Deutsche Quelle: Czy po drodze nam z AfD?

W cieniu debaty nad kompromitacją niemieckich kolei podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej nasi sąsiedzi szykują się już do potrójnych wyborów we wschodnich landach. Wrześniowe wybory do parlamentów krajowych w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii będą z jednej strony uzupełnieniem politycznego krajobrazu Republiki Federalnej po wyborach „europejskich” a z drugiej strony wstępem do batalii o kształt przyszłego Bundestagu. Kluczowe pytanie na wschodzie to oczywiście kwestia spodziewanego sukcesu Alternatywy dla Niemiec. Tymczasem w Polsce, za sprawą dylematów w Konfederacji pojawiło się inne pytanie – czy warto kruszyć mury wokół AfD w Brukseli?
Antyimigranckie ulotki AfD Deutsche Quelle: Czy po drodze nam z AfD?
Antyimigranckie ulotki AfD / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Oxfordian Kissuth

Nie miejsce tu by podpowiadać politykom jak mają gospodarować swoim europarlamentarnym kapitałem. Skoro jednak sprawa zakresu współpracy z Alternatywą dla Niemiec stała się przedmiotem dyskusji warto może zdać sobie sprawę z kim mamy do czynienia. Najpierw jednak przyjrzyjmy się niemieckiej kampanii wyborczej – tym razem na przykładzie Brandenburgii. Walka o polityczny wschód Niemiec przykuwa uwagę liderów wszystkich partii. Także Friedrich Merz wie, że jeśli marzenia o kanclerstwie mają się spełnić, chadecja musi najpierw powstrzymać marsz AfD do władzy na poziomie rządów krajowych. „Jestem najczęściej podróżującym na wschód politykiem w Niemczech – chwali się lider CDU w rozmowie z telewizją ZDF – staram się zrozumieć, czego tutejsi ludzie oczekują”. Trochę to zabrzmiało jak pamiętane z lat 90-ych deklaracje polityków nieboszczki Unii Wolności podczas wyborczych podróży poza rogatki Warszawy i Krakowa by „zrozumieć” czemu ci ludzie z prowincji są właściwie niezadowoleni. Czy ten zachodni patriarchalizm wystarczy by pokonać „skrajną prawicę”?

 

W Brandenburgii AfD punktuje za stosunek do imigracji

Zazwyczaj najwięcej pisze się i mówi o AfD w Turyngii. Dzieje się tak ze względu na silne, choć oficjalnie rozwiązane skrzydło Björna Höckego i liczne spory w łonie tamtejszej AfD. O Brandenburgii mówi się zdecydowanie mniej, tymczasem właśnie w Brandenburgii wg. sondażu Infratest dimap przeprowadzonego na zlecenie RBB tuż przed początkiem wakacji, w Brandenburgii na dziesięć tygodni przed wyborami do landtagu AfD mimo utraty 3 pkt. proc. nadal prowadzi w sondażach i może liczyć na 23 proc. głosów. Na drugim miejscu z 19 proc. plasują się ex aequo SPD i CDU, na czwartym wylądował Sojusz Sahry Wagenknecht - BSW (16 proc.), Zieloni zajmują piątą pozycję z 7 proc., a FDP chce głosować 4 proc. ankietowanych a na Linke tylko 3 proc, co oznacza, że partia ta w ogóle może nie wejść do landtagu. Patrząc na zyski i straty, największy skok udał się debiutującej we wrześniu w wyborach do landtagu partii Sahry Wagenknecht, która od ostatniego sondażu przeprowadzonego w kwietniu 2024 r. zyskała 6 pkt. proc.
 

Jak wynika z sondażu, gdyby wybory odbyły się już teraz, rządząca dziś w landtagu Brandenburgii koalicja SPD, CDU i Zielonych wspólnymi siłami uzbierałaby 45 proc. głosów. Wśród jedynek na listach wciąż największym poparciem cieszy się urzędujący premier i szef rządu Dietmar Woidke z SPD (55 proc. mieszkańców Brandenburgii wyraża zadowolenie z jego dotychczasowej pracy). kandydat CDU – Jan Redmann, co dopiero zatrzymany przez policję za jazdę po pijaku na e-skuterze (alkomat wykazał 1,3 promila alkoholu we krwi) może liczyć na 16 proc. poparcia, a kandydatka Zielonych Antje Töpfner na 11 proc. W tym zestawieniu jedynka na liście AfD, Hans-Christoph Berndt nie wypada najlepiej, jak na razie podbił serce zaledwie 9 proc. mieszkańców landu. Co ciekawe, kiedy zapytano ankietowanych o ich poparcie dla poszczególnych partii, ale w zależności od ich kompetencji w danej dziedzinie, 22 proc. wskazało, że w kwestii polityki azylowej i uchodźczej najbardziej ufa AfD, co dało tej partii pierwsze miejsce w rankingu. Za najbardziej kompetentną w dziedzinie gospodarki i finansów uznano CDU (25 proc.), za mistrzów polityki klimatyczno-środowiskowej Zielonych (19 proc., ale w 2019 r. było to 45 proc. więc widać spory spadek zaufania) zaś socjaldemokratów uznano za najlepiej przygotowanych do rozwiazywania problemów związanych ze sprawiedliwością społeczną i edukacją. Gdyby więc na zdrowy rozsądek pozszywać te sondaże w jeden przyszły rząd, to byłaby to koalicja AfD-SPD-CDU i Zielonych, czyli niebiesko-czerwono-czarno-zielona hybryda, z wiodącą rolą AfD w kwestiach migracyjnych, czyli rząd prospołeczny, ale antyimigrancki, proklimatyczny, ale dbający jednocześnie o dobrą kondycję finansów publicznych i rozwój gospodarczy. Tego typu koalicja nie powstanie, dopóki Alternatywę dla Niemiec otacza się kordonem sanitarnym i odgradza od reszty zaporą ogniową. W odróżnieniu od AfD, Sojusz Sahry Wagenknecht ma szansę na wejście do przyszłego rządu w landtagu, tak przynajmniej wynika z ostatnich deklaracji premiera Dietmara Woidke, który w lokalnych mediach nie wykluczył sojuszu z BSW. Woidke uważa, że nie ma znaczących przeszkód by zawrzeć tego typu polityczny mariaż, co by jednak oznaczało rozbrat z chadekami odcinającymi się od AfD na prawej flance i od BSW na lewej. Jak na razie AfD niewiele sobie robi z machania jej przed nosem koalicją z BSW i twierdzi, że wygra te wybory. 

 

Czy na pewno nam po drodze z AfD?

W programie AfD dla Brandenburgii znajdziemy postulat likwidacji Urzędu Ochrony Konstytucji (kontrwywiadu niemieckiego) jako „narzędzia wykorzystywanego przez stare partie, czyli głównie CDU i SPD, do dyskredytowania i tłamszenia demokratycznej opozycji”, co oczywiście nie jest niczym dziwnym wiedząc, że to właśnie ten urząd obserwuje konkretne oddziały AfD czy młodzieżówkę partyjną dostarczając co chwila paliwa do debaty delegalizacyjnej. Z uwagi na geograficzne położenie Brandenburgii w programie tamtejszej AfD znalazł się też punkt dotyczący polepszenia relacji z „sąsiadami ze wschodu” czyli z Polską i Węgrami.

Jak czytamy:

„Nie chcemy dyktować krajom takim jak Węgry czy Polska, ilu migrantów powinny przyjąć. Reputacja Niemiec w Europie Środkowo-Wschodniej została nadszarpnięta przez niemiecki rząd federalny. Kierowany przez AfD rząd landowy będzie zatem wywierał wpływ na rząd federalny i UE, aby zarówno na poziomie niemieckim, jak i europejskim wprowadzić rozsądną politykę graniczną”. 

Relacje ze „wschodnimi sąsiadami” komplikują się jednak przy temacie Rosji i Ukrainy, gdzie AfD brandenburskie nie różni się od swoich odnóg w Saksonii, Turyngii czy Bawarii i tu już dobre relacje z Polską znikają z horyzontu zastąpione nostalgią związaną z tanimi surowcami z Rosji, które napędzały ogólnoniemiecką, ale i brandenburską gospodarkę. 

W programie czytamy: 

„Niemiecka polityka zagraniczna musi reprezentować interesy Niemiec i Brandenburgii. Eskalacja konfliktu zbrojnego na Ukrainie, który trwa od 2014 r., oraz tak zwana polityka zagraniczna oparta na wartościach (…) stanowią ogromne wyzwanie dla obrony niemieckich i brandenburskich interesów. Ze względu na swoje położenie geograficzne oraz historyczne i gospodarcze powiązania między Niemcami a Rosją, Brandenburgia jest szczególnie dotknięta sankcjami nałożonymi na Rosję oraz presją migracyjną ze strony uchodźców wojennych. Tanie i niezawodne dostawy energii z Rosji były przez dziesięciolecia kołem ratunkowym krajowego przemysłu i mobilności bezpośrednim interesie Brandenburgii leży możliwość ponownego prowadzenia niezakłóconego handlu z Rosją. Należy zatem unikać wszystkiego, co jeszcze bardziej podsyca konflikt. W szczególności należy zapobiec temu, by Niemcy same stały się stroną wojny, dostarczając niemiecką broń do strefy działań wojennych. Należy zatem natychmiast szukać dyplomatycznego rozwiązania konfliktu”. W innym podpunkcie brandenburska AfD żąda zniesienia embarga na rosyjską ropę i gaz w kontekście „zabezpieczenia modelu biznesowego rafinerii PCK w Schwedt”.

Oba te fragmenty powinni przeczytać ci, którym się wydaje, że współpraca z AfD jest w przypadku Polski możliwa, a nawet cenna i że w związku ze zdroworozsądkowym podejściem AfD do kwestii migracyjnych czy klimatycznych, można przejść do porządku dziennego nad niezmiennie pozytywnym stosunkiem tej partii do Rosji. Tyle, że tu nie chodzi o fascynację rosyjskim impresjonizmem, Czajkowskim i Anną Netrebko, ale o twarde interesy, które w wykonaniu SPD, CDU/CSU i wszystkich rządów federalnych od Adenauera po Scholza zasadzały się na korzystaniu z tanich surowców rosyjskich i AfD niczym się nie różni od swoich bardziej doświadczonych kolegów ze „starych partii”. Poza jednym. Tamci na razie przynajmniej pojęli, że odświeżanie dealu z Moskwą jest w złym tonie, a AfD idzie jak przecinak. Nie bądźmy naiwni. Nie ma gwarancji, że kiedy wojna się zakończy, konflikt ulegnie zamrożeniu a gospodarka niemiecka upomni się o nowe otwarcie w relacjach z Rosją, to socjaldemokraci i chadecy nie zaczną pod pozorem intencji „kontrolowania wroga trzymając go najbliżej jak się da” przeć do odzyskania moskiewskiego partnera. To jest możliwe a argument typu „gdyby po II wojnie światowej Zachód nie dał nam szansy, to nie byłoby dziś silnych i pokojowo nastawionych Niemiec tylko tykająca bomba w centrum Europy” już czeka na premierę na forum Brukseli czy Davos. Misja ratowania Rosji przed jej wieczną frustracją i rzekomego ratowania Zachodu przed rosyjskim dynamitem za pomocą drugiej tury Ostpolitik mamy z ekipą SPD/ CDU na jakieś 80 procent jak w banku. Niezależnie od tego, czy na czele stanie pan Scholz czy pan Merz. Z AfD mamy jednak na 100 procent pewności, że tak się stanie i będzie to potocznie mówiąc jazda bez trzymanki. O ile jeszcze w przypadku chadeków, socjaldemokratów i resztek liberałów można będzie użyć argumentów zawstydzających (instrument użyteczny politycznie), to w przypadku AfD wszystko odpada. Bo AfD może sobie pozwolić na więcej, nie buduje wizerunku na grze pozorów nazywanej „polityką wartości”, jest otwarcie proputinowska. Z równą lekkością żąda deportacji uchodźców-kryminalistów do Afganistanu, co żąda zniesienia sankcji nałożonych na Rosję. Jest antysystemowa w sensie trzeźwej oceny błędów popełnianych przez Niemcy i w ramach UE a z inspiracji Berlina w polityce imigracyjnej, ale do szpiku kości prorosyjska. Zabawa w wybieranie „mniejszego zła” dotyczy również Polski, nie jest to gra ani przyjemna, ani chwalebna, zawsze zostawia posmak porażki, ale układanie się z kimś, kto z jednej strony nas klepie po plecach za sprzeciw wobec głupiej i szkodliwej polityki imigracyjnej kolejnych Scholzów a z drugiej pieje na myśl o niezmąconej aureoli Putina, to błąd. Chadecy tracą pewność siebie, gdy im wypomnieć odsprzedanie Gazpromowi magazynów gazu, bo to było wtedy teoretycznie w porządku, ale po ludzku głupie i oni to wiedzą. Socjaldemokratom rzednie mina, kiedy się powołać na rusofilskie umizgi Steinmeiera do Ławrowa, na butę pani Manueli Schwesig w forsowaniu Nord Streamu II, na krętactwa wokół tak zwanej Fundacji Klimatycznej w Meklemburgii. A teraz całkiem na serio i cynicznie: czym sprowadzimy do parteru polityków AfD? Oni niczego nie ukrywają, nie grają, nie słodzą. Odrzucają pozory, bo coraz większa część społeczeństwa niemieckiego ma dość udawania. Warto mieć z tyłu głowy tę różnicę obejmującą również próg bólu na wypominanie poczynionych błędów po stronie starej soc-chadeckiej niemieckiej ekipy rusofilskiej i tej, która wyrosła ze zdrowego eurosceptyzmu i profesorskich buntów, a skończyła jako destylat putinowskich marzeń o Europie. To prawda, że w Niemczech straszy się dziś małe dzieci Björnem Höcke, że używanie wobec AfD tzw. nazistowskiej maczugi, sprowadzanie niemal każdego wyskoku polityków tej opcji do zamachu na demokrację jest już tak ostentacyjne i nagminne, że robi się nudne. Niech jednak Niemcy sami zanudzają się na śmierć, zostawmy ich zabawki, nie bawmy się w adwokatów ludzi, z którymi – o ile w ogóle jest nam po drodze – to tylko do granic Brandenburgii. 

 

Nie ma już "frakcji profesorskiej"

Kilka lat temu grupa polskich dziennikarzy z mediów konserwatywnych miała okazję rozmawiać w Warszawie z jednym z ówczesnych liderów AfD, profesorem Jörgiem Meuthenem.  To była jeszcze ta „profesorska” frakcja Alternatywy, powstała ze sprzeciwu wobec ekonomicznej i migracyjnej polityki Angeli Merkel. Kulturalny pan, akademik i ekonomista podkreślał jak bardzo mu zależy na kontaktach z polską prawicą, radził by nie ulegać szantażom Brukseli w kwestii imigracji i oczywiście nie przyjmować euro. Kreślił wizje odejścia od polityki wspólnej waluty, która niszczy Europę. Bardzo ciekawie opowiadał co to znaczy być konserwatystą we współczesnych, opanowanych przez kulturową lewicę Niemczech. Było miło do momentu kiedy padło parę pytań o sprawy międzynarodowe. Pan profesor uprzejmie wyjaśnił, że  sankcje wobec Rosji za aneksję Krymu to oczywiście błąd, zresztą ten Krym to nie nasza sprawa, Rosjanie nie zawsze są w porządku, ale Amerykanie też nie. Wzmacnianie wschodniej flanki? Nie, no skąd, przecież już rozszerzenie NATO było złamaniem zobowiązań wobec Rosji… a tak w ogóle to Rosję trzeba „włączyć” w europejską politykę. Jak wybierzemy przyszłość w relacjach z Rosją będą z tego same korzyści – niemiecki gość prezentował tę samą ślepotę na konsekwentnie realizowaną przez Putina agendę odbudowy imperium, co przedstawiciele CDU czy SPD. Na koniec ktoś wspomniał o reparacjach. Profesor spojrzał z ironią wykładowcy, który trafił na niemądrych studentów i przypomniał, że jest już kilkadziesiąt lat po wojnie a takie pomysły są „nierozsądne”. Jednym słowem – co było to było, ale liczy się przyszłość.

To rozmowa sprzed paru lat, grupy „profesorskiej” w partii już nie ma. Dzisiejsza AfD mówi to samo tylko ostrzej i bardziej radyklanie.  Z jakiegoś jednak powodu współpracę z nią odrzucają dziś Francuzi od Le Pen, Włosi od Meloni, Węgrzy od Orbana czy Hiszpanie z partii Vox – czyli najpoważniejsze siły europejskiej nowej prawicy. Czy akurat Polacy mają interes by ten mur kruszyć?
 


 

POLECANE
Ruch Tuska w sprawie TVN. Obajtek nie przebierał w słowach gorące
Ruch Tuska w sprawie TVN. Obajtek nie przebierał w słowach

W środę premier Donald Tusk przekazał, że stacje telewizyjne TVN i Polsat zostaną umieszczone w wykazie firm strategicznych, które podlegają ochronie przed "agresywnym i niebezpiecznym z punktu widzenia państwa przejęciem". Co na to były prezes Orlenu Daniel Obajtek?

Dietmar Woidke pozostanie premierem Brandenburgii. Do rządu trafili lewicowi populiści polityka
Dietmar Woidke pozostanie premierem Brandenburgii. Do rządu trafili lewicowi populiści

Socjaldemokrata Dietmar Woidke pozostanie na czele rządu graniczącej z Polską Brandenburgii. Ma jednak nowego koalicjanta: lewicowo-populistyczny Sojusz Sahry Wagenknecht.

Trump: Priorytetem jest zakończenie wojny na Ukrainie z ostatniej chwili
Trump: Priorytetem jest zakończenie wojny na Ukrainie

Amerykański prezydent elekt Donald Trump powiedział francuskiemu tygodnikowi "Paris Match", że priorytetem jest "rozwiązanie problemu Ukrainy z Rosją" i również konfliktu na Bliskim Wschodzie, choć ten drugi ocenił jako "mniej trudną sytuację" do uregulowania.

Wojciech Mann: Nie lubię pisowców, ich wspólny wizerunek jest mi obcy Wiadomości
Wojciech Mann: "Nie lubię pisowców, ich wspólny wizerunek jest mi obcy"

– Nie lubię pisowców, ponieważ ich wspólny wizerunek jest mi obcy. Nie wiem, czy to niewolnictwo, czy wykonują rozkazy, czy jeszcze inaczej. Taki instynkt stadny – twierdzi dziennikarz Wojciech Mann.

Burza w Pałacu Buckingham. Książę Harry wymazał rodzinę królewską Wiadomości
Burza w Pałacu Buckingham. Książę Harry "wymazał" rodzinę królewską

W mediach znów głośno o księciu Harrym i Meghan Markle. Okazało się, że najnowsze wieści silnie wzburzyły sympatyków brytyjskiej rodziny królewskiej.

Nie żyje proboszcz. Zginął w wypadku samochodowym Wiadomości
Nie żyje proboszcz. Zginął w wypadku samochodowym

Na drodze krajowej nr 74 w okolicach Kielc doszło do tragicznego wypadku. W wyniku zdarzenia śmierć na miejscu poniósł 59-letni ksiądz Tadeusz Bielecki, proboszcz parafii w Mniowie.

Tusk chce objąć TVN ochroną strategiczną. Mec. Bartosz Lewandowski: To delikt konstytucyjny gorące
Tusk chce objąć TVN "ochroną strategiczną". Mec. Bartosz Lewandowski: To delikt konstytucyjny

W środę premier Donald Tusk poinformował, że podjął decyzję ws. stacji telewizyjnych TVN i Polsat. Obie stacje zostaną umieszczone w wykazie firm strategicznych, które podlegają ochronie przed "agresywnym i niebezpiecznym z punktu widzenia państwa przejęciem". Opinię w tej sprawie wyraził również znany prawnik mec. Bartosz Lewandowski.

Tusk obejmuje TVN ochroną strategiczną. Gorące komentarze z ostatniej chwili
Tusk obejmuje TVN "ochroną strategiczną". Gorące komentarze

"Ta władza już trzęsie się ze strachu. (…) Wizja utraty parasola TVN = GAME OVER TUSKA" – pisze w mediach społecznościowych poseł Suwerennej Polski Jan Kanthak. Decyzja Donalda Tuska o wpisaniu stacji telewizyjnych TVN i Polsat na listę firm strategicznych wywołała falę komentarzy.

Ukrainie kończą się środki. Minister finansów: Potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa Wiadomości
Ukrainie kończą się środki. Minister finansów: Potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa

Ukraiński minister finansów Serhij Marczenko wyznał w wywiadzie dla francuskiego dziennika "El Pais", że Ukrainie powoli kończą się środki na prowadzenie wojny obronnej.

Tusk chce objąć TVN ochroną strategiczną. Ekspert: Nie ma takiej możliwości gorące
Tusk chce objąć TVN "ochroną strategiczną". Ekspert: Nie ma takiej możliwości

W środę premier Donald Tusk poinformował, że podjął decyzję ws. stacji telewizyjnych TVN i Polsat. Obie stacje zostaną umieszczone w wykazie firm strategicznych, które podlegają ochronie przed "agresywnym i niebezpiecznym z punktu widzenia państwa przejęciem". Opinię w tej sprawie wyraził doktor nauk prawnych Michał Sopiński.

REKLAMA

Deutsche Quelle: Czy po drodze nam z AfD?

W cieniu debaty nad kompromitacją niemieckich kolei podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej nasi sąsiedzi szykują się już do potrójnych wyborów we wschodnich landach. Wrześniowe wybory do parlamentów krajowych w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii będą z jednej strony uzupełnieniem politycznego krajobrazu Republiki Federalnej po wyborach „europejskich” a z drugiej strony wstępem do batalii o kształt przyszłego Bundestagu. Kluczowe pytanie na wschodzie to oczywiście kwestia spodziewanego sukcesu Alternatywy dla Niemiec. Tymczasem w Polsce, za sprawą dylematów w Konfederacji pojawiło się inne pytanie – czy warto kruszyć mury wokół AfD w Brukseli?
Antyimigranckie ulotki AfD Deutsche Quelle: Czy po drodze nam z AfD?
Antyimigranckie ulotki AfD / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Oxfordian Kissuth

Nie miejsce tu by podpowiadać politykom jak mają gospodarować swoim europarlamentarnym kapitałem. Skoro jednak sprawa zakresu współpracy z Alternatywą dla Niemiec stała się przedmiotem dyskusji warto może zdać sobie sprawę z kim mamy do czynienia. Najpierw jednak przyjrzyjmy się niemieckiej kampanii wyborczej – tym razem na przykładzie Brandenburgii. Walka o polityczny wschód Niemiec przykuwa uwagę liderów wszystkich partii. Także Friedrich Merz wie, że jeśli marzenia o kanclerstwie mają się spełnić, chadecja musi najpierw powstrzymać marsz AfD do władzy na poziomie rządów krajowych. „Jestem najczęściej podróżującym na wschód politykiem w Niemczech – chwali się lider CDU w rozmowie z telewizją ZDF – staram się zrozumieć, czego tutejsi ludzie oczekują”. Trochę to zabrzmiało jak pamiętane z lat 90-ych deklaracje polityków nieboszczki Unii Wolności podczas wyborczych podróży poza rogatki Warszawy i Krakowa by „zrozumieć” czemu ci ludzie z prowincji są właściwie niezadowoleni. Czy ten zachodni patriarchalizm wystarczy by pokonać „skrajną prawicę”?

 

W Brandenburgii AfD punktuje za stosunek do imigracji

Zazwyczaj najwięcej pisze się i mówi o AfD w Turyngii. Dzieje się tak ze względu na silne, choć oficjalnie rozwiązane skrzydło Björna Höckego i liczne spory w łonie tamtejszej AfD. O Brandenburgii mówi się zdecydowanie mniej, tymczasem właśnie w Brandenburgii wg. sondażu Infratest dimap przeprowadzonego na zlecenie RBB tuż przed początkiem wakacji, w Brandenburgii na dziesięć tygodni przed wyborami do landtagu AfD mimo utraty 3 pkt. proc. nadal prowadzi w sondażach i może liczyć na 23 proc. głosów. Na drugim miejscu z 19 proc. plasują się ex aequo SPD i CDU, na czwartym wylądował Sojusz Sahry Wagenknecht - BSW (16 proc.), Zieloni zajmują piątą pozycję z 7 proc., a FDP chce głosować 4 proc. ankietowanych a na Linke tylko 3 proc, co oznacza, że partia ta w ogóle może nie wejść do landtagu. Patrząc na zyski i straty, największy skok udał się debiutującej we wrześniu w wyborach do landtagu partii Sahry Wagenknecht, która od ostatniego sondażu przeprowadzonego w kwietniu 2024 r. zyskała 6 pkt. proc.
 

Jak wynika z sondażu, gdyby wybory odbyły się już teraz, rządząca dziś w landtagu Brandenburgii koalicja SPD, CDU i Zielonych wspólnymi siłami uzbierałaby 45 proc. głosów. Wśród jedynek na listach wciąż największym poparciem cieszy się urzędujący premier i szef rządu Dietmar Woidke z SPD (55 proc. mieszkańców Brandenburgii wyraża zadowolenie z jego dotychczasowej pracy). kandydat CDU – Jan Redmann, co dopiero zatrzymany przez policję za jazdę po pijaku na e-skuterze (alkomat wykazał 1,3 promila alkoholu we krwi) może liczyć na 16 proc. poparcia, a kandydatka Zielonych Antje Töpfner na 11 proc. W tym zestawieniu jedynka na liście AfD, Hans-Christoph Berndt nie wypada najlepiej, jak na razie podbił serce zaledwie 9 proc. mieszkańców landu. Co ciekawe, kiedy zapytano ankietowanych o ich poparcie dla poszczególnych partii, ale w zależności od ich kompetencji w danej dziedzinie, 22 proc. wskazało, że w kwestii polityki azylowej i uchodźczej najbardziej ufa AfD, co dało tej partii pierwsze miejsce w rankingu. Za najbardziej kompetentną w dziedzinie gospodarki i finansów uznano CDU (25 proc.), za mistrzów polityki klimatyczno-środowiskowej Zielonych (19 proc., ale w 2019 r. było to 45 proc. więc widać spory spadek zaufania) zaś socjaldemokratów uznano za najlepiej przygotowanych do rozwiazywania problemów związanych ze sprawiedliwością społeczną i edukacją. Gdyby więc na zdrowy rozsądek pozszywać te sondaże w jeden przyszły rząd, to byłaby to koalicja AfD-SPD-CDU i Zielonych, czyli niebiesko-czerwono-czarno-zielona hybryda, z wiodącą rolą AfD w kwestiach migracyjnych, czyli rząd prospołeczny, ale antyimigrancki, proklimatyczny, ale dbający jednocześnie o dobrą kondycję finansów publicznych i rozwój gospodarczy. Tego typu koalicja nie powstanie, dopóki Alternatywę dla Niemiec otacza się kordonem sanitarnym i odgradza od reszty zaporą ogniową. W odróżnieniu od AfD, Sojusz Sahry Wagenknecht ma szansę na wejście do przyszłego rządu w landtagu, tak przynajmniej wynika z ostatnich deklaracji premiera Dietmara Woidke, który w lokalnych mediach nie wykluczył sojuszu z BSW. Woidke uważa, że nie ma znaczących przeszkód by zawrzeć tego typu polityczny mariaż, co by jednak oznaczało rozbrat z chadekami odcinającymi się od AfD na prawej flance i od BSW na lewej. Jak na razie AfD niewiele sobie robi z machania jej przed nosem koalicją z BSW i twierdzi, że wygra te wybory. 

 

Czy na pewno nam po drodze z AfD?

W programie AfD dla Brandenburgii znajdziemy postulat likwidacji Urzędu Ochrony Konstytucji (kontrwywiadu niemieckiego) jako „narzędzia wykorzystywanego przez stare partie, czyli głównie CDU i SPD, do dyskredytowania i tłamszenia demokratycznej opozycji”, co oczywiście nie jest niczym dziwnym wiedząc, że to właśnie ten urząd obserwuje konkretne oddziały AfD czy młodzieżówkę partyjną dostarczając co chwila paliwa do debaty delegalizacyjnej. Z uwagi na geograficzne położenie Brandenburgii w programie tamtejszej AfD znalazł się też punkt dotyczący polepszenia relacji z „sąsiadami ze wschodu” czyli z Polską i Węgrami.

Jak czytamy:

„Nie chcemy dyktować krajom takim jak Węgry czy Polska, ilu migrantów powinny przyjąć. Reputacja Niemiec w Europie Środkowo-Wschodniej została nadszarpnięta przez niemiecki rząd federalny. Kierowany przez AfD rząd landowy będzie zatem wywierał wpływ na rząd federalny i UE, aby zarówno na poziomie niemieckim, jak i europejskim wprowadzić rozsądną politykę graniczną”. 

Relacje ze „wschodnimi sąsiadami” komplikują się jednak przy temacie Rosji i Ukrainy, gdzie AfD brandenburskie nie różni się od swoich odnóg w Saksonii, Turyngii czy Bawarii i tu już dobre relacje z Polską znikają z horyzontu zastąpione nostalgią związaną z tanimi surowcami z Rosji, które napędzały ogólnoniemiecką, ale i brandenburską gospodarkę. 

W programie czytamy: 

„Niemiecka polityka zagraniczna musi reprezentować interesy Niemiec i Brandenburgii. Eskalacja konfliktu zbrojnego na Ukrainie, który trwa od 2014 r., oraz tak zwana polityka zagraniczna oparta na wartościach (…) stanowią ogromne wyzwanie dla obrony niemieckich i brandenburskich interesów. Ze względu na swoje położenie geograficzne oraz historyczne i gospodarcze powiązania między Niemcami a Rosją, Brandenburgia jest szczególnie dotknięta sankcjami nałożonymi na Rosję oraz presją migracyjną ze strony uchodźców wojennych. Tanie i niezawodne dostawy energii z Rosji były przez dziesięciolecia kołem ratunkowym krajowego przemysłu i mobilności bezpośrednim interesie Brandenburgii leży możliwość ponownego prowadzenia niezakłóconego handlu z Rosją. Należy zatem unikać wszystkiego, co jeszcze bardziej podsyca konflikt. W szczególności należy zapobiec temu, by Niemcy same stały się stroną wojny, dostarczając niemiecką broń do strefy działań wojennych. Należy zatem natychmiast szukać dyplomatycznego rozwiązania konfliktu”. W innym podpunkcie brandenburska AfD żąda zniesienia embarga na rosyjską ropę i gaz w kontekście „zabezpieczenia modelu biznesowego rafinerii PCK w Schwedt”.

Oba te fragmenty powinni przeczytać ci, którym się wydaje, że współpraca z AfD jest w przypadku Polski możliwa, a nawet cenna i że w związku ze zdroworozsądkowym podejściem AfD do kwestii migracyjnych czy klimatycznych, można przejść do porządku dziennego nad niezmiennie pozytywnym stosunkiem tej partii do Rosji. Tyle, że tu nie chodzi o fascynację rosyjskim impresjonizmem, Czajkowskim i Anną Netrebko, ale o twarde interesy, które w wykonaniu SPD, CDU/CSU i wszystkich rządów federalnych od Adenauera po Scholza zasadzały się na korzystaniu z tanich surowców rosyjskich i AfD niczym się nie różni od swoich bardziej doświadczonych kolegów ze „starych partii”. Poza jednym. Tamci na razie przynajmniej pojęli, że odświeżanie dealu z Moskwą jest w złym tonie, a AfD idzie jak przecinak. Nie bądźmy naiwni. Nie ma gwarancji, że kiedy wojna się zakończy, konflikt ulegnie zamrożeniu a gospodarka niemiecka upomni się o nowe otwarcie w relacjach z Rosją, to socjaldemokraci i chadecy nie zaczną pod pozorem intencji „kontrolowania wroga trzymając go najbliżej jak się da” przeć do odzyskania moskiewskiego partnera. To jest możliwe a argument typu „gdyby po II wojnie światowej Zachód nie dał nam szansy, to nie byłoby dziś silnych i pokojowo nastawionych Niemiec tylko tykająca bomba w centrum Europy” już czeka na premierę na forum Brukseli czy Davos. Misja ratowania Rosji przed jej wieczną frustracją i rzekomego ratowania Zachodu przed rosyjskim dynamitem za pomocą drugiej tury Ostpolitik mamy z ekipą SPD/ CDU na jakieś 80 procent jak w banku. Niezależnie od tego, czy na czele stanie pan Scholz czy pan Merz. Z AfD mamy jednak na 100 procent pewności, że tak się stanie i będzie to potocznie mówiąc jazda bez trzymanki. O ile jeszcze w przypadku chadeków, socjaldemokratów i resztek liberałów można będzie użyć argumentów zawstydzających (instrument użyteczny politycznie), to w przypadku AfD wszystko odpada. Bo AfD może sobie pozwolić na więcej, nie buduje wizerunku na grze pozorów nazywanej „polityką wartości”, jest otwarcie proputinowska. Z równą lekkością żąda deportacji uchodźców-kryminalistów do Afganistanu, co żąda zniesienia sankcji nałożonych na Rosję. Jest antysystemowa w sensie trzeźwej oceny błędów popełnianych przez Niemcy i w ramach UE a z inspiracji Berlina w polityce imigracyjnej, ale do szpiku kości prorosyjska. Zabawa w wybieranie „mniejszego zła” dotyczy również Polski, nie jest to gra ani przyjemna, ani chwalebna, zawsze zostawia posmak porażki, ale układanie się z kimś, kto z jednej strony nas klepie po plecach za sprzeciw wobec głupiej i szkodliwej polityki imigracyjnej kolejnych Scholzów a z drugiej pieje na myśl o niezmąconej aureoli Putina, to błąd. Chadecy tracą pewność siebie, gdy im wypomnieć odsprzedanie Gazpromowi magazynów gazu, bo to było wtedy teoretycznie w porządku, ale po ludzku głupie i oni to wiedzą. Socjaldemokratom rzednie mina, kiedy się powołać na rusofilskie umizgi Steinmeiera do Ławrowa, na butę pani Manueli Schwesig w forsowaniu Nord Streamu II, na krętactwa wokół tak zwanej Fundacji Klimatycznej w Meklemburgii. A teraz całkiem na serio i cynicznie: czym sprowadzimy do parteru polityków AfD? Oni niczego nie ukrywają, nie grają, nie słodzą. Odrzucają pozory, bo coraz większa część społeczeństwa niemieckiego ma dość udawania. Warto mieć z tyłu głowy tę różnicę obejmującą również próg bólu na wypominanie poczynionych błędów po stronie starej soc-chadeckiej niemieckiej ekipy rusofilskiej i tej, która wyrosła ze zdrowego eurosceptyzmu i profesorskich buntów, a skończyła jako destylat putinowskich marzeń o Europie. To prawda, że w Niemczech straszy się dziś małe dzieci Björnem Höcke, że używanie wobec AfD tzw. nazistowskiej maczugi, sprowadzanie niemal każdego wyskoku polityków tej opcji do zamachu na demokrację jest już tak ostentacyjne i nagminne, że robi się nudne. Niech jednak Niemcy sami zanudzają się na śmierć, zostawmy ich zabawki, nie bawmy się w adwokatów ludzi, z którymi – o ile w ogóle jest nam po drodze – to tylko do granic Brandenburgii. 

 

Nie ma już "frakcji profesorskiej"

Kilka lat temu grupa polskich dziennikarzy z mediów konserwatywnych miała okazję rozmawiać w Warszawie z jednym z ówczesnych liderów AfD, profesorem Jörgiem Meuthenem.  To była jeszcze ta „profesorska” frakcja Alternatywy, powstała ze sprzeciwu wobec ekonomicznej i migracyjnej polityki Angeli Merkel. Kulturalny pan, akademik i ekonomista podkreślał jak bardzo mu zależy na kontaktach z polską prawicą, radził by nie ulegać szantażom Brukseli w kwestii imigracji i oczywiście nie przyjmować euro. Kreślił wizje odejścia od polityki wspólnej waluty, która niszczy Europę. Bardzo ciekawie opowiadał co to znaczy być konserwatystą we współczesnych, opanowanych przez kulturową lewicę Niemczech. Było miło do momentu kiedy padło parę pytań o sprawy międzynarodowe. Pan profesor uprzejmie wyjaśnił, że  sankcje wobec Rosji za aneksję Krymu to oczywiście błąd, zresztą ten Krym to nie nasza sprawa, Rosjanie nie zawsze są w porządku, ale Amerykanie też nie. Wzmacnianie wschodniej flanki? Nie, no skąd, przecież już rozszerzenie NATO było złamaniem zobowiązań wobec Rosji… a tak w ogóle to Rosję trzeba „włączyć” w europejską politykę. Jak wybierzemy przyszłość w relacjach z Rosją będą z tego same korzyści – niemiecki gość prezentował tę samą ślepotę na konsekwentnie realizowaną przez Putina agendę odbudowy imperium, co przedstawiciele CDU czy SPD. Na koniec ktoś wspomniał o reparacjach. Profesor spojrzał z ironią wykładowcy, który trafił na niemądrych studentów i przypomniał, że jest już kilkadziesiąt lat po wojnie a takie pomysły są „nierozsądne”. Jednym słowem – co było to było, ale liczy się przyszłość.

To rozmowa sprzed paru lat, grupy „profesorskiej” w partii już nie ma. Dzisiejsza AfD mówi to samo tylko ostrzej i bardziej radyklanie.  Z jakiegoś jednak powodu współpracę z nią odrzucają dziś Francuzi od Le Pen, Włosi od Meloni, Węgrzy od Orbana czy Hiszpanie z partii Vox – czyli najpoważniejsze siły europejskiej nowej prawicy. Czy akurat Polacy mają interes by ten mur kruszyć?
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe