Ewa Zarzycka dla "TS": Naiwność blondynki
Takie miłe to biuro. Tak o mój błogostan, o to, bym sobie główki nie musiała rzeczami niepotrzebnymi zawracać, dba. Nie dano mi też szansy pani premier owego wieczoru posłuchać. To pewnie po to, bym ja i mnie podobne/i spokojnie do snu się ułożyli, bez nadmiernych wzruszeń i gwałtownych emocji, które sen płoszą. Zamiast premier wystąpiła więc rzeczniczka partii, podając argumenty, które obrażały inteligencję średnio inteligentnego człowieka.
Nie wiedziałam też, że partyjne biuro przejęło część kompetencji prezydenta. Sądziłam – ach, to zacofanie, że to na jego ręce Prezes Rady Ministrów składa rezygnację. Że tu partia przed prezydenta się nie wepchnie, nawet gdy to ona o premierze decyduje. I tu moja naiwność aż skrzeczy. Tak to jest, gdy rozum nie przyswaja twórczych interpretacji.
Lubię piłkę nożną. Znam się na niej na tyle, by oglądając telewizyjne transmisje wiedzieć, kto jest na spalonym, a kto nie. Jaką rolę w drużynie ma napastnik, a jaką pomocnik. Ale od wieczoru 7 grudnia mdli nie od piłkarskim terminów, sloganów o jednej biało-czerwonej drużynie, zwartej i gotowej, podawanych z uśmiechem przez facetów, którzy swoją koleżankę z boiska brutalnie sfaulowali. Nawet jeśli ona sama inaczej to odbiera.
Ewa Zarzycka
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (50/2017) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.
#REKLAMA_POZIOMA#