Aby zamazać obraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki

Miało być rozliczanie przestępców z PiS, a skończyło się na relacji dwóch delikatnych kobiet, przeciw którym państwo użyło całej swojej siły, by je złamać i zmusić do uległości. Jednak Urszula Dubejko i Karolina Kucharska wyszły zwycięsko ze zderzenia z państwem walczącej demokracji.
Adam Bodnar Aby zamazać obraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki
Adam Bodnar / fot. PAP/Leszek Szymański

Nerwowość, w jaką wpadła ekipa Donalda Tuska czy może raczej polityczno-medialny holding, którego premier jest reprezentantem, pokazuje wagę wyjścia na wolność ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch byłych urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości. Aby zamazać obraz porażki oraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki, które zarezerwowane są do sytuacji absolutnie kryzysowych: katastrofa smoleńska i rosyjskie wpływy w Polsce. W obu tych sprawach suflowanych w ostatnich dniach głównym czarnym charakterem ma być Antoni Macierewicz, czyli najbardziej chyba nielubiany polityk PiS.

Choć obie sprawy są dęte i trudno znaleźć w przedstawionych wnioskach jakieś skandaliczne zaniedbania, to jednak najistotniejszy jest szum medialny, który ma pozwolić wyborcy zapomnieć o dwóch udręczonych, poniewieranych i szykanowanych kobietach. Im bardziej spin doktorzy Platformy Obywatelskiej starają się odciągnąć uwagę opinii publicznej od trzech wypuszczonych z aresztu osób, tym mocniej widać, że mamy do czynienia z politycznym przełomem.

Zwycięskie twarze

Do tej pory oficjalny przekaz był jasny: rząd Platformy Obywatelskiej rozlicza nadużycia poprzedniej władzy, która zdemoralizowana długim „siedzeniem przy korycie” trwoniła publiczny pieniądz. Do aresztu trafiły najpierw trzy osoby, które ustawiły konkurs i zapewniły swoim znajomym wielkie granty. Te zaś były wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. Za nimi za kratki mieli iść następni.
Liberalno-lewicowe media nie zostawiały na aresztowanych suchej nitki, drwiąc z księdza-egzorcysty i anonimowych urzędniczek. Informacje o ich nieludzkim traktowaniu nie wychodziły w zasadzie poza konserwatywną bańkę informacyjną, a jeśli nawet jakieś szczątkowe doniesienia docierały do wyborców obecnej koalicji, to kwitowane były stwierdzeniem: areszt to nie sanatorium. Wiadomo – skoro kradły publiczne pieniądze, to niech teraz cierpią.

Ta opowieść załamała się w poprzedni piątek, gdy obie kobiety opuściły mury warszawskiego aresztu. Nie zobaczyliśmy cynicznych, zdemoralizowanych i cwanych funkcjonariuszek zepsutego systemu, ale skromne, delikatne kobiety, które ze spokojem, bez nienawiści i chęci odwetu opowiadały o tym, że były traktowane jak najgroźniejsi przestępcy. Spotkały je szykany, które nawet twardego mężczyznę mogły doprowadzić do załamania. Ale one nie pękły, bo siły dodawała im wiara.

Cała Polska mogła zobaczyć, przeciwko komu została skierowana cała moc państwowego aparatu przymusu. Przysłowie „strzelać z armaty do wróbla” nasuwa się samo, ale tu chodziło o coś więcej. Te dwie skromne kobiety – Urszula Dubejko i Karolina Kucharska – nie uległy. Zdołały oprzeć się tej bezwzględnej machinie. To one wyszły z tego starcia zwycięsko.

Zmiana nastrojów

Jednego dnia okazało się, że ci groźni przestępcy, których ekipa Donalda Tuska i Adama Bodnara zamknęła w areszcie, to ludzie nie tylko sympatyczni, ale też godni szacunku. Ksiądz na razie milczy, ale dwie uwolnione kobiety opowiadające o kolejnych poniżających sytuacjach, jakie zafundowała im władza, wzbudzały głębokie współczucie. Większość oglądających je w telewizji musiała dojść do przekonania, że te dwie panie w żaden sposób nie zasłużyły na to, co je spotkało. Co więcej, stały się przypadkowymi ofiarami brudnej, politycznej gry, w której nie chodziło ani o prawdę, ani o sprawiedliwość, ani o złapanie winnych.

