Istotnie, płynność dostaw medykamentów do aptek zaburzył brak importowanego komponentu, którego producentem są Chiny, ale to nie w tym tkwi istota problemu. Tak jak i dużo wcześniej, tak i teraz jest nią działalność mafii lekowej, która korzystając z różnicy cen masowo wywozi za granicę zwłaszcza drogie leki nowej generacji. Dla przykładu: ze świecą nie znajdzie się w aptekach Firmagonu, stosowanego w leczeniu raka gruczołu krokowego. Nie znajdzie się, bo jego cena bez refundacji wynosi 1357,61 zł, a z refundacją – 9,48 zł. Szacuje się, że rocznie z Polski wywozi się leki o wartości 2 mld zł.

Jednym z kanałów nielegalnego dostarczania leków są podmioty lecznicze. By temu przeciwdziałać, od przyszłego miesiąca wchodzi w życie zakaz jednoczesnego prowadzenia działalności leczniczej i tej polegającej na obrocie produktami medycznymi. Wywołało to protesty szpitali, prowadzących ogólnodostępne apteki, ale sprawa jest już przesądzona. Determinacja ministerstwa co do zaostrzenia walki z nielegalnym obrotem jest oczywista i protesty niczego nie zmienią.

Co kryje się tak naprawdę za brakami w aptekach? Sprawdził to dziennikarz tygodnika „Wprost” Karol Wasilewski, który na ogólnodostępnych portalach zamieścił ogłoszenie o tym, że kupi bez recepty każdą ilość leków na raka, cukrzycę, astmę i tarczycę. Płaci nawet dwukrotność ceny rynkowej. Po upływie kilku godzin otrzymał kilkanaście ofert. Oczywiście za pośrednictwem zaszyfrowanych, bezpiecznych dla nadawcy serwisów mailowych takich jak Tutanota lub Protonmail. Na przykład taką: „Od 80 do 100 opakowań każdego produktu na drugi dzień będą dostępne w dowolnym paczkomacie w Polsce”. „Wprost” stwierdza, że nie ma żadnego kryzysu lekowego, jest natomiast świetnie prosperujący czarny rynek. Trzeba z nim zaostrzyć walkę. Czy nowe przepisy, również ten o możliwości skazania na 10 lat więzienia za nielegalny wywóz leków za granicę, przyniosą ochronę rynku wewnętrznego? Tak, o ile będą stosowane.

Mieczysław Gil



#REKLAMA_POZIOMA#