Stanisław Żaryn: Rząd eksperymentuje na rozchwianej Polsce

Działania polityczne rządu wciąż skupione są na przejmowaniu kontroli nad kolejnymi obszarami państwa. Rządzący robią to często niezgodnie z prawem, szukając sztuczek ustrojowych albo kwestionując legitymizację instytucji państwowych. Coraz lepiej widoczny jest relatywizm instytucjonalny, który będzie skutkował poważnym kryzysem. Jego symptomy już widać.
Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz Stanisław Żaryn: Rząd eksperymentuje na rozchwianej Polsce
Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz / fot. PAP/Tomasz Waszczuk

„Sprawa umocowania szefa Prokuratora Krajowego zostanie definitywnie – jak sądzę – zakończona w Sądzie Najwyższym z końcem września” – tak w sierpniu 2024 roku mówił publicznie Dariusz Korneluk powołany przez obecny rząd na stanowisko „prokuratora krajowego”. Ocena Sądu Najwyższego dotyczyła de facto tego, czy Dariusz Barski pełniący funkcję prokuratora krajowego był w sposób właściwy powołany na stanowisko. Zarówno Korneluk, jak i Prokuratura Krajowa przywiązywali dużą wagę do rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego. W czasie rozprawy PK reprezentowana była przez dwoje prokuratorów Prokuratury Krajowej, którzy bronili argumentów delegującej ich instytucji. Występowali z należytą estymą, ponieważ sprawa była rozstrzygana przez najważniejszy sąd w Polsce.

"Kto nie z nami, ten przeciwko nam"

Orzeczenie SN zapadło, Sąd Najwyższy uznał, że Dariusz Barski został prawidłowo przywrócony do roli aktywnego prokuratora i cofnięty ze stanu spoczynku. Sąd Najwyższy orzekł więc, że nie było podstaw prawnych, by kwestionować obsadzenie Barskiego w funkcji prokuratora krajowego. Zaledwie kilka godzin po decyzji Sądu do ofensywy ruszył jednak rząd, zmieniając swoją optykę. Minister Bodnar i Prokuratura Krajowa uznali, że „stanowisko Sądu Najwyższego nie wywołuje skutków prawnych, ponieważ zostało podjęte przez osoby nieuprawnione”. Już post factum okazało się więc, że rząd nie uznaje Sądu Najwyższego za władny do oceny sytuacji związanej z prokuratorem Barskim, choć przez wiele tygodni sam przyznawał, że wątpliwości ma właśnie rozstrzygnąć SN. Przesądziła, zdaje się, treść orzeczenia.

Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam – tej zasadzie coraz mocniej hołduje rząd Donalda Tuska. Jego środowisko polityczne funkcjonowało w ten sposób w czasie opozycji, ale dziś ta logika rządzi instytucjami i państwem. Ekipa Donalda Tuska buduje mechanizmy relatywizmu państwowego, alternatywną rzeczywistość ustrojową, która ma pozwolić Rządowi na działanie według własnego widzimisię i własnej interpretacji zarówno decyzji zapadających w różnych instytucjach, jak i samych instytucji. Początek „zmian” w Prokuraturze Krajowej był właśnie oparty na tym typie rozumowania. Przepisy mówią jasno, że odwołanie prokuratora krajowego wymaga pisemnej zgody prezydenta RP. Prezydent bierze również udział w jego powoływaniu. Rząd jednak nie chciał rozmawiać z prezydentem, który jest obiektem ataków politycznych i kampanii nienawiści od początku funkcjonowania rządu Tuska. Minister sprawiedliwości orzekł więc, że Dariusz Barski prokuratorem krajowym nigdy nie był. I zwyczajnie nie ma potrzeby, by go odwoływać. Zupełnie jawnie podeptano zasady prawne, przepisy ustawy, ale i zdrowy rozsądek. Rząd w świetle jupiterów uznał po prostu, że prokurator krajowy nigdy nie został właściwie obsadzony i nie ma prawa funkcjonować. Bezczelność rządu była tym większa, że chwilę wcześniej prokurator Barski został przez ministra Bodnara poproszony o powołanie do Prokuratury Krajowej Jerzego Bilewicza, który przejął kierowanie PK po Barskim, notabene w ramach zupełnie pozaprawnej procedury. Rząd nakreślił rzeczywistość alternatywną i uznał własne słowa za stan faktyczny, by potem podejmować działania kadrowe i zarządzać państwem.

Ten typ rozumowania rozlewa się po administracji od jakiegoś czasu. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego raz jest władna, by ocenić prawidłowość wyborów w Polsce, ale w przypadku oceny wygaszenia mandatów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – już nie. Jeden sędzia powołany zgodnie z prawem jest sędzią, a inny – nie, jest „neosędzią”, ponieważ większość parlamentarna uznaje na podstawie własnej oceny politycznej zmiany ustawowe z ostatnich lat za niekonstytucyjne. Raz prezydent jest godny rozmowy i rząd kieruje do niego wnioski np. o nominacje generalskie, a innym razem – władza próbuje prezydenta brutalnie pomijać, jak choćby w sprawie nominacji ambasadorskich. Sejmowa większość podobnie traktuje także Krajową Radę Sądownictwa, którą w sposób prześmiewczy nazywa „neo-KRS”, ale jednocześnie utrzymuje swoich przedstawicieli, legitymizując jej działalność. Coraz więcej instytucji i osób pełniących ważne urzędy w Polsce jest ocenianych przez pryzmat treści ich decyzji. Jeśli rządzącym wydają się one wadliwe, władza szuka możliwości zakwestionowania uprawnienia danej instytucji czy osoby do wydawania rozstrzygnięcia. I na tej podstawie depcze formalne umocowanie tych podmiotów.

CZYTAJ TAKŻE: "Nie można milczeć. Trzeba krzyczeć". Jan Karandziej podjął głodówkę w obronie ks. Michała Olszewskiego

Sposób działania rządu jest szalenie niebezpieczny. Prowadzi do zakwestionowania stabilności systemu politycznego i państwowego. Bezpieczeństwo ustrojowe kurczy się na naszych oczach i niestety wiele wskazuje na to, że będzie to trend długofalowy i może obejmować coraz więcej obszarów państwa. W tych warunkach kryzys państwowy, kryzys wiarygodności państwa w oczach obywateli to kwestia czasu. Skoro rząd podważa stabilność systemu, to musi się odbić na obywatelach, którzy za chwilę nie będą pewni, jak de facto wygląda system prawny, w którym żyją i funkcjonują. To będzie prowadziło do rozkładu. Skoro rządzący roszczą sobie prawo kwestionowania uprawnień tego czy innego sędziego do orzekania, jak ma wyglądać sądowe dochodzenie swoich praw? Jak obywatele mają liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie, skoro wyrok ma wydawać sędzia, którego wiarygodność można zawsze próbować podważyć (rząd tak robi). Wydaje się, że wraz z taktyką rządu następuje powolny rozkład państwa i będzie dotykał kolejnych instytucji. Ten trend będzie powiększał w państwie szarą strefę, w której doskonale będą się odnajdywali ludzie powiązani ze światem przestępczości. Jeśli taktyka podważania statutu sędziów czy instytucji będzie kontynuowana, to znajdą się tacy, którzy przy jej pomocy zaczną paraliżować procesy karne w sprawach kryminalnych przez podważenie statutu tego czy innego sędziego. Z czasem będą podejmowane próby wykazania, że orzeczenia Prokuratury Krajowej nie są wiarygodne i wiążące, ponieważ na jej czele nie stoi właściwie umocowany szef. Jaką wiarygodność mają więc podejmowane działania, śledztwa, akty oskarżenia? To można podważać. Podobnie jak decyzje i działania innych instytucji państwowych, rząd bowiem swoje stanowisko opiera na uznaniowości. Z tej drogi bardzo trudno jest natomiast zawrócić. Ten sposób paraliżowania państwa może się odbić na wielu obszarach kluczowych dla funkcjonowania RP. Będzie to skutkowało natomiast powstaniem mętnej wody w naszym ustroju i państwie, w której świetnie odnajdą się ludzie szkodzący Polsce. Tego rząd, zdaje się, nie bierze jednak w ogóle pod uwagę.

„Demontaż państwa się skończył, teraz zaczną znikać ludzie”

„Demontaż państwa się skończył, teraz zaczną znikać ludzie” – stwierdził w przejmującej wypowiedzi śp. Janusz Kurtyka, prezes IPN. To było jedno z ostatnich publicznych wystąpień Kurtyki, który zginął kilka dni później w tragedii smoleńskiej. Janusz Kurtyka w ten sposób podsumował wieloletnie działania rządu PO-PSL. Również wtedy ekipa Donalda Tuska prowadziła działalność, która zmierzała do radykalnego osłabienia państwa polskiego. Pierwsze rządy Tuska były dla polskiej państwowości okresem słabnięcia i rozkładu. Dziś może się wydawać, że działania rządu są analogiczne, ale skala zagrożeń jest dużo większa. Pytanie więc, o co tu chodzi? Światło rzucił na to w ostatnich dniach sędzia Marek Safjan, wielokrotnie stający po stronie obecnego rządu. W TVP Info Safjan bronił rządu, tłumacząc, że nawet jeśli rządzący podejmują decyzje, które wyglądają na niezgodne z prawem, to jest to uzasadnione, ponieważ musimy „przywrócić polskie prawo” w granice prawa i standardów nadrzędnych. Zgodnie z tokiem rozumowania sędziego takim prawem, do którego powinniśmy się odwoływać, ma być prawo unijne. Istnieje domniemanie, że to właśnie może być celem działań rządu. Jeśli władzy uda się rozchwiać system, wykazać obywatelom, że prawo w Polsce de facto nie istnieje, Polacy sami będą chcieli szukać ustrojowego zakotwiczenia. Wtedy rząd być może zaproponuje im, by to właśnie system prawa unijnego przyjąć za obiektywny katalog prawny i na nim oprzeć działania krajowe. Taka perspektywa rysuje się ze słów samego Tuska, który w czasie spotkania ze środowiskami prawniczymi powiedział: „Nie chciałbym, żebyśmy w Polsce znaleźli się kiedykolwiek w takiej sytuacji, że siła zewnętrzna jest niezbędna, żeby gwarantować nasz ład konstytucyjny. Byłaby to tragedia”. Słowa premiera zostały powszechnie odczytane jako typowa groźba podjęcia działań w tym właśnie kierunku, a nie przestroga. Scenariusz zniszczenia wiarygodności polskiego ustroju oraz systemu prawnego, by szukać zagranicznych systemów prawych stabilizujących Polskę, wydaje się więc prawdopodobny. Żeby tego dokonać, należy wykazać Polakom, że nasz system upadł. Będzie to skutkowało ogromnymi zagrożeniami nie tylko dla RP, ale również obywateli. Szkody, na które zostaną oni narażeni, mogą mieć charakter nieodwracalny. Wydaje się więc, że rząd dokonuje właśnie na Polakach niezwykle groźnego eksperymentu, który dodatkowo może się powtarzać w innych państwach, jeśli elity unijne uznają go za skuteczny w przełamywaniu oporu wobec centralizacji Unii Europejskiej. Taka interpretacja sugeruje, że w Polsce toczy się obecnie gra o wielką stawkę i zmiany nie tylko w naszym kraju, lecz także całej UE. Zmiany szalenie szkodliwe dla Polaków.

* Autor jest doradcą prezydenta RP i prezesem Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego.

CZYTAJ TAKŻE: Nowa świecka ekoreligia – nowy numer "Tygodnika Solidarność"


 

POLECANE
Ekspert: Nord Stream 3 - Niemcy ratują Rosję gorące
Ekspert: Nord Stream 3 - Niemcy ratują Rosję

Niemcy przez długie lata opierały sukcesy swojej gospodarki na drenażu innych gospodarek strefy euro i na tanich surowcach z Rosji. Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny na Ukrainie. A właściwie to "miała się zmienić".

Wojna zakończy się w ciągu dwóch miesięcy. Prezydent Rosji jest gotowy do negocjacji? Wiadomości
"Wojna zakończy się w ciągu dwóch miesięcy". Prezydent Rosji jest gotowy do negocjacji?

W wywiadzie dla państwowej telewizji, prezydent Rosji Władimir Putin wyraził gotowość do negocjacji w celu zakończenia wojny na Ukrainie. Stwierdził również, że jeśli Kijów nie będzie otrzymywał pomocy wojskowej to koniec wojny może nastąpić w najbliższych miesiącach.

W kuluarach PE dyskutowany jeden temat: jak pozbyć się Zielonego Ładu gorące
"W kuluarach PE dyskutowany jeden temat: jak pozbyć się Zielonego Ładu"

W nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych europoseł Beata Szydło powiedziała, że w kuluarach PE coraz częściej przewija się temat pozbycia się Zielonego Ładu. - Okazuje się, że Zielony Ład jest już passe - powiedziała europoseł Beata Szydło.

UE nałożyła sankcje na agentów GRU. Chodzi o atak hakerski na Estonię Wiadomości
UE nałożyła sankcje na agentów GRU. Chodzi o atak hakerski na Estonię

Jak przekazał estoński MSZ w komunikacie, Unia Europejska nałożyła sankcje na kilku członków rosyjskiego wywiadu wojskowego.

Chory Łukaszenka, bezradna białoruska opozycja tylko u nas
Chory Łukaszenka, bezradna białoruska opozycja

Swiatłana Cichanouska podkreśla, że białoruskie „wybory” to farsa. - To nie wybory, a raczej „specjalna operacja wyborcza”, której celem jest utrzymanie przez Łukaszenkę władzy – powiedziała przebywająca na emigracji rywalka Łukaszenki z 2020 roku. Nie dodała, że te „wybory” to również dowód bezradności opozycji. Opozycji podzielonej. Zresztą strategia samej Cichanouskiej musi budzić duże wątpliwości.

Szef MSZ Francji wyraził chęć pomocy Danii. Chodzi o spór ws. Grenlandii Wiadomości
Szef MSZ Francji wyraził chęć pomocy Danii. Chodzi o spór ws. Grenlandii

Szef MSZ Francji Jean-Noel Barrot poinformował, że jego kraj jest gotowy wesprzeć Danię w przypadku zaostrzenia sporu wokół Grenlandii. Chodzi o roszczenia prezydenta USA Donalda Trumpa, które zgłaszał już pod koniec 2024 roku.

Nieoficjalnie: Znamy nazwisko kandydata na ambasadora USA w Polsce Wiadomości
Nieoficjalnie: Znamy nazwisko kandydata na ambasadora USA w Polsce

Według nieoficjalnych ustaleń rozgłośni RMF FM, nowym ambasadorem USA w Polsce może zostać Jim Mazurkiewicz. Z opublikowanych informacji wynika, że jest najmocniejszym kandydatem.

Donald Trump zmienił nazwę Zatoki Meksykańskiej. Google wydało komunikat Wiadomości
Donald Trump zmienił nazwę Zatoki Meksykańskiej. Google wydało komunikat

Amerykański koncern Google postanowił zareagować na działania prezydenta Donalda Trumpa ws. zmiany nazwy góry McKinley oraz Zatoki Meksykańskiej. Firma wprowadzi nowe nazwy na swoich mapach. Google zapewniło również, że na razie korekt nie będzie w innych krajach, ponieważ te mogą samodzielnie nazywać obiekty geograficzne.  

Ja prawdy się nie boję. Jarosław Szymczyk zareagował na działania prokuratury Wiadomości
"Ja prawdy się nie boję". Jarosław Szymczyk zareagował na działania prokuratury

Były szef policji gen. Jarosław Szymczyk odniósł się do działań prokuratury, która wzniosła przeciwko niemu akt oskarżenia. Chodzi o wydarzenia z 2022 roku, gdy w siedzibie KGP eksplodował granatnik.

Szokujące plany SO w Warszawie. Prof. Manowska: Przychodzą na myśl najmroczniejsze momenty polskiej historii z ostatniej chwili
Szokujące plany SO w Warszawie. Prof. Manowska: Przychodzą na myśl najmroczniejsze momenty polskiej historii

Plan przeniesienia sędziów, którzy orzekają w pionie karnym Sądu Okręgowego w Warszawie, do specjalnej sekcji przywodzi na myśl najmroczniejsze momenty w polskiej historii - oceniła we wtorek I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. Podkreśliła, że plan ten jest motywowany politycznie.

REKLAMA

Stanisław Żaryn: Rząd eksperymentuje na rozchwianej Polsce

Działania polityczne rządu wciąż skupione są na przejmowaniu kontroli nad kolejnymi obszarami państwa. Rządzący robią to często niezgodnie z prawem, szukając sztuczek ustrojowych albo kwestionując legitymizację instytucji państwowych. Coraz lepiej widoczny jest relatywizm instytucjonalny, który będzie skutkował poważnym kryzysem. Jego symptomy już widać.
Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz Stanisław Żaryn: Rząd eksperymentuje na rozchwianej Polsce
Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz / fot. PAP/Tomasz Waszczuk

„Sprawa umocowania szefa Prokuratora Krajowego zostanie definitywnie – jak sądzę – zakończona w Sądzie Najwyższym z końcem września” – tak w sierpniu 2024 roku mówił publicznie Dariusz Korneluk powołany przez obecny rząd na stanowisko „prokuratora krajowego”. Ocena Sądu Najwyższego dotyczyła de facto tego, czy Dariusz Barski pełniący funkcję prokuratora krajowego był w sposób właściwy powołany na stanowisko. Zarówno Korneluk, jak i Prokuratura Krajowa przywiązywali dużą wagę do rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego. W czasie rozprawy PK reprezentowana była przez dwoje prokuratorów Prokuratury Krajowej, którzy bronili argumentów delegującej ich instytucji. Występowali z należytą estymą, ponieważ sprawa była rozstrzygana przez najważniejszy sąd w Polsce.

"Kto nie z nami, ten przeciwko nam"

Orzeczenie SN zapadło, Sąd Najwyższy uznał, że Dariusz Barski został prawidłowo przywrócony do roli aktywnego prokuratora i cofnięty ze stanu spoczynku. Sąd Najwyższy orzekł więc, że nie było podstaw prawnych, by kwestionować obsadzenie Barskiego w funkcji prokuratora krajowego. Zaledwie kilka godzin po decyzji Sądu do ofensywy ruszył jednak rząd, zmieniając swoją optykę. Minister Bodnar i Prokuratura Krajowa uznali, że „stanowisko Sądu Najwyższego nie wywołuje skutków prawnych, ponieważ zostało podjęte przez osoby nieuprawnione”. Już post factum okazało się więc, że rząd nie uznaje Sądu Najwyższego za władny do oceny sytuacji związanej z prokuratorem Barskim, choć przez wiele tygodni sam przyznawał, że wątpliwości ma właśnie rozstrzygnąć SN. Przesądziła, zdaje się, treść orzeczenia.

Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam – tej zasadzie coraz mocniej hołduje rząd Donalda Tuska. Jego środowisko polityczne funkcjonowało w ten sposób w czasie opozycji, ale dziś ta logika rządzi instytucjami i państwem. Ekipa Donalda Tuska buduje mechanizmy relatywizmu państwowego, alternatywną rzeczywistość ustrojową, która ma pozwolić Rządowi na działanie według własnego widzimisię i własnej interpretacji zarówno decyzji zapadających w różnych instytucjach, jak i samych instytucji. Początek „zmian” w Prokuraturze Krajowej był właśnie oparty na tym typie rozumowania. Przepisy mówią jasno, że odwołanie prokuratora krajowego wymaga pisemnej zgody prezydenta RP. Prezydent bierze również udział w jego powoływaniu. Rząd jednak nie chciał rozmawiać z prezydentem, który jest obiektem ataków politycznych i kampanii nienawiści od początku funkcjonowania rządu Tuska. Minister sprawiedliwości orzekł więc, że Dariusz Barski prokuratorem krajowym nigdy nie był. I zwyczajnie nie ma potrzeby, by go odwoływać. Zupełnie jawnie podeptano zasady prawne, przepisy ustawy, ale i zdrowy rozsądek. Rząd w świetle jupiterów uznał po prostu, że prokurator krajowy nigdy nie został właściwie obsadzony i nie ma prawa funkcjonować. Bezczelność rządu była tym większa, że chwilę wcześniej prokurator Barski został przez ministra Bodnara poproszony o powołanie do Prokuratury Krajowej Jerzego Bilewicza, który przejął kierowanie PK po Barskim, notabene w ramach zupełnie pozaprawnej procedury. Rząd nakreślił rzeczywistość alternatywną i uznał własne słowa za stan faktyczny, by potem podejmować działania kadrowe i zarządzać państwem.

Ten typ rozumowania rozlewa się po administracji od jakiegoś czasu. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego raz jest władna, by ocenić prawidłowość wyborów w Polsce, ale w przypadku oceny wygaszenia mandatów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – już nie. Jeden sędzia powołany zgodnie z prawem jest sędzią, a inny – nie, jest „neosędzią”, ponieważ większość parlamentarna uznaje na podstawie własnej oceny politycznej zmiany ustawowe z ostatnich lat za niekonstytucyjne. Raz prezydent jest godny rozmowy i rząd kieruje do niego wnioski np. o nominacje generalskie, a innym razem – władza próbuje prezydenta brutalnie pomijać, jak choćby w sprawie nominacji ambasadorskich. Sejmowa większość podobnie traktuje także Krajową Radę Sądownictwa, którą w sposób prześmiewczy nazywa „neo-KRS”, ale jednocześnie utrzymuje swoich przedstawicieli, legitymizując jej działalność. Coraz więcej instytucji i osób pełniących ważne urzędy w Polsce jest ocenianych przez pryzmat treści ich decyzji. Jeśli rządzącym wydają się one wadliwe, władza szuka możliwości zakwestionowania uprawnienia danej instytucji czy osoby do wydawania rozstrzygnięcia. I na tej podstawie depcze formalne umocowanie tych podmiotów.

CZYTAJ TAKŻE: "Nie można milczeć. Trzeba krzyczeć". Jan Karandziej podjął głodówkę w obronie ks. Michała Olszewskiego

Sposób działania rządu jest szalenie niebezpieczny. Prowadzi do zakwestionowania stabilności systemu politycznego i państwowego. Bezpieczeństwo ustrojowe kurczy się na naszych oczach i niestety wiele wskazuje na to, że będzie to trend długofalowy i może obejmować coraz więcej obszarów państwa. W tych warunkach kryzys państwowy, kryzys wiarygodności państwa w oczach obywateli to kwestia czasu. Skoro rząd podważa stabilność systemu, to musi się odbić na obywatelach, którzy za chwilę nie będą pewni, jak de facto wygląda system prawny, w którym żyją i funkcjonują. To będzie prowadziło do rozkładu. Skoro rządzący roszczą sobie prawo kwestionowania uprawnień tego czy innego sędziego do orzekania, jak ma wyglądać sądowe dochodzenie swoich praw? Jak obywatele mają liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie, skoro wyrok ma wydawać sędzia, którego wiarygodność można zawsze próbować podważyć (rząd tak robi). Wydaje się, że wraz z taktyką rządu następuje powolny rozkład państwa i będzie dotykał kolejnych instytucji. Ten trend będzie powiększał w państwie szarą strefę, w której doskonale będą się odnajdywali ludzie powiązani ze światem przestępczości. Jeśli taktyka podważania statutu sędziów czy instytucji będzie kontynuowana, to znajdą się tacy, którzy przy jej pomocy zaczną paraliżować procesy karne w sprawach kryminalnych przez podważenie statutu tego czy innego sędziego. Z czasem będą podejmowane próby wykazania, że orzeczenia Prokuratury Krajowej nie są wiarygodne i wiążące, ponieważ na jej czele nie stoi właściwie umocowany szef. Jaką wiarygodność mają więc podejmowane działania, śledztwa, akty oskarżenia? To można podważać. Podobnie jak decyzje i działania innych instytucji państwowych, rząd bowiem swoje stanowisko opiera na uznaniowości. Z tej drogi bardzo trudno jest natomiast zawrócić. Ten sposób paraliżowania państwa może się odbić na wielu obszarach kluczowych dla funkcjonowania RP. Będzie to skutkowało natomiast powstaniem mętnej wody w naszym ustroju i państwie, w której świetnie odnajdą się ludzie szkodzący Polsce. Tego rząd, zdaje się, nie bierze jednak w ogóle pod uwagę.

„Demontaż państwa się skończył, teraz zaczną znikać ludzie”

„Demontaż państwa się skończył, teraz zaczną znikać ludzie” – stwierdził w przejmującej wypowiedzi śp. Janusz Kurtyka, prezes IPN. To było jedno z ostatnich publicznych wystąpień Kurtyki, który zginął kilka dni później w tragedii smoleńskiej. Janusz Kurtyka w ten sposób podsumował wieloletnie działania rządu PO-PSL. Również wtedy ekipa Donalda Tuska prowadziła działalność, która zmierzała do radykalnego osłabienia państwa polskiego. Pierwsze rządy Tuska były dla polskiej państwowości okresem słabnięcia i rozkładu. Dziś może się wydawać, że działania rządu są analogiczne, ale skala zagrożeń jest dużo większa. Pytanie więc, o co tu chodzi? Światło rzucił na to w ostatnich dniach sędzia Marek Safjan, wielokrotnie stający po stronie obecnego rządu. W TVP Info Safjan bronił rządu, tłumacząc, że nawet jeśli rządzący podejmują decyzje, które wyglądają na niezgodne z prawem, to jest to uzasadnione, ponieważ musimy „przywrócić polskie prawo” w granice prawa i standardów nadrzędnych. Zgodnie z tokiem rozumowania sędziego takim prawem, do którego powinniśmy się odwoływać, ma być prawo unijne. Istnieje domniemanie, że to właśnie może być celem działań rządu. Jeśli władzy uda się rozchwiać system, wykazać obywatelom, że prawo w Polsce de facto nie istnieje, Polacy sami będą chcieli szukać ustrojowego zakotwiczenia. Wtedy rząd być może zaproponuje im, by to właśnie system prawa unijnego przyjąć za obiektywny katalog prawny i na nim oprzeć działania krajowe. Taka perspektywa rysuje się ze słów samego Tuska, który w czasie spotkania ze środowiskami prawniczymi powiedział: „Nie chciałbym, żebyśmy w Polsce znaleźli się kiedykolwiek w takiej sytuacji, że siła zewnętrzna jest niezbędna, żeby gwarantować nasz ład konstytucyjny. Byłaby to tragedia”. Słowa premiera zostały powszechnie odczytane jako typowa groźba podjęcia działań w tym właśnie kierunku, a nie przestroga. Scenariusz zniszczenia wiarygodności polskiego ustroju oraz systemu prawnego, by szukać zagranicznych systemów prawych stabilizujących Polskę, wydaje się więc prawdopodobny. Żeby tego dokonać, należy wykazać Polakom, że nasz system upadł. Będzie to skutkowało ogromnymi zagrożeniami nie tylko dla RP, ale również obywateli. Szkody, na które zostaną oni narażeni, mogą mieć charakter nieodwracalny. Wydaje się więc, że rząd dokonuje właśnie na Polakach niezwykle groźnego eksperymentu, który dodatkowo może się powtarzać w innych państwach, jeśli elity unijne uznają go za skuteczny w przełamywaniu oporu wobec centralizacji Unii Europejskiej. Taka interpretacja sugeruje, że w Polsce toczy się obecnie gra o wielką stawkę i zmiany nie tylko w naszym kraju, lecz także całej UE. Zmiany szalenie szkodliwe dla Polaków.

* Autor jest doradcą prezydenta RP i prezesem Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego.

CZYTAJ TAKŻE: Nowa świecka ekoreligia – nowy numer "Tygodnika Solidarność"



 

Polecane
Emerytury
Stażowe