Moskwa idzie na ostro. Szans na rozmowy nie ma
Wojna będzie się toczyła jeszcze długo. Rosja nie rezygnuje z maksymalistycznych żądań. Rokowań nie będzie, mimo że Ukraina idzie na ustępstwa. Zełenski zakończył swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych porażką. Nie udało mu się uzyskać zgody na przeprowadzenie ataków dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni i nie poczyniono żadnych postępów w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO. Na froncie tymczasem sytuacja nieciekawa, a codzienne ataki dronowo-rakietowe rujnują energetyczną infrastrukturę ukraińską w przeddzień zimy.
Czytaj również: Dyrektor szpitala zwolniona ze względów światopoglądowych. Protestuje 25 tys. osób
Joe Biden odwołał wizytę w Niemczech. Biały Dom wydał komunikat
Potrzeba negocjacji
Zachód nie chce podbijać stawki, a w trzecim roku wojny nawet najbardziej konsekwentni sojusznicy Ukrainy zaczęli mówić o potrzebie negocjacji z Kremlem. W ostatnich tygodniach oświadczenie w tej sprawie złożył kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który zamierza nawet zadzwonić do Władimira Putina po raz pierwszy od dwóch lat. Były generał NATO i prezydent Czech Petr Pavel również sugeruje w wywiadzie dla „New York Times” ustępstwa terytorialne. Jednak obecnie Rosja i Ukraina są dalekie od negocjacji pokojowych. Obie strony eskalują konflikt. Ukraińcy nie dość, że boleśnie atakują dronami cele w Rosji, to okupują część obwodu kurskiego. Widząc stan i nastroje swojego szefa, ludzie z otoczenia Putina nie wierzą, że wojna szybko się skończy. Rosyjska elita postrzega rozmowy pokojowe jako odległą perspektywę.
Jeszcze niedawno wydawało się, że zakończenie konfliktu jest możliwe w ciągu sześciu miesięcy do roku. Po pierwsze, Kijów złagodził retorykę. Na przykład w lipcu Zełenski ogłosił możliwość przeprowadzenia referendum w sprawie warunków zakończenia wojny z Rosją. Po drugie, rosyjscy i ukraińscy przywódcy wojskowi prawie zgodzili się na deeskalację. Chodziło o wzajemne ograniczenia dotyczące ataków na obiekty energetyczne. Porozumienia miały zostać przypieczętowane w dniach 22-23 sierpnia w Katarze, na pierwszym spotkaniu rosyjskich i ukraińskich wojskowych od początku wojny. Jednak spotkanie zostało zerwane z powodu operacji ukraińskiej w obwodzie kurskim. Obie strony oczywiście publicznie zaprzeczyły jakimkolwiek negocjacjom.
Ofensywa kurska
Jeśli była jakaś szansa na rokowania, ofensywa ukraińska w obwodzie kurskim to przekreśliła. Chociaż publicznie Kreml, jak zwykle, próbował bagatelizować znaczenie tego, co się stało, dla Putina to było upokarzające. Po krótkim okresie wahania podjął decyzję, by pozwolić wrogowi nawet przez długi okres czasu okupować rosyjskie terytorium, ale nie dał się sprowokować i nie przerzucił szybko sił w Donbasu, gdzie od paru miesięcy rosyjskie wojska prą naprzód i zajmują kolejne ziemie. Jeśli Kijów myślał, że w ramach przyszłych rokowań wymieni zajęte tereny na Kurszczyźnie na te w Donbasie czy gdzie indziej, to się grubo myli. Putin na to nie pójdzie. Wszak nie może „rosyjskich ziem” pod Kurskiem wymieniać na „rosyjskie ziemie” w obwodach oficjalnie przyłączonych do Rosji na jesieni 2022.
Zwolennicy rozmów pokojowych w rządzie rosyjskim są obecnie w mniejszości. Przed inwazją na Kursk było duże zapotrzebowanie ze strony elit na rozpoczęcie procesu pokojowego, ale teraz go nie ma – wynika z doniesień z głębi rosyjskiej władzy. Sprawa ewentualnego użycia zachodniej broni rakietowej do atakowania celów w głębi Rosji jeszcze mocniej rozzłościła Moskwę. Stąd choćby – histeryczne jednak – zachowanie ze zmianą doktryny jądrowej. To pokazuje jednak, że Putin nie zamierza nawet rozważać rozpoczęcia rozmów pokojowych z Ukrainą.
Kreml gotów do wojny
Kreml jest gotowy do walki przez długi czas. Budżet na najbliższe trzy lata tylko to potwierdza. To rekordowe wydatki na wsparcie wojskowe i produkcję broni. Tylko w przyszłym roku - 13,5 biliona rubli (około 142 miliardy dolarów). To około 6,2 procent PKB, bez porównania więcej niż na przykład w USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Od początku wojny wydatki Kremla na armię wzrosły ponad 3,5-krotnie i wraz z wydatkami na siły bezpieczeństwa będą stanowić około 40% całkowitego budżetu.
Wojna na kredyt? Wcale nie. Rosja przeżywa swego rodzaju wojenny boom gospodarczy. Państwowe zamówienia obronne przyspieszają rozwój przemysłu, a niewiarygodny wzrost dochodów gospodarstw domowych stymuluje cywilny sektor gospodarki. USA i ich sojusznicy jak dotąd nie zdołali pozbawić Kremla jednego z głównych źródeł dochodów - pieniędzy ze sprzedaży ropy i gazu. Według rosyjskiego Ministerstwa Finansów wzrosły one o 56 procent od początku 2024 roku.