Prof. Grzegorz Górski: "Niemcy - chory człowiek Europy"
Nie ma w związku sensu przepisywać tego co dziś o Niemczech pisze się w Europie. Ja już przynajmniej od 2018 roku wieszczyłem rosnące problemy Republiki Federalnej, wskazywałem na pojawiające się na horyzoncie nadchodzące kłopoty. Niemcy - na szczęście - mnie nie czytali. Polacy - szkoda - traktowali bez mała jak szaleńca. W kraju, w którym Volkswagen czy Mercedes uznawany jest za szczyt techniki, a jego posiadanie szczytem marzeń, niełatwo mówić o Niemcach jak o bankrutach.
CZYTAJ TAKŻE: „Die Welt”: Biden zapytał Scholza o kandydaturę von der Leyen. „Zbyt antyrosyjska”
Niemcy pociągną nas na dno?
Jednak to co jest istotnie interesujące i ważne - na co zwracało uwagę wielu moich Czytelników - pozostaje rozważenie, czy ten chory człowiek Europy pociągnie nas na dno. Czy może jednak, mamy szansę uwolnić się od tego kamienia młyńskiego.
Oczywiście na dzisiaj rozważanie takiego zagadnienia wydaje się bezprzedmiotowe. Władzę w Polsce przejęli bowiem ludzie, którzy nawet na poziomie teoretycznym nie podejmą próby wykorzystania tej sytuacji Niemiec dla dobra Polski. Przeciwnie, uczynią wszystko, aby albo ratować Niemcy naszym kosztem, albo wraz z nimi iść na dno.
Jednak ważne jest, abyśmy podjęli próbę rozważenia jakie są możliwości uniknięcia katastrofy ściąganej na nas przez Niemców. Nie jest to łatwe, bowiem – co nie podlega dyskusji – poziom związków gospodarki polskiej z niemiecką jest poważny. Mitem jednak jest przyjmowanie tezy, iż Polska gospodarka zależy od gospodarki niemieckiej w stopniu niemal całkowicie determinującym jej stan. Tak już nie jest od dawna. W ostatnich latach właśnie polska gospodarka wykazała się nie tylko niespotykaną odpornością na różne problemy, ale również zdolnością do szybkiej adaptacji do dynamicznie zmieniających się uwarunkowań zewnętrznych. W trudnym otoczeniu udawało się jej systematycznie powiększać możliwości eksportowe przy rosnącej dywersyfikacji zarówno sprzedawanych produktów i usług, jak rynków docelowych.
CZYTAJ TAKŻE: Beata Szydło dla Tysol.pl: Ludzie są wkurzeni. To jest czas, w którym decyduje się los Europy
Polscy przedsiębiorcy musza się przygotować
To doświadczenie dowodzi, iż potencjalnie rosnące problemy gospodarki niemieckiej, choć z pewnością będą odczuwalne, to jednak nie muszą nam spowodować gwałtownych problemów. Ważnym jest jednak, aby polscy przedsiębiorcy mieli świadomość nadchodzących kłopotów i z odpowiednim wyprzedzeniem zaczęli szukać alternatyw. Bo że jakiejkolwiek pomocy od rządu Tuska nie otrzymają, to chyba mają tego pełną świadomość.
Trzeba też tutaj podkreślić, iż w obliczu niemieckich problemów, akurat polska gospodarka może nawet skorzystać, zastępując ich kurczące się zasoby wewnętrzne w kluczowych obszarach naszymi dostawami. Taki proces był już zresztą widoczny w epoce pocovidowej (nie tylko zresztą w odniesieniu do Niemiec) i to jest nasza potencjalnie wielka szansa.
Innymi słowy, mając na uwadze możliwe problemy na rynkach niemieckich, polska gospodarka powinna już poszukiwać alternatywnych rynków, zwłaszcza poza Unią Europejską. Biorąc bowiem pod uwagę tendencje rozwijające się na rynku wewnętrznym Unii, im szybciej rozpoczniemy również zmniejszać zależność od naszych głównych partnerów handlowych w Starej Unii (poza Niemcami Francja, Włochy, Holandia, Belgia, Hiszpania, Szwecja), tym lepiej. Z tego punktu widzenia jako bezpieczne należy traktować poszerzanie naszej obecności w krajach Nowej Unii w Europie Środkowej. Tam będzie powstawać przestrzeń do zagospodarowywania nisz powstających wskutek kurczenia się gospodarki niemieckiej.
Pozostają dwa dodatkowe zagadnienia, które mogą działać na naszą korzyść. Pierwszy to ludzie, drugi to nowe technologie.
CZYTAJ TAKŻE: Tusk w Berlinie: Kwestia reparacji jest zamknięta
Budowanie przewagi nad Niemcami
Najpierw ludzie, a właściwie pracownicy. Mamy świadomość poważnych wyzwań demograficznych jakie stoją przed Polską. Zmagamy się coraz bardziej z malejącą liczbą urodzin, co z roku na rok będzie sprawiało nam coraz więcej problemów. Przejściowo zasypaliśmy najważniejsze problemy napływem ludności ukraińskiej, ale ostatecznie nie jest pewne na jak długo, jak trwale i z jakimi skutkami. Polska ma jeszcze potencjalne rezerwy imigracyjne, ale oczywiście nie takie, jak próbuje nam narzucić Unia Europejska. Wśród tych możliwych strumieni pozyskania wartościowych z punktu widzenia potrzeb gospodarczych i potencjalnie bezproblemowej adaptacji, znajdują się w pierwszym rzędzie Filipińczycy, Latynoamerykanie oraz Wietnamczycy (zwłaszcza katolicy). Niezależnie od tego co będą wymyślać polskie władze chcąc wykonywać zalecenia Brukseli, polscy pracodawcy winni właśnie tam kierować swoje poszukiwania i zainteresowania.
To jest przestrzeń, którą możemy wykorzystać do zbudowania przewagi nad Niemcami i szerzej Zachodem.
Na tym tle sytuacja niemiecka jest więcej niż tragiczna. Właśnie ograniczenia demograficzne awansowały dzisiaj na pierwsze miejsce wśród strukturalnych problemów niemieckiej gospodarki. Naiwna wiara, że imigracja ostatnich lat rozwiąże te problemy, dzisiaj przynosi dramatyczne żniwo. Nie dość, że Niemcy nie mają żadnego pożytku z milionów przybyszów, bo jedynie znikoma ich część została wykorzystana dla gospodarki, to jeszcze koszty ich obecności zaczynają przytłaczać budżet RFN. A jak powiedział szef grupy Webera, nie ma już nawet wolnych mieszkań, więc trzeba ich wysyłać do Polski. To także w tym kontekście należy widzieć rozpaczliwe zabiegi niemieckie w sprawie modus vivendi na Ukrainie. Tu nie tylko chodzi o przywrócenie możliwości importowania z Rosji taniego gazu, ale dzisiaj – przede wszystkim – o przyjęcie 2 – 3 milionów Ukraińców, niezbędnych do pracy w ich gospodarce. Niemcy grają więc na podporządkowanie Ukrainy Rosji także dlatego, że doskonale wiedzą, iż spowoduje to falę migracji Ukraińców do ich kraju. I wtedy zasilą oni ich spragnioną siły roboczej gospodarkę.
Bić się o Polskę
To pragnienie jest tak silne, bowiem Niemcy przegrywają już wyraźnie wyścig technologiczny niemal we wszystkich obszarach. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest tragiczny stan niemieckiej oświaty. Poddana w ostatnich dwóch dekadach ideologicznej tresurze, produkuje dziś bezwartościowe masy, które nie są w stanie kontynuować twórczych osiągnięć Niemiec, zwłaszcza w obszarze techniki w XX wieku. Fakt ten potwierdzają wszystkie statystyki międzynarodowe. Na takiej bazie – a Niemcy nie przyciągają dziś twórczych umysłów z zagranicy tak jak jeszcze nawet w ostatniej ćwierci XX wieku – nie sposób dotrzymać tempa najbardziej zaawansowanym. To widać dzisiaj najbardziej wyraźnie, po zapóźnieniu Niemców w przemyśle samochodowym. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej.
Warto na tym tle wskazać, że mimo powszechnych w Polsce narzekań na stan systemu edukacji, to odwrotnie niż Niemcy właśnie my zrobiliśmy w ostatnich dwóch dekadach niezwykły postęp. Nawet jeśli wynika to z tego, że inni – podobnie jak Niemcy – po prostu szybko degradują swoje systemy edukacji, nie ulega wątpliwości fakt, iż dzisiaj, na tle Europy, nie mamy się czego wstydzić. To nasi absolwenci są nie tylko lepiej wykształceni, ale też nieporównywalnie bardziej innowacyjni, mobilni i przedsiębiorczy. To oni stanowią dzisiaj o sile polskiej gospodarki. I na nich z wielką zazdrością patrzą Niemcy.
Mamy więc solidne podstawy do tego, aby nie tylko mimo braku pomocy ze strony obecnych władz, ale wręcz wbrew ich intencjom, bić się o Polskę i jej miejsce w Europie. Pamiętajmy, że nie jest to sytuacja nowa w naszej historii. W drugiej połowie XIX wieku, wbrew władzom zaborczym we wszystkich trzech zaborach, Polacy potrafili skutecznie i z sukcesem budować „gospodarstwo narodowe”. Dzisiaj tym bardziej, powinniśmy to robić i skuteczniej i z większymi sukcesami.
[Grzegorz Kazimierz Górski – polski prawnik, nauczyciel akademicki, adwokat, polityk, samorządowiec, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor nadzwyczajny m.in. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i Toruńskiej Szkoły Wyższej – Kolegium Jagiellońskiego, od 2011 do 2014 sędzia Trybunału Stanu]