[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Jeszcze o Janie Małku

Siódme przykazanie było ulubionym punktem odniesienia zmarłego niedawno śp. inż. Jana Michała Małka (18 maja 1928 – 19 marca 2022), mego dobrego znajomego, wolnościowca, przedsiębiorcy, filantropa, społecznika z Los Angeles. Pan Jan interpretował to przykazanie tak: pracujmy ciężko i nie dajmy, aby płody naszej pracy kradł ktokolwiek, a przede wszystkim rozmaitej maści rewolucjoniści oraz państwowi biurokraci i inne darmozjady, nie mówiąc już naturalnie o pospolitych kryminalistach. Po prostu, według Pana Jana cywilizacja zachodnia stoi na zasadzie: „Nie kradnij”. Całe życie dawał temu świadectwo.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Jeszcze o Janie Małku
/ Foto T. Gutry

Poznałem Pana Jana i (jego żonę Panią Krystynę, bez której właściwie nie funkcjonował) zaledwie 20 lat temu. Miałem uczyć w Loyola Marymount University w Los Angeles i oni zaoferowali mi pokój w swoim domu gratis.

Bardzo byli serdeczni i kochani. Byłem im wdzięczny podwójnie: nie tylko z powodów profesjonalnych (nauka polskiej historii dla Amerykanów), ale również ludzkich: w LA gasła właśnie nasza powinowata, Izabella „Bibi” Wellisz; chciałem się w to lato nią opiekować, spędzić z nią czas, poczytać jej. Co prawda mogłem mieszkać w domu, gdzie przebywała, ale gościnność państwa Małków dawała mi bardzo potrzebną przestrzeń na prywatność.

W każdym razie dopiero wtedy po raz pierwszy spotkałem Pana Jana osobiście, chociaż słyszałem o nim dużo wcześniej – z 40 lat wstecz – od moich kalifornijskich opiekunów, Zdzicha i Zosi Zakrzewskich, ze względu na polską unię kredytową (POLAM FCU), którą stworzyli w 1974 r. w San Francisco.

Otóż niedługo potem pan Westfalowicz założył podobną w Los Angeles (a także ks. Tołczyk w Nowym Jorku i jeszcze jeden Zdzichowy koleżka, pilot z RAF w Detroit). I właśnie śp. Jan Małek pomagał panu Westfalowiczowi w unii kredytowej, stąd nasze orbity się połączyły.

Pan Jan to owoc miłości polskiego ojca i francuskiej matki. Ojciec był profesorem łaciny, sympatykiem Narodowej Demokracji, który po zwycięskiej dla Polaków wojnie przeciw bolszewikom wybrał się na wywczasy do Algierii. Kraj ten uznawany był wtedy przez Francuzów jako część Francji właściwej, a nie kolonia.

W każdym razie pan Małek senior zakochał się bez pamięci w córce właścicieli pensjonatu, w którym się zatrzymał. Dziewczyna była piękna i pięknie grała na pianinie. Pokochała polskiego turystę serdecznie i dla niego przeprowadziła się do Polski, a dokładniej do Piotrkowa Trybunalskiego.

Tutaj nie pamiętam, czy romans wybuchł nagle i kulminował natychmiast w formie małżeństwa, czy też Małek senior ponownie wrócił do Algierii za jakiś czas, aby – po korespondencyjnym związku – prosić o rękę panny i dopiero wtedy przywiózł ją do swojej Ojczyzny.

W każdym razie w Piotrkowie Trybunalskim profesor Małek wykładał w miejscowym gimnazjum, a jego żona prowadziła dom i udzielała lekcji pianina. Niedługo potem narodził się ich synek Jan.  
Wybuchła wojna, rodzina państwa Małków zdecydowała się przeczekać ją w Polsce, a nie na ewakuować się do Francji. Profesor związany był z konspiracją narodową, z jej strukturami cywilnymi, które potem weszły w skład Delegatury Rządu. Pełnił funkcję w sądach kapturowych, wydawał wyroki na zdrajców, kolaborantów i inny element szkodliwy, czyli komunistów i kryminalistów, oraz – naturalnie – na niemieckich okupantów.

Mieszkanie profesorostwa służyło jako skrzynka kontaktowa i melina podziemia. Pan Jan wspominał, jak grał w szachy czy warcaby z chłopakami kilka lat od niego starszymi, którzy czekali na przerzut do oddziałów leśnych. Jeden z nich pochodził z rodziny, która przyjęła volkslistę w Generalnym Gubernatorstwie i profesor pomagał mu zmyć tę plamę, odsyłając do obozu leśnego oddziału Narodowych Siły Zbrojnych.

Pan Jan towarzyszył ojcu w rozmaitych takich przedsięwzięciach, ale również znajdował sobie rozmaite zajęcia, aby pomóc rodzinie w ciężkich czasach. Na przykład, dzięki znajomościom towarzyskim (lekcje pianina matki) i organizacyjnym (Stronnictwo Narodowe i podziemie), jako dwunastolatek Pan Jan zaczął najmować się w okolicznych majątkach ziemskich. Pracował w ogrodzie w dobrach Kamienna u pana Makulskiego, który był miejscowym (jeszcze przedwojennym) prezesem SN. Sześćdziesiąt lat potem Pan Jan z dumą wspominał pochwały, jakie otrzymał od właściciela za solidnie i uczciwie wykonaną pracę. Podobnie było w majątku Sobaków u państwa Połczyńskich, gdzie żona właściciela, pani Teresa z Madalińskich, przyjaźniła się z matką pracowitego chłopaka.

I tak przeplatała się proza życia okupacyjnego z niemieckim horrorem i wątkami bohaterskimi. W styczniu 1945 r. Niemców wypchnęli z Piotrkowa Trybunalskiego i całego terytorium Polski Sowieci. Nastała druga okupacja. Moskwa zainstalowała u władzy komunistów.

Odwrotnie niż za Niemca, za Sowieta tubylcza okupacja przez przedstawiciela (occupation by proxy) jawiła się coraz bardziej permanentną. Alianci zachodni jak zawsze zdradzili RP. Pozostały sny o generale Andersie na białym koniu. A tymczasem faktem była brutalna, czerwona rzeczywistość.

Najbardziej w pamięć Pana Jana zapadło straszne wydarzenie z maja 1945 r. Stał na ulicy z kolegą starszym o rok, dwa. Kolega był w mundurze, ale bez broni. Właśnie wrócił do domu z lasu, z oddziału Armii Krajowej. Opowiadał o swoich przygodach, o walce. Nagle na chodnik niespodziewanie zajechał jeep, wyskoczyło z niego dwóch ubeków i jeden z nich bez słowa wypalił prosto w głowę młodemu AK-owcowi. Ten padł. Ubecy odjechali. Pan Jan stał wmurowany na miejscu, gdzie wszędzie rozbryzgała się krew. Komuniści zamordowali jego kolegę o tak, po prostu.

Berlin wzięto, ale dla Polaków wojna się nie skończyła. Nastały znów straszne czasy.

Niedługo po wojnie zmarł ojciec – profesor Małek. W pewnym sensie śmierć ocaliła ojca od dalszego cierpienia. Wokół szalała ubecja; strzelano do ludzi, wywożono na Sybir, aresztowano na lewo i prawo. Pan Jan pamiętał między innymi, że aresztowano kolegę jego ojca, jednego z kierowników SN, mec. Leona Dziubeckiego. Zmarł w komunistycznym więzieniu.

Jan Małek i jego matka zmagali się z „nową rzeczywistością”. Wiernie trwali w Polsce. Najważniejsza była nauka. Synowi udało się dostać na Politechnikę Warszawską, gdzie ukończył Wydział Chemiczny.

Dostał przymusową pracę w Biurze Projektów Przemysłu Chemicznego. Potem przeniesiono go do zakładów farmaceutycznych. Tam dokonał ważkich innowacji. Zgodnie z przepisami zwrócił się do partyjnych bonzów, że należy mu się za to nagroda, premia. Wściekli się na niego. On uparcie swoje: dokonał swoich osiągnięć po godzinach pracy, w swoim czasie, a nie „państwowym”. Według przepisów należało mu się ponad 100 000 złotych.

Dyrekcja go wyszydzała, ale on nie poddawał się. W końcu wściekli komuniści rzucili mu ochłap w postaci 200 złotych, ale jednocześnie on i inni inżynierowie dostali naganę za to, że usprawnienia autorstwa Pana Małka nie wprowadzono w czasie godzin pracy. I tak człowieka pętała socjalistyczna rzeczywistość.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 19 maja 2022

Intel z DC

 

 


 

POLECANE
Papież Leon XIV zabrał głos ws. wojny na Ukrainie z ostatniej chwili
Papież Leon XIV zabrał głos ws. wojny na Ukrainie

Papież Leon XIV podczas spotkania z wiernymi na niedzielnej południowej modlitwie Regina Coeli w Watykanie zaapelował o "autentyczny, sprawiedliwy i trwały pokój" na Ukrainie

Tych leków może zabraknąć w aptekach. Ministerstwo Zdrowia opublikowało listę Wiadomości
Tych leków może zabraknąć w aptekach. Ministerstwo Zdrowia opublikowało listę

Ministerstwo Zdrowia opublikowało nową listę leków, których może zabraknąć w aptekach. Wśród nich znalazły się m.in popularne antybiotyki i leki stosowane w leczeniu cukrzycy.

Niemcy nie wierzą w Merza. Sondaż nie pozostawia złudzeń z ostatniej chwili
Niemcy nie wierzą w Merza. Sondaż nie pozostawia złudzeń

Mniej niż 25% Niemców jest zadowolonych z pracy nowego kanclerza Friedricha Merza, a z nowej koalicji CDU/CSU-SPD zadowolonych jest jedynie 29% Niemców – informuje Bild.

Mniejszość niemiecka chce upamiętnienia Niemców w Panteonie Górnośląskim pilne
Mniejszość niemiecka chce upamiętnienia Niemców w Panteonie Górnośląskim

Panteon Górnośląski w Katowicach jest instytucją kultury, która ma być "formą uznania i podziękowania za wierność i poświęcenie dla Ojczyzny, widzianej zawsze w polskiej macierzy". Jednak zdaniem Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych obecny statut PG zniekształca prawdę na temat historii Górnego Śląska i udziału w niej osób narodowości niemieckiej.

Polak zamordowany w Meksyku. Brutalny lincz oparty na plotce? z ostatniej chwili
Polak zamordowany w Meksyku. Brutalny lincz oparty na plotce?

Brutalny lincz na 35‑letnim Polaku w Tijuanie w stanie Baja California. Zginął od kilkunastu ciosów nożem, oskarżony o próbę porwania dziecka.

Holenderski wywiad ostrzega: Rosja przesuwa wojska w kierunku granic NATO polityka
Holenderski wywiad ostrzega: Rosja przesuwa wojska w kierunku granic NATO

Rosja produkuje znacznie więcej artylerii, także z pomocą innych krajów, niż potrzebuje na wojnę z Ukrainą - mówi w wywiadzie dla Politico szef holenderskiej Służby Wywiadu Wojskowego i Bezpieczeństwa (MIVD), wiceadmirał Peter Reesink.

Złe wieści dla Trzaskowskiego. Jest nowy sondaż prezydencki z ostatniej chwili
Złe wieści dla Trzaskowskiego. Jest nowy sondaż prezydencki

Rafał Trzaskowski uzyskuje jedynie 30 proc. To "jeden z najgorszych wyników kandydata KO w tej kampanii" – informuje "Newsweek" powołując się na badania Opinia24.

Organizacja promująca prostytucję z milionową dotacją od Trzaskowskiego Wiadomości
Organizacja promująca prostytucję z milionową dotacją od Trzaskowskiego

"Kolektyw Kamelia" to nowa nazwa organizacji "Sex Work Polska", która całkiem niedawno dostała od Trzaskowskiego ponad 1 mln zł dotacji. Kolektyw pieniędzmi z ratusza promuje prostytucję i tworzy "koalicję na rzecz pracownic seksualnych" - zwraca uwagę Mateusz Kurzejewski, rzecznik PiS.

Gigantyczny pożar w Sosnowcu. W akcji 30 zastępów straży pożarnej pilne
Gigantyczny pożar w Sosnowcu. W akcji 30 zastępów straży pożarnej

Jak podała Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej, do godziny 7.00 w niedzielę w działania przy pożarze hali przy ul. Baczyńskiego w Sosnowcu zaangażowanych było ponad 170 strażaków. Dogaszanie budynku potrwa jeszcze wiele godzin.

Giertych zaatakował Stanowskiego za wpis o Nawrockim. Dostał szybką ripostę Wiadomości
Giertych zaatakował Stanowskiego za wpis o Nawrockim. Dostał szybką ripostę

Na wczorajszy wpis Krzysztofa Stanowskiego, w którym relacjonował on swoją rozmowę po debacie prezydenckiej z Karolem Nawrockim, zareagował w drwiącym tonie Roman Giertych. „Uważam, że każdy człowiek, którego pan atakuje, musi być na swój sposób przyzwoity” - odpowiedział mu szef Kanału Zero.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Jeszcze o Janie Małku

Siódme przykazanie było ulubionym punktem odniesienia zmarłego niedawno śp. inż. Jana Michała Małka (18 maja 1928 – 19 marca 2022), mego dobrego znajomego, wolnościowca, przedsiębiorcy, filantropa, społecznika z Los Angeles. Pan Jan interpretował to przykazanie tak: pracujmy ciężko i nie dajmy, aby płody naszej pracy kradł ktokolwiek, a przede wszystkim rozmaitej maści rewolucjoniści oraz państwowi biurokraci i inne darmozjady, nie mówiąc już naturalnie o pospolitych kryminalistach. Po prostu, według Pana Jana cywilizacja zachodnia stoi na zasadzie: „Nie kradnij”. Całe życie dawał temu świadectwo.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Jeszcze o Janie Małku
/ Foto T. Gutry

Poznałem Pana Jana i (jego żonę Panią Krystynę, bez której właściwie nie funkcjonował) zaledwie 20 lat temu. Miałem uczyć w Loyola Marymount University w Los Angeles i oni zaoferowali mi pokój w swoim domu gratis.

Bardzo byli serdeczni i kochani. Byłem im wdzięczny podwójnie: nie tylko z powodów profesjonalnych (nauka polskiej historii dla Amerykanów), ale również ludzkich: w LA gasła właśnie nasza powinowata, Izabella „Bibi” Wellisz; chciałem się w to lato nią opiekować, spędzić z nią czas, poczytać jej. Co prawda mogłem mieszkać w domu, gdzie przebywała, ale gościnność państwa Małków dawała mi bardzo potrzebną przestrzeń na prywatność.

W każdym razie dopiero wtedy po raz pierwszy spotkałem Pana Jana osobiście, chociaż słyszałem o nim dużo wcześniej – z 40 lat wstecz – od moich kalifornijskich opiekunów, Zdzicha i Zosi Zakrzewskich, ze względu na polską unię kredytową (POLAM FCU), którą stworzyli w 1974 r. w San Francisco.

Otóż niedługo potem pan Westfalowicz założył podobną w Los Angeles (a także ks. Tołczyk w Nowym Jorku i jeszcze jeden Zdzichowy koleżka, pilot z RAF w Detroit). I właśnie śp. Jan Małek pomagał panu Westfalowiczowi w unii kredytowej, stąd nasze orbity się połączyły.

Pan Jan to owoc miłości polskiego ojca i francuskiej matki. Ojciec był profesorem łaciny, sympatykiem Narodowej Demokracji, który po zwycięskiej dla Polaków wojnie przeciw bolszewikom wybrał się na wywczasy do Algierii. Kraj ten uznawany był wtedy przez Francuzów jako część Francji właściwej, a nie kolonia.

W każdym razie pan Małek senior zakochał się bez pamięci w córce właścicieli pensjonatu, w którym się zatrzymał. Dziewczyna była piękna i pięknie grała na pianinie. Pokochała polskiego turystę serdecznie i dla niego przeprowadziła się do Polski, a dokładniej do Piotrkowa Trybunalskiego.

Tutaj nie pamiętam, czy romans wybuchł nagle i kulminował natychmiast w formie małżeństwa, czy też Małek senior ponownie wrócił do Algierii za jakiś czas, aby – po korespondencyjnym związku – prosić o rękę panny i dopiero wtedy przywiózł ją do swojej Ojczyzny.

W każdym razie w Piotrkowie Trybunalskim profesor Małek wykładał w miejscowym gimnazjum, a jego żona prowadziła dom i udzielała lekcji pianina. Niedługo potem narodził się ich synek Jan.  
Wybuchła wojna, rodzina państwa Małków zdecydowała się przeczekać ją w Polsce, a nie na ewakuować się do Francji. Profesor związany był z konspiracją narodową, z jej strukturami cywilnymi, które potem weszły w skład Delegatury Rządu. Pełnił funkcję w sądach kapturowych, wydawał wyroki na zdrajców, kolaborantów i inny element szkodliwy, czyli komunistów i kryminalistów, oraz – naturalnie – na niemieckich okupantów.

Mieszkanie profesorostwa służyło jako skrzynka kontaktowa i melina podziemia. Pan Jan wspominał, jak grał w szachy czy warcaby z chłopakami kilka lat od niego starszymi, którzy czekali na przerzut do oddziałów leśnych. Jeden z nich pochodził z rodziny, która przyjęła volkslistę w Generalnym Gubernatorstwie i profesor pomagał mu zmyć tę plamę, odsyłając do obozu leśnego oddziału Narodowych Siły Zbrojnych.

Pan Jan towarzyszył ojcu w rozmaitych takich przedsięwzięciach, ale również znajdował sobie rozmaite zajęcia, aby pomóc rodzinie w ciężkich czasach. Na przykład, dzięki znajomościom towarzyskim (lekcje pianina matki) i organizacyjnym (Stronnictwo Narodowe i podziemie), jako dwunastolatek Pan Jan zaczął najmować się w okolicznych majątkach ziemskich. Pracował w ogrodzie w dobrach Kamienna u pana Makulskiego, który był miejscowym (jeszcze przedwojennym) prezesem SN. Sześćdziesiąt lat potem Pan Jan z dumą wspominał pochwały, jakie otrzymał od właściciela za solidnie i uczciwie wykonaną pracę. Podobnie było w majątku Sobaków u państwa Połczyńskich, gdzie żona właściciela, pani Teresa z Madalińskich, przyjaźniła się z matką pracowitego chłopaka.

I tak przeplatała się proza życia okupacyjnego z niemieckim horrorem i wątkami bohaterskimi. W styczniu 1945 r. Niemców wypchnęli z Piotrkowa Trybunalskiego i całego terytorium Polski Sowieci. Nastała druga okupacja. Moskwa zainstalowała u władzy komunistów.

Odwrotnie niż za Niemca, za Sowieta tubylcza okupacja przez przedstawiciela (occupation by proxy) jawiła się coraz bardziej permanentną. Alianci zachodni jak zawsze zdradzili RP. Pozostały sny o generale Andersie na białym koniu. A tymczasem faktem była brutalna, czerwona rzeczywistość.

Najbardziej w pamięć Pana Jana zapadło straszne wydarzenie z maja 1945 r. Stał na ulicy z kolegą starszym o rok, dwa. Kolega był w mundurze, ale bez broni. Właśnie wrócił do domu z lasu, z oddziału Armii Krajowej. Opowiadał o swoich przygodach, o walce. Nagle na chodnik niespodziewanie zajechał jeep, wyskoczyło z niego dwóch ubeków i jeden z nich bez słowa wypalił prosto w głowę młodemu AK-owcowi. Ten padł. Ubecy odjechali. Pan Jan stał wmurowany na miejscu, gdzie wszędzie rozbryzgała się krew. Komuniści zamordowali jego kolegę o tak, po prostu.

Berlin wzięto, ale dla Polaków wojna się nie skończyła. Nastały znów straszne czasy.

Niedługo po wojnie zmarł ojciec – profesor Małek. W pewnym sensie śmierć ocaliła ojca od dalszego cierpienia. Wokół szalała ubecja; strzelano do ludzi, wywożono na Sybir, aresztowano na lewo i prawo. Pan Jan pamiętał między innymi, że aresztowano kolegę jego ojca, jednego z kierowników SN, mec. Leona Dziubeckiego. Zmarł w komunistycznym więzieniu.

Jan Małek i jego matka zmagali się z „nową rzeczywistością”. Wiernie trwali w Polsce. Najważniejsza była nauka. Synowi udało się dostać na Politechnikę Warszawską, gdzie ukończył Wydział Chemiczny.

Dostał przymusową pracę w Biurze Projektów Przemysłu Chemicznego. Potem przeniesiono go do zakładów farmaceutycznych. Tam dokonał ważkich innowacji. Zgodnie z przepisami zwrócił się do partyjnych bonzów, że należy mu się za to nagroda, premia. Wściekli się na niego. On uparcie swoje: dokonał swoich osiągnięć po godzinach pracy, w swoim czasie, a nie „państwowym”. Według przepisów należało mu się ponad 100 000 złotych.

Dyrekcja go wyszydzała, ale on nie poddawał się. W końcu wściekli komuniści rzucili mu ochłap w postaci 200 złotych, ale jednocześnie on i inni inżynierowie dostali naganę za to, że usprawnienia autorstwa Pana Małka nie wprowadzono w czasie godzin pracy. I tak człowieka pętała socjalistyczna rzeczywistość.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 19 maja 2022

Intel z DC

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe