Paweł Jędrzejewski: Brukselskie maski opadły

Uosabiająca postawę brukselskich elit Ursula von der Leyen, która chce powtórnie kandydować na przewodniczącą Komisji Europejskiej, oświadczyła, że – z zasady – nigdy nie będzie współpracować z europejskimi partiami skrajnie prawicowymi. Nie wspomniała natomiast o skrajnie lewicowych, co oznacza, że nie skrajność jej przeszkadza, ale wyłącznie prawicowość.
Ursula von der Leyen Paweł Jędrzejewski: Brukselskie maski opadły
Ursula von der Leyen / EPA/SERGEY DOLZHENKO Dostawca: PAP/EPA

Przyrzekła również, że nigdy nie będzie współpracowała z partiami ekstremistycznymi, wymieniając – jako przykład – znów prawicową partię AfD (Alternatywa dla Niemiec). I dodała, że nie będzie na jej postawę miało wpływu to, jak dużą liczbę głosów partia ta uzyska w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Czytaj również: Wyklęci znowu wyklęci – najnowszy numer „Tygodnika Solidarność”

„Nasz głos musi być słyszalny w Brukseli”. Piotr Duda spotkał się z Josefem Středulą, przewodniczącym ČMKOS

 

Dziwaczna wizja demokracji

Sondaże wykazują, że partie, które nazywa się w mainstreamowych mediach „ekstremistycznymi” lub „populistycznymi” mają duże szanse na dobre rezultaty w wyborach w takich państwach, jak Niemcy, Francja i Włochy. Zarówno Von der Leyen jak i szef Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber, powiedzieli, że niezależnie od tego, jakim wyzwaniem dla nich staną się te partie, nigdy nie zostaną one dopuszczone do rzeczywistego wpływu na polityczne decyzje.

Ursula von der Leyen dodała, że może współpracować jedynie z „proeuropejskimi, pronatowskimi, proukraińskimi, wyraźnymi zwolennikami naszych wartości demokratycznych”.

Trzeba zauważyć, że szefowa KE ma dość dziwaczną wizję tego, czym są „wartości demokratyczne”, skoro z góry zapowiada, że zbojkotuje niektóre partie, wybrane przecież w sposób jak najbardziej demokratyczny i uczciwy.

Odmowa jakiejkolwiek współpracy z partiami, które arbitralnie uznaje się za ekstremistyczne lub populistyczne, jest odrzuceniem podstawowej zasady demokracji. Przecież akceptowanie wolnych wyborów i wolności słowa automatycznie zakłada wymóg godzenia się z sytuacjami, w których wybory wygrywają nasi polityczni przeciwnicy. Błędnym i nieuczciwym odruchem jest nazywanie ich wtedy ekstremistami czy populistami, tylko dlatego, że ich poglądy radykalnie odbiegają od naszych. Te określenia stały się już całkiem jałowe, bo są powszechnie nadużywane. Powinny być jedynie sygnałem, że ten, kto je stosuje, nie ma rzeczywistych, merytorycznych argumentów. Rezultaty demokratycznych procesów, przede wszystkim wyniki wyborów, odzwierciedlają powszechne nastroje i poglądy społeczne, których lekceważenie lub udawanie, że nie istnieją, jest kolosalnym błędem. Szczególnie absurdalne jest obiecywanie takiej postawy, gdy się jest (i ma być ponownie) Szefową KE, pracującą dla wszystkich obywateli Unii, a nie tylko dla "swoich". Jeżeli w wyborach do Parlamentu Europejskiego dobry wynik uzyskają partie mocno prawicowe, będzie to świadczyło przede wszystkim o tym, że władze UE zdryfowały zbytnio na lewo, że forsują kosztowne, radykalne, a nawet szaleńcze i niebezpieczne pomysły. Chociażby "zielonego ładu", federalizacji Unii, polityki imigracyjnej, których coraz większa część Europejczyków nie aprobuje, bo zniszczą ich dotychczasowy styl życia. I że – w konsekwencji – wahadło nastrojów społecznych przechyla się w przeciwną stronę w buncie właśnie przeciwko błędom i obsesjom unijnych elit. Czyli to, co dzieje się w świadomości wyborców, co decyduje o ich politycznych decyzjach, zasługuje zawsze na próbę wyjaśnienia i zrozumienia, a nie na obrażanie się na fakty.

A Ursula von der Leyen już z góry zapowiada, że obrazi się na partie prawicowe, nawet jeśli zagłosują na nie miliony wyborców. Czyż to nie absurd?!

Przewodnicząca Komisji Europejskiej zapewne na swoją listę „partii ekstremistycznych” wpisałaby polską Konfederację. Obserwuję tę partię z dużej odległości. Liczą się fakty, a nie emocje: jest to partia, która (gdy pominie się nielicznych jej działaczy, jakich nie wolno dopuszczać w pobliże przeciwpożarowych gaśnic), prezentuje obecnie najbardziej spokojne, racjonalne i logiczne stanowisko wobec wielu istotnych zagadnień i jako jedyna partia umieszcza się konsekwentnie poza polem nieszczęsnej „narodowej wojny” PO-PiS, trwającej prawie pokolenie. Już samo to jest czymś zasługującym na uznanie. Myślę, że gdy  demograficzne zmiany pokoleniowe wygaszą wreszcie ten trujący konflikt, partia ta będzie miała, jako jedyna siła reprezentująca zdrowy rozsądek, wielkie szanse na wzrost poparcia i odegranie istotnej roli w polskiej polityce.

 

Były kamienie milowe, teraz jest „zachwyt”

W poprzednim tygodniu Ursula von der Leyen pojawiła się w Polsce. W piątek, szefowa KE ogłosiła, że 137 mld euro dla Polski można uznać za odblokowane.

Poza przyjęciem z zadowoleniem informacji o bliskim napływie pieniędzy (logiczna reakcja!), polscy wyborcy powinni cieszyć się także z tego, że decyzja Komisji Europejskiej i Ursuli von der Leyen ostatecznie demaskuje mechanizm funkcjonowania władz unijnych. Pokazuje, jak bardzo jest on nieuczciwy. Jak oszukańczo został potraktowany nie tylko poprzedni polski rząd, ale przede wszystkim polscy wyborcy, którzy byli na tyle bezczelni, że dwukrotnie (2015, 2019) zadecydowali o składzie polskiego sejmu i senatu w sposób niezgodny z oczekiwaniami i żądaniami Brukseli.

Odblokowanie funduszy z KPO w tak krótkim czasie od zmiany władzy w Polsce udowadnia, że przewodnicząca Komisji Europejskiej i siły w UE, które reprezentuje, przez lata blokowania wypłat chciały wpłynąć z zewnątrz, przemocą finansową i – co za tym idzie – polityczną, na proces demokratyczny w Polsce. Używając szantażu za zgodą i gorliwą aprobatą ówczesnej, polskiej opozycji, kierownictwo UE chciało siłą i podstępem wymusić zmianę władzy w Polsce. Cel ten został osiągnięty. Jest to dobitne i jednoznaczne potwierdzenie, że oficjalnie głoszone powody wstrzymania wypłaty były jedynie pretekstem do osiągnięcia tego celu. Czego to dowodzi? Przede wszystkim, głębokiego lekceważenia zasad demokracji przez Komisję i jej szefów. Obecne odblokowanie KPO – w momencie, gdy sytuacja w polskim wymiarze sprawiedliwości wcale nie została polepszona, ale zdecydowanie pogorszona np. poprzez wprowadzenie do prokuratury groźnego bałaganu – wyraźnie pokazuje, że nie chodziło o praworządność, tylko o inną partię u władzy. O zastąpienie PiS-u Tuskiem, jego partią i posłusznymi mu koalicjantami. Nic jeszcze nie zostało w polskim systemie prawnym poprawione, a jedynie wprowadzony został wielki chaos, którego konsekwencje ujawnią się w nadchodzących miesiącach i latach. Przed kilkoma dniami minister sprawiedliwości, Adam Bodnar, wprowadzający „praworządność” niepraworządnymi metodami, obiecał w Brukseli „fundamentalne ustawy” w zakresie sądownictwa i – według jego słów – „wszyscy poza Węgrami wyrazili zachwyt, z tego powodu, że z Polską wreszcie można rozmawiać na temat praworządności”. Ten „zachwyt” już sam z siebie wystarczył w sposób cudowny do odblokowania miliardów.

To, co było widoczne od dawna, zostało jednoznacznie potwierdzone. Maski opadły. A zawsze to dobrze, gdy opadają maski i prawda wychodzi na jaw.

Potwierdziło się, że wyłącznie narzędziem manipulacji były słynne tzw. kamienie milowe, które nie miały w rzeczywistości żadnego znaczenia. Rząd PiS-u, z definicji nigdy nie mógł tym kamieniom, czyli unijnym oczekiwaniom  i żądaniom sprostać, bo był rządem PiS-u. Nowy rząd budzi „zachwyt” – też z definicji, przez sam fakt, że nie jest rządem PiS-u. Taka jest, niestety, wizja funkcjonowania demokracji, obowiązująca na najwyższych szczeblach UE. I to będzie trwało, dopóki wola i sprzeciw Europejczyków tego nie zmienią.

Dobrze byłoby o tym nie zapomnieć, co najmniej do czerwca, czyli terminu nadchodzących wyborów do Parlamentu Europejskiego. Czy jednak pamięć wyborców jest w stanie sprostać temu aż tak ambitnemu wyzwaniu?


 

POLECANE
Rzecznik MSZ Iranu o czerwonych liniach. Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego Wiadomości
Rzecznik MSZ Iranu o "czerwonych liniach". Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego

Rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych Esmaeil Baghaei przypomniał o "czerwonych liniach" Teheranu w kwestii rozmów z USA ws. programu nuklearnego. Podkreślił, że negocjacje muszą odbywać się "uzgodnionych wcześniej ramach".

Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. Czemu kazał pan to kobietom? z ostatniej chwili
Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. "Czemu kazał pan to kobietom?"

Podczas debaty "Super Expressu" Karol Nawrocki przypomniał Rafałowi Trzaskowskiemu, że głosował przeciwko ustawie, która obniżała wiek emerytalny dla kobiet. W odpowiedzi Trzaskowski wymieniał inicjatywy skierowane dla kobiet, realizowane podczas jego rządów w Warszawie.

Rafał Trzaskowski się zaplątał tylko u nas
Rafał Trzaskowski się zaplątał

"Najgorsze, co może być, to ten sam rząd, ten sam prezydent - z jednej partii, którzy tylko słuchają jednej osoby w trudnych czasach." Który polityk jest autorem tych słów?

Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował Wiadomości
Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował

– Stan wyjątkowy zostanie zastosowany w regionach, które o to poproszą – przekazało hiszpańskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Decyzja rządu w Madrycie jest spowodowana ogromną awarią prądu, która dotknęła Hiszpanię i Portugalię.

Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości z ostatniej chwili
Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości

Najnowszy sondaż CBOS: Rafał Trzaskowski 31 proc. poparcia, Karol Nawrocki 27 proc., Sławomir Mentzen 16 proc. Frekwencja na poziomie 73 proc.

Ja nie będę tego słuchał. Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna z ostatniej chwili
"Ja nie będę tego słuchał". Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna

– To było powstanie w getcie. O czym pan opowiada? To są bohaterowie naszej historii! Ja tego nie będę słuchał – odpowiedział Grzegorzowi Braunowi kandydat KO Rafał Trzaskowski, po czym odszedł od pulpitu.

Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków Wiadomości
Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków

Przywrócenie do stanu pierwotnego pomnika żołnierzy UPA w Monasterzu (Podkarpackie) nakazał właścicielowi terenu - Nadleśnictwu Lubaczów - wojewódzki konserwator zabytków. Na zbiorowej mogile nielegalnie umieszczono dwie tablice. Jedna z nich trafi do policyjnego depozytu.

Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska z ostatniej chwili
Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska

Podczas debaty "Super Expressu" kandydat popierany przez PiS Karol Nawrocki oświadczył, że pobór do wojska powinien się odbywać na zasadzie dobrowolności i on nie chce tego zmieniać. Dodał, że należy przyspieszyć system rekrutacji do Wojska Polskiego.

Ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Według propozycji ukraińskiej z identyfikacji wypadłyby niemowlęta i dzieci Wiadomości
Ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. "Według propozycji ukraińskiej z identyfikacji wypadłyby niemowlęta i dzieci"

W zeszły czwartek w dawnej wsi Puźniki na zachodzie Ukrainy rozpoczęły się ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Głos w tej sprawie zabrał były ambasador Polski w Kijowie Bartosz Cichocki.

Debata prezydencka. Stanowski nie odpuścił Trzaskowskiemu: Sprawdziłem pana wypowiedzi z ostatniej chwili
Debata prezydencka. Stanowski nie odpuścił Trzaskowskiemu: "Sprawdziłem pana wypowiedzi"

– Sprawdziłem pana wypowiedzi w Google. Nie ma żadnej pana wypowiedzi sprzed wyborów parlamentarnych, która zawiera "wojna hybrydowa". Wymyślił pan to hasło dopiero, gdy PO doszła do władzy i ten "zły PiS" przestał być odpowiedzialny za sytuację na granicy – mówił do Rafała Trzaskowskiego w debacie prezydenckiej "Super Expressu" twórca Kanału Zero Krzysztof Stanowski.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: Brukselskie maski opadły

Uosabiająca postawę brukselskich elit Ursula von der Leyen, która chce powtórnie kandydować na przewodniczącą Komisji Europejskiej, oświadczyła, że – z zasady – nigdy nie będzie współpracować z europejskimi partiami skrajnie prawicowymi. Nie wspomniała natomiast o skrajnie lewicowych, co oznacza, że nie skrajność jej przeszkadza, ale wyłącznie prawicowość.
Ursula von der Leyen Paweł Jędrzejewski: Brukselskie maski opadły
Ursula von der Leyen / EPA/SERGEY DOLZHENKO Dostawca: PAP/EPA

Przyrzekła również, że nigdy nie będzie współpracowała z partiami ekstremistycznymi, wymieniając – jako przykład – znów prawicową partię AfD (Alternatywa dla Niemiec). I dodała, że nie będzie na jej postawę miało wpływu to, jak dużą liczbę głosów partia ta uzyska w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Czytaj również: Wyklęci znowu wyklęci – najnowszy numer „Tygodnika Solidarność”

„Nasz głos musi być słyszalny w Brukseli”. Piotr Duda spotkał się z Josefem Středulą, przewodniczącym ČMKOS

 

Dziwaczna wizja demokracji

Sondaże wykazują, że partie, które nazywa się w mainstreamowych mediach „ekstremistycznymi” lub „populistycznymi” mają duże szanse na dobre rezultaty w wyborach w takich państwach, jak Niemcy, Francja i Włochy. Zarówno Von der Leyen jak i szef Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber, powiedzieli, że niezależnie od tego, jakim wyzwaniem dla nich staną się te partie, nigdy nie zostaną one dopuszczone do rzeczywistego wpływu na polityczne decyzje.

Ursula von der Leyen dodała, że może współpracować jedynie z „proeuropejskimi, pronatowskimi, proukraińskimi, wyraźnymi zwolennikami naszych wartości demokratycznych”.

Trzeba zauważyć, że szefowa KE ma dość dziwaczną wizję tego, czym są „wartości demokratyczne”, skoro z góry zapowiada, że zbojkotuje niektóre partie, wybrane przecież w sposób jak najbardziej demokratyczny i uczciwy.

Odmowa jakiejkolwiek współpracy z partiami, które arbitralnie uznaje się za ekstremistyczne lub populistyczne, jest odrzuceniem podstawowej zasady demokracji. Przecież akceptowanie wolnych wyborów i wolności słowa automatycznie zakłada wymóg godzenia się z sytuacjami, w których wybory wygrywają nasi polityczni przeciwnicy. Błędnym i nieuczciwym odruchem jest nazywanie ich wtedy ekstremistami czy populistami, tylko dlatego, że ich poglądy radykalnie odbiegają od naszych. Te określenia stały się już całkiem jałowe, bo są powszechnie nadużywane. Powinny być jedynie sygnałem, że ten, kto je stosuje, nie ma rzeczywistych, merytorycznych argumentów. Rezultaty demokratycznych procesów, przede wszystkim wyniki wyborów, odzwierciedlają powszechne nastroje i poglądy społeczne, których lekceważenie lub udawanie, że nie istnieją, jest kolosalnym błędem. Szczególnie absurdalne jest obiecywanie takiej postawy, gdy się jest (i ma być ponownie) Szefową KE, pracującą dla wszystkich obywateli Unii, a nie tylko dla "swoich". Jeżeli w wyborach do Parlamentu Europejskiego dobry wynik uzyskają partie mocno prawicowe, będzie to świadczyło przede wszystkim o tym, że władze UE zdryfowały zbytnio na lewo, że forsują kosztowne, radykalne, a nawet szaleńcze i niebezpieczne pomysły. Chociażby "zielonego ładu", federalizacji Unii, polityki imigracyjnej, których coraz większa część Europejczyków nie aprobuje, bo zniszczą ich dotychczasowy styl życia. I że – w konsekwencji – wahadło nastrojów społecznych przechyla się w przeciwną stronę w buncie właśnie przeciwko błędom i obsesjom unijnych elit. Czyli to, co dzieje się w świadomości wyborców, co decyduje o ich politycznych decyzjach, zasługuje zawsze na próbę wyjaśnienia i zrozumienia, a nie na obrażanie się na fakty.

A Ursula von der Leyen już z góry zapowiada, że obrazi się na partie prawicowe, nawet jeśli zagłosują na nie miliony wyborców. Czyż to nie absurd?!

Przewodnicząca Komisji Europejskiej zapewne na swoją listę „partii ekstremistycznych” wpisałaby polską Konfederację. Obserwuję tę partię z dużej odległości. Liczą się fakty, a nie emocje: jest to partia, która (gdy pominie się nielicznych jej działaczy, jakich nie wolno dopuszczać w pobliże przeciwpożarowych gaśnic), prezentuje obecnie najbardziej spokojne, racjonalne i logiczne stanowisko wobec wielu istotnych zagadnień i jako jedyna partia umieszcza się konsekwentnie poza polem nieszczęsnej „narodowej wojny” PO-PiS, trwającej prawie pokolenie. Już samo to jest czymś zasługującym na uznanie. Myślę, że gdy  demograficzne zmiany pokoleniowe wygaszą wreszcie ten trujący konflikt, partia ta będzie miała, jako jedyna siła reprezentująca zdrowy rozsądek, wielkie szanse na wzrost poparcia i odegranie istotnej roli w polskiej polityce.

 

Były kamienie milowe, teraz jest „zachwyt”

W poprzednim tygodniu Ursula von der Leyen pojawiła się w Polsce. W piątek, szefowa KE ogłosiła, że 137 mld euro dla Polski można uznać za odblokowane.

Poza przyjęciem z zadowoleniem informacji o bliskim napływie pieniędzy (logiczna reakcja!), polscy wyborcy powinni cieszyć się także z tego, że decyzja Komisji Europejskiej i Ursuli von der Leyen ostatecznie demaskuje mechanizm funkcjonowania władz unijnych. Pokazuje, jak bardzo jest on nieuczciwy. Jak oszukańczo został potraktowany nie tylko poprzedni polski rząd, ale przede wszystkim polscy wyborcy, którzy byli na tyle bezczelni, że dwukrotnie (2015, 2019) zadecydowali o składzie polskiego sejmu i senatu w sposób niezgodny z oczekiwaniami i żądaniami Brukseli.

Odblokowanie funduszy z KPO w tak krótkim czasie od zmiany władzy w Polsce udowadnia, że przewodnicząca Komisji Europejskiej i siły w UE, które reprezentuje, przez lata blokowania wypłat chciały wpłynąć z zewnątrz, przemocą finansową i – co za tym idzie – polityczną, na proces demokratyczny w Polsce. Używając szantażu za zgodą i gorliwą aprobatą ówczesnej, polskiej opozycji, kierownictwo UE chciało siłą i podstępem wymusić zmianę władzy w Polsce. Cel ten został osiągnięty. Jest to dobitne i jednoznaczne potwierdzenie, że oficjalnie głoszone powody wstrzymania wypłaty były jedynie pretekstem do osiągnięcia tego celu. Czego to dowodzi? Przede wszystkim, głębokiego lekceważenia zasad demokracji przez Komisję i jej szefów. Obecne odblokowanie KPO – w momencie, gdy sytuacja w polskim wymiarze sprawiedliwości wcale nie została polepszona, ale zdecydowanie pogorszona np. poprzez wprowadzenie do prokuratury groźnego bałaganu – wyraźnie pokazuje, że nie chodziło o praworządność, tylko o inną partię u władzy. O zastąpienie PiS-u Tuskiem, jego partią i posłusznymi mu koalicjantami. Nic jeszcze nie zostało w polskim systemie prawnym poprawione, a jedynie wprowadzony został wielki chaos, którego konsekwencje ujawnią się w nadchodzących miesiącach i latach. Przed kilkoma dniami minister sprawiedliwości, Adam Bodnar, wprowadzający „praworządność” niepraworządnymi metodami, obiecał w Brukseli „fundamentalne ustawy” w zakresie sądownictwa i – według jego słów – „wszyscy poza Węgrami wyrazili zachwyt, z tego powodu, że z Polską wreszcie można rozmawiać na temat praworządności”. Ten „zachwyt” już sam z siebie wystarczył w sposób cudowny do odblokowania miliardów.

To, co było widoczne od dawna, zostało jednoznacznie potwierdzone. Maski opadły. A zawsze to dobrze, gdy opadają maski i prawda wychodzi na jaw.

Potwierdziło się, że wyłącznie narzędziem manipulacji były słynne tzw. kamienie milowe, które nie miały w rzeczywistości żadnego znaczenia. Rząd PiS-u, z definicji nigdy nie mógł tym kamieniom, czyli unijnym oczekiwaniom  i żądaniom sprostać, bo był rządem PiS-u. Nowy rząd budzi „zachwyt” – też z definicji, przez sam fakt, że nie jest rządem PiS-u. Taka jest, niestety, wizja funkcjonowania demokracji, obowiązująca na najwyższych szczeblach UE. I to będzie trwało, dopóki wola i sprzeciw Europejczyków tego nie zmienią.

Dobrze byłoby o tym nie zapomnieć, co najmniej do czerwca, czyli terminu nadchodzących wyborów do Parlamentu Europejskiego. Czy jednak pamięć wyborców jest w stanie sprostać temu aż tak ambitnemu wyzwaniu?



 

Polecane
Emerytury
Stażowe