Zyskując sympatię widzów, odwróciły społeczne nastroje. Widzowie – oczywiście ci myślący, a nie kierujący się jedynie nienawiścią do PiS i Jarosława Kaczyńskiego – przestali postrzegać je jako oszustki, a zaczęli patrzeć na nie jak na osoby skrzywdzone.

Dodatkową fatalną informacją dla rządu był fakt, że w dniu wyjścia całej trójki z aresztu relacjonująca to Telewizja Republika zanotowała rekordową oglądalność. W czasie emisji rozmów z paniami Urszulą i Karoliną na stację tę przełączyli się nawet widzowie prorządowej TVN24. Relacja dwóch kobiet przebiła więc informacyjną bańkę i trafiła do osób, które zwykle nie mają nawet styczności z informacjami niekorzystnymi dla rządu Tuska.

Zakładniczki władzy

Rzeczywisty przełom nastąpił jednak kilka dni wcześniej. Nieświadomie spowodował go dziennikarski „cyngiel” obecnej władzy, czyli Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”. W piśmie tym napisał haniebny, ale jednocześnie zadziwiająco szczery artykuł, który wprost wyjaśniał, że ksiądz i dwie urzędniczki nie są realnym celem prokuratorów Adama Bodnara. Chodzi o to, by przez tę trójkę dopaść polityków PiS. Urzędniczki i ksiądz mogą więc – pisał Czuchnowski – w każdej chwili opuścić areszt, jeśli tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości przyznają się do winy albo wsypią ich aresztowani.

Czuchnowski słynący z bliskich kontaktów z obecną władzą pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie opisał kwintesencję patologii obecnej ekipy. Zamknięty w kręgu tak samo myślących, w którym wsadzenie do więzienia możliwie największej liczby pisowców jest oczywistością, a cel uświęca środki, nie dostrzegł, jak głęboko brodzi w bagnie. Opisując bez refleksji mechanizm aresztu wydobywczego, w dwuznacznej sytuacji postawił sędziów.

Do tej pory podobne analizy pojawiały się jedynie w prasie konserwatywnej. Nie miały więc znaczenia dla większości warszawskich sędziów, niechętnych poprzedniemu rządowi. Gdy jednak sprawę opisała „Wyborcza”, nie można już było przejść nad tym do porządku dziennego. Nieuchylenie aresztu udowadniałoby, że sędziowie otwarcie uczestniczą w łamaniu prawa i praworządności, a co gorsza – są jawnie dyspozycyjni wobec Adama Bodnara i Donalda Tuska. Tego było za wiele nawet dla nich.

Wyznaczenie ekstremalnie wysokich kaucji miało być dla sądu salomonowym wyjściem, gdyż liczył, że dwie skromne kobiety nie uzbierają szybko takich pieniędzy – trzysta pięćdziesiąt tysięcy każda. Ale i tu popełniono błąd. Mobilizacja społeczna okazała się ogromna.

Było oczywiste, że wypuszczenie księdza Olszewskiego i urzędniczek nie zakończy sprawy. Próbując naprawić swój błąd, „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła kolejny atak na kapłana, zarzucając mu defraudowanie pieniędzy. Był to już jednak raczej akt rozpaczy, gdyż nawet sprzyjający władzy dziennikarze i komentatorzy uznali, że zarzuty są słabe. Dodatkowo prokuratura ujawniła dziennikarzom dokumenty, do których dostępu nie mieli obrońcy podejrzanych. Blamaż tylko przybierał na sile.

Utrata wiarygodności

Relacja uwolnionych urzędniczek poza ciosem w wizerunek rządu będzie miała jeszcze jeden zasadniczy, długofalowy skutek. Akacja rozliczania PiS straciła na wiarygodności. W momencie, gdy dwie skromne kobiety traktuje się jak gangsterów z Pruszkowa czy Wołomina, widać, że nie chodzi o prawdę, ale o spektakl. Igrzyska, które mają hodować nienawiść do PiS, utrzymywać emocje na wysokim poziomie oraz odciągać uwagę od realnych problemów w kraju.

Próba odhumanizowania każdego następnego zatrzymanego przez prokuraturę Bodnara „pisowskiego przestępcy” nie będzie już tak łatwa. Trudniej będzie także poddawać go tak brutalnej obróbce przez policję i służby specjalne.

Dla reżimów ograniczających prawa obywateli, marzących o dyktaturze – nawet względnie łagodnej – porażka ze zwykłym poddanym jest wyjątkowo dotkliwa. Pokazuje niemoc, niezdolność do realizowania własnych celów. No i oczywiście słabość – niewybaczalną dla prymitywnej władzy ułomność.

Dwie urzędniczki udowodniły, że do pokonania tej władzy, jej bezprawia i buty, wystarczy zachowanie godności, modlitwa i hart ducha. Siłą dla nich było wsparcie zwykłych ludzi, którzy przychodzili pod areszt i odmawiali Różaniec.

Donald Tusk, jak zresztą każdy polityk, któremu demokracja przeszkadza, nie docenił indywidualnej siły człowieka. Był przekonany, że mając do dyspozycji cały aparat przymusu, może sterroryzować wszystkich. Tak się nie stało, cios zadały mu dwie niepozorne kobiety, co zresztą musi być dla niego wyjątkowo bolesne.

Wstyd w tym uczestniczyć

Pokazanie twarzy zakładniczek Tuska i Bodnara miało jeszcze jeden, trudny dziś do ocenienia wymiar. Funkcjonariusze obecnej władzy, nawet ci bardzo zagorzali, muszą teraz odpowiadać na pytania rodzin, znajomych czy sąsiadów. Muszą tłumaczyć, dlaczego uczestniczyli w tym haniebnym widowisku, w którym skrzywdzone zostały osoby przypadkowe. Dlaczego przyłożyli do tego rękę.

Pozornie wydaje się to mało istotne, ale ci ludzie nie mieszkają na bezludnych wyspach. Ich dzieci chodzą do szkół, a małżonkowie do pracy. Wszędzie tam toczą się dyskusje i padają pytania o ofiary bezprawia, które przeszły przez piekło. Presja społeczna wywierana jest każdego dnia.

Z tego samego muszą się tłumaczyć także liderzy obecnej koalicji. Nawet jeśli przed mediami udają twardzieli, to już zawsze będą mieli przed oczami umęczone, ale spokojne twarze Urszuli Dubejko i Karoliny Kucharskiej.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Umowa ws. złóż mineralnych z USA. Zełenski zabiera głos polityka
Umowa ws. złóż mineralnych z USA. Zełenski zabiera głos

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w niedzielę, że w negocjowanej obecnie umowie o współpracy z USA, które chcą dostępu do ukraińskich złóż mineralnych, Waszyngton nie przedstawił dotychczas żadnych gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. Zapowiedział również, iż "nie podpisze czegoś, za co będzie płaciło 10 pokoleń Ukraińców".

Wybory do Bundestagu. Są wyniki 150 z 299 okręgów wyborczych z ostatniej chwili
Wybory do Bundestagu. Są wyniki 150 z 299 okręgów wyborczych

Niemiecki nadawca publiczny ARD podał aktualną prognozę wyników wyborów do Bundestagu na podstawie danych ze 150 na 299 okręgów wyborczych.

Ekspert: Koalicja chadeków i SPD nie będzie łatwa polityka
Ekspert: Koalicja chadeków i SPD nie będzie łatwa

Prof. Klaus Stuewe uważa, że prognozy wyników chadeckiego bloku CDU/CSU i prawicowej AfD w niedzielnych wyborach do Bundestagu odzwierciedlają niezadowolenie Niemców z koalicji kierowanej przez kanclerza Olafa Scholza. Politolog powiedział w rozmowie z PAP, że utworzenie koalicji chadeków i SPD może nie być proste.

Wyniki wyborów w Niemczech. Podano nowe dane z ostatniej chwili
Wyniki wyborów w Niemczech. Podano nowe dane

Program drugi niemieckiej telewizji publicznej ZDF o g. 20:58 podał nowe dane ws. wyników wyborów parlamentarnych w Niemczech. Różnią się one nieznacznie od wyników exit poll; co się zmieniło?

Messi stracił nerwy po meczu. Sieć obiegło nagranie Wiadomości
Messi stracił nerwy po meczu. Sieć obiegło nagranie

Lionel Messi, gwiazda Interu Miami, wpadł w złość po meczu inaugurującym sezon Major League Soccer przeciwko New York City (2:2). Argentyńczyk nie zgadzał się z decyzjami sędziego i dostał żółtą kartkę już po zakończeniu spotkania.

Wyniki wyborów Niemczech. Jest komentarz Donalda Trumpa z ostatniej chwili
Wyniki wyborów Niemczech. Jest komentarz Donalda Trumpa

Prezydent USA Donald Trump wyraził w piątek radość z wyborczego zwycięstwa CDU/CSU w Niemczech. Jak stwierdził, dowodzi to, że Niemcy mieli dość "braku zdrowego rozsądku" w sprawach energetyki i imigracji.

Gorzki wynik. Scholz nie kryje rozczarowania po wyborach polityka
"Gorzki wynik". Scholz nie kryje rozczarowania po wyborach

Niedzielne wybory do Bundestagu zakończyły się historycznym ciosem dla niemieckiej socjaldemokracji. SPD, kierowane przez kanclerza Olafa Scholza, zdobyło zaledwie 16 proc. głosów – to najgorszy rezultat partii od zakończenia II wojny światowej. W porównaniu z poprzednimi wyborami z 2021 roku, kiedy to socjaldemokraci uzyskali 25,7%, strata jest druzgocąca.

Wynik wyborów w Niemczech optymalny z polskiego punktu widzenia. Gorące komentarze polityka
"Wynik wyborów w Niemczech optymalny z polskiego punktu widzenia". Gorące komentarze

Wyniki przedterminowych wyborów do Bundestagu wzbudziły ogromne emocje nie tylko w Niemczech, ale także w Polsce. Politycy, komentatorzy i publicyści analizują, co nowy układ sił oznacza dla relacji polsko-niemieckich, zwłaszcza w kontekście współpracy gospodarczej, polityki bezpieczeństwa oraz przyszłości Unii Europejskiej.

Są wyniki badań papieża Franciszka z ostatniej chwili
Są wyniki badań papieża Franciszka

Podano nowe informacje ws. stanu zdrowia papieża Franciszka.

Dramatyczna akcja ratunkowa w Beskidach. Nie żyje turysta Wiadomości
Dramatyczna akcja ratunkowa w Beskidach. Nie żyje turysta

W sobotnie popołudnie na żółtym szlaku w rejonie Klimczoka w Beskidach doszło do dramatycznego zdarzenia.

REKLAMA

Aby zamazać obraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki

Miało być rozliczanie przestępców z PiS, a skończyło się na relacji dwóch delikatnych kobiet, przeciw którym państwo użyło całej swojej siły, by je złamać i zmusić do uległości. Jednak Urszula Dubejko i Karolina Kucharska wyszły zwycięsko ze zderzenia z państwem walczącej demokracji.
Adam Bodnar Aby zamazać obraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki
Adam Bodnar / fot. PAP/Leszek Szymański

Nerwowość, w jaką wpadła ekipa Donalda Tuska czy może raczej polityczno-medialny holding, którego premier jest reprezentantem, pokazuje wagę wyjścia na wolność ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch byłych urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości. Aby zamazać obraz porażki oraz opresyjności obecnej władzy, rządowi propagandyści sięgnęli po najcięższe środki, które zarezerwowane są do sytuacji absolutnie kryzysowych: katastrofa smoleńska i rosyjskie wpływy w Polsce. W obu tych sprawach suflowanych w ostatnich dniach głównym czarnym charakterem ma być Antoni Macierewicz, czyli najbardziej chyba nielubiany polityk PiS.

Choć obie sprawy są dęte i trudno znaleźć w przedstawionych wnioskach jakieś skandaliczne zaniedbania, to jednak najistotniejszy jest szum medialny, który ma pozwolić wyborcy zapomnieć o dwóch udręczonych, poniewieranych i szykanowanych kobietach. Im bardziej spin doktorzy Platformy Obywatelskiej starają się odciągnąć uwagę opinii publicznej od trzech wypuszczonych z aresztu osób, tym mocniej widać, że mamy do czynienia z politycznym przełomem.

Zwycięskie twarze

Do tej pory oficjalny przekaz był jasny: rząd Platformy Obywatelskiej rozlicza nadużycia poprzedniej władzy, która zdemoralizowana długim „siedzeniem przy korycie” trwoniła publiczny pieniądz. Do aresztu trafiły najpierw trzy osoby, które ustawiły konkurs i zapewniły swoim znajomym wielkie granty. Te zaś były wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. Za nimi za kratki mieli iść następni.
Liberalno-lewicowe media nie zostawiały na aresztowanych suchej nitki, drwiąc z księdza-egzorcysty i anonimowych urzędniczek. Informacje o ich nieludzkim traktowaniu nie wychodziły w zasadzie poza konserwatywną bańkę informacyjną, a jeśli nawet jakieś szczątkowe doniesienia docierały do wyborców obecnej koalicji, to kwitowane były stwierdzeniem: areszt to nie sanatorium. Wiadomo – skoro kradły publiczne pieniądze, to niech teraz cierpią.

Ta opowieść załamała się w poprzedni piątek, gdy obie kobiety opuściły mury warszawskiego aresztu. Nie zobaczyliśmy cynicznych, zdemoralizowanych i cwanych funkcjonariuszek zepsutego systemu, ale skromne, delikatne kobiety, które ze spokojem, bez nienawiści i chęci odwetu opowiadały o tym, że były traktowane jak najgroźniejsi przestępcy. Spotkały je szykany, które nawet twardego mężczyznę mogły doprowadzić do załamania. Ale one nie pękły, bo siły dodawała im wiara.

Cała Polska mogła zobaczyć, przeciwko komu została skierowana cała moc państwowego aparatu przymusu. Przysłowie „strzelać z armaty do wróbla” nasuwa się samo, ale tu chodziło o coś więcej. Te dwie skromne kobiety – Urszula Dubejko i Karolina Kucharska – nie uległy. Zdołały oprzeć się tej bezwzględnej machinie. To one wyszły z tego starcia zwycięsko.

Zmiana nastrojów

Jednego dnia okazało się, że ci groźni przestępcy, których ekipa Donalda Tuska i Adama Bodnara zamknęła w areszcie, to ludzie nie tylko sympatyczni, ale też godni szacunku. Ksiądz na razie milczy, ale dwie uwolnione kobiety opowiadające o kolejnych poniżających sytuacjach, jakie zafundowała im władza, wzbudzały głębokie współczucie. Większość oglądających je w telewizji musiała dojść do przekonania, że te dwie panie w żaden sposób nie zasłużyły na to, co je spotkało. Co więcej, stały się przypadkowymi ofiarami brudnej, politycznej gry, w której nie chodziło ani o prawdę, ani o sprawiedliwość, ani o złapanie winnych.

Zyskując sympatię widzów, odwróciły społeczne nastroje. Widzowie – oczywiście ci myślący, a nie kierujący się jedynie nienawiścią do PiS i Jarosława Kaczyńskiego – przestali postrzegać je jako oszustki, a zaczęli patrzeć na nie jak na osoby skrzywdzone.

Dodatkową fatalną informacją dla rządu był fakt, że w dniu wyjścia całej trójki z aresztu relacjonująca to Telewizja Republika zanotowała rekordową oglądalność. W czasie emisji rozmów z paniami Urszulą i Karoliną na stację tę przełączyli się nawet widzowie prorządowej TVN24. Relacja dwóch kobiet przebiła więc informacyjną bańkę i trafiła do osób, które zwykle nie mają nawet styczności z informacjami niekorzystnymi dla rządu Tuska.

Zakładniczki władzy

Rzeczywisty przełom nastąpił jednak kilka dni wcześniej. Nieświadomie spowodował go dziennikarski „cyngiel” obecnej władzy, czyli Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”. W piśmie tym napisał haniebny, ale jednocześnie zadziwiająco szczery artykuł, który wprost wyjaśniał, że ksiądz i dwie urzędniczki nie są realnym celem prokuratorów Adama Bodnara. Chodzi o to, by przez tę trójkę dopaść polityków PiS. Urzędniczki i ksiądz mogą więc – pisał Czuchnowski – w każdej chwili opuścić areszt, jeśli tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości przyznają się do winy albo wsypią ich aresztowani.

Czuchnowski słynący z bliskich kontaktów z obecną władzą pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie opisał kwintesencję patologii obecnej ekipy. Zamknięty w kręgu tak samo myślących, w którym wsadzenie do więzienia możliwie największej liczby pisowców jest oczywistością, a cel uświęca środki, nie dostrzegł, jak głęboko brodzi w bagnie. Opisując bez refleksji mechanizm aresztu wydobywczego, w dwuznacznej sytuacji postawił sędziów.

Do tej pory podobne analizy pojawiały się jedynie w prasie konserwatywnej. Nie miały więc znaczenia dla większości warszawskich sędziów, niechętnych poprzedniemu rządowi. Gdy jednak sprawę opisała „Wyborcza”, nie można już było przejść nad tym do porządku dziennego. Nieuchylenie aresztu udowadniałoby, że sędziowie otwarcie uczestniczą w łamaniu prawa i praworządności, a co gorsza – są jawnie dyspozycyjni wobec Adama Bodnara i Donalda Tuska. Tego było za wiele nawet dla nich.

Wyznaczenie ekstremalnie wysokich kaucji miało być dla sądu salomonowym wyjściem, gdyż liczył, że dwie skromne kobiety nie uzbierają szybko takich pieniędzy – trzysta pięćdziesiąt tysięcy każda. Ale i tu popełniono błąd. Mobilizacja społeczna okazała się ogromna.

Było oczywiste, że wypuszczenie księdza Olszewskiego i urzędniczek nie zakończy sprawy. Próbując naprawić swój błąd, „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła kolejny atak na kapłana, zarzucając mu defraudowanie pieniędzy. Był to już jednak raczej akt rozpaczy, gdyż nawet sprzyjający władzy dziennikarze i komentatorzy uznali, że zarzuty są słabe. Dodatkowo prokuratura ujawniła dziennikarzom dokumenty, do których dostępu nie mieli obrońcy podejrzanych. Blamaż tylko przybierał na sile.

Utrata wiarygodności

Relacja uwolnionych urzędniczek poza ciosem w wizerunek rządu będzie miała jeszcze jeden zasadniczy, długofalowy skutek. Akacja rozliczania PiS straciła na wiarygodności. W momencie, gdy dwie skromne kobiety traktuje się jak gangsterów z Pruszkowa czy Wołomina, widać, że nie chodzi o prawdę, ale o spektakl. Igrzyska, które mają hodować nienawiść do PiS, utrzymywać emocje na wysokim poziomie oraz odciągać uwagę od realnych problemów w kraju.

Próba odhumanizowania każdego następnego zatrzymanego przez prokuraturę Bodnara „pisowskiego przestępcy” nie będzie już tak łatwa. Trudniej będzie także poddawać go tak brutalnej obróbce przez policję i służby specjalne.

Dla reżimów ograniczających prawa obywateli, marzących o dyktaturze – nawet względnie łagodnej – porażka ze zwykłym poddanym jest wyjątkowo dotkliwa. Pokazuje niemoc, niezdolność do realizowania własnych celów. No i oczywiście słabość – niewybaczalną dla prymitywnej władzy ułomność.

Dwie urzędniczki udowodniły, że do pokonania tej władzy, jej bezprawia i buty, wystarczy zachowanie godności, modlitwa i hart ducha. Siłą dla nich było wsparcie zwykłych ludzi, którzy przychodzili pod areszt i odmawiali Różaniec.

Donald Tusk, jak zresztą każdy polityk, któremu demokracja przeszkadza, nie docenił indywidualnej siły człowieka. Był przekonany, że mając do dyspozycji cały aparat przymusu, może sterroryzować wszystkich. Tak się nie stało, cios zadały mu dwie niepozorne kobiety, co zresztą musi być dla niego wyjątkowo bolesne.

Wstyd w tym uczestniczyć

Pokazanie twarzy zakładniczek Tuska i Bodnara miało jeszcze jeden, trudny dziś do ocenienia wymiar. Funkcjonariusze obecnej władzy, nawet ci bardzo zagorzali, muszą teraz odpowiadać na pytania rodzin, znajomych czy sąsiadów. Muszą tłumaczyć, dlaczego uczestniczyli w tym haniebnym widowisku, w którym skrzywdzone zostały osoby przypadkowe. Dlaczego przyłożyli do tego rękę.

Pozornie wydaje się to mało istotne, ale ci ludzie nie mieszkają na bezludnych wyspach. Ich dzieci chodzą do szkół, a małżonkowie do pracy. Wszędzie tam toczą się dyskusje i padają pytania o ofiary bezprawia, które przeszły przez piekło. Presja społeczna wywierana jest każdego dnia.

Z tego samego muszą się tłumaczyć także liderzy obecnej koalicji. Nawet jeśli przed mediami udają twardzieli, to już zawsze będą mieli przed oczami umęczone, ale spokojne twarze Urszuli Dubejko i Karoliny Kucharskiej.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe