Marek Cichocki: Zły czas dla konserwatystów. A może wręcz przeciwnie?

W polskiej polityce konserwatyści przypominają raczej kogoś w rodzaju komiwojażera starającego się w różnych miejscach sprzedawać własne idee.
Marek Cichocki Marek Cichocki: Zły czas dla konserwatystów. A może wręcz przeciwnie?
Marek Cichocki / TV Republika

W Polsce, uznawanej powszechnie za kraj tradycjonalistyczny i religijny, konserwatyści nigdy nie mieli dobrej koniunktury i nigdy nie stworzyli silnej politycznej reprezentacji. Być może na naszej scenie politycznej po prostu nie ma miejsca dla inteligenckiej, republikańskiej i konserwatywnej partii środka, która miałaby realne społeczne poparcie. W efekcie w polskiej polityce konserwatyści przypominają raczej kogoś w rodzaju komiwojażera starającego się w różnych miejscach sprzedawać własne idee. 

 

Czytaj także: Medialna cisza nad śmiercią migranta. Odsłaniamy podwójne standardy lewicowo-liberalnych mediów

Biedni tułacze

 

Trwająca od 2005 roku otwarta polityczna wojna domowa sprawiła, że wraz z rozpadem koncepcji POPiS-u, stworzenia wspólnego rządu postsolidarnościowej prawicy i liberałów, konserwatyści tułają się jak bezdomni po obu stronach coraz ostrzejszego politycznego konfliktu. Jakaś ich część próbowała znaleźć dla siebie miejsce w Platformie Obywatelskiej, potem w Koalicji Obywatelskiej, teraz także w Trzeciej Drodze. Jednak to przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość było postrzegane przez ostatnie osiem lat jako „partia konserwatywna”, prawdziwy matecznik konserwatywnych idei. Faktycznie jednak nigdy takim nie było, i nie mogło być. Choć z pewnością chętnie posługiwało się niektórymi przypisywanymi konserwatyzmowi poglądami, jak rodzina, tożsamość, tradycja czy bezpieczeństwo, to PiS zawsze pozostawało partią w swojej istocie rewolucyjną. Dlatego ten mariaż konserwatystów z PiS-em kończy się dzisiaj spektakularnym odejściem z polityki osób stanowiących przez ostatnie trzy dekady symbol polskiego konserwatyzmu, jak było choćby w przypadku Ryszarda Legutki. 
 
Jeśli w Polsce czas dla konserwatystów nie jest najlepszy, to w Europie jest dla nich zdecydowanie niedobry. Konserwatyzm został odrzucony i odseparowany od głównego nurtu polityki i życia publicznego w ramach Unii Europejskiej. Utożsamiono go z tym, co nazwano populizmem czy skrajną prawicą. Ten proces negatywnej stygmatyzacji konserwatyzmu oraz wartości, które się z nim  kojarzą, dokonał się szczególnie łatwo w zachodniej, kontynentalnej Europie przede wszystkim ze względu na stosunek do przeszłości. Już dużo wcześniej, bo zaraz po II wojnie światowej, z powodu dziedzictwa faszyzmu i nazizmu, ich dyktatorskich przewrotów, obalenia demokracji i ustanowienia totalitarnych reżimów, cień podejrzeń oraz zarzuty o współsprawstwo padały aż nazbyt łatwo na konserwatystów lub szerzej na prawicę ze strony wspólnego lewicowego frontu walki z faszyzmem. Jednak to dopiero w ostatnich dwóch dekadach w wyniku dokonanej kulturowej lewicowej rewolucji większość idei i wartości, bliskich konserwatyzmowi, takich jak tożsamość narodowa, spójność i inkluzyjność społeczna, naturalny porządek, cywilizacja europejska czy tradycyjna forma rodziny stały się w przestrzeni publicznej oraz akademickiej prawdziwym tabu. Ich obrona spotyka się dziś z radykalnym sprzeciwem, a nawet potępieniem ze strony postępowych kół.    

Co ważne, ta niedawna zmiana zachodzi w momencie pogłębiającego się kryzysu współczesnego Zachodu w konfrontacji z jego coraz silniejszymi i bardziej agresywnymi globalnymi przeciwnikami, takimi jak Chiny czy Rosja. Ma to swoje poważne konsekwencje, bo słabość Zachodu w tej konfrontacji polega głównie na dramatycznym rozchodzeniu się geopolitycznych i cywilizacyjnych wyzwań, przed którymi staje dzisiaj zachodni świat, z jego własnymi ideami forsowanymi w wyniku lewicowej kulturowej rewolucji, które decydują o kierunku przemian wewnętrznej samoidentyfikacji i tożsamości Zachodu. To właśnie rozejście się realnych potrzeb wynikających z nowych wyzwań i zagrożeń z narzuconymi sobie samym progresywnymi ideami widać dziś doskonale na wielu polach, takich jak polityka migracyjna, sposób walki ze zmianami klimatycznymi czy potępienie własnej kultury i cywilizacji. 
 
Nasze społeczeństwa zamiast spójne i inkluzyjne mają być jak najbardziej różnorodne, nasza cywilizacja zamiast być źródłem inspiracji dla nas, ma stanowić przyczynę niekończącego się nigdy wstydu i samozaprzeczania, my sami zaś zamiast rozwijać w nas obywatelską, społeczną i ekonomiczną odpowiedzialność za innych, mamy skoncentrować się na realizowaniu osobistych pragnień i zaspokajać swoje emocje. W konsekwencji mamy w Europie do czynienia z wielkimi zmianami w sferze tożsamości, idei i wartości, które zdają się kompletnie ignorować coraz bardziej oczywiste wyzwania i zagrożenia wynikające z otaczającej nas geopolitycznej rzeczywistości oraz wrogich zamierzeń tych, którzy źle nam życzą.

Czytaj także: [Felieton „TS”] Okraska: Nie mają chleba? Niech jedzą „beauty”!

Konserwatyzm, liberalizm, tradycjonalizm

 

Czy ma to coś wspólnego z konserwatyzmem? Jak najbardziej. Zarówno w naszym polskim przypadku, jak i w całej Europie ta coraz bardziej widoczna słabość wobec zewnętrznych zagrożeń ma swoją konkretną przyczynę. Jest nią stopniowe i konsekwentne przejmowanie współczesnego zachodniego liberalizmu przez progresywne ideologie nowej neomarksistowskiej lewicy. Ten mariaż między niegdyś rynkowym liberalizmem i czerpiącym z marksizmu kulturowym i antropologicznym progresywizmem nie może być zaskoczeniem dla nikogo, kto studiował ewolucję europejskich idei w XIX i XX wieku. Istotne jest co innego – to, że taki mariaż nie był niczym koniecznym ani z góry przesądzonym. Skoro jednak dokonał się i dominuje dzisiaj niepodzielnie, można – jak sądzę – postawić pewną diagnozę: że z perspektywy trzech dekad po końcu zimnej wojny jednym z największych wydarzeń w sferze polityki i tożsamości współczesnego Zachodu, odpowiedzialnych za jego niezbyt dobry obecny stan, okazał się brak porozumienia między liberalizmem i konserwatyzmem oraz tradycyjnie pojmowaną myślą społeczną. 
 
Warto też zastanowić się, dlaczego do takiego porozumienia między nimi nie doszło (i cui bono?), i jakie procesy uruchomiły te wielkie odśrodkowe siły, które dzisiaj dewastują zachodnią tożsamość. Ów brak zgody nie tyle otworzył drogę do przejęcia liberalizmu przez progresywny neomarksizm, co też doprowadził do dewastujących współczesny Zachód wojen kulturowych i do wykopania niedających się przekroczyć politycznych podziałów. W ten sposób też konserwatyzm został nieodwołalnie zepchnięty do „piekła populizmu” oraz oddany w ręce ideologów Putina od tzw. tradycyjnych wartości. Kulturowe wojny nie tylko bowiem osłabiły wewnętrznie Zachód, ale otworzyły go szeroko na zewnętrzne wpływy i manipulacje ze strony Chin, Rosji czy wojowniczego islamu oraz przyczyniają się dziś do ignorowania oczywistych geopolitycznych zagrożeń. Napędzają logikę wewnętrznej polaryzacji i wzajemnej destrukcyjnej walki, która dotycząc przede wszystkim naszych tożsamości, a nie interesów, zamienia się w konflikt egzystencjalny Zachodu z samym sobą. Czy tak wygląda droga do samozniszczenia?
 
Czy mogło być inaczej i czy można zapobiec najgorszemu? Czy z tej drogi samozniszczenia można jeszcze zawrócić? W Polsce rozpad blisko 20 lat temu politycznej idei syntezy postsolidarnościowych konserwatystów i liberałów jako łączących we wspólny program POPiS-u wolność i solidarność był nie tylko wynikiem osobistych konfliktów, ale stanowił także bardzo ważny sygnał, że tego typu połączenie, z perspektywy polskiego doświadczenia wielu wydające się wtedy jako oczywiste i naturalne, nie może mieć racji bytu. Z perspektywy czasu można też lepiej zrozumieć, że tamta nieudana próba zbudowania nowej postsolidarnościowej koalicji nie była wcale tylko przypadkową, lokalną, polską awanturą, ale stanowiła prolog do czegoś, co stało się ogólnoeuropejską normą i co doprowadziło nas poprzez wojnę kulturową do obecnej europejskiej wojny domowej w polityce, w której obrońcy liberalnej demokracji walczą z populizmem za cenę samozniszczenia. 
 
Wobec rosnących zagrożeń zewnętrznych rozsądek podpowiadałby, aby jak najszybciej w Europie i u nas taką domową wojnę zakończyć lub przynajmniej godnie zawiesić. Tylko niestety logika polaryzacji oraz wojny kulturowej stała się obecnie aż nazbyt użyteczna dla żywiących się społecznymi emocjami stron ideologicznego sporu, by można ją było tak po prostu, samą siłą rozsądku, napomnień czy rozwagi zatrzymać. Dlatego więc być może w Europie konserwatyzm jeszcze przez pewien czas zmuszony będzie do tego, by udowadniać cierpliwie, że nie jest żadną „karalną ideologią”, a w Polsce pozostanie towarem „upychanym” na siłę partyjnym potentatom na politycznej scenie. Warto jednak zdać sobie sprawę, że w obu przypadkach są to jednak szlachetne konserwatywne wysiłki, godne tego, by ich znaczenie docenić. 
 
Prawdziwa wartość konserwatyzmu zawsze polegała na przywracaniu właściwych granic, a więc dokładnie na tym, czego polaryzacji, radykalizacji i fanatyzmowi współczesnego Zachodu brakuje. To dlatego konserwatyzm, w przeciwieństwie do lewicowego progresywizmu, zwykle musi wydawać się nieatrakcyjny tym, którym chodzi o zdobycie bezwzględnej dominacji w kulturze, ekonomii czy w życiu społecznym. Progresywizm obiecuje zawsze władzę nad człowiekiem wręcz nieograniczoną. Każda forma panowania i kontroli może być przecież odpowiednio uzasadniona przez postęp. Tymczasem konserwatyzm wciąż z uporem przypomina o konieczności samoograniczeń absolutnej władzy, niezbędnych dla ochrony godności każdej ludzkiej osoby, czy to w wymiarze praw pracowniczych, konsumenckich, obywatelskich czy najbardziej fundamentalnych, podmiotowych praw obrony ludzkiego życia. I to właśnie czyni go wrażliwym społecznie i otwartym na innego człowieka, w czym też leży jego największa obecnie wartość. Na polskim podwórku zaś wprost nawiązuje do tego, co stanowiło kiedyś samą istotę naszego doświadczenia walki Solidarności z komunistycznym systemem. 
 
W naszym współczesnym zachodnim świecie, zdominowanym przez liberalizm zdeformowany wskutek progresywnej nowej lewicy, przywracanie właściwych granic, o co upominają się konserwatyści, jest najbardziej sensownym zajęciem, jakiego może podjąć się myślący i nieobojętny człowiek w czasach chaosu, bezwzględności, prymatu siły i rosnących zagrożeń. Jeśli więc faktycznie wydaje się niektórym, że to nie jest dla konserwatystów dobry czas ani w Polsce, ani w Europie, to być może jest akurat odwrotnie – i lepszego czasu dla siebie od dawna konserwatyści nie mieli.
 

 

Tekst ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 

 

 


 

POLECANE
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

W najbliższy weekend w Warszawie ruszają intensywne wakacyjne remonty. Mieszkańcy stolicy muszą przygotować się na duże zmiany w organizacji ruchu – zarówno drogowego, jak i komunikacji miejskiej. Prace ruszą równocześnie w kilku dzielnicach: na Białołęce, Mokotowie, Woli, Wilanowie oraz w Śródmieściu.

Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jak kot Schrödingera tylko u nas
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jak kot Schrödingera

Trwająca debata na temat rzekomego „nie-istnienia” Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego przypomina słynny eksperyment myślowy austriackiego noblisty.

Imane Khelif - damski bokser tylko u nas
Imane Khelif - damski bokser

Imane Khelif, algierski bokser, który zdobył złoto w kategorii kobiet na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, stał się symbolem chaosu, jaki ideologia gender wnosi do sportu. Teraz, po tym jak organizacja World Boxing ogłosiła obowiązkowe testy płci przed turniejem kobiet w Eindhoven (5–10 czerwca 2025), Khelif nagle wycofał się z zawodów. Ta decyzja tylko podsyciła debatę sprzed roku: jak to możliwe, że mężczyzna rywalizował z kobietami przez tak długi okres i to w profesjonalnym sporcie na najwyższym poziomie?

Prezydent elekt Karol Nawrocki spotkał się z szefem MON z ostatniej chwili
Prezydent elekt Karol Nawrocki spotkał się z szefem MON

W czwartek prezydent elekt Karol Nawrocki spotkał się z wicepremierem, szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem - przekazał były szef sztabu Nawrockiego Paweł Szefernaker. "Spotkanie dotyczyło przyszłych relacji między zwierzchnikiem sił zbrojnych, a szefem MON" - powiedział polityk PiS.

Robert Bąkiewicz przekazał nam informacje o możliwym ataku na Sąd Najwyższy: Widzimy się o 7.30 tylko u nas
Robert Bąkiewicz przekazał nam informacje o możliwym ataku na Sąd Najwyższy: "Widzimy się o 7.30"

- Na naszych oczach może dojść do nielegalnego i bezprawnego przejęcia Sądu Najwyższego poprzez działania części sędziów Izby Pracy - mówi w rozmowie z Cezarym Krysztopą Robert Bąkiewicz.

Burza w Pałacu Buckingham. Książę William szykuje rewolucję? Wiadomości
Burza w Pałacu Buckingham. Książę William szykuje rewolucję?

W Pałacu Buckingham może dojść do dużych zmian, gdy książę William obejmie tron. Jak donoszą brytyjskie media, przyszły król nie planuje biernie kontynuować dotychczasowych tradycji, lecz chce „zrobić wszystko po swojemu”.

Burza w PE. Wniosek o wotum nieufności dla Ursuli von der Leyen z ostatniej chwili
Burza w PE. Wniosek o wotum nieufności dla Ursuli von der Leyen

Pierwszy raz w obecnym PE sojusz ugrupowań prawicowych porozumiała się co do wniosku nieufności dla Ursuli von der Leyen. Wniosek poparło 74 europarlamentarzystów z ECR - Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ESN - Grupy Europy Suwerennych Narodów, zwłaszcza Alternatywy dla Niemiec oraz Patrioci dla Europy.

Szokująca agresja i wypadek na S3. Za kierownicą marszałek z PO Marcin Jabłoński [WIDEO] z ostatniej chwili
Szokująca agresja i wypadek na S3. Za kierownicą marszałek z PO Marcin Jabłoński [WIDEO]

Na trasie S3 w województwie lubuskim doszło do niebezpiecznego incydentu z udziałem prominentnego polityka Platformy Obywatelskiej. Kierowca Skody Superb, który spowodował kolizję swoim agresywnym zachowaniem, to marszałek województwa lubuskiego Marcin Jabłoński. Zdarzenie zostało nagrane, a sprawą zajmuje się sąd.

 Nie żyje zasłużona policjantka. Miała 49 lat Wiadomości
Nie żyje zasłużona policjantka. Miała 49 lat

Komenda Powiatowa Policji w Będzinie poinformowała o nagłej śmierci aspirant sztabowej Iwony Bajan. Funkcjonariuszka miała 49 lat i służyła w policji przez ponad 25 lat.

Ekspert po oświadczeniu 28 sędziów SN: To jawne wypowiedzenie posłuszeństwa Rzeczpospolitej tylko u nas
Ekspert po oświadczeniu 28 sędziów SN: To jawne wypowiedzenie posłuszeństwa Rzeczpospolitej

Polska znajduje się w historycznym momencie. To, czego jesteśmy świadkami, to więcej niż spór prawny – to bezprecedensowy atak na fundamenty Rzeczypospolitej, jej konstytucyjny ład i porządek Oświadczenia 28 sędziów Sądu Najwyższego i pisma pięciu byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego to nic innego jak jawne wypowiedzenie posłuszeństwa państwu polskiemu i złamanie sędziowskiej przysięgi.

REKLAMA

Marek Cichocki: Zły czas dla konserwatystów. A może wręcz przeciwnie?

W polskiej polityce konserwatyści przypominają raczej kogoś w rodzaju komiwojażera starającego się w różnych miejscach sprzedawać własne idee.
Marek Cichocki Marek Cichocki: Zły czas dla konserwatystów. A może wręcz przeciwnie?
Marek Cichocki / TV Republika

W Polsce, uznawanej powszechnie za kraj tradycjonalistyczny i religijny, konserwatyści nigdy nie mieli dobrej koniunktury i nigdy nie stworzyli silnej politycznej reprezentacji. Być może na naszej scenie politycznej po prostu nie ma miejsca dla inteligenckiej, republikańskiej i konserwatywnej partii środka, która miałaby realne społeczne poparcie. W efekcie w polskiej polityce konserwatyści przypominają raczej kogoś w rodzaju komiwojażera starającego się w różnych miejscach sprzedawać własne idee. 

 

Czytaj także: Medialna cisza nad śmiercią migranta. Odsłaniamy podwójne standardy lewicowo-liberalnych mediów

Biedni tułacze

 

Trwająca od 2005 roku otwarta polityczna wojna domowa sprawiła, że wraz z rozpadem koncepcji POPiS-u, stworzenia wspólnego rządu postsolidarnościowej prawicy i liberałów, konserwatyści tułają się jak bezdomni po obu stronach coraz ostrzejszego politycznego konfliktu. Jakaś ich część próbowała znaleźć dla siebie miejsce w Platformie Obywatelskiej, potem w Koalicji Obywatelskiej, teraz także w Trzeciej Drodze. Jednak to przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość było postrzegane przez ostatnie osiem lat jako „partia konserwatywna”, prawdziwy matecznik konserwatywnych idei. Faktycznie jednak nigdy takim nie było, i nie mogło być. Choć z pewnością chętnie posługiwało się niektórymi przypisywanymi konserwatyzmowi poglądami, jak rodzina, tożsamość, tradycja czy bezpieczeństwo, to PiS zawsze pozostawało partią w swojej istocie rewolucyjną. Dlatego ten mariaż konserwatystów z PiS-em kończy się dzisiaj spektakularnym odejściem z polityki osób stanowiących przez ostatnie trzy dekady symbol polskiego konserwatyzmu, jak było choćby w przypadku Ryszarda Legutki. 
 
Jeśli w Polsce czas dla konserwatystów nie jest najlepszy, to w Europie jest dla nich zdecydowanie niedobry. Konserwatyzm został odrzucony i odseparowany od głównego nurtu polityki i życia publicznego w ramach Unii Europejskiej. Utożsamiono go z tym, co nazwano populizmem czy skrajną prawicą. Ten proces negatywnej stygmatyzacji konserwatyzmu oraz wartości, które się z nim  kojarzą, dokonał się szczególnie łatwo w zachodniej, kontynentalnej Europie przede wszystkim ze względu na stosunek do przeszłości. Już dużo wcześniej, bo zaraz po II wojnie światowej, z powodu dziedzictwa faszyzmu i nazizmu, ich dyktatorskich przewrotów, obalenia demokracji i ustanowienia totalitarnych reżimów, cień podejrzeń oraz zarzuty o współsprawstwo padały aż nazbyt łatwo na konserwatystów lub szerzej na prawicę ze strony wspólnego lewicowego frontu walki z faszyzmem. Jednak to dopiero w ostatnich dwóch dekadach w wyniku dokonanej kulturowej lewicowej rewolucji większość idei i wartości, bliskich konserwatyzmowi, takich jak tożsamość narodowa, spójność i inkluzyjność społeczna, naturalny porządek, cywilizacja europejska czy tradycyjna forma rodziny stały się w przestrzeni publicznej oraz akademickiej prawdziwym tabu. Ich obrona spotyka się dziś z radykalnym sprzeciwem, a nawet potępieniem ze strony postępowych kół.    

Co ważne, ta niedawna zmiana zachodzi w momencie pogłębiającego się kryzysu współczesnego Zachodu w konfrontacji z jego coraz silniejszymi i bardziej agresywnymi globalnymi przeciwnikami, takimi jak Chiny czy Rosja. Ma to swoje poważne konsekwencje, bo słabość Zachodu w tej konfrontacji polega głównie na dramatycznym rozchodzeniu się geopolitycznych i cywilizacyjnych wyzwań, przed którymi staje dzisiaj zachodni świat, z jego własnymi ideami forsowanymi w wyniku lewicowej kulturowej rewolucji, które decydują o kierunku przemian wewnętrznej samoidentyfikacji i tożsamości Zachodu. To właśnie rozejście się realnych potrzeb wynikających z nowych wyzwań i zagrożeń z narzuconymi sobie samym progresywnymi ideami widać dziś doskonale na wielu polach, takich jak polityka migracyjna, sposób walki ze zmianami klimatycznymi czy potępienie własnej kultury i cywilizacji. 
 
Nasze społeczeństwa zamiast spójne i inkluzyjne mają być jak najbardziej różnorodne, nasza cywilizacja zamiast być źródłem inspiracji dla nas, ma stanowić przyczynę niekończącego się nigdy wstydu i samozaprzeczania, my sami zaś zamiast rozwijać w nas obywatelską, społeczną i ekonomiczną odpowiedzialność za innych, mamy skoncentrować się na realizowaniu osobistych pragnień i zaspokajać swoje emocje. W konsekwencji mamy w Europie do czynienia z wielkimi zmianami w sferze tożsamości, idei i wartości, które zdają się kompletnie ignorować coraz bardziej oczywiste wyzwania i zagrożenia wynikające z otaczającej nas geopolitycznej rzeczywistości oraz wrogich zamierzeń tych, którzy źle nam życzą.

Czytaj także: [Felieton „TS”] Okraska: Nie mają chleba? Niech jedzą „beauty”!

Konserwatyzm, liberalizm, tradycjonalizm

 

Czy ma to coś wspólnego z konserwatyzmem? Jak najbardziej. Zarówno w naszym polskim przypadku, jak i w całej Europie ta coraz bardziej widoczna słabość wobec zewnętrznych zagrożeń ma swoją konkretną przyczynę. Jest nią stopniowe i konsekwentne przejmowanie współczesnego zachodniego liberalizmu przez progresywne ideologie nowej neomarksistowskiej lewicy. Ten mariaż między niegdyś rynkowym liberalizmem i czerpiącym z marksizmu kulturowym i antropologicznym progresywizmem nie może być zaskoczeniem dla nikogo, kto studiował ewolucję europejskich idei w XIX i XX wieku. Istotne jest co innego – to, że taki mariaż nie był niczym koniecznym ani z góry przesądzonym. Skoro jednak dokonał się i dominuje dzisiaj niepodzielnie, można – jak sądzę – postawić pewną diagnozę: że z perspektywy trzech dekad po końcu zimnej wojny jednym z największych wydarzeń w sferze polityki i tożsamości współczesnego Zachodu, odpowiedzialnych za jego niezbyt dobry obecny stan, okazał się brak porozumienia między liberalizmem i konserwatyzmem oraz tradycyjnie pojmowaną myślą społeczną. 
 
Warto też zastanowić się, dlaczego do takiego porozumienia między nimi nie doszło (i cui bono?), i jakie procesy uruchomiły te wielkie odśrodkowe siły, które dzisiaj dewastują zachodnią tożsamość. Ów brak zgody nie tyle otworzył drogę do przejęcia liberalizmu przez progresywny neomarksizm, co też doprowadził do dewastujących współczesny Zachód wojen kulturowych i do wykopania niedających się przekroczyć politycznych podziałów. W ten sposób też konserwatyzm został nieodwołalnie zepchnięty do „piekła populizmu” oraz oddany w ręce ideologów Putina od tzw. tradycyjnych wartości. Kulturowe wojny nie tylko bowiem osłabiły wewnętrznie Zachód, ale otworzyły go szeroko na zewnętrzne wpływy i manipulacje ze strony Chin, Rosji czy wojowniczego islamu oraz przyczyniają się dziś do ignorowania oczywistych geopolitycznych zagrożeń. Napędzają logikę wewnętrznej polaryzacji i wzajemnej destrukcyjnej walki, która dotycząc przede wszystkim naszych tożsamości, a nie interesów, zamienia się w konflikt egzystencjalny Zachodu z samym sobą. Czy tak wygląda droga do samozniszczenia?
 
Czy mogło być inaczej i czy można zapobiec najgorszemu? Czy z tej drogi samozniszczenia można jeszcze zawrócić? W Polsce rozpad blisko 20 lat temu politycznej idei syntezy postsolidarnościowych konserwatystów i liberałów jako łączących we wspólny program POPiS-u wolność i solidarność był nie tylko wynikiem osobistych konfliktów, ale stanowił także bardzo ważny sygnał, że tego typu połączenie, z perspektywy polskiego doświadczenia wielu wydające się wtedy jako oczywiste i naturalne, nie może mieć racji bytu. Z perspektywy czasu można też lepiej zrozumieć, że tamta nieudana próba zbudowania nowej postsolidarnościowej koalicji nie była wcale tylko przypadkową, lokalną, polską awanturą, ale stanowiła prolog do czegoś, co stało się ogólnoeuropejską normą i co doprowadziło nas poprzez wojnę kulturową do obecnej europejskiej wojny domowej w polityce, w której obrońcy liberalnej demokracji walczą z populizmem za cenę samozniszczenia. 
 
Wobec rosnących zagrożeń zewnętrznych rozsądek podpowiadałby, aby jak najszybciej w Europie i u nas taką domową wojnę zakończyć lub przynajmniej godnie zawiesić. Tylko niestety logika polaryzacji oraz wojny kulturowej stała się obecnie aż nazbyt użyteczna dla żywiących się społecznymi emocjami stron ideologicznego sporu, by można ją było tak po prostu, samą siłą rozsądku, napomnień czy rozwagi zatrzymać. Dlatego więc być może w Europie konserwatyzm jeszcze przez pewien czas zmuszony będzie do tego, by udowadniać cierpliwie, że nie jest żadną „karalną ideologią”, a w Polsce pozostanie towarem „upychanym” na siłę partyjnym potentatom na politycznej scenie. Warto jednak zdać sobie sprawę, że w obu przypadkach są to jednak szlachetne konserwatywne wysiłki, godne tego, by ich znaczenie docenić. 
 
Prawdziwa wartość konserwatyzmu zawsze polegała na przywracaniu właściwych granic, a więc dokładnie na tym, czego polaryzacji, radykalizacji i fanatyzmowi współczesnego Zachodu brakuje. To dlatego konserwatyzm, w przeciwieństwie do lewicowego progresywizmu, zwykle musi wydawać się nieatrakcyjny tym, którym chodzi o zdobycie bezwzględnej dominacji w kulturze, ekonomii czy w życiu społecznym. Progresywizm obiecuje zawsze władzę nad człowiekiem wręcz nieograniczoną. Każda forma panowania i kontroli może być przecież odpowiednio uzasadniona przez postęp. Tymczasem konserwatyzm wciąż z uporem przypomina o konieczności samoograniczeń absolutnej władzy, niezbędnych dla ochrony godności każdej ludzkiej osoby, czy to w wymiarze praw pracowniczych, konsumenckich, obywatelskich czy najbardziej fundamentalnych, podmiotowych praw obrony ludzkiego życia. I to właśnie czyni go wrażliwym społecznie i otwartym na innego człowieka, w czym też leży jego największa obecnie wartość. Na polskim podwórku zaś wprost nawiązuje do tego, co stanowiło kiedyś samą istotę naszego doświadczenia walki Solidarności z komunistycznym systemem. 
 
W naszym współczesnym zachodnim świecie, zdominowanym przez liberalizm zdeformowany wskutek progresywnej nowej lewicy, przywracanie właściwych granic, o co upominają się konserwatyści, jest najbardziej sensownym zajęciem, jakiego może podjąć się myślący i nieobojętny człowiek w czasach chaosu, bezwzględności, prymatu siły i rosnących zagrożeń. Jeśli więc faktycznie wydaje się niektórym, że to nie jest dla konserwatystów dobry czas ani w Polsce, ani w Europie, to być może jest akurat odwrotnie – i lepszego czasu dla siebie od dawna konserwatyści nie mieli.
 

 

Tekst ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe