Czy płatnerz płatał figle, a mincerz robił miny?

Niekoniecznie. Te i wiele innych nazw dawnych profesji staje się zapomnianym narodowym dziedzictwem, którego ślady istnienia brzmią jeszcze w nazwiskach i nazwach miejscowości czy dzielnic. Ich odkrywanie warto polecić choćby jako wspaniałą zabawę z dziećmi podczas wakacyjnych podróży.
Lutnik. Ilustracja poglądowa
Lutnik. Ilustracja poglądowa / Freepik.com

Chociaż wiele profesji dawno już wyginęło, to materialne dowody ich aktywności możemy podziwiać do dziś: w formie zabytków, detali architektury czy eksponatów muzealnych. Zawody te wymierały wraz z rozwojem przemysłu i masowej produkcji, inne – jak klikona, czyli krzykarza miejskiego – wypierał postęp technologiczny.

Dla rycerza i rolnika

Nie sposób wymienić wszystkie zawody, bez których dawne życie byłoby niemożliwe, a dziś kompletnie zapomniane. Tak się stało z kołodziejstwem. Kołodziej zajmował się wyrobem wozów, części do wozów, a zwłaszcza kół, a także sań. Profesja rozwijała się na ziemiach polskich od wczesnego średniowiecza; jej przedstawicielem był choćby protoplasta najstarszej dynastii panującej – Piast kołodziej. Do rozkwitu tej gałęzi rzemiosła doszło wraz z rozwojem handlu w XV–XVIII wieku. Zaczęły tworzyć się cechy, najpierw w dużych miastach, skupiające kołodziejów lub kołodziejów razem ze stelmachami, również zajmującymi się wyrobem kół. Po zbudowaniu drewnianej konstrukcji wozu przekazywano ją do okucia kowalowi, który wykonywał metalowe części pojazdu. W XVI i XVII wieku największym ośrodkiem kołodziejstwa był Gdańsk. Jednak w związku z maszynową produkcją kół, i to coraz częściej ogumionych, w XIX wieku nastąpił stopniowy upadek kołodziejstwa, a ostateczny kres przyniosła masowa produkcja metalowych podwozi samochodów.

Ludwisarstwo, inaczej brązownictwo, w Europie stało się popularne w XIII wieku (pisaliśmy o tym szerzej na łamach portalu). Warto wspomnieć, że rzemiosło to było znane już w epoce brązu na Dalekim Wschodzie, w starożytnym Egipcie, Grecji i Rzymie, a potem w Bizancjum. Pierwsze cechy zrzeszające ludwisarzy powstały w XIII wieku, a rozkwit nastąpił w XVI. Oprócz zakładów cechowych powstawały ludwisarnie królewskie i magnackie, w których wytwarzano armaty i kule armatnie. Ludwisarz zajmował się odlewaniem z brązu, miedzi, spiżu czy mosiądzu luf armatnich, dzwonów i przedmiotów codziennego użytku. W Polsce pierwszymi ludwisarzami byli zakonnicy. Głównymi ośrodkami tego rzemiosła w XV–XVII wieku były: Kraków, Gdańsk, Lwów, Toruń, Warszawa i Wilno. W XIX wieku ludwisarstwo zaczął wypierać przemysł metalurgiczny. Obecnie nieliczni już ludwisarze odlewają świeczniki, lichtarze, kinkiety, klamki, popielniczki, ozdoby do uprzęży konnych. Nadal wykonują też dzwony do świątyń, jak w pracowni Felczyńskich z Przemyśla, działającej nieprzerwanie od 1808 roku. W 2015 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wpisało sztukę ludwisarską na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.

Powroźnictwo, czyli rzemiosło zajmujące się wyrobem sznurów, powrozów, lin okrętowych, sieci, grubych nici i knotów, znane już było w starożytności, a jego znaczny rozwój nastąpił w średniowieczu. W Polsce największym ośrodkiem powroźnictwa już w XIV wieku był Gdańsk. Ta gałąź rzemiosła była powszechna, gdyż sznurów i lin używano tak jak dzisiejszych śrub i gwoździ, jednak najbardziej dynamicznie rozwijała się na potrzeby szkutnictwa. W 1526 roku w gdańskiej stoczni zatrudnionych było 253 cieśli i 15 powroźników. Uprawianie tego zawodu uważane było za przywilej, a zgodę na jego wykonywanie wydawały władze miejskie. Powroźnik wytwarzał także postronki, popręgi do siodeł, pasy oraz liny, a także siatki i sieci ze sznurów ze skóry lub włókien.
W XIX wieku powroźnictwo zaczęła wypierać produkcja fabryczna, ale tradycję wyplatania sznurów podtrzymują hobbystyczne grupy zarówno w Polsce, jak i Europie.

Bednarstwo to jedna z niewielu profesji, która jest popularna do dzisiaj. Zajmuje się wytwarzaniem drewnianych pojemników, na przykład beczek, kadzi, kuf i opakowań transportowych (zwykle o przekroju kołowym), a także naczyń: cebrzyków, balii i fasek. Wszystkie naczynia wykonywane są techniką klepkową z drewna sosnowego, świerkowego, olchowego, lipowego lub dębowego. Bednarstwo na ziemiach polskich znane już było w III–IV wieku, później rozwijało się zarówno na wsi, jak i w miastach, zwłaszcza w dużych ośrodkach handlowych, jak Gdańsku, Krakowie, Lwowie, Poznaniu i Toruniu oraz w centrach wydobycia i składowania soli, jak Bochnia, Bydgoszcz i Drohobycz. Wyroby bednarskie przewyższały trwałością garncarskie, były też bardziej dostępne i dużo tańsze od naczyń i pojemników metalowych. Cechy bednarzy lub łączone ze stolarzami i kołodziejami działały w niemal wszystkich miastach Rzeczypospolitej. Dziś wyroby bednarskie sprzedawane są na targach i jarmarkach. Jesienią największym powodzeniem cieszą się beczki, służące do kiszenia ogórków i kapusty, ale  kiedyś przechowywano w nich też miód, piwo, wino i zboża.

Rymarstwo to rzemiosło zajmujące się wyrobem i naprawą uprzęży, skórzanych elementów rynsztunku wojennego, biczów, kagańców, smyczy, a w nowszych czasach walizek, teczek, siodeł i innych akcesoriów jeździeckich. Znane już w starożytności cechowe rymarstwo powstało we wczesnym średniowieczu, w zachodniej i południowej Europie. W Polsce pojawiło się w XIII w., zaś jego największymi ośrodkami były: Gdańsk, Kraków, Lwów i Poznań. Tradycyjnie rymarze szyli swe wyroby ręcznie ze skór, a następnie wykańczali je metalowymi okuciami. Część pracowni zachowała ten sposób pracy do dziś, ale pozostałe wykorzystują szycie maszynowe. Rymarstwo należy do zanikających zawodów rzemieślniczych, ale są w Europie (np. w Wielkiej Brytanii) warsztaty kultywujące tę tradycję, zwłaszcza na potrzeby jeździectwa i turystyki konnej. Z usług rymarskich korzystają również rolnicy i dorożkarze – kolejny zawód, który przetrwał tylko jako turystyczna atrakcja wielkich miast.

Plumbarius i woskobojnik

Dawne zawody związane były często z konkretnym surowcem. Skórą na przykład zajmowali się powroźnicy i rymarze, ale też wyprawiający (garbujący) skórę garbarze, kaletnicy wyrabiający torby, paski, portfele i portmonetki, białoskórnicy trudniący się garbowaniem i obróbką delikatnych i cienkich skór – z cieląt, jeleni, saren i łosi – przeznaczonych na odzież, a w szczególności na rękawiczki. Kuśnierz wyrabiał i naprawiał futra, a także robił (i nadal robi) galanterię i odzież skórzaną. Z wyrobem odzieży związany był tkacz i gręplarz, który rozczesywał i czyścił wełnę, z której potem produkowano sukno, a także folusznik oczyszczający tkaniny z tłuszczów i klejów i poddający je folowaniu, czyli spilśnianiu. Konkretnymi elementami ubioru zajmował się kapelusznik i modystka tworząca damskie kapelusze, gorseciarka, rękawicznik i cholewkarz.

Inne grupy zawodów związane były z drewnem, jak bednarze czy snycerze tworzący ozdobne detale i przedmioty. Rzeźbione w drewnie ołtarze, ambony, konfesjonały i krucyfiksy to właśnie dzieła snycerzy. Drewnem zajmowali się cieśle budujący domy, młyny, ale też okręty, oraz stolarze, ale też zupełnie zapomniani karpiniarze, którzy wykopywali pnie ściętych drzew i przygotowywali je do dalszej obróbki.

Kolejne zawody związane były z metalami, jak kowale, ludwisarze czy konwisarze, tworzący cynowe dzbany, oraz wyoblarze wykonujący okrągłe przedmioty z metalu. Gwoździarz tworzył każdy gwóźdź oddzielnie z prętów metalowych ogrzanych w palenisku. Z metalami, często cennymi, związany był mincerz, który pracował w mennicy i wybijał monety. Wcześniej mincerz był urzędnikiem królewskim zajmującym się kontrolą monet znajdujących się w obiegu, ich wymianą oraz ściganiem i karaniem fałszerzy. Plumbarius z kolei trudnił się przeróbką ołowiu, z którego wytwarzał rury, blachy i rynny. Budował instalacje z rur ołowianych doprowadzające wodę, lutował ołowiem i cyną blachy i naczynia miedziane.

Z gliną związali swoje życie tworzący piece zduni, ceglarze i garncarze, a także strycharze wyrabiający cegły i dachówki. Za pomocą strychulca – przyrządu do formowania cegieł, kształtowali glinę przed wypaleniem.
Najtrudniejszy i często niebezpieczny fach mieli kamieniarze. Pozyskiwaniem soli natomiast zajmowali się solnicy, a wszelkiego typu twardych surowców – górnicy (dawniej też gwarkowie), którzy przetrwali jako szeroka grupa zawodowa, ale w jej ramach wiele specjalizacji wymarło, a pojawiły się nowe.

Bartnik, zwany też bartodziejem, zajmował się pozyskiwaniem miodu, głównie od pszczół leśnych, tzw. borówek. Wspinał się do barci, które były specjalnie wydrążonymi dziuplami drzew, za pomocą powrozów, zwanych leziwami. Przed wyjęciem plastrów miodu barcie okurzał łuczywem. Z czasem bartników zastąpili hodujący pszczoły w ulach pszczelarze. Woskobojnik z kolei pracował w warsztatach zwanych woskobojniami i trudnił się tłoczeniem i wyciskaniem wosku z plastrów pszczelich. Z niego wykonywano świece – towar luksusowy ze względu na wysokie ceny wosku. Zapomnianym niemal zawodem był rogownik, inaczej rogodziej, który wykonywał z rogów zwierzęcych rogi do grania, do picia, oraz kufle i kubki.

W środowisku wodnym

Do bogactwa obiektów pływających przyczyniał się korabnik – budujący łodzie, czyli koraby. Flisacy (dawniej oryle) spławiali towary rzeką, a dziś są atrakcją turystyczną przełomu Dunajca. Z wodą związany był bobrownik – fachowiec zajmujący się wykorzystaniem żeremi bobrowych, ale tez pozyskujący sadło z bobra. Niewodnik natomiast wykonywał sieci do połowu ryb, tzw. niewody, a sitarz tworzył sitka i przetaki.

Na usługach wojny

Z armią, sztuką wojenną, rynsztunkiem i bronią związanych było wiele zawodów. Płatnerz zajmował się wykonywaniem zbroi na miarę i elementów takich jak: przyłbice, rękawice, szyszaki i kolczugi. Wykonywał również zbroję dla koni. Szłomnik wytwarzał hełmy, a groty strzał i ostrza do włóczni – grotnik. Miecznik robił białą broń sieczną, taką jak miecze, szpady, rapiery, puginały i ich oprawę. Często dla ich ozdoby współpracował ze złotnikiem. Nieraz też korzystał z pomocy wykuwacza kling – kowala specjalizującego się we wstępnej obróbce kling. Powstały spod jego młota półwyrób uszlachetniał właśnie miecznik. Jadownik z kolei produkował rozmaite trucizny, którymi zatruwano strzały. Współczesny zbój – nożownik dawniej był rzemieślnikiem wykonującym noże, często bardzo ozdobne. Od XV wieku pojawił się w Polsce rusznikarz, który tworzył ręczną broń palną. Ten zawód funkcjonuje do dziś.

Dla porządku, zdrowia i urody

Balwierz, albo cyrulik, zajmował się drobnymi dolegliwościami zdrowotnymi u ludzi: wyrywaniem zębów, czyszczeniem uszu, puszczaniem krwi i drobnymi zabiegami, np. wycinaniem nagniotków i opatrywaniem ran, ale świadczył też usługi kosmetyczne: golenie, strzyżenie i czesanie. Tu w sukurs przychodził mu grzebieniarz, który robił grzebienie z rogów zwierzęcych i drewna. O czystość innych dbał też łaziebnik, który przygotowywał kąpiele w łaźniach. Ceklarz był pachołkiem miejskim, który pilnował porządku w dzień i w nocy. Wyłapywał włóczęgów, żebraków i innych podejrzanych. Wymierzał kary chłosty, a jak trzeba było – ustawiał szubienicę. W Krakowie ceklarze, jak dzisiejsi ochroniarze, stanowili obstawę burmistrza. Krzykacz na rynku obwieszczał rozporządzenia, drąc się na całe gardło. Za oświetlenie odpowiadał latarnik, który zapalał latarnie w mieście albo w latarni morskiej.

Książka jako dzieło

Najpierw książki i dokumenty powstawały dzięki skrybom, którzy przepisywali je ręcznie. Jeszcze w czasach średniowiecznych iluminator iluminował, czyli przyozdabiał, rękopisy drobnymi formami – wymyślnymi inicjałami czy obramowaniem stron. Czasem wykonywał ilustracje, które były domeną miniaturzysty, dlatego iluminator często był równocześnie miniaturzystą. Po wynalezieniu druku pojawiły się nowe zawody, jak zecer, który wykonywał skład ręczny (później maszynowy) do druku typograficznego, metrampaż, zajmujący się ustawianiem kolumn publikacji do druku, oraz introligator, który ręcznie oprawiał książki i ozdabiał okładki.

Zaginione ślady?

Wymienione zawody to tylko niektóre z całego szeregu dawnych specjalizacji. Są wśród nich takie, które przetrwały do czasów dzisiejszych, ale o niektórych już zapomnieliśmy. Znikają wypierane przez tańszą, masową produkcję, często gorszej jakości. I tylko w nazwach własnych odnajdziemy ich znaczenia. Wokół grodów osiedlały się grupy związane z jakimś zawodem czy wykonujące określoną usługę. I właśnie dzisiejsze nazwy wskazują, czym zajmowali się mieszkańcy danego terenu, na przykład: Kowale, Piekary, Psary, Szewce, Złotniki i Strzelce. Ciekawostką są Łagiewniki, w których mieszkali ludzie wyrabiający w łagwiach słód i piwo. Łagiew oznaczała naczynie do przechowywania płynów wykonane z metalu, drewna lub skóry, jak dzisiejsze bukłaki i piersiówki. Fachowców sprzed wieków przypominają nam popularne w Polsce nazwiska, jak Kowalscy i Kowalczykowie, Bednarscy i Szewczykowie, a także wiele, wiele innych.

Ewa Banaszkiewicz

 

 


 

POLECANE
Nowy członek RPP. Jest decyzja prezydenta Nawrockiego z ostatniej chwili
Nowy członek RPP. Jest decyzja prezydenta Nawrockiego

Prezydent RP Karol Nawrocki powołał dr. Marcina Zarzeckiego do Rady Polityki Pieniężnej – poinformowała w poniedziałek Kancelaria Prezydenta.

Plan von der Leyen storpedowany. Ważne głosowanie ws. MERCOSUR odwołane polityka
Plan von der Leyen storpedowany. Ważne głosowanie ws. MERCOSUR odwołane

Europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik alarmowała, że Komisja Europejska tylko pozornie wstrzymała proces przyjmowania umowy UE–Mercosur, a kluczowe głosowanie nad klauzulami ochronnymi ma odbyć się w trybie ekspresowym. Ostatecznie jednak głosowanie zostało wycofane z porządku obrad.

Afera SKOK Wołomin. 14 lat więzienia za wypranie setek milionów złotych z ostatniej chwili
Afera SKOK Wołomin. 14 lat więzienia za "wypranie" setek milionów złotych

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga wymierzył w poniedziałek 14 lat więzienia głównemu oskarżonemu w sprawach SKOK Wołomin Piotrowi Polaszczykowi w procesie dotyczącym "wyprania" około 350 mln zł.

Posiedzenie ws. aresztu Ziobry odroczone. Sąd: W dokumentacji prokuratury są braki z ostatniej chwili
Posiedzenie ws. aresztu Ziobry odroczone. Sąd: W dokumentacji prokuratury są braki

Decyzja w sprawie ewentualnego aresztu Zbigniewa Ziobry nie zapadła. Sąd odroczył posiedzenie po wniosku obrony, wskazując na nieprzekazanie pełnej dokumentacji przez prokuraturę. Sam śledczy potwierdził, że materiały niejawne nie trafiły do akt.

Eksplozja pod Poznaniem. Są ranni z ostatniej chwili
Eksplozja pod Poznaniem. Są ranni

W nocy z niedzieli na poniedziałek w jednym z domów w miejscowości Plewiska pod Poznaniem doszło do eksplozji. Dwie osoby zostały ranne i trafiły do szpitala. "To proch prawdopodobnie doprowadził do wybuchu" – informuje Radio Poznań.

Rośnie eurosceptycyzm. Polexit z największym poparciem w historii badań z ostatniej chwili
Rośnie eurosceptycyzm. Polexit z największym poparciem w historii badań

Choć większość Polaków nadal opowiada się za pozostaniem w Unii Europejskiej, rosnące poparcie dla polexitu osiągnęło najwyższy poziom od lat. Najnowszy sondaż pokazuje wyraźną zmianę nastrojów w kluczowych grupach społecznych.

Pilne doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej z ostatniej chwili
Pilne doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy z Białorusią. Ponadto zaraportowano także o sytuacji na granicy z Litwą i Niemcami w związku z przywróceniem na nich tymczasowych kontroli.

Koalicja przerżnie wybory. Według posła PSL powodem ma być brak rozliczeń polityka
"Koalicja przerżnie wybory". Według posła PSL powodem ma być "brak rozliczeń"

„Jeśli proces rozliczeń będzie się tak ślimaczył, koalicja 15 października przerżnie wybory” – taką diagnozę postawił w Radiu RMF24 poseł PSL Marek Sawicki.

Koniec buntu w NBP? Konflikt zażegnany z ostatniej chwili
Koniec buntu w NBP? "Konflikt zażegnany"

Trzech członków zarządu NBP, którzy stracili nadzór nad departamentami merytorycznymi 9 grudnia, odzyskało większość stanowisk – wynika z opublikowanej w poniedziałek struktury organizacyjnej NBP. – Konflikt został zażegnany – zadeklarował rzecznik prasowy banku centralnego Maciej Antes.

Zamach w Rosji. Generał odpowiedzialny za szkolenie armii zginął wskutek eksplozji gorące
Zamach w Rosji. Generał odpowiedzialny za szkolenie armii zginął wskutek eksplozji

Rosyjski generał major Fanił Sarwarow, odpowiadający za system szkolenia armii, zginął po wybuchu improwizowanego ładunku wybuchowego zamontowanego w samochodzie, którym się poruszał. Według rosyjskich śledczych za atakiem stoi 17-letni mieszkaniec Moskwy.

REKLAMA

Czy płatnerz płatał figle, a mincerz robił miny?

Niekoniecznie. Te i wiele innych nazw dawnych profesji staje się zapomnianym narodowym dziedzictwem, którego ślady istnienia brzmią jeszcze w nazwiskach i nazwach miejscowości czy dzielnic. Ich odkrywanie warto polecić choćby jako wspaniałą zabawę z dziećmi podczas wakacyjnych podróży.
Lutnik. Ilustracja poglądowa
Lutnik. Ilustracja poglądowa / Freepik.com

Chociaż wiele profesji dawno już wyginęło, to materialne dowody ich aktywności możemy podziwiać do dziś: w formie zabytków, detali architektury czy eksponatów muzealnych. Zawody te wymierały wraz z rozwojem przemysłu i masowej produkcji, inne – jak klikona, czyli krzykarza miejskiego – wypierał postęp technologiczny.

Dla rycerza i rolnika

Nie sposób wymienić wszystkie zawody, bez których dawne życie byłoby niemożliwe, a dziś kompletnie zapomniane. Tak się stało z kołodziejstwem. Kołodziej zajmował się wyrobem wozów, części do wozów, a zwłaszcza kół, a także sań. Profesja rozwijała się na ziemiach polskich od wczesnego średniowiecza; jej przedstawicielem był choćby protoplasta najstarszej dynastii panującej – Piast kołodziej. Do rozkwitu tej gałęzi rzemiosła doszło wraz z rozwojem handlu w XV–XVIII wieku. Zaczęły tworzyć się cechy, najpierw w dużych miastach, skupiające kołodziejów lub kołodziejów razem ze stelmachami, również zajmującymi się wyrobem kół. Po zbudowaniu drewnianej konstrukcji wozu przekazywano ją do okucia kowalowi, który wykonywał metalowe części pojazdu. W XVI i XVII wieku największym ośrodkiem kołodziejstwa był Gdańsk. Jednak w związku z maszynową produkcją kół, i to coraz częściej ogumionych, w XIX wieku nastąpił stopniowy upadek kołodziejstwa, a ostateczny kres przyniosła masowa produkcja metalowych podwozi samochodów.

Ludwisarstwo, inaczej brązownictwo, w Europie stało się popularne w XIII wieku (pisaliśmy o tym szerzej na łamach portalu). Warto wspomnieć, że rzemiosło to było znane już w epoce brązu na Dalekim Wschodzie, w starożytnym Egipcie, Grecji i Rzymie, a potem w Bizancjum. Pierwsze cechy zrzeszające ludwisarzy powstały w XIII wieku, a rozkwit nastąpił w XVI. Oprócz zakładów cechowych powstawały ludwisarnie królewskie i magnackie, w których wytwarzano armaty i kule armatnie. Ludwisarz zajmował się odlewaniem z brązu, miedzi, spiżu czy mosiądzu luf armatnich, dzwonów i przedmiotów codziennego użytku. W Polsce pierwszymi ludwisarzami byli zakonnicy. Głównymi ośrodkami tego rzemiosła w XV–XVII wieku były: Kraków, Gdańsk, Lwów, Toruń, Warszawa i Wilno. W XIX wieku ludwisarstwo zaczął wypierać przemysł metalurgiczny. Obecnie nieliczni już ludwisarze odlewają świeczniki, lichtarze, kinkiety, klamki, popielniczki, ozdoby do uprzęży konnych. Nadal wykonują też dzwony do świątyń, jak w pracowni Felczyńskich z Przemyśla, działającej nieprzerwanie od 1808 roku. W 2015 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wpisało sztukę ludwisarską na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.

Powroźnictwo, czyli rzemiosło zajmujące się wyrobem sznurów, powrozów, lin okrętowych, sieci, grubych nici i knotów, znane już było w starożytności, a jego znaczny rozwój nastąpił w średniowieczu. W Polsce największym ośrodkiem powroźnictwa już w XIV wieku był Gdańsk. Ta gałąź rzemiosła była powszechna, gdyż sznurów i lin używano tak jak dzisiejszych śrub i gwoździ, jednak najbardziej dynamicznie rozwijała się na potrzeby szkutnictwa. W 1526 roku w gdańskiej stoczni zatrudnionych było 253 cieśli i 15 powroźników. Uprawianie tego zawodu uważane było za przywilej, a zgodę na jego wykonywanie wydawały władze miejskie. Powroźnik wytwarzał także postronki, popręgi do siodeł, pasy oraz liny, a także siatki i sieci ze sznurów ze skóry lub włókien.
W XIX wieku powroźnictwo zaczęła wypierać produkcja fabryczna, ale tradycję wyplatania sznurów podtrzymują hobbystyczne grupy zarówno w Polsce, jak i Europie.

Bednarstwo to jedna z niewielu profesji, która jest popularna do dzisiaj. Zajmuje się wytwarzaniem drewnianych pojemników, na przykład beczek, kadzi, kuf i opakowań transportowych (zwykle o przekroju kołowym), a także naczyń: cebrzyków, balii i fasek. Wszystkie naczynia wykonywane są techniką klepkową z drewna sosnowego, świerkowego, olchowego, lipowego lub dębowego. Bednarstwo na ziemiach polskich znane już było w III–IV wieku, później rozwijało się zarówno na wsi, jak i w miastach, zwłaszcza w dużych ośrodkach handlowych, jak Gdańsku, Krakowie, Lwowie, Poznaniu i Toruniu oraz w centrach wydobycia i składowania soli, jak Bochnia, Bydgoszcz i Drohobycz. Wyroby bednarskie przewyższały trwałością garncarskie, były też bardziej dostępne i dużo tańsze od naczyń i pojemników metalowych. Cechy bednarzy lub łączone ze stolarzami i kołodziejami działały w niemal wszystkich miastach Rzeczypospolitej. Dziś wyroby bednarskie sprzedawane są na targach i jarmarkach. Jesienią największym powodzeniem cieszą się beczki, służące do kiszenia ogórków i kapusty, ale  kiedyś przechowywano w nich też miód, piwo, wino i zboża.

Rymarstwo to rzemiosło zajmujące się wyrobem i naprawą uprzęży, skórzanych elementów rynsztunku wojennego, biczów, kagańców, smyczy, a w nowszych czasach walizek, teczek, siodeł i innych akcesoriów jeździeckich. Znane już w starożytności cechowe rymarstwo powstało we wczesnym średniowieczu, w zachodniej i południowej Europie. W Polsce pojawiło się w XIII w., zaś jego największymi ośrodkami były: Gdańsk, Kraków, Lwów i Poznań. Tradycyjnie rymarze szyli swe wyroby ręcznie ze skór, a następnie wykańczali je metalowymi okuciami. Część pracowni zachowała ten sposób pracy do dziś, ale pozostałe wykorzystują szycie maszynowe. Rymarstwo należy do zanikających zawodów rzemieślniczych, ale są w Europie (np. w Wielkiej Brytanii) warsztaty kultywujące tę tradycję, zwłaszcza na potrzeby jeździectwa i turystyki konnej. Z usług rymarskich korzystają również rolnicy i dorożkarze – kolejny zawód, który przetrwał tylko jako turystyczna atrakcja wielkich miast.

Plumbarius i woskobojnik

Dawne zawody związane były często z konkretnym surowcem. Skórą na przykład zajmowali się powroźnicy i rymarze, ale też wyprawiający (garbujący) skórę garbarze, kaletnicy wyrabiający torby, paski, portfele i portmonetki, białoskórnicy trudniący się garbowaniem i obróbką delikatnych i cienkich skór – z cieląt, jeleni, saren i łosi – przeznaczonych na odzież, a w szczególności na rękawiczki. Kuśnierz wyrabiał i naprawiał futra, a także robił (i nadal robi) galanterię i odzież skórzaną. Z wyrobem odzieży związany był tkacz i gręplarz, który rozczesywał i czyścił wełnę, z której potem produkowano sukno, a także folusznik oczyszczający tkaniny z tłuszczów i klejów i poddający je folowaniu, czyli spilśnianiu. Konkretnymi elementami ubioru zajmował się kapelusznik i modystka tworząca damskie kapelusze, gorseciarka, rękawicznik i cholewkarz.

Inne grupy zawodów związane były z drewnem, jak bednarze czy snycerze tworzący ozdobne detale i przedmioty. Rzeźbione w drewnie ołtarze, ambony, konfesjonały i krucyfiksy to właśnie dzieła snycerzy. Drewnem zajmowali się cieśle budujący domy, młyny, ale też okręty, oraz stolarze, ale też zupełnie zapomniani karpiniarze, którzy wykopywali pnie ściętych drzew i przygotowywali je do dalszej obróbki.

Kolejne zawody związane były z metalami, jak kowale, ludwisarze czy konwisarze, tworzący cynowe dzbany, oraz wyoblarze wykonujący okrągłe przedmioty z metalu. Gwoździarz tworzył każdy gwóźdź oddzielnie z prętów metalowych ogrzanych w palenisku. Z metalami, często cennymi, związany był mincerz, który pracował w mennicy i wybijał monety. Wcześniej mincerz był urzędnikiem królewskim zajmującym się kontrolą monet znajdujących się w obiegu, ich wymianą oraz ściganiem i karaniem fałszerzy. Plumbarius z kolei trudnił się przeróbką ołowiu, z którego wytwarzał rury, blachy i rynny. Budował instalacje z rur ołowianych doprowadzające wodę, lutował ołowiem i cyną blachy i naczynia miedziane.

Z gliną związali swoje życie tworzący piece zduni, ceglarze i garncarze, a także strycharze wyrabiający cegły i dachówki. Za pomocą strychulca – przyrządu do formowania cegieł, kształtowali glinę przed wypaleniem.
Najtrudniejszy i często niebezpieczny fach mieli kamieniarze. Pozyskiwaniem soli natomiast zajmowali się solnicy, a wszelkiego typu twardych surowców – górnicy (dawniej też gwarkowie), którzy przetrwali jako szeroka grupa zawodowa, ale w jej ramach wiele specjalizacji wymarło, a pojawiły się nowe.

Bartnik, zwany też bartodziejem, zajmował się pozyskiwaniem miodu, głównie od pszczół leśnych, tzw. borówek. Wspinał się do barci, które były specjalnie wydrążonymi dziuplami drzew, za pomocą powrozów, zwanych leziwami. Przed wyjęciem plastrów miodu barcie okurzał łuczywem. Z czasem bartników zastąpili hodujący pszczoły w ulach pszczelarze. Woskobojnik z kolei pracował w warsztatach zwanych woskobojniami i trudnił się tłoczeniem i wyciskaniem wosku z plastrów pszczelich. Z niego wykonywano świece – towar luksusowy ze względu na wysokie ceny wosku. Zapomnianym niemal zawodem był rogownik, inaczej rogodziej, który wykonywał z rogów zwierzęcych rogi do grania, do picia, oraz kufle i kubki.

W środowisku wodnym

Do bogactwa obiektów pływających przyczyniał się korabnik – budujący łodzie, czyli koraby. Flisacy (dawniej oryle) spławiali towary rzeką, a dziś są atrakcją turystyczną przełomu Dunajca. Z wodą związany był bobrownik – fachowiec zajmujący się wykorzystaniem żeremi bobrowych, ale tez pozyskujący sadło z bobra. Niewodnik natomiast wykonywał sieci do połowu ryb, tzw. niewody, a sitarz tworzył sitka i przetaki.

Na usługach wojny

Z armią, sztuką wojenną, rynsztunkiem i bronią związanych było wiele zawodów. Płatnerz zajmował się wykonywaniem zbroi na miarę i elementów takich jak: przyłbice, rękawice, szyszaki i kolczugi. Wykonywał również zbroję dla koni. Szłomnik wytwarzał hełmy, a groty strzał i ostrza do włóczni – grotnik. Miecznik robił białą broń sieczną, taką jak miecze, szpady, rapiery, puginały i ich oprawę. Często dla ich ozdoby współpracował ze złotnikiem. Nieraz też korzystał z pomocy wykuwacza kling – kowala specjalizującego się we wstępnej obróbce kling. Powstały spod jego młota półwyrób uszlachetniał właśnie miecznik. Jadownik z kolei produkował rozmaite trucizny, którymi zatruwano strzały. Współczesny zbój – nożownik dawniej był rzemieślnikiem wykonującym noże, często bardzo ozdobne. Od XV wieku pojawił się w Polsce rusznikarz, który tworzył ręczną broń palną. Ten zawód funkcjonuje do dziś.

Dla porządku, zdrowia i urody

Balwierz, albo cyrulik, zajmował się drobnymi dolegliwościami zdrowotnymi u ludzi: wyrywaniem zębów, czyszczeniem uszu, puszczaniem krwi i drobnymi zabiegami, np. wycinaniem nagniotków i opatrywaniem ran, ale świadczył też usługi kosmetyczne: golenie, strzyżenie i czesanie. Tu w sukurs przychodził mu grzebieniarz, który robił grzebienie z rogów zwierzęcych i drewna. O czystość innych dbał też łaziebnik, który przygotowywał kąpiele w łaźniach. Ceklarz był pachołkiem miejskim, który pilnował porządku w dzień i w nocy. Wyłapywał włóczęgów, żebraków i innych podejrzanych. Wymierzał kary chłosty, a jak trzeba było – ustawiał szubienicę. W Krakowie ceklarze, jak dzisiejsi ochroniarze, stanowili obstawę burmistrza. Krzykacz na rynku obwieszczał rozporządzenia, drąc się na całe gardło. Za oświetlenie odpowiadał latarnik, który zapalał latarnie w mieście albo w latarni morskiej.

Książka jako dzieło

Najpierw książki i dokumenty powstawały dzięki skrybom, którzy przepisywali je ręcznie. Jeszcze w czasach średniowiecznych iluminator iluminował, czyli przyozdabiał, rękopisy drobnymi formami – wymyślnymi inicjałami czy obramowaniem stron. Czasem wykonywał ilustracje, które były domeną miniaturzysty, dlatego iluminator często był równocześnie miniaturzystą. Po wynalezieniu druku pojawiły się nowe zawody, jak zecer, który wykonywał skład ręczny (później maszynowy) do druku typograficznego, metrampaż, zajmujący się ustawianiem kolumn publikacji do druku, oraz introligator, który ręcznie oprawiał książki i ozdabiał okładki.

Zaginione ślady?

Wymienione zawody to tylko niektóre z całego szeregu dawnych specjalizacji. Są wśród nich takie, które przetrwały do czasów dzisiejszych, ale o niektórych już zapomnieliśmy. Znikają wypierane przez tańszą, masową produkcję, często gorszej jakości. I tylko w nazwach własnych odnajdziemy ich znaczenia. Wokół grodów osiedlały się grupy związane z jakimś zawodem czy wykonujące określoną usługę. I właśnie dzisiejsze nazwy wskazują, czym zajmowali się mieszkańcy danego terenu, na przykład: Kowale, Piekary, Psary, Szewce, Złotniki i Strzelce. Ciekawostką są Łagiewniki, w których mieszkali ludzie wyrabiający w łagwiach słód i piwo. Łagiew oznaczała naczynie do przechowywania płynów wykonane z metalu, drewna lub skóry, jak dzisiejsze bukłaki i piersiówki. Fachowców sprzed wieków przypominają nam popularne w Polsce nazwiska, jak Kowalscy i Kowalczykowie, Bednarscy i Szewczykowie, a także wiele, wiele innych.

Ewa Banaszkiewicz

 

 



 

Polecane