Ryszard Czarnecki: Jan Olszewski i początki przemysłu pogardy

Dziennikarz i współautor filmu „Nocna zmiana” i książki „Lewy czerwcowy” Piotr Semka powiedział mi niedawno, już po śmierci Jana Olszewskiego, że tak naprawdę „przemysł pogardy” narodził się właśnie wtedy. Co prawda Piotr Zaręba ukuł to określenie na czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego – brutalnie i permanentnie zwalczanego przez lewicowo-liberalny establiszment – ale przedsmak tego rzeczywiście mieliśmy paręnaście lat wcześniej. Tyle, że prezydenta RP starano się mieszać z błotem przez pięć lat (a jego brata Jarosława Kaczyńskiego już przez ponad ćwierć wieku), a premiera RP przez sześć miesięcy.
/ TS, fot. Tomasz Gutry
1992 rok, czerwiec. Okładka tygodnika „Wprost”. Na niej fotografia premiera Jana Olszewskiego i wielki tytuł drukowanymi literami: NIENAWIŚĆ.
 
Rok 1992, czerwiec. Tuż po upadku rządu mecenasa Olszewskiego tekst w „Gazecie Wyborczej” Piotra Pacewicza, którego puentą są słowa o robactwie (sic!), które wypełzło przy okazji lustracji. W taki sposób określano „olszewików” (skojarzenie z bolszewikami oczywiste), ale w ogóle wszystkich ludzi, którzy bronili polskiego rządu A. D. 1992. Dehumanizujące? Jasne, ale tak wtedy było. Dziennikarz i współautor filmu „Nocna zmiana” i książki „Lewy czerwcowy” Piotr Semka powiedział mi niedawno, już po śmierci Jana Olszewskiego, że tak naprawdę „przemysł pogardy” narodził się właśnie wtedy. Co prawda Piotr Zaręba ukuł to określenie na czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego – brutalnie i permanentnie zwalczanego przez lewicowo-liberalny establiszment – ale przedsmak tego rzeczywiście mieliśmy paręnaście lat wcześniej. Tyle, że prezydenta RP starano się mieszać z błotem przez pięć lat (a jego brata Jarosława Kaczyńskiego już przez ponad ćwierć wieku), a premiera RP przez sześć miesięcy.
 
Olszewskiego zapamiętam jako jednego z najlepszych mówców, jakiego słyszałem w swoim długim politycznym życiu. Na świecie dla mnie niezrównany był lewicowy premier Jej Królewskiej Mości Tony Blair. Przemówienia Brytyjczyka w gmachu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie (2000) oraz w Parlamencie Europejskim (2005) były fascynujące. Ale gdy Jan Olszewski przemawiał w polskim Sejmie, była cisza jak makiem zasiał. Nie było wówczas takiego zbydlęcenia jak w Sejmie obecnej kadencji – do części posłów dzisiaj bardziej niż słowo „parlamentaryzm”, pasuje słowo „tłuszcza”. Wówczas szczytem chamstwa był pojedynczy okrzyk jakiegoś posła opozycji do naszego premiera  „kręcisz”! Dziś takie określenie wobec premiera Morawieckiego byłoby pewnie uznane przez resztę opozycji jako eufemizm, bo większość debat (jeżeli w ogóle można użyć tego słowa) toczy się na emocjonalnym „maksie”.
 
Zatem Olszewski przemawiał, a na Wiejskiej słychać było bzyczenie muchy. Słuchali go także ci, którzy za chwilę mieli go obalić. Obóz tych, którzy chcieli zgilotynować rząd, który chciał wejścia Polski do NATO i lustracji dzielił się na tych, którzy od początku byli w opozycji – jak postkomuniści (PSL wstrzymała się w głosowaniu o votum zaufania dla rządu) – i zdrajców, którzy najpierw gabinet Olszewskiego poparli, a potem wbili mu nóź w plecy. Ci zdrajcy to KLD z D. Tuskiem i J.K. Bieleckim. Trzeba przyznać, że ten drugi przynajmniej pojawił się na pogrzebie ś.p. Jana Olszewskiego jako były premier. Tuskowi zabrakło chęci i przyzwoitości, aby być w warszawskiej katedrze Św. Jana, choć był na mszy pogrzebowej za Pawła Adamowicza w Gdańsku.
 
Jestem na tyle długo w życiu publicznym aby dobrze wiedzieć, że wielu polityków potrafi nieźle mówić, ale znacznie mniej potrafi słuchać. Jan Olszewski słuchać potrafił. Nie tylko współpracowników, innych polityków, naukowców, ale też zwykłych ludzi, którzy przyjeżdżali do niego z odległych miejsc Polski, gdy nie pełnił już funkcji Prezesa Rady Ministrów. Wysłuchiwał ich nieraz godzinami w tej czy innej warszawskiej kawiarni. Może dlatego wiedział, jak i czym żyją Polacy – nie tylko ci na Krakowskim Przedmieściu.
 
A teraz napiszę coś, czego nie pisano i nie mówiono po śmierci szefa polskiego rządu z lat 1991-1992. My, którzy go wybraliśmy, a przynajmniej spora część z nas, mieliśmy poczucie, że ten rząd szybko stał się de facto rządem mniejszościowym. Chcieliśmy poszerzyć jego polityczne zaplecze. Diagnoza była – jak się okazało – słuszna, ale proponowane recepty różne. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, którego wówczas byłem jednym z najmłodszych posłów i rzecznikiem zawarło tak zwane „Trójporozumienie” z Porozumieniem Ludowym Gabriela Janowskiego i PSL, chcąc zapisać ZSL do obrony rządu. Inni myśleli o UD. Jednak PSL i UD wolało zagrać z Wałęsą w „zbijanego”. A za 2 lata Wałęsa „zbił się” sam....
 
*tekst ukazał się w marcowym numerze „Nowego Państwa”
 
 

 

POLECANE
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocław zapowiada jedną z najważniejszych inwestycji komunikacyjnych na zachodzie miasta. Węzeł „Kwiska” – dziś mocno obciążony ruchem i mało intuicyjny dla pasażerów – ma przejść metamorfozę porównywaną do tej na Placu Grunwaldzkim. Zmiany obejmą tramwaje, autobusy, rowerzystów i pieszych, a nowy układ przesiadkowy ma stać się jednym z najwygodniejszych w mieście.

Groźny wypadek z udziałem ambulansu. Cztery osoby w szpitalu Wiadomości
Groźny wypadek z udziałem ambulansu. Cztery osoby w szpitalu

Cztery osoby zostały poszkodowane po zderzeniu karetki pogotowia z samochodem osobowym w Ostrowcu Świętokrzyskim. Do wypadku doszło w poniedziałek około godziny 16:00 na skrzyżowaniu ulic Żeromskiego i Zagłoby. Ambulans przewrócił się na bok, a ratownicy oraz pasażerka drugiego pojazdu trafili do szpitala.

Gwiazda Barcelony wraca na boisko Wiadomości
Gwiazda Barcelony wraca na boisko

Niemiecki bramkarz Marc-Andre ter Stegen wrócił do treningów z piłkarską drużyną Barcelony cztery miesiące po operacji kręgosłupa. Według hiszpańskich mediów nie oznacza to jeszcze, że może być brany pod uwagę przez trenera Hansiego Flicka.

Polska była dla Żydów bezpieczną przystanią. Sprawcą Zagłady byli Niemcy tylko u nas
Polska była dla Żydów bezpieczną przystanią. Sprawcą Zagłady byli Niemcy

Oczywiste jest, że Instytut Jad Waszem (i nie tylko on) powinien wyraźnie podkreślać - zawsze i wszędzie - że to Niemcy na terenie okupowanej Polski wprowadzali rasistowskie, niemieckie prawo, jednocześnie dokonując ludobójstwa w imieniu państwa niemieckiego.

Fiasko spotkania Nawrocki-Orban. Zbigniew Bogucki tłumaczy z ostatniej chwili
Fiasko spotkania Nawrocki-Orban. Zbigniew Bogucki tłumaczy

W rozmowie z Polsat News szef Kancelarii Prezydenta RP Zbigniew Bogucki wytłumaczył powody odwołania spotkania Karola Nawrockiego z premierem Węgier Viktorem Orbanem.

Kryzys w niemieckich szkołach. Nauczyciele biją na alarm z ostatniej chwili
Kryzys w niemieckich szkołach. Nauczyciele biją na alarm

W Hesji narasta niepokój wśród nauczycieli szkół podstawowych. Prawie 1100 z nich podpisało obszerną rezolucję, w której opisują pogarszające się umiejętności uczniów oraz trudne warunki pracy. Dokument trafił już do heskiego ministerstwa edukacji.

Piłkarz Ekstraklasy aresztowany w związku z zarzutem gwałtu z ostatniej chwili
Piłkarz Ekstraklasy aresztowany w związku z zarzutem gwałtu

Piłkarz Radomiaka Ibrahima C. został w poniedziałek aresztowany na trzy miesiące w związku z przedstawionym mu zarzutem zgwałcenia mieszkanki Radomia – potwierdziła PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Aneta Góźdź.

Warszawiacy zaniepokojeni kolorem potoku. Służby wyjaśniają Wiadomości
Warszawiacy zaniepokojeni kolorem potoku. Służby wyjaśniają

Jaskrawozielona woda, którą od wczoraj można było zauważyć w Potoku Służewieckim, ponownie zaniepokoiła mieszkańców Służewa. Nietypowe zabarwienie było widoczne najpierw wzdłuż Doliny Służewieckiej, przy ulicy Puławskiej, a dziś najbardziej rzucało się w oczy dopiero poniżej bobrzej tamy przy ulicy Anody.

Ta ustawa tworzy realne zagrożenia. Nowe weto prezydenta Nawrockiego z ostatniej chwili
"Ta ustawa tworzy realne zagrożenia". Nowe weto prezydenta Nawrockiego

Rzecznik prezydenta RP Rafał Leśkiewicz poinformował na platformie X, że Karol Nawrocki podjął decyzję o zawetowaniu ustawy o rynku kryptoaktywów. "Prezydent Karol Nawrocki korzysta z konstytucyjnej prerogatywy weta tylko wtedy, kiedy przepisy zagrażają wolnościom Polaków, ich majątkowi i stabilności państwa. A ta ustawa takie realne zagrożenia tworzy" – podkreślił Leśkiewicz.

Burza po występie Kultu. Kazik wyjaśnia i ogłasza trudną decyzję z ostatniej chwili
Burza po występie Kultu. Kazik wyjaśnia i ogłasza trudną decyzję

Podczas koncertu Kultu w Zielonej Górze widzowie zwrócili uwagę, że lider grupy wygląda na bardzo zmęczonego i ich zdaniem występ powinien zostać przerwany. Nagrania i relacje szybko trafiły do sieci i wywołały dyskusję.

REKLAMA

Ryszard Czarnecki: Jan Olszewski i początki przemysłu pogardy

Dziennikarz i współautor filmu „Nocna zmiana” i książki „Lewy czerwcowy” Piotr Semka powiedział mi niedawno, już po śmierci Jana Olszewskiego, że tak naprawdę „przemysł pogardy” narodził się właśnie wtedy. Co prawda Piotr Zaręba ukuł to określenie na czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego – brutalnie i permanentnie zwalczanego przez lewicowo-liberalny establiszment – ale przedsmak tego rzeczywiście mieliśmy paręnaście lat wcześniej. Tyle, że prezydenta RP starano się mieszać z błotem przez pięć lat (a jego brata Jarosława Kaczyńskiego już przez ponad ćwierć wieku), a premiera RP przez sześć miesięcy.
/ TS, fot. Tomasz Gutry
1992 rok, czerwiec. Okładka tygodnika „Wprost”. Na niej fotografia premiera Jana Olszewskiego i wielki tytuł drukowanymi literami: NIENAWIŚĆ.
 
Rok 1992, czerwiec. Tuż po upadku rządu mecenasa Olszewskiego tekst w „Gazecie Wyborczej” Piotra Pacewicza, którego puentą są słowa o robactwie (sic!), które wypełzło przy okazji lustracji. W taki sposób określano „olszewików” (skojarzenie z bolszewikami oczywiste), ale w ogóle wszystkich ludzi, którzy bronili polskiego rządu A. D. 1992. Dehumanizujące? Jasne, ale tak wtedy było. Dziennikarz i współautor filmu „Nocna zmiana” i książki „Lewy czerwcowy” Piotr Semka powiedział mi niedawno, już po śmierci Jana Olszewskiego, że tak naprawdę „przemysł pogardy” narodził się właśnie wtedy. Co prawda Piotr Zaręba ukuł to określenie na czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego – brutalnie i permanentnie zwalczanego przez lewicowo-liberalny establiszment – ale przedsmak tego rzeczywiście mieliśmy paręnaście lat wcześniej. Tyle, że prezydenta RP starano się mieszać z błotem przez pięć lat (a jego brata Jarosława Kaczyńskiego już przez ponad ćwierć wieku), a premiera RP przez sześć miesięcy.
 
Olszewskiego zapamiętam jako jednego z najlepszych mówców, jakiego słyszałem w swoim długim politycznym życiu. Na świecie dla mnie niezrównany był lewicowy premier Jej Królewskiej Mości Tony Blair. Przemówienia Brytyjczyka w gmachu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie (2000) oraz w Parlamencie Europejskim (2005) były fascynujące. Ale gdy Jan Olszewski przemawiał w polskim Sejmie, była cisza jak makiem zasiał. Nie było wówczas takiego zbydlęcenia jak w Sejmie obecnej kadencji – do części posłów dzisiaj bardziej niż słowo „parlamentaryzm”, pasuje słowo „tłuszcza”. Wówczas szczytem chamstwa był pojedynczy okrzyk jakiegoś posła opozycji do naszego premiera  „kręcisz”! Dziś takie określenie wobec premiera Morawieckiego byłoby pewnie uznane przez resztę opozycji jako eufemizm, bo większość debat (jeżeli w ogóle można użyć tego słowa) toczy się na emocjonalnym „maksie”.
 
Zatem Olszewski przemawiał, a na Wiejskiej słychać było bzyczenie muchy. Słuchali go także ci, którzy za chwilę mieli go obalić. Obóz tych, którzy chcieli zgilotynować rząd, który chciał wejścia Polski do NATO i lustracji dzielił się na tych, którzy od początku byli w opozycji – jak postkomuniści (PSL wstrzymała się w głosowaniu o votum zaufania dla rządu) – i zdrajców, którzy najpierw gabinet Olszewskiego poparli, a potem wbili mu nóź w plecy. Ci zdrajcy to KLD z D. Tuskiem i J.K. Bieleckim. Trzeba przyznać, że ten drugi przynajmniej pojawił się na pogrzebie ś.p. Jana Olszewskiego jako były premier. Tuskowi zabrakło chęci i przyzwoitości, aby być w warszawskiej katedrze Św. Jana, choć był na mszy pogrzebowej za Pawła Adamowicza w Gdańsku.
 
Jestem na tyle długo w życiu publicznym aby dobrze wiedzieć, że wielu polityków potrafi nieźle mówić, ale znacznie mniej potrafi słuchać. Jan Olszewski słuchać potrafił. Nie tylko współpracowników, innych polityków, naukowców, ale też zwykłych ludzi, którzy przyjeżdżali do niego z odległych miejsc Polski, gdy nie pełnił już funkcji Prezesa Rady Ministrów. Wysłuchiwał ich nieraz godzinami w tej czy innej warszawskiej kawiarni. Może dlatego wiedział, jak i czym żyją Polacy – nie tylko ci na Krakowskim Przedmieściu.
 
A teraz napiszę coś, czego nie pisano i nie mówiono po śmierci szefa polskiego rządu z lat 1991-1992. My, którzy go wybraliśmy, a przynajmniej spora część z nas, mieliśmy poczucie, że ten rząd szybko stał się de facto rządem mniejszościowym. Chcieliśmy poszerzyć jego polityczne zaplecze. Diagnoza była – jak się okazało – słuszna, ale proponowane recepty różne. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, którego wówczas byłem jednym z najmłodszych posłów i rzecznikiem zawarło tak zwane „Trójporozumienie” z Porozumieniem Ludowym Gabriela Janowskiego i PSL, chcąc zapisać ZSL do obrony rządu. Inni myśleli o UD. Jednak PSL i UD wolało zagrać z Wałęsą w „zbijanego”. A za 2 lata Wałęsa „zbił się” sam....
 
*tekst ukazał się w marcowym numerze „Nowego Państwa”
 
 


 

Polecane