[Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Prywatna odyseja

T.E. Lawrence z zacięciem neofity napisał: „Część zła w mojej opowieści może wywodziła się z naszych okoliczności” (Zob. T.E. Lawrence, „Seven Pillars of Wisdom [Siedem filarów mądrości], Ware, Hertfordshire: Wordsworth Editions Limited, 1999, s. 11). Może oznaczać to, że nasze okoliczności wpływają na podejście do rozważanych przez nas tematów czy przeżywanych doznań.
Marek Jan Chodakiewicz [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Prywatna odyseja
Marek Jan Chodakiewicz / Tygodnik Solidarność

Moje przygody ze światami islamu zaczęły się od dziecka. Babcia z Wilna powiesiła na ścianie – oprócz Szczerbca – ryngraf Matki Boskiej Ostrobramskiej, u której podstawy był półksiężyc. Tłumaczyła mi, że to znak Turków i Tatarów, których – dzięki Królowej Polski – nasze rycerstwo biło, bo napadali na Rzeczpospolitą. To był pierwszy raz, gdy wytłumaczono mi taką symbolikę w sposób intelektualny, odnosząc się do historii. Miałem 5 lat.

Czytaj także: Atak nożownika na niemieckim festynie: nowe informacje

Początki 

Wtedy znak półksiężyca był już osadzony jakoś w mojej podświadomości. Wcześniej – musiałem mieć ze 3 lata – gdy Ojciec mój budował hydroelektrownię w bieszczadzkiej Solinie – widziałem w tamtych okolicach na drewnianym kościółku krzyż osadzony na powalonym półksiężycu. Potem takie krzyże przewijały się przez kalejdoskop mojego dzieciństwa wielokrotnie. Rodzice brali nas w góry. Maszerowaliśmy, zwiedzaliśmy. Również kościółki. Za każdym razem symbol taki się utrwalał. Krzyż dominował nad półksiężycem. Zagony tatarskie wpadały – tłumaczono mi – brały w jasyr, rabowały i paliły. Szalał półksiężyc na buńczuku. Ale nasze rycerstwo stawało do boju i dawało odpór. Krzyż tryumfował. 

Chociaż nie zawsze tak było, o czym dowiedziałem się dokładniej w szkole podstawowej od Jana Kochanowskiego („Pieśń V”, w: „Pieśni: Księgi Wtóre”). Poeta opłakiwał indolencję i głupotę naszą po tatarskim najeździe na Podole w 1575 r.: 

Wieczna sromota i nienagrodzona
Szkoda, Polaku: ziemia spustoszona
Podolska leży, a pohaniec sprosny,
Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny! [...]

Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi. 

W międzyczasie rodzice i inni krewni opowiadali mi rozmaite historie. Wbiła mi się w pamięć opowieść choćby o podolskim szlachcicu Marku Jakimowskim. W jasyr po bitwie cecorskiej wzięty, niewolnikiem na galerze będąc, w 1627 r. zorganizował bunt, opanował jednostkę, wyrżnął większość pohańców, uwolnił kilkuset niewolników i uciekł z nimi na Sycylię, a potem – przez Rzym – triumfalnie do Krakowa powrócił. 

W domu dano mi również do czytania sienkiewiczowską „Trylogię”. Pożarłem ją z zapałem okcydentalisty. Wielokrotnie. Nie pomogły potem bardziej zniuansowane opracowania naukowe, choćby Tadeusza Korzona o Janie Sobieskim. W głowę wbiła się na zawsze najbardziej wzruszająca scena, gdy w trakcie jednej tylko operacji obronnej nasze rycerstwo i chłopi uwolnili gdzieś 80 000 jasyru, wybijając w pień czambuły i czambuliki, gniotąc mahometańskich najeźdźców po bagnach i lasach. (Zob. e.g., Tadeusz Korzon, „Dole i niedole Jana Sobieskiego”, Kraków: Nakładem Akademii Umiejętności, 1898, reprint, Poznań: Wydawnictwo Kurpisz, 2005, 3 tomy).

My Polacy 

I co z tego wynikło? Specyficzna percepcja przeszłości naszej. My, Polacy, to obrońcy wiary i cywilizacji. To my – antemurale Christianitatis – walczyliśmy i ginęliśmy pod Warną, Mochaczem, Cecorą, Chocimiem, Wiedniem. Jak Kozacy z nami pohańca bili, to do obrońców Zachodu należeli. Jak się poturczyli, a potem ręka w rękę z Moskwą i Szwedem szli, to barbarią się stali. Barbaria to Azja; Azja to między innymi Moskwa, ale i Tatarzy; a Tatarzy to islam. Turcy też. I trzeba się z tym bić, bo to nieprzyjaciele Rzeczypospolitej, wrogowie krzyża. Oprócz okresu zaborów.

Każde dziecko słyszało powtarzaną ku pokrzepieniu serc anegdotkę, że Wielka Porta nie uznała zaborów Najjaśniejszej. Na dyplomatycznej audiencji sułtan miał się rzekomo pytać w przytomności zagranicznych gości: „Czy przybył poseł z Lechistanu?”. „Nie. Ważne sprawy państwowe zatrzymały go w drodze”. W tym sensie – mówiono mi – jeszcze Polska nie zginęła. Polonezköy, polska osada w Turcji, to zalążek Polski. Sam generał Józef Bem w osmańskiej armii się znalazł, na islam przeszedł. Inni też. Jak to? Raczej machało się ręką na to czy może – ściślej – neutralizowało. Mahometanizm był tylko sposobem na uzyskanie środków i możliwości walki o wolność Polski. Czyli apostazja nie miała znaczenia tak długo, jak chodzi o polską świętą sprawę. 

Czytaj także: Tragedia nad rzeką: nie żyje mężczyzna

Czy Polska sobie na to pozwoli? 

Do manichejsko syreniego śpiewu o Polsce i islamie zaczęła wkradać się jednak kakofonia. Bo powiedziano mi w domu o polskich Tatarach. A nawet pokazano w Warszawie cmentarz „tatarski”, zaraz przy Powązkowskim, gdzie spoczywa większość moich najbliższych. Przecież Tatarzy stali z nami już pod Grunwaldem, bo ich Litwa przyprowadziła. Słuchałem jako o wyjątku o zdradzie Lipków, którzy porzucili służbę i do Osmańskiego Imperium uciekli, aby potem w wielu wypadkach wrócić pokornie do Najjaśniejszej, gdzie szlachtą byli, a u Turka niewolnikami się stali. Słuchałem o Tatarach w szeregach powstańczych w 1830 i 1863 r. Słuchałem o tatarskiej jeździe w wojnie polsko-bolszewickiej, a potem o kolegach Tatarach mego dziadka w korporacji Konwent Polonia w Wilnie. Wśród nich były też ofiary Katynia czy żołnierze spod Monte Cassino. Sam potem widziałem groby i tam, i tu. Islam i polskość były tu swojskie i kompatybilne. Prosta lekcja: muzułmanin mógł być Polakiem. Pozostawał sobą, w ramach wielkiej Rzeczypospolitej. Z krzyżem i Matką Boską oraz rządzącym narodem, polskim narodem w tle.

I to jest dla islamu w Polsce sine qua non. Inaczej Rzeczpospolita stanie się Francją, Szwecją, Holandią czy Anglią. Nie będzie więc sobą, tak jak tamte kraje przestały sobą być. Wlała się w nie nowa wartość, nowa transformacja, która skasowała byty tych narodów w ich tradycyjnej formie. Czy Polska sobie na to pozwoli?
 


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Kiedyś Hitler i Stalin, a dziś Izrael, ratują Polskę przed antysemityzmem tylko u nas
Tadeusz Płużański: Kiedyś Hitler i Stalin, a dziś Izrael, ratują Polskę przed antysemityzmem

Mianowany przez tuskową koalicję 13 grudnia na dyrektora Instytutu Pileckiego prof. Krzysztof Ruchniewicz chciał „naukowo” rozmawiać o zwrocie dóbr kultury Niemcom. Po ujawnieniu skandalu dyrektorem pozostał.

Tȟašúŋke Witkó: Dyplomatyczny cel uświęca środki z ostatniej chwili
Tȟašúŋke Witkó: Dyplomatyczny cel uświęca środki

Kiedy w kraju leżącym między Bugiem a Odrą zaczął narastać silny niepokój, spowodowany coraz natarczywszą wieścią głoszącą, że światowy hegemon militarny – Stany Zjednoczone Ameryki – zamierza wycofać swoje czołgi i samoloty z Europy, zostawiając rozbrojony kontynent na pastwę odwiecznego drapieżnika, Rosji, niespodziewanie pojawił się wybawiciel, który postarał się odwieść Waszyngton od tej niebezpiecznej decyzji.

PGE wydała pilny komunikat z ostatniej chwili
PGE wydała pilny komunikat

PGE Energia Odnawialna ogłosiła przetarg na budowę magazynu energii elektrycznej w Gryfinie – informuje PGE.

Reparacje od Niemiec. Jasna deklaracja prezydenta Nawrockiego z ostatniej chwili
Reparacje od Niemiec. Jasna deklaracja prezydenta Nawrockiego

Prezydent Karol Nawrocki podkreślił, że ma wobec Niemiec konkretne oczekiwania, dotyczące m.in. wypłaty reparacji. – Najwyższy czas, aby Niemcy zaczęły traktować Polskę jako partnera – podkreślił.

Spotkanie Trumpa z Putinem. Nieoficjalne doniesienia z ostatniej chwili
Spotkanie Trumpa z Putinem. Nieoficjalne doniesienia

Ewentualne spotkanie prezydentów USA i Rosji, Donalda Trumpa i Władimira Putina, jest wstępnie zaplanowane na koniec przyszłego tygodnia – podała w piątek stacja Sky News, powołując się na wysokie rangą źródło w Białym Domu.

To koniec. Brzoska mówi wprost o aferze KPO z ostatniej chwili
"To koniec". Brzoska mówi wprost o aferze KPO

Nie milkną echa afery ze środkami z Krajowego Planu Odbudowy. "Chyba nikt nie ma już wątpliwości, że to KONIEC…" – pisze szef InPost Rafał Brzoska.

Prezydent Nawrocki do dziennikarza TVN24: Lepiej się przygotujcie z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki do dziennikarza TVN24: Lepiej się przygotujcie

– Pan redaktor dzisiaj powinien pytać pana premiera Donalda Tuska co się stało z pieniędzmi na KPO – mówił w piątek do dziennikarza TVN24 prezydent Karol Nawrocki.

Firma żony najbogatszego posła z dotacją z KPO. Kwota robi wrażenie z ostatniej chwili
Firma żony najbogatszego posła z dotacją z KPO. Kwota robi wrażenie

Z dotacji z KPO skorzystała firma żony najbogatszego posła w Sejmie, Artura Łąckiego z Koalicji Obywatelskiej. – Moja żona złożyła wnioski i otrzymała środki – oświadczył polityk.

Kontuzja Lewandowskiego przed startem sezonu z ostatniej chwili
Kontuzja Lewandowskiego przed startem sezonu

Robert Lewandowski doznał kontuzji mięśnia dwugłowego uda w lewej nodze, co wykluczy go z meczu o Puchar Gampera przeciwko Como, zaplanowanego na 10 sierpnia. Informację potwierdziła FC Barcelona, wywołując niepokój wśród kibiców przed startem nowego sezonu La Ligi.

Zerowy PIT. Prezydent podpisał projekt ustawy z ostatniej chwili
Zerowy PIT. Prezydent podpisał projekt ustawy

Prezydent Karol Nawrocki w piątek w Kolbuszowej podpisał inicjatywę ustawodawczą dotyczącą projektu ustawy w sprawie zerowego PIT dla rodzin, które mają dwoje lub więcej dzieci. Propozycja ta stanowiła element "Planu 21" przedstawionego przez Karola Nawrockiego w trakcie kampanii wyborczej.

REKLAMA

[Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Prywatna odyseja

T.E. Lawrence z zacięciem neofity napisał: „Część zła w mojej opowieści może wywodziła się z naszych okoliczności” (Zob. T.E. Lawrence, „Seven Pillars of Wisdom [Siedem filarów mądrości], Ware, Hertfordshire: Wordsworth Editions Limited, 1999, s. 11). Może oznaczać to, że nasze okoliczności wpływają na podejście do rozważanych przez nas tematów czy przeżywanych doznań.
Marek Jan Chodakiewicz [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Prywatna odyseja
Marek Jan Chodakiewicz / Tygodnik Solidarność

Moje przygody ze światami islamu zaczęły się od dziecka. Babcia z Wilna powiesiła na ścianie – oprócz Szczerbca – ryngraf Matki Boskiej Ostrobramskiej, u której podstawy był półksiężyc. Tłumaczyła mi, że to znak Turków i Tatarów, których – dzięki Królowej Polski – nasze rycerstwo biło, bo napadali na Rzeczpospolitą. To był pierwszy raz, gdy wytłumaczono mi taką symbolikę w sposób intelektualny, odnosząc się do historii. Miałem 5 lat.

Czytaj także: Atak nożownika na niemieckim festynie: nowe informacje

Początki 

Wtedy znak półksiężyca był już osadzony jakoś w mojej podświadomości. Wcześniej – musiałem mieć ze 3 lata – gdy Ojciec mój budował hydroelektrownię w bieszczadzkiej Solinie – widziałem w tamtych okolicach na drewnianym kościółku krzyż osadzony na powalonym półksiężycu. Potem takie krzyże przewijały się przez kalejdoskop mojego dzieciństwa wielokrotnie. Rodzice brali nas w góry. Maszerowaliśmy, zwiedzaliśmy. Również kościółki. Za każdym razem symbol taki się utrwalał. Krzyż dominował nad półksiężycem. Zagony tatarskie wpadały – tłumaczono mi – brały w jasyr, rabowały i paliły. Szalał półksiężyc na buńczuku. Ale nasze rycerstwo stawało do boju i dawało odpór. Krzyż tryumfował. 

Chociaż nie zawsze tak było, o czym dowiedziałem się dokładniej w szkole podstawowej od Jana Kochanowskiego („Pieśń V”, w: „Pieśni: Księgi Wtóre”). Poeta opłakiwał indolencję i głupotę naszą po tatarskim najeździe na Podole w 1575 r.: 

Wieczna sromota i nienagrodzona
Szkoda, Polaku: ziemia spustoszona
Podolska leży, a pohaniec sprosny,
Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny! [...]

Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi. 

W międzyczasie rodzice i inni krewni opowiadali mi rozmaite historie. Wbiła mi się w pamięć opowieść choćby o podolskim szlachcicu Marku Jakimowskim. W jasyr po bitwie cecorskiej wzięty, niewolnikiem na galerze będąc, w 1627 r. zorganizował bunt, opanował jednostkę, wyrżnął większość pohańców, uwolnił kilkuset niewolników i uciekł z nimi na Sycylię, a potem – przez Rzym – triumfalnie do Krakowa powrócił. 

W domu dano mi również do czytania sienkiewiczowską „Trylogię”. Pożarłem ją z zapałem okcydentalisty. Wielokrotnie. Nie pomogły potem bardziej zniuansowane opracowania naukowe, choćby Tadeusza Korzona o Janie Sobieskim. W głowę wbiła się na zawsze najbardziej wzruszająca scena, gdy w trakcie jednej tylko operacji obronnej nasze rycerstwo i chłopi uwolnili gdzieś 80 000 jasyru, wybijając w pień czambuły i czambuliki, gniotąc mahometańskich najeźdźców po bagnach i lasach. (Zob. e.g., Tadeusz Korzon, „Dole i niedole Jana Sobieskiego”, Kraków: Nakładem Akademii Umiejętności, 1898, reprint, Poznań: Wydawnictwo Kurpisz, 2005, 3 tomy).

My Polacy 

I co z tego wynikło? Specyficzna percepcja przeszłości naszej. My, Polacy, to obrońcy wiary i cywilizacji. To my – antemurale Christianitatis – walczyliśmy i ginęliśmy pod Warną, Mochaczem, Cecorą, Chocimiem, Wiedniem. Jak Kozacy z nami pohańca bili, to do obrońców Zachodu należeli. Jak się poturczyli, a potem ręka w rękę z Moskwą i Szwedem szli, to barbarią się stali. Barbaria to Azja; Azja to między innymi Moskwa, ale i Tatarzy; a Tatarzy to islam. Turcy też. I trzeba się z tym bić, bo to nieprzyjaciele Rzeczypospolitej, wrogowie krzyża. Oprócz okresu zaborów.

Każde dziecko słyszało powtarzaną ku pokrzepieniu serc anegdotkę, że Wielka Porta nie uznała zaborów Najjaśniejszej. Na dyplomatycznej audiencji sułtan miał się rzekomo pytać w przytomności zagranicznych gości: „Czy przybył poseł z Lechistanu?”. „Nie. Ważne sprawy państwowe zatrzymały go w drodze”. W tym sensie – mówiono mi – jeszcze Polska nie zginęła. Polonezköy, polska osada w Turcji, to zalążek Polski. Sam generał Józef Bem w osmańskiej armii się znalazł, na islam przeszedł. Inni też. Jak to? Raczej machało się ręką na to czy może – ściślej – neutralizowało. Mahometanizm był tylko sposobem na uzyskanie środków i możliwości walki o wolność Polski. Czyli apostazja nie miała znaczenia tak długo, jak chodzi o polską świętą sprawę. 

Czytaj także: Tragedia nad rzeką: nie żyje mężczyzna

Czy Polska sobie na to pozwoli? 

Do manichejsko syreniego śpiewu o Polsce i islamie zaczęła wkradać się jednak kakofonia. Bo powiedziano mi w domu o polskich Tatarach. A nawet pokazano w Warszawie cmentarz „tatarski”, zaraz przy Powązkowskim, gdzie spoczywa większość moich najbliższych. Przecież Tatarzy stali z nami już pod Grunwaldem, bo ich Litwa przyprowadziła. Słuchałem jako o wyjątku o zdradzie Lipków, którzy porzucili służbę i do Osmańskiego Imperium uciekli, aby potem w wielu wypadkach wrócić pokornie do Najjaśniejszej, gdzie szlachtą byli, a u Turka niewolnikami się stali. Słuchałem o Tatarach w szeregach powstańczych w 1830 i 1863 r. Słuchałem o tatarskiej jeździe w wojnie polsko-bolszewickiej, a potem o kolegach Tatarach mego dziadka w korporacji Konwent Polonia w Wilnie. Wśród nich były też ofiary Katynia czy żołnierze spod Monte Cassino. Sam potem widziałem groby i tam, i tu. Islam i polskość były tu swojskie i kompatybilne. Prosta lekcja: muzułmanin mógł być Polakiem. Pozostawał sobą, w ramach wielkiej Rzeczypospolitej. Z krzyżem i Matką Boską oraz rządzącym narodem, polskim narodem w tle.

I to jest dla islamu w Polsce sine qua non. Inaczej Rzeczpospolita stanie się Francją, Szwecją, Holandią czy Anglią. Nie będzie więc sobą, tak jak tamte kraje przestały sobą być. Wlała się w nie nowa wartość, nowa transformacja, która skasowała byty tych narodów w ich tradycyjnej formie. Czy Polska sobie na to pozwoli?
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe