Coraz więcej niemieckich emerytów wyjeżdża do Europy Środkowo-Wschodniej

Na biurku Artura Franka piętrzą się listy od jego starszych rodaków lub ich krewnych. 65-letni Niemiec prowadzi firmę SeniorPalace, która pomaga emerytom potrzebującym opieki znaleźć miejsca w domach starców w Europie Środkowo-Wschodniej.
Ośrodki dla seniorów w Niemczech są coraz droższe, więc wiele osób ubiega się o miejsca na Węgrzech, Słowacji, w Polsce czy Czechach, które są o wiele tańsze i wcale nie gorsze
– tłumaczy Frank.
Za jego pośrednictwem Niemcy spędzają jesień życia w miejscowościach, których nazw często nie potrafią wymówić: Dziwnówek, Vacov, Stražný, Nemesbük. Artur Frank założył firmę w 2006 r. i nieźle na niej zarabia. Pracuje w sposób „decentralny”. Jego okazały dom w liczącej ok. 500 mieszkańców węgierskiej miejscowości Vörs znajduje się zaledwie 2 km od brzegu Balatonu.
Intratny biznes
Frank pomaga Niemcom chorującym na demencję, ale też zdrowym umysłowo, którzy mają przed sobą wiele lat w miarę jasnego życia, choć nie chcą już być obciążeniem dla krewnych (albo ci ostatni chcą się swojego „obciążenia” pozbyć). A kiedy umierają, firma Franka wysyła ich zwłoki do Niemiec. „Nasze usługi trwają dłużej niż do śmierci” – zaznacza.
Tak, słucham, Artur Frank. Rozumiem. Zaraz, zaraz, a ile lat ma pana matka? 94? OK. Nie słyszy, pierwsze stadium demencji... Z tarasem? Nie, w porządku. Bez mebli? Zapisałem. W następnym tygodniu podeślę panu ofertę i kosztorys.
Takie rozmowy Niemiec z Ulm przeprowadza prawie codziennie, jakby jego klienci byli towarem, który ma zostać gdzieś zdeponowany. On sam swojej mamie załatwił miejsce w ośrodku na Węgrzech.
Trzeba przyznać, że Frank jest spełnionym człowiekiem, czerpie z życia pełną garścią. Odkrył niszę rynkową, którą umiejętnie wypełnił, zwłaszcza że przez wiele lat nie miał konkurencji. „Na początku była to bardzo przyjemna praca, nikt nie wchodził mi w paradę” – wspomina. Europa Wschodnia stała przed Niemcem otworem. Frank zakasał rękawy i zaczął szukać partnerów – właścicieli oraz zarządców domów opieki, z którymi mógłby współpracować. Albo działek, na których miały dopiero powstać nowe budynki. „Nie musiałem długo czekać na pierwszych klientów – mówi dziś. Nic dziwnego. Niemcy są po Japonii drugim krajem na świecie, w którym żyje najwięcej emerytów. Co piąty Niemiec ma ponad 65 lat. Około 3 mln ludzi potrzebuje dodatkowej opieki. Do 2030 r. liczba ta ma wzrosnąć o 200 tys. Jednocześnie niemiecki system opieki pielęgnacyjnej w wielu miejscach jest niewydolny, około pół miliona osób wymagających pomocy nie jest w stanie sprostać comiesięcznym opłatom za miejsce w domu seniora. Emerytura i zasiłek opiekuńczy nie wystarczają na pokrycie kosztów, które w Niemczech są wysokie.
Miałem niedawno klienta, który za miejsca swoich rodziców w domu starców musiał dopłacać co miesiąc 6 tys. euro. Prawie by zbankrutował, ale usłyszał o mojej firmie
– cieszy się Frank.
Szef SeniorPalace zaproponował mu ośrodek w czeskim Stražným, zaledwie kilka kilometrów od bawarskiego Deggendorfu. Jak się okazuje, tu klient płaci za oboje rodziców jedną trzecią sumy, którą płacił w Niemczech.
Pełen luksus
Artur Frank codziennie objeżdża ośrodki, z którymi współpracuje, aby doglądać sytuacji i stanu zdrowia klientów. Często zagląda do domu starców w węgierskim Nemesbük. Ośrodek robi wrażenie, tutejsi lokatorzy mieszkają w odremontowanej willi z balkonami, z których mają widok na Balaton. Okazały budynek kontrastuje z sąsiednimi domami. „Dzień dobry, kochane” – mówi Frank, witając się z paniami siedzącymi przy kominku. Te z entuzjazmem odwzajemniają pozdrowienia i obejmują „prezesa” niczym zagorzałe fanki. Na stołach leżą niemieckie tabloidy dla starszych czytelników, a z głośników płyną szlagiery. Frank podaje każdej osobie rękę, choć – jak przyznaje – nie tylko z miłości bliźniego.
Zawsze naciskam lekko kciukiem na grzbiet dłoni. Kiedy na skórze klientki pozostaje małe wgniecenie, to znaczy, że jest odwodniona. Wtedy muszę pogadać z pielęgniarzami
– opowiada.
Ośrodek w Nemesbük jest wzorcem dla wszystkich pozostałych domów współpracujących z SeniorPalace. „Byłoby idealnie, gdyby wszędzie wszystko funkcjonowało tak sprawnie jak tu. Chodzi o sumienność, z jaką węgierscy pielęgniarze opiekują się pensjonariuszami. Są bardzo dobrze wykształceni, pod tym względem dorównują im tylko polscy opiekunowie” – ocenił Frank, który chyba nie wie, że jego słynne nazwisko budzi nad Wisłą raczej negatywne skojarzenia.
Harmonogram w domu opieki w Nemesbük jest napięty: wycieczki, kurs węgierskiego, gimnastyka, odczyty. Najistotniejsza jest organizacja wolnego czasu, gdyż nuda i demotywacja to dla mieszkańców ośrodka są wrogami nr 1 i 2.
Jeśli starszy człowiek poza siedzeniem przed telewizorem nic nie robi, to koniec jest blisko. Zadaniem pielęgniarzy jest codziennie na nowo wzbudzać u podopiecznych motywację i chęć do życia
– wyjaśnia Frank.
Zresztą, nie okłamujmy się, od tego zależy jego biznes. Im dłużej klienci żyją, tym więcej na nich zarabia. W ośrodku w Nemesbük mieszka z 40 Niemców. Za każdego seniora Frank otrzymuje na początku prowizję 1 tys. euro i do końca jego życia comiesięcznie część z opłaty, którą klient lub jego krewny wnosi za miejsce w ośrodku. Kiedyś wszyscy umierają, ale miejsca są znów szybko zajęte.
Druga szansa
Zanim Artur Frank odnalazł się w nowej branży i zakotwiczył w państwach Grupy Wyszehradzkiej, prowadził spółkę farmaceutyczną, zatrudniając ok. 30 pracowników. Miał dom, atrakcyjną żonę, basen. Kiedy w USA po 2001 r. zaczęły pękać pierwsze bańki spekulacyjne, infekując także gospodarki europejskie, w ciągu kilku miesięcy stracił wszystko, łącznie z małżonką. Przeprowadził się więc na Słowację, gdzie próbował zacząć drugie życie zawodowe w branży farmaceutycznej. Któregoś dnia zadzwonił do niego przyjaciel z dawnych czasów i poprosił o pomoc w znalezieniu w Bratysławie miejsca dla matki. Sam kilka dni wcześniej stracił majątek i nie było go stać na finansowanie domu opieki w Niemczech. Frank od razu coś znalazł. – Trafiłem na luksusowe miejsce za stosunkowo małe pieniądze. Wtedy zrozumiałem, że będzie z tego chleb – wspomina.
Obecnie Artur Frank współpracuje również z ośrodkami w Polsce. Jednym z partnerów jest Słoneczny Dom w zachodniopomorskim Dziwnówku. W Polsce i Niemczech nie każdemu jego praca się podoba. Pewna dziennikarka napisała, że Frank „deportuje starych Niemców do nowych państw członkowskich Unii Europejskiej”. On kwituje to wzruszeniem ramion. „Po prostu załatwiam miejsca w domach starców, co to za różnica, gdzie. Muszę z czegoś żyć, a zarazem pomagam ludziom. Są gorsze prace” – utrzymuje. Niemieccy koledzy zarzucają Frankowi, że „odprowadzając” emerytów do innych krajów europejskich, działa na niekorzyść niemieckiej gospodarki.
A czy zatrudnianie w Niemczech tańszych pielęgniarzy z Europy Środkowo Wschodniej to coś lepszego? Czy to jest korzystne dla gospodarek z tych krajów?
– pyta nie bez ironii.
Wtóruje mu Stefan Görres, profesor na kierunku Zdrowie Publiczne na Uniwersytecie w Bremie.
Pielęgniarstwo stało się już dawno produktem rynkowym. Nie rozumiem uszczypliwych komentarzy pod adresem pana Franka
– dziwi się.
SeniorPalace współpracuje także z ośrodkiem w czeskim Vacovie, któremu daleko jeszcze do standardów w Nemesbük czy Dziwnówku. Codzienność jest tu bardziej monotonna. Brakuje entuzjazmu starszych pań z Nemesbük, które z zapałem uczą się języka węgierskiego. W Vacovie wszyscy siedzą apatycznie w świetlicy i oglądają filmy dokumentalne w niemieckiej telewizji. „Tutaj mamy problem nie tyle z klientami, ile z personelem, który nie potrafi dodać tym ludziom otuchy” – mówi Frank i dorzuca: „Tak między nami – nie mógłbym przywieźć tutaj klientów z Nemesbük, ponieważ by zwariowali”.
Obchody kontrolne
Według Franka obchody kontrolne w czeskich ośrodkach nie odbywają się tak często i na takim poziomie jak gdzie indziej. Czasem niemieccy emeryci się skarżą, że nikt się nimi nie zajmuje, ponadto dom opieki w Vacovie jest od miesięcy remontowany. Klienci żyją na placu budowy, w ciągłym hałasie wiertarek i młotów. Z drugiej strony należy przyznać, że takie przypadki zdarzają się również w Niemczech, tyle że za niewspółmiernie wyższą cenę. W Vacovie brakuje ciepła i troski, którymi otaczani są starsi Niemcy nad Balatonem. Tam właśnie dwaj starsi panowie opalają się akurat w majowym słońcu, pogrywając w karty. Jeden wspomina:
Jeszcze niedawno miałem żonę, która mną się opiekowała. Z czasem coraz więcej rzeczy zapominałem, a ona się z tym męczyła. Postanowiłem z tym skończyć i poprosiłem ją – zdrową i młodszą ode mnie kobietę – żeby na nowo ułożyła sobie życie. Zadzwoniłem do pana Franka i się spakowałem. Nadal wiele zapominam, ale już nie mam wyrzutów sumienia.
Zapytany przez przyjaciela, jak długo już przebywa w Nemesbük, odpowiada: „Bardzo długo, tak ze dwie godziny”.
Wojciech Osiński
[Autor jest korespondentem Polskiego Radia]