też w aspekcie cywilizacyjnym nie fair wobec regionów z których uciekają. To jak wyrywanie drzewa z korzeniami. Może warto się zastanowić dlaczego chrześcijańscy kapłani na Bliskim Wschodzie błagają, by ich parafianie nie porzucali domów i zostali na ziemi, gdzie nauczał Jezus Chrystus i jego pierwsi uczniowie. A Unia Europejska z majaczącym na horyzoncie regresem demograficznym Europy i zmobilizowanym masowym exodusem Afryki i Azji wygląda jak chodząca sprzeczność, nowa mapa w której urządzają się bastiony różnych cywilizacji. Może ktoś już rysuje ołówkiem inne linie granic? Piszę zarówno o imigrantach jak i uchodźcach, nie pytam czy uciekali przed ostrzałem, politycznymi prześladowaniami czy biedą. Natomiast tego samego o sobie nie mogą powiedzieć europejskie elity, które wtoczyły ludzi w ten system „kwot” i próbowały ich „relokować” – bardzo humanitarna terminologia z pewnością świadcząca o etyce autorów tego społecznego eksperymentu.  Wczoraj obchodziliśmy tzw. Dzień Uchodźcy.

Michał Bruszewski
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe