[Tylko na Tysol.pl] Porucznik Artur Wosztyl odpowiada "ekspertom" TVN24 w sprawie programu na jego temat

30.10.2017 r. w programie „Czarno na białym” w TVN24 z udziałem „ekspertów ds. wyjaśniania katastrof lotniczych” padło wiele stwierdzeń, gdybań, interpretacji, a nawet konfabulacji, których nie mogę pozostawić bez odpowiedzi.
 [Tylko na Tysol.pl] Porucznik Artur Wosztyl odpowiada "ekspertom" TVN24 w sprawie programu na jego temat
/ screen YouTube
Czytaj również: Artur Wosztyl dla Tysol.pl [Nasz wywiad]: W tym momencie dzieje się "Smoleńsk 2" [video]
Po naszym wywiadzie z Arturem Wosztylem. Koledzy Remigiusza Musia nie wierzą w jego samobójstwo!
[Smoleńsk] Dziś 20.30 na Tysol.pl wideoczat z Arturem Wosztylem pilotem Jaka40, który lądował przed TU154


Pierwszy z wyżej wymienionych „ekspertów” Jan Osiecki i mówi, że gdyby nie moje lądowanie, to by nie doszło do katastrofy, na potwierdzenie podając, że oficjalnie moje lądowanie Jakiem-40 odbyło się na granicy dopuszczalnych warunków atmosferycznych, a nieoficjalnie, a nieoficjalnie miałem wręcz złamać przepisy dokonując przyziemienia za progiem pasa.

Tu trzeba podkreślić, że warunki podane przez wieżę, to widzialność 1500m, co jest widzialnością odpowiednią dla podejścia nieprecyzyjnego (według radiolatarni bezkierunkowych – NDB) jakie tamtego dnia wykonałem, a moje minimum dla tego lotniska wynosiło 1000m dla podejścia według Radiolokacyjnego Systemu Lądowania (RSL), które mogłem wykonać, gdyby tylko widzialność spadła poniżej 1500m; co nie miało miejsca. Zanim osiągnąłem wysokość decyzji (100m) miałem pewny kontakt wzrokowy ze światłami Drogi Startowej (DS) i ziemią. Więc nie ma mowy o złamaniu przepisów!
 
Przypomnę sekwencję danych na temat pogody: 

05:00 UTC; zachmurzenie 3/10; podstawa chmur brak;  widzialność 4000m;
05:06 UTC; zachmurzenie 6/10; podstawa chmur 150m; widzialność 2000m;
05:15 UTC lądowanie Jak-40;
05:26 UTC; zachmurzenie 10/10; podstawa chmur 100m; widzialność 1000m – warunki które pozwalały na moje lądowanie!
05:40 UTC; zachmurzenie 10/10; podstawa chmur 80m; widzialność 800m – warunki poniżej minimów dla tego lotniska, pierwszy raz zanotowane 25 minut po moim lądowaniu! 

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
 
Wracając do słów  pana Osieckiego,  który insynuuje, że prawdopodobnie złamałem warunki, bo przyziemienie nastąpiło daleko za progiem pasa, zastanawiam się, co tacy ludzie maja na myśli i co dla nich znaczy sformułowanie „daleko za progiem pasa”? Co to za zarzut i czego ma się dotyczyć? Ja, jako pilot z wieloletnim doświadczeniem tego określenia nie rozumiem. Dlaczego ktoś, kto mieni się autorem publikacji mającej mieć jakąś wiarygodność, opisującej katastrofę smoleńską, może insynuować, że mogło wystąpić zagrożenie i dorabiać sobie do tego teorię, skoro widać, że nie zapoznał się z podstawowymi zasadami wykonywania lotów, bo gdyby było inaczej, na pewno nie opowiadałby takich bzdur. Można to tłumaczyć jedynie chęcią przypodobania się innym rozmówcom, którzy wzięli udział w tym programie, których wiedza w tym zakresie znajduje się zapewne na podobnym poziomie. Taki brak znajomości tematu zmusza mnie do udzielenia lekcji. Otóż pan Osiecki nie zna się na lotnictwie, inaczej wiedziałby że przyziemienie 500 do 700m od progu pasa, na lotnisku, które posiada pas startowy o długości  2500m odbywa się w Pasie Przyziemienia i jest w pełni bezpiecznym manewrem z zachowaniem zasad bezpieczeństwa.

Kolejny występujący w tym programie „ekspertem” był niejaki Jan Mróz, dziennikarz, który mówił o tym, że ”warunki były na tyle kiepskie, że nic nie było widać przez okna boczne Jaka, jak sądzę przez okna w kabinie również!”. Jedyne co mam w kwestii tych konfabulacji do powiedzenia, to, że nie warto zniżać się do ich komentowania. Jak sądzę, jest to kolejny gdybający „ekspert lotnictwa” z ławki tych, którzy próbowali zrobić ze mnie przestępcę, a co pomimo zaprzęgnięcia wszelkich dostępnych środków i zaangażowania służb zakończyło się w pierwszym kwartale 2015 r. umorzeniem śledztwa prokuratorskiego z doniesienia ówczesnego Dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego.

W programie wystąpił również płk. Mirosław Grochowski, który mówi, że: „tam była bardzo nerwowa atmosfera (chodzi o wieżę), że oni nie widzieli samolotu, pomimo że miał włączone reflektory do lądowania.” Dołącza do tej narracji pan dr Maciej Lasek, który  mówi że: „z punktu widzenia procedur było to fatalne, bo nie wykonano odejścia na drugi krąg.” 

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Tutaj muszę zatrzymać się na dłużej. Po pierwsze podejście do lotniska w Smoleńsku odbyło się od strony wschodniej – kontrolerzy z „wieży” obserwując strefę podejścia patrzyli pod słońce. Warunki w ciągu 6 minut pogorszyły się z widzialności wynoszącej 4000m do 2000m, czyli zamglenie narastało. Kontrolerzy cały czas mówią o mgle, podczas gdy zwykle ten termin podawany jest przy widzialności 1000m i niższej – dlaczego nikt o to nie pyta kontrolerów? Dlaczego nie pytają panowie Grochowski i Lasek? Nie mam pojęcia. Natomiast nie przeszkadza im to w opowiadaniu bredni o tym, że już w tym momencie nie było warunków, albo że warunki nie pozwalały na lądowanie Jaka-40, co stoi w sprzeczności z wszelkimi dowodami i praktyką. 

Sprawa komendy odejścia na drugi krąg. Trzeba przypomnieć, że w przestrzeni powietrznej był jeszcze IŁ-76 i piloci często wymieniali krótkie informacje z wieżą bez znaków wywoławczych. Często były to krótkie informacje, czasem  „niezrozumiały bełkot”. Komenda odejścia, bez nawet skróconych znaków wywoławczych, padła na 15 sekund przed komendą: „Po zatrzymaniu o 180, zuch.” Komenda była niezrozumiała i nie została powtórzona, a o tym że padła, dowiedziałem się na przesłuchaniu w MAK-u w Moskwie w długi weekend majowy w 2010 r.  Dlatego chciałbym zadać pytanie panu Laskowi: O których procedurach mówi? Bo jeżeli ma być to zarzut wobec mnie, to pan dr M. Lasek musi mieć  fatalne braki w wykształceniu. 

Powtórzę: Mieliśmy zgodę na lądowanie, warunki atmosferyczne były spełnione i były odpowiednie dla podejścia nieprecyzyjnego, a sama komenda odejścia na drugi krąg była wydana w sposób niezrozumiały, bez znaków wywoławczych, nawet tych skróconych i co jest bardzo ważne w tym wszystkim -  nie została powtórzona. 

Zatem kto tutaj popełnił błąd? Istotną przesłanką jest tutaj tendencyjność działania członków Komisji Millera, ich przeinaczanie faktów i ustawiania wszystkiego pod z góry założoną tezę. Trochę to przykre, ale fakty mówią same za siebie i stoją w sprzeczności z tym co próbowała przedstawić

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Następny wątek dotyczy pozwolenia wieży na zejście do 50m. Tu pojawia się w jednym z materiałów pan mjr Marcin Maksjan mówiący o rzekomej ewolucji treści składanych zeznań „bo w dniu katastrofy nie wspominam o 50m”. Przywołuje się zeznania ś.p. chor. Remigiusza Musia, który mówił o tej komendzie, że po zapoznaniu się z nagraniem przedstawionym w prokuraturze zeznał, iż faktycznie mowa o 100m, a nie 50m. 

Tak jak już wielokrotnie mówiłem, w dniu 10.04 po powrocie do Warszawy podczas przesłuchania odpowiadałem na zadawane pytania. Dlatego o 50m, o których była mowa w korespondencji pomiędzy wieżą w Smoleńsku i załoga TU-154M, opowiedziałem w momencie, gdy na przesłuchaniu w prokuraturze zadano mi takie pytanie a nie wcześniej. 

Sprawa chor. Remigiusza Musia jest bardziej złożona. Faktycznie puszczono nagranie na jednym z  kolejnych przesłuchań w prokuraturze i odpowiedział na zadane pytanie, że faktycznie słychać te 100m, ale tutaj sprawa się komplikuje - Te zeznania zostały ujawnione po śmierci chor. Remigiusza Musia i siłą rzeczy nie mógł się do tego odnieść. 

Mnie również przedstawiono to nagranie. Przesłuchującemu mnie prokuratorowi powiedziałem, że to co mi puścił, jest częścią nagrania którego nie mogłem słyszeć ani ja ani żaden z członków załogi, ponieważ byliśmy wtedy na zewnątrz samolotu. Informacja o 50m, padła wcześniej, gdy pytano o lotniska zapasowe i o to ile im zostało paliwa. Wskazałem w nagraniu w którym było to miejscu. Dziwnym trafem wszyscy skoncentrowali się na zeznaniach nieżyjącego Remigiusza Musia, który nie może dzisiaj przeciwstawić się manipulowaniu jego zeznaniami. Jednocześnie wszędzie pomijano moje zeznania! Na rejestratorze Jaka-40 te komendy się nie zapisały, ponieważ nie mogły. Magnetofon, jak i pozostałe urządzenia poza jedną radiostacją, pozostawioną na nasłuchu częstotliwości Kontroli Mińsk, były wyłączone.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Narrator audycji sufluje również tekst, że „100m mieściło się w minimach bezpieczeństwa samolotu TU-154M, natomiast 50m pasowało do tezy Antoniego Macierewicza”. To że samolot TU-154M był fatalnie naprowadzany wszyscy wiedzą doskonale. Wiemy bowiem, że gdy samolot znajdował się zdecydowanie nad ścieżką, jak i zdecydowanie poniżej ścieżki, załoga TU-154M otrzymywała uspokajające komunikaty, że są na kursie i ścieżce(!). Czyżby kontroler nie widział samolotu? A może urządzenia, z których korzystał były wadliwe? 

Tutaj istotna informacja - Podczas mojego podejścia kontroler dokładnie widział nasz samolot! Podał informację, że znajdujemy się pod ścieżką, gdy byliśmy w dolocie do Dalszej Radiolatarni. Zatem, skoro widział dokładnie samolot Jak-40, to dlaczego nie widział samolotu TU-154M? Chyba nie można nazwać tego paradoksu inaczej niż jako kolejny przykład manipulowania faktami i tendencyjnym ich przedstawieniem opinii publicznej!
 
A w programie było tego wiele, np. różne wyrwane w kontekstu moje wypowiedzi dotyczące np. dźwięków które zapamiętałem, przedstawione w sposób który ma przekonać widza w ich sprzeczności. Widz odnosi wrażenie, że jest mowa o opisie jednego i tego samego dźwięku, ale wrzutki dotyczą i opisu detonacji i opisu trzasków.

#REKLAMA_POZIOMA#
​​​​​​​#NOWA_STRONA#

Niezrozumiałym jest dla mnie również podawanie informacji o tym, co wyczyniała załoga samolotu IŁ-76 wraz z sugestią, że miało to coś wspólnego z działaniami załogi TU-154M.

Pan Lasek mija się z prawdą rzekomo nas cytując: „jak nam się udało (załodze Jak-40) wylądować, to wy też możecie spróbować” - w rzeczywistości takie słowa nigdy nie padły. Po raz kolejny pokazuje, że obce mu są sprawy o których opowiada. Tu pan płk Grochowski również ma swoje za uszami, bo to na polecenie jego „instytucji”, jak również członków Komisji Millera próbowano wmówić społeczeństwu że złamałem prawo. Ktoś wpłynął na Szefa Sztabu Generalnego gen. Mieczysława Cieniucha, który odrzucił moje odwołanie od haniebnego orzeczenia komisji badającej sprawę lądowania Jak-40 w Smoleńsku i pouczył mnie, że „Od niniejszego rozpatrzenia odwołania zainteresowanemu nie przysługuje prawo wniesienia odwołania do Ministra Obrony Narodowej, ani skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego.”

Wracając do meritum sprawy. Po pierwsze, prawo lotnicze nie zabrania wykonania podejścia końcowego nawet jeżeli na lotnisku panują warunki poniżej warunków minimalnych. Po drugie, załoga samolotu TU-154M dostała zgodę na wykonanie podejścia końcowego, a kontrolerzy sprawowali nadzór nad poprawnym kątem schodzenia samolotu do wysokości decyzji, co robili informując ich, że są „na kursie i ścieżce” czyli na wysokości powyżej minimalnej wysokości zniżania gwarantującej przewyższenie nad przeszkodami terenowymi z którymi samolot mógłby się zderzyć przy braku widoczności. Po trzecie, moje słowa dotyczyły podejścia do lądowania (podejścia końcowego) i zgodnie z RL-2006 w którym wyraźnie jest zapisane w §19, ust. 24 kiedy należy przerwać zniżanie nawet w przypadku braku WA (Warununków Atmosferycznych) do lądowania i instruuje co robić dalej: „zgodnie z decyzją dowódcy statku powietrznego wykonać powtórny manewr podejścia do lądowania, lub odejść na lotnisko zapasowe”. 

#REKLAMA_POZIOMA#
​​​​​​​#NOWA_STRONA#

Podejście do lądowania (podejście końcowe) nie jest lądowaniem o czym zapominają wszyscy wypowiadający się i mylący podejście z lądowaniem. Pan Lasek mówi o tym, że gdybym ja, czy ktokolwiek inny z mojej załogi powiedział, że w tych warunkach nie ma możliwości lądowania to on, ani żaden inny lotnik (tu konfabuluje, rzekomo nas cytując że „na mój gust możecie spróbować, nam się udało” - powtarzam, takie słowa nigdy nie padły) by nie lądował. Ja przepraszam, ale jeżeli ostatni prawdziwy komunikat ze strony mojej załogi, do załogi TU-154M o treści „Arek, teraz widać 200m” jest zachętą do lądowania, to już nie mam pomysłu jak z taką bzdurą dyskutować i chyba nie mam więcej nic do dodania.

Artur Wosztyl

#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Niech spie.dala. Silni Razem wściekli na Donalda Tuska gorące
"Niech spie.dala". "Silni Razem" wściekli na Donalda Tuska

Hasztag #SilniRazem po wielokrotnej kompromitacji nie jest już tak popularny na "X". Jednak stał się symbolem najbardziej zajadłej postawy "antypis". I potocznie tak są dziś nazywani najbardziej zajadli zwolennicy Donalda Tuska, Platformy Obywatelskiej, czy Romana Giertycha. A dzisiaj nie są z Donalda Tuska, mówić bardzo oględnie, zadowoleni.

Niemcy zazdroszczą polskim producentom kamperów Wiadomości
Niemcy zazdroszczą polskim producentom kamperów

Polskie marki kamperów zdobywają coraz większe uznanie na niemieckim rynku. Affinity, Freedo, Masuria i Vannado nie tylko przekonują klientów wysoką jakością, ale także zyskują lojalność dealerów.

„Zaraz zemdleję”. Dramatyczne wyznanie Nataszy Urbańskiej Wiadomości
„Zaraz zemdleję”. Dramatyczne wyznanie Nataszy Urbańskiej

Podróż powrotna z Czarnogóry do Polski okazała się dla Nataszy Urbańskiej jednym z najbardziej stresujących doświadczeń w życiu. Artystka opisała na Instagramie sytuację, do której doszło na pokładzie samolotu LOT lecącego z Podgoricy do Warszawy. Zemdlała, a - jak twierdzi - personel pokładowy zignorował nie tylko jej stan, ale i potrzeby pozostałych pasażerów.

Sukces tym razem nie dla Polek. Włoszki zbyt mocne w półfinale LN Wiadomości
Sukces tym razem nie dla Polek. Włoszki zbyt mocne w półfinale LN

Polskie siatkarki przegrały z Włoszkami 0:3 (18:25, 16:25, 14:25) w półfinale rozgrywanego w Łodzi turnieju finałowego Ligi Narodów. W niedzielę zagrają w meczu o trzecie miejsce z przegranym drugiego sobotniego półfinału, w którym Brazylia zmierzy się z Japonią.

Nowy model AI uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście gorące
Nowy model AI uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście

Nowy Claude Opus 4 firmy Anthropic często uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście. Model groził ujawnieniem prywatnych informacji o inżynierach, którzy mieli planować jego wyłączenie.

Awaryjne lądowanie samolotu LOT w Warszawie z ostatniej chwili
Awaryjne lądowanie samolotu LOT w Warszawie

Z powodu sygnału o możliwej usterce lecący z Warszawy do Sofii samolot linii LOT musiał awaryjnie lądować na Lotnisku Chopina. - Lądowanie odbyło się w asyście służb. Maszyna wylądowała bezpiecznie - poinformował rzecznik prasowy Polskich Linii Lotniczych LOT Krzysztof Moczulski.

Wielki słup dymu nad Katowicami. Trwa dogaszanie Wiadomości
Wielki słup dymu nad Katowicami. Trwa dogaszanie

W sobotnie popołudnie, 26 lipca, w Katowicach doszło do pożaru w rejonie ul. Sądowej i Raciborskiej. Paliły się podkłady kolejowe składowane w pobliżu torowiska, w bezpośrednim sąsiedztwie budowy przy dworcu głównym PKP.

Niebezpieczny incydent w Krakowie. Kilkanaście osób poszkodowanych Wiadomości
Niebezpieczny incydent w Krakowie. Kilkanaście osób poszkodowanych

W piątkowy wieczór doszło do niebezpiecznego incydentu na przystanku tramwajowym przy ul. Bronowickiej w Krakowie. Z okna przejeżdżającego tramwaju ktoś rozpylił gaz pieprzowy w stronę grupy osób czekających na peronie. Jak informują poszkodowani, sytuacja miała miejsce około godziny 19:30.

Komunikat dla mieszkańców Rzeszowa z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Rzeszowa

Prawie 250 tys. zł kosztować będzie dokumentacja projektowa nowego domu kultury, który powstanie w Rzeszowie na osiedlu Krakowska Południe przy ul. Stojałowskiego. Dokumentacja gotowa ma być w ciągu 10 miesięcy.

Czerwona flaga na Pomorzu i w Zachodniopomorskiem. GIS zakazuje kąpieli Wiadomości
Czerwona flaga na Pomorzu i w Zachodniopomorskiem. GIS zakazuje kąpieli

Czerwone flagi zakazujące wejścia do wody wiszą w sobotę w dwunastu kąpieliskach w województwach pomorskim i zachodniopomorskim. Powodem jest zakwit sinic.

REKLAMA

[Tylko na Tysol.pl] Porucznik Artur Wosztyl odpowiada "ekspertom" TVN24 w sprawie programu na jego temat

30.10.2017 r. w programie „Czarno na białym” w TVN24 z udziałem „ekspertów ds. wyjaśniania katastrof lotniczych” padło wiele stwierdzeń, gdybań, interpretacji, a nawet konfabulacji, których nie mogę pozostawić bez odpowiedzi.
 [Tylko na Tysol.pl] Porucznik Artur Wosztyl odpowiada "ekspertom" TVN24 w sprawie programu na jego temat
/ screen YouTube
Czytaj również: Artur Wosztyl dla Tysol.pl [Nasz wywiad]: W tym momencie dzieje się "Smoleńsk 2" [video]
Po naszym wywiadzie z Arturem Wosztylem. Koledzy Remigiusza Musia nie wierzą w jego samobójstwo!
[Smoleńsk] Dziś 20.30 na Tysol.pl wideoczat z Arturem Wosztylem pilotem Jaka40, który lądował przed TU154


Pierwszy z wyżej wymienionych „ekspertów” Jan Osiecki i mówi, że gdyby nie moje lądowanie, to by nie doszło do katastrofy, na potwierdzenie podając, że oficjalnie moje lądowanie Jakiem-40 odbyło się na granicy dopuszczalnych warunków atmosferycznych, a nieoficjalnie, a nieoficjalnie miałem wręcz złamać przepisy dokonując przyziemienia za progiem pasa.

Tu trzeba podkreślić, że warunki podane przez wieżę, to widzialność 1500m, co jest widzialnością odpowiednią dla podejścia nieprecyzyjnego (według radiolatarni bezkierunkowych – NDB) jakie tamtego dnia wykonałem, a moje minimum dla tego lotniska wynosiło 1000m dla podejścia według Radiolokacyjnego Systemu Lądowania (RSL), które mogłem wykonać, gdyby tylko widzialność spadła poniżej 1500m; co nie miało miejsca. Zanim osiągnąłem wysokość decyzji (100m) miałem pewny kontakt wzrokowy ze światłami Drogi Startowej (DS) i ziemią. Więc nie ma mowy o złamaniu przepisów!
 
Przypomnę sekwencję danych na temat pogody: 

05:00 UTC; zachmurzenie 3/10; podstawa chmur brak;  widzialność 4000m;
05:06 UTC; zachmurzenie 6/10; podstawa chmur 150m; widzialność 2000m;
05:15 UTC lądowanie Jak-40;
05:26 UTC; zachmurzenie 10/10; podstawa chmur 100m; widzialność 1000m – warunki które pozwalały na moje lądowanie!
05:40 UTC; zachmurzenie 10/10; podstawa chmur 80m; widzialność 800m – warunki poniżej minimów dla tego lotniska, pierwszy raz zanotowane 25 minut po moim lądowaniu! 

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
 
Wracając do słów  pana Osieckiego,  który insynuuje, że prawdopodobnie złamałem warunki, bo przyziemienie nastąpiło daleko za progiem pasa, zastanawiam się, co tacy ludzie maja na myśli i co dla nich znaczy sformułowanie „daleko za progiem pasa”? Co to za zarzut i czego ma się dotyczyć? Ja, jako pilot z wieloletnim doświadczeniem tego określenia nie rozumiem. Dlaczego ktoś, kto mieni się autorem publikacji mającej mieć jakąś wiarygodność, opisującej katastrofę smoleńską, może insynuować, że mogło wystąpić zagrożenie i dorabiać sobie do tego teorię, skoro widać, że nie zapoznał się z podstawowymi zasadami wykonywania lotów, bo gdyby było inaczej, na pewno nie opowiadałby takich bzdur. Można to tłumaczyć jedynie chęcią przypodobania się innym rozmówcom, którzy wzięli udział w tym programie, których wiedza w tym zakresie znajduje się zapewne na podobnym poziomie. Taki brak znajomości tematu zmusza mnie do udzielenia lekcji. Otóż pan Osiecki nie zna się na lotnictwie, inaczej wiedziałby że przyziemienie 500 do 700m od progu pasa, na lotnisku, które posiada pas startowy o długości  2500m odbywa się w Pasie Przyziemienia i jest w pełni bezpiecznym manewrem z zachowaniem zasad bezpieczeństwa.

Kolejny występujący w tym programie „ekspertem” był niejaki Jan Mróz, dziennikarz, który mówił o tym, że ”warunki były na tyle kiepskie, że nic nie było widać przez okna boczne Jaka, jak sądzę przez okna w kabinie również!”. Jedyne co mam w kwestii tych konfabulacji do powiedzenia, to, że nie warto zniżać się do ich komentowania. Jak sądzę, jest to kolejny gdybający „ekspert lotnictwa” z ławki tych, którzy próbowali zrobić ze mnie przestępcę, a co pomimo zaprzęgnięcia wszelkich dostępnych środków i zaangażowania służb zakończyło się w pierwszym kwartale 2015 r. umorzeniem śledztwa prokuratorskiego z doniesienia ówczesnego Dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego.

W programie wystąpił również płk. Mirosław Grochowski, który mówi, że: „tam była bardzo nerwowa atmosfera (chodzi o wieżę), że oni nie widzieli samolotu, pomimo że miał włączone reflektory do lądowania.” Dołącza do tej narracji pan dr Maciej Lasek, który  mówi że: „z punktu widzenia procedur było to fatalne, bo nie wykonano odejścia na drugi krąg.” 

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Tutaj muszę zatrzymać się na dłużej. Po pierwsze podejście do lotniska w Smoleńsku odbyło się od strony wschodniej – kontrolerzy z „wieży” obserwując strefę podejścia patrzyli pod słońce. Warunki w ciągu 6 minut pogorszyły się z widzialności wynoszącej 4000m do 2000m, czyli zamglenie narastało. Kontrolerzy cały czas mówią o mgle, podczas gdy zwykle ten termin podawany jest przy widzialności 1000m i niższej – dlaczego nikt o to nie pyta kontrolerów? Dlaczego nie pytają panowie Grochowski i Lasek? Nie mam pojęcia. Natomiast nie przeszkadza im to w opowiadaniu bredni o tym, że już w tym momencie nie było warunków, albo że warunki nie pozwalały na lądowanie Jaka-40, co stoi w sprzeczności z wszelkimi dowodami i praktyką. 

Sprawa komendy odejścia na drugi krąg. Trzeba przypomnieć, że w przestrzeni powietrznej był jeszcze IŁ-76 i piloci często wymieniali krótkie informacje z wieżą bez znaków wywoławczych. Często były to krótkie informacje, czasem  „niezrozumiały bełkot”. Komenda odejścia, bez nawet skróconych znaków wywoławczych, padła na 15 sekund przed komendą: „Po zatrzymaniu o 180, zuch.” Komenda była niezrozumiała i nie została powtórzona, a o tym że padła, dowiedziałem się na przesłuchaniu w MAK-u w Moskwie w długi weekend majowy w 2010 r.  Dlatego chciałbym zadać pytanie panu Laskowi: O których procedurach mówi? Bo jeżeli ma być to zarzut wobec mnie, to pan dr M. Lasek musi mieć  fatalne braki w wykształceniu. 

Powtórzę: Mieliśmy zgodę na lądowanie, warunki atmosferyczne były spełnione i były odpowiednie dla podejścia nieprecyzyjnego, a sama komenda odejścia na drugi krąg była wydana w sposób niezrozumiały, bez znaków wywoławczych, nawet tych skróconych i co jest bardzo ważne w tym wszystkim -  nie została powtórzona. 

Zatem kto tutaj popełnił błąd? Istotną przesłanką jest tutaj tendencyjność działania członków Komisji Millera, ich przeinaczanie faktów i ustawiania wszystkiego pod z góry założoną tezę. Trochę to przykre, ale fakty mówią same za siebie i stoją w sprzeczności z tym co próbowała przedstawić

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Następny wątek dotyczy pozwolenia wieży na zejście do 50m. Tu pojawia się w jednym z materiałów pan mjr Marcin Maksjan mówiący o rzekomej ewolucji treści składanych zeznań „bo w dniu katastrofy nie wspominam o 50m”. Przywołuje się zeznania ś.p. chor. Remigiusza Musia, który mówił o tej komendzie, że po zapoznaniu się z nagraniem przedstawionym w prokuraturze zeznał, iż faktycznie mowa o 100m, a nie 50m. 

Tak jak już wielokrotnie mówiłem, w dniu 10.04 po powrocie do Warszawy podczas przesłuchania odpowiadałem na zadawane pytania. Dlatego o 50m, o których była mowa w korespondencji pomiędzy wieżą w Smoleńsku i załoga TU-154M, opowiedziałem w momencie, gdy na przesłuchaniu w prokuraturze zadano mi takie pytanie a nie wcześniej. 

Sprawa chor. Remigiusza Musia jest bardziej złożona. Faktycznie puszczono nagranie na jednym z  kolejnych przesłuchań w prokuraturze i odpowiedział na zadane pytanie, że faktycznie słychać te 100m, ale tutaj sprawa się komplikuje - Te zeznania zostały ujawnione po śmierci chor. Remigiusza Musia i siłą rzeczy nie mógł się do tego odnieść. 

Mnie również przedstawiono to nagranie. Przesłuchującemu mnie prokuratorowi powiedziałem, że to co mi puścił, jest częścią nagrania którego nie mogłem słyszeć ani ja ani żaden z członków załogi, ponieważ byliśmy wtedy na zewnątrz samolotu. Informacja o 50m, padła wcześniej, gdy pytano o lotniska zapasowe i o to ile im zostało paliwa. Wskazałem w nagraniu w którym było to miejscu. Dziwnym trafem wszyscy skoncentrowali się na zeznaniach nieżyjącego Remigiusza Musia, który nie może dzisiaj przeciwstawić się manipulowaniu jego zeznaniami. Jednocześnie wszędzie pomijano moje zeznania! Na rejestratorze Jaka-40 te komendy się nie zapisały, ponieważ nie mogły. Magnetofon, jak i pozostałe urządzenia poza jedną radiostacją, pozostawioną na nasłuchu częstotliwości Kontroli Mińsk, były wyłączone.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

Narrator audycji sufluje również tekst, że „100m mieściło się w minimach bezpieczeństwa samolotu TU-154M, natomiast 50m pasowało do tezy Antoniego Macierewicza”. To że samolot TU-154M był fatalnie naprowadzany wszyscy wiedzą doskonale. Wiemy bowiem, że gdy samolot znajdował się zdecydowanie nad ścieżką, jak i zdecydowanie poniżej ścieżki, załoga TU-154M otrzymywała uspokajające komunikaty, że są na kursie i ścieżce(!). Czyżby kontroler nie widział samolotu? A może urządzenia, z których korzystał były wadliwe? 

Tutaj istotna informacja - Podczas mojego podejścia kontroler dokładnie widział nasz samolot! Podał informację, że znajdujemy się pod ścieżką, gdy byliśmy w dolocie do Dalszej Radiolatarni. Zatem, skoro widział dokładnie samolot Jak-40, to dlaczego nie widział samolotu TU-154M? Chyba nie można nazwać tego paradoksu inaczej niż jako kolejny przykład manipulowania faktami i tendencyjnym ich przedstawieniem opinii publicznej!
 
A w programie było tego wiele, np. różne wyrwane w kontekstu moje wypowiedzi dotyczące np. dźwięków które zapamiętałem, przedstawione w sposób który ma przekonać widza w ich sprzeczności. Widz odnosi wrażenie, że jest mowa o opisie jednego i tego samego dźwięku, ale wrzutki dotyczą i opisu detonacji i opisu trzasków.

#REKLAMA_POZIOMA#
​​​​​​​#NOWA_STRONA#

Niezrozumiałym jest dla mnie również podawanie informacji o tym, co wyczyniała załoga samolotu IŁ-76 wraz z sugestią, że miało to coś wspólnego z działaniami załogi TU-154M.

Pan Lasek mija się z prawdą rzekomo nas cytując: „jak nam się udało (załodze Jak-40) wylądować, to wy też możecie spróbować” - w rzeczywistości takie słowa nigdy nie padły. Po raz kolejny pokazuje, że obce mu są sprawy o których opowiada. Tu pan płk Grochowski również ma swoje za uszami, bo to na polecenie jego „instytucji”, jak również członków Komisji Millera próbowano wmówić społeczeństwu że złamałem prawo. Ktoś wpłynął na Szefa Sztabu Generalnego gen. Mieczysława Cieniucha, który odrzucił moje odwołanie od haniebnego orzeczenia komisji badającej sprawę lądowania Jak-40 w Smoleńsku i pouczył mnie, że „Od niniejszego rozpatrzenia odwołania zainteresowanemu nie przysługuje prawo wniesienia odwołania do Ministra Obrony Narodowej, ani skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego.”

Wracając do meritum sprawy. Po pierwsze, prawo lotnicze nie zabrania wykonania podejścia końcowego nawet jeżeli na lotnisku panują warunki poniżej warunków minimalnych. Po drugie, załoga samolotu TU-154M dostała zgodę na wykonanie podejścia końcowego, a kontrolerzy sprawowali nadzór nad poprawnym kątem schodzenia samolotu do wysokości decyzji, co robili informując ich, że są „na kursie i ścieżce” czyli na wysokości powyżej minimalnej wysokości zniżania gwarantującej przewyższenie nad przeszkodami terenowymi z którymi samolot mógłby się zderzyć przy braku widoczności. Po trzecie, moje słowa dotyczyły podejścia do lądowania (podejścia końcowego) i zgodnie z RL-2006 w którym wyraźnie jest zapisane w §19, ust. 24 kiedy należy przerwać zniżanie nawet w przypadku braku WA (Warununków Atmosferycznych) do lądowania i instruuje co robić dalej: „zgodnie z decyzją dowódcy statku powietrznego wykonać powtórny manewr podejścia do lądowania, lub odejść na lotnisko zapasowe”. 

#REKLAMA_POZIOMA#
​​​​​​​#NOWA_STRONA#

Podejście do lądowania (podejście końcowe) nie jest lądowaniem o czym zapominają wszyscy wypowiadający się i mylący podejście z lądowaniem. Pan Lasek mówi o tym, że gdybym ja, czy ktokolwiek inny z mojej załogi powiedział, że w tych warunkach nie ma możliwości lądowania to on, ani żaden inny lotnik (tu konfabuluje, rzekomo nas cytując że „na mój gust możecie spróbować, nam się udało” - powtarzam, takie słowa nigdy nie padły) by nie lądował. Ja przepraszam, ale jeżeli ostatni prawdziwy komunikat ze strony mojej załogi, do załogi TU-154M o treści „Arek, teraz widać 200m” jest zachętą do lądowania, to już nie mam pomysłu jak z taką bzdurą dyskutować i chyba nie mam więcej nic do dodania.

Artur Wosztyl

#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe