MOJE MUNDIALE, MOJE IGRZYSKA - WIEK XX...

MOJE MUNDIALE, MOJE IGRZYSKA - WIEK XX...

Nie pamiętam zupełnie dni i okoliczności, w jakich odbierałem świadectwa szkoły w podstawówce i liceum (za to pierwszą inaugurację roku akademickiego w Auli Leopoldina na Uniwersytecie Wrocławskim  – wtedy jeszcze im. Bolesława Bieruta! – pamiętam do dziś...). Świetnie natomiast  pamiętam wszystkie okoliczności i sytuacje w jakich zastawały mnie za szczenięcych lat ważne wydarzenia sportowe z udziałem Biało-Czerwonych.

Legendarny mecz na Wembley, gdzie Polacy wyrwali remis Anglikom i dzięki temu po raz pierwszy po II wojnie światowej awansowali do finałów mistrzostw świata – zakończył się dla mnie mało sympatycznie. Następnego dnia w szkole podstawowej jakaś koleżanka-kretynka, wiedząc, że urodziłem się w Londynie, spytała za kim kibicowałem. Gdyby była chłopakiem, dostałaby manto, a tak tylko na nią nakrzyczałem. W „podstawówce” w ogóle miałem problem, bo krzyczeli na mnie „Anglik”, co doprowadzało mnie do furii.

Gdy Polacy grali w 1974 w NRF (nie było jeszcze RFN) o finał MŚ z gospodarzami słynny mecz na wodzie, gdzie ulewa i nienadające się do gry skrzydłami boisko bardzo pomogło Niemcom, byłem wtedy na prawdziwej łodzi na prawdziwej wodzie (Zalew Zegrzyński zresztą) i pamiętam, jak nasłuchiwaliśmy wieści z mokrego Frankfurtu. Z MŚ w 1978 mam w pamięci do dziś oglądany wspólnie ze szkolnymi kolegami – było nas kilkudziesięciu chłopa i jeden nie największy telewizor w internacie przy liceum – inauguracyjny mecz Polaków na argentyńskim Mundialu i zbiorowy jęk zawodu razy trzy: najpierw, gdy Mario Kempes strzelił nam pierwszego gola, potem gdy Kazimierz Deyna nie strzelił karnego i w końcu, gdy Kempes ustalił wynik na 2:0 dla Argentyny rządzonej wtedy przez wojskową juntę.

Pamiętam transmisje telewizyjne z Igrzysk w Moskwie, gdy zazdrościłem niektórym kolegom z liceum, w tym pięcioboiście Oktawianowi Sarnie, że załatwili sobie wyjazd na Igrzyska, a mi pozostał szklany ekran. Pamiętam też brak transmisji z Igrzysk Olimpijskich z Los Angeles w 1984 roku i straszną złość z tego powodu, że nie ma tam Biało-Czerwonych, nie ma „Mazurków Dąbrowskiego”, medali i dopingu tysięcy rodaków – kibiców pośród wielomilionowej polskiej diaspory w USA. Jednak przed LA – „Miastem Aniołów” dwa lata wcześniej był Mundial w Hiszpanii. Był stan wojenny. Do czasu rozpoczęcia mistrzostw od 13 grudnia trzy razy byłem zatrzymany przez wiadome służby mundurowe i niemundurowe, ale wszystko kończyło się na tzw. 48 godzinach, choć raz wypuścili mnie po więcej niż dwóch dobach – a ten dodatkowy czas kazał mi się oswajać z myślą o prokuratorskiej sankcji. Jednak mimo tych perypetii, a także wyroku kolegium ds. wykroczeń po tym, jak mnie złapano w okolicach Grabiszyńskiej i Pereca – ze zdumieniem słuchałem niektórych kolegów z podziemia, którzy nie tylko nie chcieli trzymać kciuków za drużynę Piechniczka, a nawet jej źle życzyli, wychodząc z założenia, które mi wydawało się absurdalne: że jak piłkarze w Hiszpanii odniosą sukces, to się reżim umocni. Ja to jakoś oddzielałem i wydawało mi się normalne, że można mocno kibicować naszym, a z drugiej strony walczyć o wolność. Dzisiaj na szczęście współcześni dziewiętnastoletni Polacy nie mają takich dylematów jak ja, gdy miałem wtedy tyle lat, co oni teraz.

Z kolejnych Igrzysk 1988-1996 najbardziej zapamiętałem złote medale w dżudo Waldemara Legienia i Pawła Nastuli, a także podwójny triumf pięcioboistów nowoczesnych w Barcelonie 1992: drużyny i indywidualnie Arkadiusza Skrzypaszka. Z Igrzysk Olimpijskich w Atlancie- znowu po dwunastu latach na amerykańskiej ziemi-  zapamiętałem moje wkurzenie w pierwszych dniach IO na manipulację Amerykanów. Otóż przez pierwszych ze sto godzin zdobywali oni liczne medale, ale jakoś nie mieli szczęścia do złotych, więc zaczęli publikować tabelę medalową nie jak zawsze przedtem i zawsze potem zgodnie z ilością najpierw złotych medali itd., tylko według… liczby medali w sumie. No i dzięki temu byli na pierwszym miejscu. Jak już zaczęli wygrywać, to wrócili do dawnych zasad klasyfikacji medalowej, gdzie liczą się w pierwszym rzędzie zwycięstwa. Był to chamski przewał i manipulacja tak prymitywna, że aż zęby bolały. Ta afera w wykonaniu Jankesów przypomniała mi się w samej końcówce Igrzysk w Tokio, gdy prowadzące przez niemal cały czas w klasyfikacji medalowej Chiny dosłownie w ostatnim dniu Igrzysk zostały wyprzedzone przez… właśnie USA. Wówczas Pekin sprytnie policzył medale na nowo dodając do tych zdobytych przez sportowców Chińskiej Republiki Ludowej także te wywalczone przez startujących osobno Hongkong oraz Tajwan. Chińczykom wyszło wtedy po podsumowaniu dorobku trzech reprezentacji, składających się jednak ze sportowców wywodzących się z tej samej kultury i mówiących tym samym językiem - że to oni wygrali, a nie Stany Zjednoczone Ameryki. Zagrywka ta była swoistym „manipulo”, ale jednak bardziej finezyjnym niż Amerykanów jazda po bandzie w Atlancie Anno Domini 1996.
I tak wszedłem w sportowy wiek XXI. I tak Biało-Czerwoni raźno wmaszerowali w nowe sportowe tysiąclecie. I właśnie w nowym wieku po raz pierwszy osobiście zobaczyłem piłkarskie mistrzostwa świata (2002) i Igrzyska Olimpijskie (2004). Ale to już temat na zupełnie inną opowieść...

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (10.10.2022)


 

POLECANE
Szymon Hołownia nie ma wyjścia tylko u nas
Szymon Hołownia nie ma wyjścia

Marszałek Sejmu powinien powiedzieć całą prawdę o okolicznościach wywierania na niego nacisku. Kto, jak i kiedy.

Wiceminister odchodzi z MSWiA z ostatniej chwili
Wiceminister odchodzi z MSWiA

Maciej Duszczyk potwierdził odejście z MSWiA. Zapowiada, że pozostanie przy sprawach migracyjnych, ale nie będzie już pełnił funkcji wiceministra.

Komisja Europejska zajęła się Temu. Chińskiej platformie grozi wysoka kara z ostatniej chwili
Komisja Europejska zajęła się Temu. Chińskiej platformie grozi wysoka kara

Chińska platforma Temu naruszyła unijny Akt o usługach cyfrowych (DSA) dotyczący rozpowszechniania nielegalnych produktów – poinformowała w poniedziałek Komisja Europejska. Jeśli dalsze dochodzenie potwierdzi te wstępne ustalenia, Temu może zapłacić karę stanowiącą do 6 proc. jej rocznego obrotu.

Komunikat dla mieszkańców Gdańska z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Gdańska

W niedzielę w Gdańsku obserwuje się intensywne opady deszczu. Prezydent Gdańska zwołała posiedzenie Miejskiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, a IMGW podwyższyło ostrzeżenie do stopnia III.

Groźny trend opanowuje internet. KidsAlert bije na alarm z ostatniej chwili
Groźny trend opanowuje internet. KidsAlert bije na alarm

Na zdjęciach i filmach zamieszczanych w sieci przez internautów, możemy zobaczyć młode osoby, które zawieszają się na znakach drogowych, bilbordach, masztach telefonii komórkowej w taki sposób, żeby wyglądać, jak Ukrzyżowany Chrystus. Fundacja KidsAlert przestrzega rodziców: „ten trend jest poza jakąkolwiek kontrolą”.

KRRiT: Odwołano przewodniczącego. Jest odpowiedź Świrskiego z ostatniej chwili
KRRiT: "Odwołano przewodniczącego". Jest odpowiedź Świrskiego

Członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przekazali, że odwołali Macieja Świrskiego większością czterech głosów z funkcji przewodniczącego KRRiT. Do całej sprawy odniósł się Maciej Świrski, który stwierdził, że to złamanie konstytucji.

Robert Bąkiewicz usłyszy zarzuty. Komunikat prokuratury z ostatniej chwili
Robert Bąkiewicz usłyszy zarzuty. Komunikat prokuratury

Polecenie przedstawienia Robertowi Bąkiewiczowi zarzutu znieważenia funkcjonariuszy Straży Granicznej i Żandarmerii Wojskowej przy granicy polsko-niemieckiej w Słubicach przekazała prokurator regionalna w Szczecinie gorzowskiemu prokuratorowi - poinformował w poniedziałek rzecznik PK prok. Przemysław Nowak.

Głód w Strefie Gazy. Trump: Izrael ponosi „dużą odpowiedzialność” z ostatniej chwili
Głód w Strefie Gazy. Trump: Izrael ponosi „dużą odpowiedzialność”

Prezydent USA Donald Trump ogłosił podczas spotkania z brytyjskim premierem Keirem Starmerem, że oba kraje wspólnie zorganizują nowy system dystrybucji pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych od 27 maja 1054 osoby zginęły w Strefie Gazy przy poszukiwaniu żywności. ONZ za taką sytuację wini Izrael.

Komunikat dla mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lublina

Od 1 sierpnia w zabudowie wielorodzinnej wprowadzona zostaje nowa metoda naliczania opłaty - w oparciu o średniomiesięczne zużycie wody – informuje w poniedziałek miasto Lublin.

Prezes TK wzywa Hołownię. Jest dokument z ostatniej chwili
Prezes TK wzywa Hołownię. Jest dokument

Prezes TK Bogdan Święczkowski wezwał Marszałka Sejmu Szymona Hołownię do "respektowania ostatecznych i powszechnie obowiązujących orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego".

REKLAMA

MOJE MUNDIALE, MOJE IGRZYSKA - WIEK XX...

MOJE MUNDIALE, MOJE IGRZYSKA - WIEK XX...

Nie pamiętam zupełnie dni i okoliczności, w jakich odbierałem świadectwa szkoły w podstawówce i liceum (za to pierwszą inaugurację roku akademickiego w Auli Leopoldina na Uniwersytecie Wrocławskim  – wtedy jeszcze im. Bolesława Bieruta! – pamiętam do dziś...). Świetnie natomiast  pamiętam wszystkie okoliczności i sytuacje w jakich zastawały mnie za szczenięcych lat ważne wydarzenia sportowe z udziałem Biało-Czerwonych.

Legendarny mecz na Wembley, gdzie Polacy wyrwali remis Anglikom i dzięki temu po raz pierwszy po II wojnie światowej awansowali do finałów mistrzostw świata – zakończył się dla mnie mało sympatycznie. Następnego dnia w szkole podstawowej jakaś koleżanka-kretynka, wiedząc, że urodziłem się w Londynie, spytała za kim kibicowałem. Gdyby była chłopakiem, dostałaby manto, a tak tylko na nią nakrzyczałem. W „podstawówce” w ogóle miałem problem, bo krzyczeli na mnie „Anglik”, co doprowadzało mnie do furii.

Gdy Polacy grali w 1974 w NRF (nie było jeszcze RFN) o finał MŚ z gospodarzami słynny mecz na wodzie, gdzie ulewa i nienadające się do gry skrzydłami boisko bardzo pomogło Niemcom, byłem wtedy na prawdziwej łodzi na prawdziwej wodzie (Zalew Zegrzyński zresztą) i pamiętam, jak nasłuchiwaliśmy wieści z mokrego Frankfurtu. Z MŚ w 1978 mam w pamięci do dziś oglądany wspólnie ze szkolnymi kolegami – było nas kilkudziesięciu chłopa i jeden nie największy telewizor w internacie przy liceum – inauguracyjny mecz Polaków na argentyńskim Mundialu i zbiorowy jęk zawodu razy trzy: najpierw, gdy Mario Kempes strzelił nam pierwszego gola, potem gdy Kazimierz Deyna nie strzelił karnego i w końcu, gdy Kempes ustalił wynik na 2:0 dla Argentyny rządzonej wtedy przez wojskową juntę.

Pamiętam transmisje telewizyjne z Igrzysk w Moskwie, gdy zazdrościłem niektórym kolegom z liceum, w tym pięcioboiście Oktawianowi Sarnie, że załatwili sobie wyjazd na Igrzyska, a mi pozostał szklany ekran. Pamiętam też brak transmisji z Igrzysk Olimpijskich z Los Angeles w 1984 roku i straszną złość z tego powodu, że nie ma tam Biało-Czerwonych, nie ma „Mazurków Dąbrowskiego”, medali i dopingu tysięcy rodaków – kibiców pośród wielomilionowej polskiej diaspory w USA. Jednak przed LA – „Miastem Aniołów” dwa lata wcześniej był Mundial w Hiszpanii. Był stan wojenny. Do czasu rozpoczęcia mistrzostw od 13 grudnia trzy razy byłem zatrzymany przez wiadome służby mundurowe i niemundurowe, ale wszystko kończyło się na tzw. 48 godzinach, choć raz wypuścili mnie po więcej niż dwóch dobach – a ten dodatkowy czas kazał mi się oswajać z myślą o prokuratorskiej sankcji. Jednak mimo tych perypetii, a także wyroku kolegium ds. wykroczeń po tym, jak mnie złapano w okolicach Grabiszyńskiej i Pereca – ze zdumieniem słuchałem niektórych kolegów z podziemia, którzy nie tylko nie chcieli trzymać kciuków za drużynę Piechniczka, a nawet jej źle życzyli, wychodząc z założenia, które mi wydawało się absurdalne: że jak piłkarze w Hiszpanii odniosą sukces, to się reżim umocni. Ja to jakoś oddzielałem i wydawało mi się normalne, że można mocno kibicować naszym, a z drugiej strony walczyć o wolność. Dzisiaj na szczęście współcześni dziewiętnastoletni Polacy nie mają takich dylematów jak ja, gdy miałem wtedy tyle lat, co oni teraz.

Z kolejnych Igrzysk 1988-1996 najbardziej zapamiętałem złote medale w dżudo Waldemara Legienia i Pawła Nastuli, a także podwójny triumf pięcioboistów nowoczesnych w Barcelonie 1992: drużyny i indywidualnie Arkadiusza Skrzypaszka. Z Igrzysk Olimpijskich w Atlancie- znowu po dwunastu latach na amerykańskiej ziemi-  zapamiętałem moje wkurzenie w pierwszych dniach IO na manipulację Amerykanów. Otóż przez pierwszych ze sto godzin zdobywali oni liczne medale, ale jakoś nie mieli szczęścia do złotych, więc zaczęli publikować tabelę medalową nie jak zawsze przedtem i zawsze potem zgodnie z ilością najpierw złotych medali itd., tylko według… liczby medali w sumie. No i dzięki temu byli na pierwszym miejscu. Jak już zaczęli wygrywać, to wrócili do dawnych zasad klasyfikacji medalowej, gdzie liczą się w pierwszym rzędzie zwycięstwa. Był to chamski przewał i manipulacja tak prymitywna, że aż zęby bolały. Ta afera w wykonaniu Jankesów przypomniała mi się w samej końcówce Igrzysk w Tokio, gdy prowadzące przez niemal cały czas w klasyfikacji medalowej Chiny dosłownie w ostatnim dniu Igrzysk zostały wyprzedzone przez… właśnie USA. Wówczas Pekin sprytnie policzył medale na nowo dodając do tych zdobytych przez sportowców Chińskiej Republiki Ludowej także te wywalczone przez startujących osobno Hongkong oraz Tajwan. Chińczykom wyszło wtedy po podsumowaniu dorobku trzech reprezentacji, składających się jednak ze sportowców wywodzących się z tej samej kultury i mówiących tym samym językiem - że to oni wygrali, a nie Stany Zjednoczone Ameryki. Zagrywka ta była swoistym „manipulo”, ale jednak bardziej finezyjnym niż Amerykanów jazda po bandzie w Atlancie Anno Domini 1996.
I tak wszedłem w sportowy wiek XXI. I tak Biało-Czerwoni raźno wmaszerowali w nowe sportowe tysiąclecie. I właśnie w nowym wieku po raz pierwszy osobiście zobaczyłem piłkarskie mistrzostwa świata (2002) i Igrzyska Olimpijskie (2004). Ale to już temat na zupełnie inną opowieść...

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (10.10.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe