Nieszczęsna antropologia
A jednak wystarczy raz na jakiś czas iść na Mszę Św. niedzielną do własnej parafii, by się przekonać, jakie pułapki kryją się w bezrefleksyjnym stosowaniu antropologii w homiletyce. Raz na jakiś czas, bo normalnie wypełniam obowiązek niedzielny na Mszy Św. Wszechczasów, czyli Trydenckiej.
Właśnie wczoraj, w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, spodziewałam się wyjątkowego namaszczenia w sprawowaniu Najświętszej Ofiary i liczyłam na jakieś, podnoszące na duchu kazanie, które przybliży wiernym rąbek tej największej, chrześcijańskiej tajemnicy. Posoborowe przesunięcie akcentu w sprawowaniu sakramentu kapłaństwa na głoszenie Ewangelii, każe zwracać uwagę na kazania, dlatego powinny być przygotowane merytoryczne i z należytą pieczołowitością. A tu usłyszałam mniej więcej co następuje: prawda o Trójcy Świętej jest bardzo ważna, ale najważniejsze jest to, że Bóg nas kocha. I cały świat stworzył tylko dla człowieka i w zasadzie Bóg jest przede wszystkim dla człowieka… Tu zastrzygłam uszami, bo moja „trydencka” wrażliwość została właśnie wystawiona na próbę i w takim stanie trwa do dziś. Wyszłam z kościoła w przekonaniu, że jestem wspaniała, wybrana skoro Bóg robi wszystko dla mnie. Nurtuje mnie jednak od wczoraj pytanie, co ja mam zrobić dla Niego?! Tego nie usłyszałam. Ani słowa o tym, kim jesteśmy jako stworzenia obarczone grzechem pierworodnym i jego skutkami, jak wielkim szacunkiem i czcią powinniśmy obdarzać Boga w Trójcy Jedynego, jak bardzo niegodni jesteśmy Jego miłości…
Antropologia uczyniła to, do czego została wymyślona – wywyższyła człowieka ponad Boga. Problem polega jednak na tym, że to nieprawda. A trwanie w kłamstwie jest grzechem. Najpierw grzechem intelektu. A ponieważ człowiek jest jednością i całością, z błędów intelektu rodzą się błędy moralne. A z grzechów intelektu – grzechy moralne. I tak, jesteśmy na prostej drodze do miejsca, skąd po śmierci nie ma odwrotu. Hulaj dusza, piekła nie ma…a jeśli jest?