Grzegorz Kuczyński: Wojna hybrydowa Rosji z Mołdawią. Kreml wbije nóż w plecy Ukrainie?
Były prezydent Igor Dodon, szef opozycyjnej partii PSRM, przez kilka miesięcy na przełomie 2021 i 2022 roku otrzymywał przelewy od stowarzyszenia rosyjskich przedsiębiorców powiązanych z Kremlem. Media ujawniły sześć przelewów dla lidera socjalistów o łącznej wartości około 300 tys. dolarów. To kolejny problem Dodona, który od maja pozostaje w areszcie domowym po tym, jak został zatrzymany za korupcję. To, że brał pieniądze od Rosjan, nie jest niespodzianką. Dodon aż do przegranej z Maią Sandu (2020) był otwarcie promoskiewskim prezydentem, a socjaliści brali pieniądze od Rosjan. Kreml chciałby powrotu do władzy socjalistów, ale też komunistów Vladimira Woronina. W tym celu uruchomił opcję radykalną: Partię Szor. To właśnie to nieduże ugrupowanie ma zdestabilizować kraj i otworzyć drogę do powrotu do władzy opcji moskiewskiej.
Szor
W październiku „Washington Post” pisał, powołując się na źródła w ukraińskich i zachodnich służbach, że demonstracje i blokady organizowane od tygodni w Kiszyniowie przez Partię Szor są elementem operacji FSB mającej na celu obalenie demokratycznych władz. Agentem rosyjskiej służby ma być lider ugrupowania, Ilan Szor. To 35-letni oligarcha uważany za głównego reżysera operacji nazywanej „wielką kradzieżą”, w efekcie której w latach 2012-2014 z mołdawskiego systemu bankowego zniknął okrągły miliard dolarów. Szor został w I instancji skazany na więzienie, ale uciekł do Izraela. Tam jest bezpieczny, bo ma paszport izraelski. Ma też zresztą i rosyjski. Z Izraela kieruje operacją destabilizacji kraju. Według „Washington Post” Szor jest po prostu agentem FSB. W ostatnim czasie radykalizuje działania w Mołdawii. W ostatnią niedzielę działacze i zwolennicy Szora znów na kilka godzin zablokowali kompletnie centrum stolicy. Nie tylko utrudniali ruch komunikacji miejskiej, ale nawet karetek pogotowia. Nic dziwnego, że rząd zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem o możliwość zdelegalizowania Partii Szor.
Minister spraw wewnętrznych Ana Revenco i szef służby specjalnej SIS Alexandru Musteata ogłosili 7 listopada, że protesty w Kiszyniowie są inspirowane przez Kreml i służą destabilizacji sytuacji w ich kraju. Musteata uważa też , że za serią notowanych w ostatnim czasie włamań na konta mołdawskich polityków na Telegramie prawdopodobnie stoi rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB). Moskwa prowadzi wojnę hybrydową z Mołdawią też na innych odcinkach. 31 października mołdawskie MSZ ogłosiło wydalenie rosyjskiego dyplomaty zaraz po tym, jak na terytorium Mołdawii spadły odłamki pocisku rakietowego wystrzelonego przez Rosjan w kierunku Ukrainy. 9 listopada w ramach retorsji Moskwa wydaliła dyplomatę mołdawskiego. Tego samego dnia w Kiszyniowie doszło do kilku fałszywych alarmów bombowych - tymczasowo wstrzymana została praca lotniska oraz dwóch sądów. Mołdawia zmaga się z plagą takich prowokacji od momentu wybuchu wojny na sąsiedniej Ukrainie. Policja ustaliła, że fałszywe doniesienia o rzekomo podłożonych bombach pochodzą z Rosji i Białorusi.
Wzrost agresji Moskwy
Moskwa zachowuje się coraz agresywniej. Zażądała na przykład od władz Mołdawii odszukania i ukarania osób, które pomalowały dwa pomniki: jeden przedstawiający rosyjskiego feldmarszałka Grigorija Potiomkina (zmarł w 1791 r. w rumuńskich Jassach), drugi upamiętniający sowieckich żołnierzy poległych podczas II wojny światowej. Kiszyniów w starciu z Rosją stoi na słabej pozycji. Prozachodni obóz rządzący musi bronić się przed atakami „piątej kolumny” w postaci Partii Szor, socjalistów i komunistów. Do tego swoje roszczenia eskaluje autonomiczna Gagauzja, tradycyjnie promoskiewska (Gagauzi to grupa turkojęzyczna, ale wyznająca prawosławie). No i jest separatystyczne Naddniestrze, które ma siły zbrojne dużo większe, niż sama Mołdawia. Nie mówiąc o stacjonujących tam 1,5-2 tys. rosyjskich żołnierzy. Wreszcie szantaż energetyczny. Mołdawia jest w pełni uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu. Co więcej, większość energii elektrycznej dla Mołdawii produkowana jest w elektrowni w Naddniestrzu, należącej do rosyjskiego koncernu RAO JES, korzystającej z rosyjskiego gazu. Sytuacja nie jest więc wesoła. Tym bardziej, że kryzys gospodarczy, inflacja, drogi prąd i gaz w i tak biednym kraju napędzają zwolenników opozycji.
Przejęcie rządów w Mołdawii przez prorosyjskie stronnictwo byłoby dużym sukcesem Moskwy. Zwłaszcza tak potrzebnym jej dzisiaj. Oznaczałoby to również pogorszenie strategicznego położenia Ukrainy, która musiałaby zacząć bardzo uważać także na swoją południowo-zachodnią granicę. Są też jednak plusy obecnego kryzysu w Mołdawii. Bo może w końcu uświadomi proeuropejskim politykom w tym kraju, że głoszona dziś neutralność nie zapewnia bezpieczeństwa. I skończy się tak, jak w przypadku, wydawałoby się, wiecznie neutralnych Szwecji i Finlandii. Swoją agresją Rosja wpycha kolejny kraj w objęcia NATO. Jeśli przegra na Ukrainie, Mołdawia będzie chciała wejść nie tylko do UE, jak dziś deklaruje, ale też do Sojuszu. A to oznaczać będzie też ostateczne rozwiązanie problemu separatyzmu w Naddniestrzu i wyrzucenia stamtąd Rosjan. Zanim jednak taki optymistyczny scenariusz się ziści, Zachód powinien teraz poświęcać Mołdawii zdecydowanie więcej uwagi – decydująca będzie ta zima.