Od „zaplutych karłów” do „demokracji walczącej”

„Kiedy słowa tracą znaczenie, ludzie tracą wolność” – powiedział Konfucjusz. Zilustrował to zjawisko w literaturze George Orwell, a „w realu” Józef Stalin.
rząd Donalda Tuska  Od „zaplutych karłów” do „demokracji walczącej”
rząd Donalda Tuska / Marcin Obara / PAP

„Totalitaryzacja” języka „elit” prowadzi nie tylko do zniewolenia społeczeństw, ale także do… śmiertelnej nudy.

Łatwy dostęp do „elity”

„***** ***” (chór) „wyp…ać!” (Lempart), „czuję się, jakby ktoś na mnie srał! (Janda)” – mówią dzisiejsze „elity” kulturalno-polityczno-społeczne. I nie sama wulgarność języka jest tym, co najbardziej do nich zniechęca, ale toporność przekazu, jego jednostajność i prymitywizm. Gdzie się podział finezyjny humor Kabaretu Starszych Panów? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na rechot z „kabaretu” Macieja Stuhra o tupolewie? Po co nam takie „elity”, jeśli to samo możemy usłyszeć od własnego „pijanego wuja z wesela”? Wuj o tyle lepszy, że być może wytrzeźwieje, przeprosi i będzie można z nim normalnie porozmawiać, „elity” zdają się natomiast być na ciągłym haju zaczadzenia własną propagandą. 

W kraju przez wiele lat zniewolonym komuną odczłowieczanie „wrogów ludu” było narzędziem okupacyjnej władzy. Podobnie rzecz miała się z demonstrowaniem nienawiści wobec przedstawicieli Kościoła kojarzonych z dążeniami niepodległościowymi, takich jak bł. Prymas Tysiąclecia, św. Jan Paweł II czy bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Komuniści nazywali żołnierzy AK „zaplutymi karłami reakcji”, Prymasa Wyszyńskiego – „wojującym z naszym państwem ludowym nieodpowiedzialnym pasterzem pasterzy”, Msze za Ojczyznę – „seansami nienawiści”, a papieskie pielgrzymki do Polski „obwoźnym sado-maso”. Zwykli ludzie byli jednak takimi określeniami zazwyczaj zniesmaczeni, toteż posługiwanie się nimi mogło stanowić źródło prestiżu jedynie w wąskich kręgach.

Kiedy to się zmieniło? „Przemysł pogardy” i odczłowieczanie określonych grup ludzi przy jednoczesnym aplauzie „salonów” pojawił się w czasach sprawowania prezydentury przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Jeszcze wcześniej, w 2002 roku, na łamach „Gazety Wyborczej” pojawiło się określenie „partia moherowych beretów” odnoszące się do słuchaczy Radia Maryja. Dalej byli „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, którzy mieli głosować na Donalda Tuska, i „ciemnogród” głosujący na Prawo i Sprawiedliwość. Dostęp do „elity” stał się łatwy – wystarczyło zacząć posługiwać się określonym kodem pojęciowym, śmiać się z „kaczora – dyktatora” i „imperium Rydzyka”.

W końcu jednak, co było do przewidzenia, „elitą” stała się w ten sposób niemal połowa społeczeństwa, co znacznie zmieniło „ekskluzywność” grupy uważającej się za uprzywilejowaną. „Elity etatowe” zareagowały na to wyjaskrawieniem głoszonych treści i używanego języka, chcąc się zapewne wyróżnić na tle – już przecież „wybranego” grona. W efekcie chamstwo, agresja i wulgarność stały się „biletami wstępu” do grona „elit”. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w kulturze i sztuce, co poskutkowało tym, że chciało się cytować za Stanisławem Bareją: „w życiu do teatru nie pójdę!”. Schamienie, spłycenie i wulgaryzacja kultury i sztuki sprawiły, że kiedy oto gdzieś w stolicy pojawia się wartościowa wystawa czy spektakl teatralny, wieści o nich rozchodzą się pocztą pantoflową, a wzruszeni widzowie dzielą się informacjami, że oto można jeszcze w Warszawie obejrzeć NORMALNEGO Adama Mickiewicza, a nie gołą babę z rogami kozła powieszoną za nogi na krzyżu i oblaną czerwoną farbą. I dowiedzieć się, że była to nowatorska interpretacja „Świtezianki”.

Czytaj także: Dr Artur Bartoszewicz o Zielonym Ładzie: Stoimy dzisiaj przed zagrożeniem upadku naszego państwa

Czytaj także: Rafał Woś: Na cholerę nam takie elity?

„Po co Wasze swary głupie”

Podczas biegu o puchar elit pojawiła się ściana, a po uderzeniu w nią głową – osiem gwiazdek. Dalej już trudno iść i choć niektórzy nadal walą głowami w mur, inni wycofują się z tego wyścigu, dostrzegając jałowość merytoryczną sporów prowadzonych przez zwolenników dwóch głównych sił politycznych w Polsce. Jak zauważa na łamach portalu trybuna.info Krzysztof Serafiński, „Używanie wyzwisk i oszczerstw, jako jedynych «argumentów» jest w tym środowisku [zwolenników PO – przyp. red.] zresztą powszechne. Każdy, kto wyraża jakąkolwiek wątpliwość względem polityków PO, może się spotkać z wyzwaniem go od «pisiorów», «opłacanych trolli», «zidiociałej patologii», «idiotów bez wykształcenia», «nierobów, którzy nie chcą pracować» (tylko wyciągać ręce po świadczenia socjalne), «psycholi ogłupionych przez TVP», «tępej biedoty», «pisowskiej hołoty», «sługusów kaczora» i podobnych. Czasem pojawić się mogą też groźby – np. że po zwycięstwie w wyborach PO zrobi «porządek» ze wszystkimi takimi «pisowcami» – czyli tymi, którzy nie popadali w zachwyt na myśl o powrocie rządów Tuska”. Publicysta podkreśla, że podobne gatunkowo epitety padają także ze strony niektórych zwolenników PiS-u odczłowieczających z kolei ludzi głosujących na Platformę.

„Po co wasze swary głupie,/ Wnet i tak zginiemy w zupie!” – chciałoby się powiedzieć za Janem Brzechwą. Kto bowiem korzysta na wulgaryzacji języka i rozgrzanym do czerwoności sporze po obu stronach politycznej debaty? Z pewnością nie my. Odwracanie uwagi od konkretów, gospodarki, relacji międzynarodowych, bezpieczeństwa, zmian w prawie, realizacji istotnych projektów może być na rękę rozmaitym „deep state’om”, ponadnarodowym wielkim holdingom czy szalonym projektom politycznym w rodzaju „Zielonego Ładu”. Zabieg uwikłania społeczeństwa w hipnotyczne przerzucanie wzroku podążającego za piłeczką odbijaną pomiędzy „naszym” polem a potem przeciwnika, zauważają w swoim kraju także komentatorzy amerykańscy. „Śledzimy z wypiekami rozgrywki wyborcze pomiędzy Trumpem a Harris, a tymczasem umyka nam to, w ilu fundamentalnych kwestiach ci ludzie się ze sobą zgadzają, co pozbawia nas de facto prawdziwej alternatywy i możliwości merytorycznej dyskusji o kwestiach istotnych dla funkcjonowania państwa” – wskazuje Clayton Morris z kanału Redacted. Podobnie widzi tę kwestię polski ekonomista Tomasz Piekielnik, nazywając to zjawisko „halsowaniem”, czyli podążaniem w istocie w tym samym kierunku poprzez naprzemienny ruch czasem w prawo, czasem w lewo, ale zawsze do przodu. 

Według Słownika Języka Polskiego, elita to „grupa ludzi wyróżniająca się pozytywnie lub uprzywilejowana w jakimś środowisku”. Do sporej części polskich „elit” możemy z pewnością odnieść drugi człon słownikowej definicji. Prawdziwych elit nam nie brakuje, nie zauważamy ich jednak, bo są zazwyczaj… ciche. Albo zamilczane. Są ludźmi mądrymi, wykształconymi, często posiadającymi piękną przeszłość z okresu działań w podziemiu antykomunistycznym. Nie brylują na świecznikach ani na salonach, żyją skromnie, nie chwalą się swoimi dokonaniami, które uważają za spełnienie zwyczajnego obowiązku. Kierują się ewangeliczną zasadą: „Nie przyszedłem na świat po to, aby mi służono, ale aby służyć”. Z idei służby wyrosła praca u podstaw, wartości społecznikowskie, tajne komplety, harcerstwo, Polskie Państwo Podziemne, powojenna opozycja antykomunistyczna, wreszcie – Solidarność. Źródłem tożsamości i poczucia wartości elit opartych na tej idei nie są: popularność, prestiż czy określona pozycja towarzysko-finansowa, ale szacunek dla drugiego człowieka, ciekawość świata, otwartość na dyskusję i rozwój. Za mało „sexy”? Niekoniecznie. Choć na co dzień jesteśmy otoczeni pianą krzyku i niepotrzebnych słów, w najistotniejszych momentach zamiast słów mówią czyny. Obecnie podczas realnej klęski powodzi liczą się tylko proste słowa, takie jak: „chleb”, „woda”, „dach”. W czasie kryzysu słowom przywracane jest ich prawdziwe znaczenie, słowa służą do przekazania konkretnego komunikatu, a ich prawdziwość jest natychmiast weryfikowana. A prawdziwe elity są tam, gdzie ludzie potrzebują realnej pomocy.
 


 

POLECANE
Globalne ocieplenie? Na Antarktydzie w latach 2021-2023 przybyło 110 mld ton lodu Wiadomości
Globalne ocieplenie? Na Antarktydzie w latach 2021-2023 przybyło 110 mld ton lodu

Według chińskich naukowców na Antarktydzie w latach 2021-2023 przybyło 110 mld ton lodu. Miało to spowolnić wzrost poziomu mórz o prawie 15 proc.

Belgia kupi od Polski do 300 zestawów Piorun z ostatniej chwili
Belgia kupi od Polski do 300 zestawów Piorun

12 maja br. w Skarżysku-Kamiennej, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz spotkał się z Theo Franckenem, ministrem obrony Belgii. Szefowie resortów obrony Polski i Belgii podpisali list intencyjny o współpracy wojskowej. Belgia ma zakupić między 200 a 300 zestawów przeciwlotniczych Piorun.

Brytyjski Daily Mail zdecydował. Polskie miasto pierwsze w rankingu z ostatniej chwili
Brytyjski Daily Mail zdecydował. Polskie miasto pierwsze w rankingu

Polskie miasta to najlepsze city-breaki dla Brytyjczyków. Poznań został liderem rankingu Daily Mail.

Tłum Wojowników Maryi wypełnił archikatedrę w Szczecinie Wiadomości
Tłum Wojowników Maryi wypełnił archikatedrę w Szczecinie

Ogólnopolskie Spotkanie Wojowników Maryi w Szczecinie. Kapłani i Wojownicy odnowili w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu śluby jasnogórskie.

Były minister sprawiedliwości z PO skazany. Sąd ogłosił wyrok z ostatniej chwili
Były minister sprawiedliwości z PO skazany. Sąd ogłosił wyrok

Były minister sprawiedliwości z Platformy Obywatelskiej Cezary Grabarczyk skazany na rok w zawieszeniu – zdecydował w poniedziałek Sąd Okręgowy w Łodzi.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

W centrum miasta dojdzie we wtorek 13 maja do sporych utrudnień ze względu na planowane na ulicy Chałubińskiego zgromadzenie publiczne. Utrudnień należy się spodziewać koło południa i potrwają one – jak twierdzą służby miejskie – około dwie godziny.

Groźby maczetą na orliku pod Krakowem. 22-latek z zarzutami Wiadomości
Groźby maczetą na orliku pod Krakowem. 22-latek z zarzutami

Groźby z maczetą na orliku w Zielonkach pod Krakowem. 22-letni mężczyzna ma usłyszeć zarzuty. Dwaj niepełnoletni napastnicy trafią przed Sąd Rodzinny.

Kreml odpowiada Europie: Z nami nie można rozmawiać za pomocą ultimatum z ostatniej chwili
Kreml odpowiada Europie: Z nami nie można rozmawiać za pomocą ultimatum

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył w poniedziałek, że z Rosją nie można rozmawiać językiem ultimatum. W ten sposób odniósł się do słów europejskich liderów, którzy zagrozili Rosji nałożeniem kolejnych sankcji.

Zwłoki mężczyzny w walizce. Ujawniono tożsamość zmarłego z ostatniej chwili
Zwłoki mężczyzny w walizce. Ujawniono tożsamość zmarłego

W Ustce odnaleziono walizkę z ciałem mężczyzny. Prokuratura potwierdza zabójstwo, a policja szuka sprawcy.

Karol Nawrocki: Nigdy nie będę lokajem spraw niemieckich Wiadomości
Karol Nawrocki: Nigdy nie będę lokajem spraw niemieckich

- Nigdy nie będę lokajem ani kamerdynerem spraw niemieckich - podkreślił kandydat na prezydenta Karol Nawrocki na spotkaniu z wyborcami w Kielcach.

REKLAMA

Od „zaplutych karłów” do „demokracji walczącej”

„Kiedy słowa tracą znaczenie, ludzie tracą wolność” – powiedział Konfucjusz. Zilustrował to zjawisko w literaturze George Orwell, a „w realu” Józef Stalin.
rząd Donalda Tuska  Od „zaplutych karłów” do „demokracji walczącej”
rząd Donalda Tuska / Marcin Obara / PAP

„Totalitaryzacja” języka „elit” prowadzi nie tylko do zniewolenia społeczeństw, ale także do… śmiertelnej nudy.

Łatwy dostęp do „elity”

„***** ***” (chór) „wyp…ać!” (Lempart), „czuję się, jakby ktoś na mnie srał! (Janda)” – mówią dzisiejsze „elity” kulturalno-polityczno-społeczne. I nie sama wulgarność języka jest tym, co najbardziej do nich zniechęca, ale toporność przekazu, jego jednostajność i prymitywizm. Gdzie się podział finezyjny humor Kabaretu Starszych Panów? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na rechot z „kabaretu” Macieja Stuhra o tupolewie? Po co nam takie „elity”, jeśli to samo możemy usłyszeć od własnego „pijanego wuja z wesela”? Wuj o tyle lepszy, że być może wytrzeźwieje, przeprosi i będzie można z nim normalnie porozmawiać, „elity” zdają się natomiast być na ciągłym haju zaczadzenia własną propagandą. 

W kraju przez wiele lat zniewolonym komuną odczłowieczanie „wrogów ludu” było narzędziem okupacyjnej władzy. Podobnie rzecz miała się z demonstrowaniem nienawiści wobec przedstawicieli Kościoła kojarzonych z dążeniami niepodległościowymi, takich jak bł. Prymas Tysiąclecia, św. Jan Paweł II czy bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Komuniści nazywali żołnierzy AK „zaplutymi karłami reakcji”, Prymasa Wyszyńskiego – „wojującym z naszym państwem ludowym nieodpowiedzialnym pasterzem pasterzy”, Msze za Ojczyznę – „seansami nienawiści”, a papieskie pielgrzymki do Polski „obwoźnym sado-maso”. Zwykli ludzie byli jednak takimi określeniami zazwyczaj zniesmaczeni, toteż posługiwanie się nimi mogło stanowić źródło prestiżu jedynie w wąskich kręgach.

Kiedy to się zmieniło? „Przemysł pogardy” i odczłowieczanie określonych grup ludzi przy jednoczesnym aplauzie „salonów” pojawił się w czasach sprawowania prezydentury przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Jeszcze wcześniej, w 2002 roku, na łamach „Gazety Wyborczej” pojawiło się określenie „partia moherowych beretów” odnoszące się do słuchaczy Radia Maryja. Dalej byli „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, którzy mieli głosować na Donalda Tuska, i „ciemnogród” głosujący na Prawo i Sprawiedliwość. Dostęp do „elity” stał się łatwy – wystarczyło zacząć posługiwać się określonym kodem pojęciowym, śmiać się z „kaczora – dyktatora” i „imperium Rydzyka”.

W końcu jednak, co było do przewidzenia, „elitą” stała się w ten sposób niemal połowa społeczeństwa, co znacznie zmieniło „ekskluzywność” grupy uważającej się za uprzywilejowaną. „Elity etatowe” zareagowały na to wyjaskrawieniem głoszonych treści i używanego języka, chcąc się zapewne wyróżnić na tle – już przecież „wybranego” grona. W efekcie chamstwo, agresja i wulgarność stały się „biletami wstępu” do grona „elit”. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w kulturze i sztuce, co poskutkowało tym, że chciało się cytować za Stanisławem Bareją: „w życiu do teatru nie pójdę!”. Schamienie, spłycenie i wulgaryzacja kultury i sztuki sprawiły, że kiedy oto gdzieś w stolicy pojawia się wartościowa wystawa czy spektakl teatralny, wieści o nich rozchodzą się pocztą pantoflową, a wzruszeni widzowie dzielą się informacjami, że oto można jeszcze w Warszawie obejrzeć NORMALNEGO Adama Mickiewicza, a nie gołą babę z rogami kozła powieszoną za nogi na krzyżu i oblaną czerwoną farbą. I dowiedzieć się, że była to nowatorska interpretacja „Świtezianki”.

Czytaj także: Dr Artur Bartoszewicz o Zielonym Ładzie: Stoimy dzisiaj przed zagrożeniem upadku naszego państwa

Czytaj także: Rafał Woś: Na cholerę nam takie elity?

„Po co Wasze swary głupie”

Podczas biegu o puchar elit pojawiła się ściana, a po uderzeniu w nią głową – osiem gwiazdek. Dalej już trudno iść i choć niektórzy nadal walą głowami w mur, inni wycofują się z tego wyścigu, dostrzegając jałowość merytoryczną sporów prowadzonych przez zwolenników dwóch głównych sił politycznych w Polsce. Jak zauważa na łamach portalu trybuna.info Krzysztof Serafiński, „Używanie wyzwisk i oszczerstw, jako jedynych «argumentów» jest w tym środowisku [zwolenników PO – przyp. red.] zresztą powszechne. Każdy, kto wyraża jakąkolwiek wątpliwość względem polityków PO, może się spotkać z wyzwaniem go od «pisiorów», «opłacanych trolli», «zidiociałej patologii», «idiotów bez wykształcenia», «nierobów, którzy nie chcą pracować» (tylko wyciągać ręce po świadczenia socjalne), «psycholi ogłupionych przez TVP», «tępej biedoty», «pisowskiej hołoty», «sługusów kaczora» i podobnych. Czasem pojawić się mogą też groźby – np. że po zwycięstwie w wyborach PO zrobi «porządek» ze wszystkimi takimi «pisowcami» – czyli tymi, którzy nie popadali w zachwyt na myśl o powrocie rządów Tuska”. Publicysta podkreśla, że podobne gatunkowo epitety padają także ze strony niektórych zwolenników PiS-u odczłowieczających z kolei ludzi głosujących na Platformę.

„Po co wasze swary głupie,/ Wnet i tak zginiemy w zupie!” – chciałoby się powiedzieć za Janem Brzechwą. Kto bowiem korzysta na wulgaryzacji języka i rozgrzanym do czerwoności sporze po obu stronach politycznej debaty? Z pewnością nie my. Odwracanie uwagi od konkretów, gospodarki, relacji międzynarodowych, bezpieczeństwa, zmian w prawie, realizacji istotnych projektów może być na rękę rozmaitym „deep state’om”, ponadnarodowym wielkim holdingom czy szalonym projektom politycznym w rodzaju „Zielonego Ładu”. Zabieg uwikłania społeczeństwa w hipnotyczne przerzucanie wzroku podążającego za piłeczką odbijaną pomiędzy „naszym” polem a potem przeciwnika, zauważają w swoim kraju także komentatorzy amerykańscy. „Śledzimy z wypiekami rozgrywki wyborcze pomiędzy Trumpem a Harris, a tymczasem umyka nam to, w ilu fundamentalnych kwestiach ci ludzie się ze sobą zgadzają, co pozbawia nas de facto prawdziwej alternatywy i możliwości merytorycznej dyskusji o kwestiach istotnych dla funkcjonowania państwa” – wskazuje Clayton Morris z kanału Redacted. Podobnie widzi tę kwestię polski ekonomista Tomasz Piekielnik, nazywając to zjawisko „halsowaniem”, czyli podążaniem w istocie w tym samym kierunku poprzez naprzemienny ruch czasem w prawo, czasem w lewo, ale zawsze do przodu. 

Według Słownika Języka Polskiego, elita to „grupa ludzi wyróżniająca się pozytywnie lub uprzywilejowana w jakimś środowisku”. Do sporej części polskich „elit” możemy z pewnością odnieść drugi człon słownikowej definicji. Prawdziwych elit nam nie brakuje, nie zauważamy ich jednak, bo są zazwyczaj… ciche. Albo zamilczane. Są ludźmi mądrymi, wykształconymi, często posiadającymi piękną przeszłość z okresu działań w podziemiu antykomunistycznym. Nie brylują na świecznikach ani na salonach, żyją skromnie, nie chwalą się swoimi dokonaniami, które uważają za spełnienie zwyczajnego obowiązku. Kierują się ewangeliczną zasadą: „Nie przyszedłem na świat po to, aby mi służono, ale aby służyć”. Z idei służby wyrosła praca u podstaw, wartości społecznikowskie, tajne komplety, harcerstwo, Polskie Państwo Podziemne, powojenna opozycja antykomunistyczna, wreszcie – Solidarność. Źródłem tożsamości i poczucia wartości elit opartych na tej idei nie są: popularność, prestiż czy określona pozycja towarzysko-finansowa, ale szacunek dla drugiego człowieka, ciekawość świata, otwartość na dyskusję i rozwój. Za mało „sexy”? Niekoniecznie. Choć na co dzień jesteśmy otoczeni pianą krzyku i niepotrzebnych słów, w najistotniejszych momentach zamiast słów mówią czyny. Obecnie podczas realnej klęski powodzi liczą się tylko proste słowa, takie jak: „chleb”, „woda”, „dach”. W czasie kryzysu słowom przywracane jest ich prawdziwe znaczenie, słowa służą do przekazania konkretnego komunikatu, a ich prawdziwość jest natychmiast weryfikowana. A prawdziwe elity są tam, gdzie ludzie potrzebują realnej pomocy.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe