[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Proces za żart o psie. Wolność słowa w UK nie istnieje

Każdy już chyba słyszał, że Rafał Ziemkiewicz, konserwatywny autor i publicysta, nie został wpuszczony do Wielkiej Brytanii – bo jego poglądy okazały się „zbyt niebezpieczne” dla UK. Mimo histeryczności całej sytuacji nie powinna ona nas jednak dziwić, bo Wielka Brytania dawno temu oszalała. To kraj, który prześladuje swoich własnych obywateli za myślozbrodnie i „mowę nienawiści”. W UK policja zapuka do Ciebie za obrazek z kolorową wstążką, za żart o psie i za nazywanie mężczyzn... mężczyznami!
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Proces za żart o psie. Wolność słowa w UK nie istnieje
/ Pixabay.com

Kiedy usłyszałem o aresztowaniu i uwolnieniu Ziemkiewicza, wiedziałem, że będę dzisiaj chciał o tym napisać. Sytuację prawną w Wielkiej Brytanii śledzę od lat i jako adwokat wolności słowa jestem nią zmartwiony. „Zmartwiony” nie oddaje nawet moich myśli – jeżeli chodzi o swobodną wymianę przekonań, UK jest w miejscu beznadziejnym. Penalizowana jest tam od dawna „mowa nienawiści” i wolność słowa de facto nie istnieje.

Kiedy więc zacząłem sobie układać w głowie, co bym chciał o Wielkiej Brytanii powiedzieć, chciałem najpierw napisać, że to chory psychicznie kraj. Od stwierdzenia tego powstrzymuje mnie jednak teraz szacunek wobec wielu Brytyjczyków, którzy walczą w swojej ojczyźnie o zmiany, które mogłyby przywrócić u nich swobodę słowa. Ostatecznie, nie wypada też pisać o całym państwie, że jest chore psychiczne – tak srogie uwagi trzeba zachować dla miejsc wyjątkowo złych. Jedno natomiast jest pewne: prawo w Wielkiej Brytanii jest chore.

Najlepiej widać to na przykładzie przeszłych prześladowań, jakie miały miejsce w UK za wyrażanie własnej opinii, za żarty i za nazywanie rzeczy po imieniu. Ziemkiewicz bowiem nie jest żadnym wyjątkiem: oprócz „niepoprawnie myślących” obcokrajowców, UK znęca się również nad własnymi obywatelami! Spójrzmy więc na to, co się w ostatnich latach działo na wyspach i co by się działo w Polsce, gdyby lewica doszła do władzy i karała za „mowę nienawiści”!


Homofobiczna feministka?

Możliwe, że Rewolucja zawsze najpierw zjada własne dzieci. Jesteśmy tego świadkami również dzisiaj, gdy tzw. TERFy (tak przezywa się feministki, które uważają, że transseksualiści nie są kobietami, nawet gdy się jako takie identyfikują) atakowane są przez tzn. wokies (ang. woke – obudzony; określenie stosowane wobec lewicowych postępaków). Jedna część lewicy atakuje drugą, bo druga nie jest wystarczająco progresywna według pierwszej.

Niesprawiedliwość pozostaje jednak niesprawiedliwością, nawet gdy przydarza się tym, z którymi się nie zgadzamy. Historie takie jak historia feministki Marion Millar powinny szokować więc nawet tych, którzy z feminizmem nie mają nic wspólnego. A Marion Millar padła ofiarą Fałszywego Postępu za rzekomą homofobię i transfobię. Ale po kolei!

3 czerwca tego roku Marion, członek feministycznej organizacji sprzeciwiającej się transseksualnej propagandzie, usłyszała zarzuty posługiwania się „mową nienawiści”. W jej przypadku mowa nienawiści miała przybrać formę obrazka, który feministka zamieściła na Twitterze. Obrazek przedstawiał wstążkę zawieszoną na płocie, a sam post został wrzucony online niedaleko miejsca zamieszkania Davida Paiysley'a (Twitter pozwala na oznaczenie lokacji, z której wysyłany jest post), lokalnego aktora i aktywisty LGBT. Aktor i aktywista zinterpretował wstążkę w barwach ruchu sufrażystek jako symbol sznura – w odbiorze mężczyzny, obrazek oznaczał, że Millar chce go powiesić i zawiadomił policję, która... wzięła zgłoszenie na poważnie.

„Nie mogę wrócić do domu, jestem jednak w bezpiecznym miejscu”

- dodał później na Twitterze aktywista, przyznając dodatkowo, że na widok twitta kobiety poczuł ogromny strach i bał się o swoje życie. Jedyną jednak osobą, która znalazła się w prawdziwym niebezpieczeństwie, była Miller: lewicowy internet skierował wobec niej falę agresji. A zawiadomiona wcześniej policja postawiła jej zarzuty i wyznaczyła termin przesłuchania.

Podczas gdy Miller negocjowała z policją datę spotkania (kobieta ma dwójkę autystycznych dzieci, które nie mogą zostać bez opieki w razie aresztowania), fala internetowej agresji tylko się nasiliła. Lewicowi działacze zaczęli tworzyć przeróbki zdjęć Miller, na których wyglądała tak, jakby wykonywała nazistowski salut (o nazistowskich salutach za chwilę!), a trans-aktywiści odkryli, że Miller krytykowała wcześniej fakt, że transseksualiści, którzy identyfikują się jako kobiety, korzystają w Wielkiej Brytanii z damskich toalet. W krótkim czasie feministka została więc oskarżona (przez internetowy tłum) o faszystowskie sympatie i (oficjalnie, przez policję) o transfobię.

Historia Miller nadal się nie zakończyła. Parę godzin temu media podały, że adwokaci nadal pracują nad obroną. Przesłuchania zostały przełożone na początek listopada.


Proces za żart o piesku

Inaczej jest w przypadku Marka Meechan'a, komika znanego bardziej jako Count Dankula, którego dowcip o psie kosztował ok. 4 000 PLN (w przeliczeniu z funtów brytyjskich) i lata bycia ciąganym po sądach.

Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy to zirytowany mopsem swojej dziewczyny Meechan zamieścił pewne nagranie na YouTubie. W nagraniu tym komik humoryzował wygląd i zachowanie pupila partnerki, tłumacząc, że według niej piesek jest tylko „mały, słodki i kochany”. Meechan dodał, że ciągłe adorowanie mopsa sprawiło, że postanowił nauczyć go „najmniej miłej rzeczy o jakiej mógł pomyśleć”. Tą rzeczą okazało się nazistowskie pozdrowienie.

Filmik zatytułowany "M8 Yer Dugs A Nazi" („Stary, twój pies jest naziolem”), w którym piesek podnosi łapkę na hasło „Sieg Heil!”, trafiło więc do internetu, a dla Dankuli zaczął się okres kilku lat kłopotów. Wielu widzów YouTube'a poczuło się obrażonymi żartem komika na tyle, by zawiadomić szkocką policję.

Żart rzeczywiście zbyt mądry nie był, ale skoro miała to być "najmniej miła rzecz o jakiej mógł pomyśleć" to w założeniu nie miał też być "propagowaniem totalitarnego ustroju", tylko szyderstwem z niego. Natomiast podobnie jak w przypadku obrazka z feministyczną wstążką, policja wzięła filmik z pieskiem podnoszącym łapkę bardzo poważnie. Cały lewicowy internet uznał Meechana za nazistę.

Zaczęło się prześwietlanie przeszłości komika i jego poglądów. Ku oburzeniu aktywistów, okazało się, że Meechan nie jest lewakiem, bo popiera konserwatywnych działaczy z Anglii. Lokalni politycy zamieścili własne nagrania w internecie, w których odcinali się od żartu Szkota i potępiali jego zachowanie. Postępowi działacze pojawiali się tam, gdzie pojawiał się Meechan i wyzywali go od rasistów. Ostatecznie, sąd wydał też wyrok zmuszający komika do zapłacenia kary pieniężnej w wysokości 800 Funtów, a gdy ten chciał złożyć apelację, okazało się to niemożliwe z biurokratycznych przyczyn.

Po stronie Dankuli stanęli zwykli ludzie. Na jego przesłuchaniu pojawiło się kilkaset osób protestujących za wolnością słowa i w solidarności z oskarżonym. Ostatecznie jednak i to niewiele dało: kiedy komik odmówił wpłacenia kary i zamiast tego przesłał jej równowartość na organizację charytatywną pomagającą dzieciom, sąd zarządził zabranie mu pieniędzy bezpośrednio z jego konta. Przed gniewem Nadwrażliwego Postępu nie było ucieczki.


W kajdankach za prawdę

Postępowa Policja nie zawsze jednak ma ochotę negocjować termin przesłuchania. Nie zawsze też ogranicza się ona do kar pieniężnych. Czasem puka ona do drzwi, by od razu zakuć niepoprawnie myślących w kajdanki.

Taki los czekał między innymi Kate Scottow, która w 2019 roku została aresztowana i skuta na oczach swoich dzieci (starsza córka miała 3 lata, syn – 20 miesięcy) przez trzech policjantów za „misgenderowanie” transseksualisty online.

Co to misgenderowanie? To nazywanie mężczyzn mężczyznami, a kobiet kobietami. Genderowi aktywiści wywalczyli jednak dawno temu penalizację stwierdzania prawdziwej płci transseksualistów i jeżeli ktoś w Wielkiej Brytanii powie, że „trans kobieta” kobietą nie jest, ten musi liczyć się z prawnymi konsekwencjami.

Konsekwencje „misgenderowania” okazały się dla Scottow brutalne. Kobieta została zabrana na posterunek policji, gdzie była przesłuchiwana przez kilka godzin. Zabrano jej laptop i telefon (z opisów w mediach wynika, że kobieta nigdy nie odzyskała rzeczy) i postawiono jej zarzuty: 'campaign of targeted harassment', czyli kampania celowego znęcania się.

Na czym polegało znęcanie? Według raportu policji Scottow ośmieliła się zwrócić per „on” do biologicznego mężczyzny, który identyfikował się jako „Stephanie” Hayden. To Hayden złożył na policję zażalenie na Scottow, bo jej posty online odebrał jako atak na swoją transseksualną tożsamość.

Ostatecznie, aresztowana kobieta zaprzeczyła nękania transseksualisty, sąd zaś wydał jej zakaz mówienia o nim jako o mężczyźnie i przypominaniu, jakiej jest płci.


Kiedy w Polsce?

Brytyjskie historie prześladowań za słowa, żarty i poglądy mogą się nam wydawać absurdalne. Dla mieszkańców UK to jednak nie tylko absurd, ale też kosztowna rzeczywistość. Brytyjska policja poświęca bowiem ściganiu „mowy nienawiści” ogromne środki. Dla przykładu, w samym 2016 roku na szukanie niepoprawnych myśli w internecie wydała ona 1 730 726 Funtów.

Penalizacji „mowy nienawiści” chce również polska lewica. Gdyby jej marzenia się spełniły, legislacja, która dręczy Brytyjczyków, zaczęłaby dręczyć i Polaków.

Przestępstwem stałoby się krytykowanie aktywistów LGBT. Nie wolno byłoby mówić, ile jest płci i że nie da się płci zmienić. Przed sąd trafiałoby się za żarty o „murzynie, Żydzie i Polaku”, a wolność słowa przestałaby istnieć.

Czy tego chcemy? Czy jesteśmy na to gotowi? Co będzie, jeżeli Fałszywy Postęp dojdzie i u nas kiedyś do władzy?


 

POLECANE
Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll

Dan Nicusor zdobył 54,9 proc. głosów i wygrał drugą turę wyborów prezydenckich w Rumunii – wynika z exit poll pracowni CURS.

Rosja zatrzymała tankowiec na Bałtyku Wiadomości
Rosja zatrzymała tankowiec na Bałtyku

Jak poinformował estoński MSZ, grecki tankowiec "Green Admire", pływający pod banderą Liberii, został zatrzymany przez Rosję niedługo po wypłynięciu z portu Sillamäe we wschodniej Estonii. Statek płynął do Rotterdamu, przewoził ładunek ropy łupkowej.

Wybory w Portugalii: sprzeciw wobec imigracji podbił frekwencję? polityka
Wybory w Portugalii: sprzeciw wobec imigracji podbił frekwencję?

Do niedzielnego południa w odbywającym się w Portugalii głosowaniu w wyborach parlamentarnych zanotowano największą w ciągu ostatnich 20 lat frekwencję. Przekroczyła ona 25,5 proc.

Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Katowic

Katowice Airport otworzyło największy w Polsce hangar General Aviation. Hangar ma blisko 5,5 tys. m kw. powierzchni.

PKW podała dane o frekwencji na godz. 17:00 Wiadomości
PKW podała dane o frekwencji na godz. 17:00

Frekwencja na godz. 17 wyniosła 50,69 proc. - poinformował w niedzielę przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak. Największą frekwencję odnotowano w woj. mazowieckim - 54,97 proc.; najmniej osób zagłosowało w woj. opolskim - 43, 22 proc.

Dziwna sytuacja w komisji wyborczej. Media: Zgłaszała nieprawidłowości, została odwołana z ostatniej chwili
Dziwna sytuacja w komisji wyborczej. Media: "Zgłaszała nieprawidłowości, została odwołana"

Wiceprzewodnicząca jednej z warszawskich obwodowych komisji wyborczych została odwołana. W jej ocenie, doszło do nieprawidłowości, a odwołanie jej było zemstą za zwrócenie uwagi – informuje serwis niezalezna.pl.

Naruszenia ciszy wyborczej. Policja przekazała najnowsze dane z ostatniej chwili
Naruszenia ciszy wyborczej. Policja przekazała najnowsze dane

Od początku ciszy wyborczej odnotowano 202 przypadki jej naruszenia, w tym przestępstwa i wykroczenia - przekazała w niedzielę po południu Komenda Główna Policji.

80. rocznica wyzwolenia kompleksu obozowego Mauthausen-Gusen tylko u nas
80. rocznica wyzwolenia kompleksu obozowego Mauthausen-Gusen

I tak, w tym jednocześnie jubileuszowym roku 2025, pozostało już zaledwie kilkoro naocznych świadków i jednocześnie bez wątpienia Ofiar tego nieludzkiego przedsięwzięcia niemiecko-austriackiej „kultury” XX wieku, kultury śmierci. Należy do nich dobiegający „setki” pan Stanisław Zalewski, więzień i Auschwitz i Mauthausen-Gusen. Postać wyjątkowa, rzecz nie mieszcząca się w głowach Austriaków II i III powojennego pokolenia – jak to jest w ogóle możliwe skoro czas przeżycia w Gusen obliczony był na 3 miesiące(sic!).

Bogusław Nizieński nie żyje z ostatniej chwili
Bogusław Nizieński nie żyje

- Bardzo smutna wiadomość dotarła do nas na Monte Cassino. Na Wieczną Wartę odszedł sędzia Bogusław Nizieński, wielki Polak, który zawsze stał po stronie Dobra przeciwko złu. Niepodległa Polska była jego największym marzeniem! Niech Bóg da Mu wieczne szczęście - przekazał smutną informację były Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Kasprzyk

Wałęsa przegrał proces z Cenckiewiczem. Były prezydent przerywa milczenie gorące
Wałęsa przegrał proces z Cenckiewiczem. Były prezydent przerywa milczenie

Sąd Apelacyjny wydał prawomocny wyrok w sprawie Lecha Wałęsy i prof. Sławomira Cenckiewicza. Były prezydent nie może dłużej publicznie twierdzić, że historyk sfałszował dokumenty dotyczące tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Bolek”. Dodatkowo musi wystosować przeprosiny i zapłacić zadośćuczynienie.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Proces za żart o psie. Wolność słowa w UK nie istnieje

Każdy już chyba słyszał, że Rafał Ziemkiewicz, konserwatywny autor i publicysta, nie został wpuszczony do Wielkiej Brytanii – bo jego poglądy okazały się „zbyt niebezpieczne” dla UK. Mimo histeryczności całej sytuacji nie powinna ona nas jednak dziwić, bo Wielka Brytania dawno temu oszalała. To kraj, który prześladuje swoich własnych obywateli za myślozbrodnie i „mowę nienawiści”. W UK policja zapuka do Ciebie za obrazek z kolorową wstążką, za żart o psie i za nazywanie mężczyzn... mężczyznami!
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Proces za żart o psie. Wolność słowa w UK nie istnieje
/ Pixabay.com

Kiedy usłyszałem o aresztowaniu i uwolnieniu Ziemkiewicza, wiedziałem, że będę dzisiaj chciał o tym napisać. Sytuację prawną w Wielkiej Brytanii śledzę od lat i jako adwokat wolności słowa jestem nią zmartwiony. „Zmartwiony” nie oddaje nawet moich myśli – jeżeli chodzi o swobodną wymianę przekonań, UK jest w miejscu beznadziejnym. Penalizowana jest tam od dawna „mowa nienawiści” i wolność słowa de facto nie istnieje.

Kiedy więc zacząłem sobie układać w głowie, co bym chciał o Wielkiej Brytanii powiedzieć, chciałem najpierw napisać, że to chory psychicznie kraj. Od stwierdzenia tego powstrzymuje mnie jednak teraz szacunek wobec wielu Brytyjczyków, którzy walczą w swojej ojczyźnie o zmiany, które mogłyby przywrócić u nich swobodę słowa. Ostatecznie, nie wypada też pisać o całym państwie, że jest chore psychiczne – tak srogie uwagi trzeba zachować dla miejsc wyjątkowo złych. Jedno natomiast jest pewne: prawo w Wielkiej Brytanii jest chore.

Najlepiej widać to na przykładzie przeszłych prześladowań, jakie miały miejsce w UK za wyrażanie własnej opinii, za żarty i za nazywanie rzeczy po imieniu. Ziemkiewicz bowiem nie jest żadnym wyjątkiem: oprócz „niepoprawnie myślących” obcokrajowców, UK znęca się również nad własnymi obywatelami! Spójrzmy więc na to, co się w ostatnich latach działo na wyspach i co by się działo w Polsce, gdyby lewica doszła do władzy i karała za „mowę nienawiści”!


Homofobiczna feministka?

Możliwe, że Rewolucja zawsze najpierw zjada własne dzieci. Jesteśmy tego świadkami również dzisiaj, gdy tzw. TERFy (tak przezywa się feministki, które uważają, że transseksualiści nie są kobietami, nawet gdy się jako takie identyfikują) atakowane są przez tzn. wokies (ang. woke – obudzony; określenie stosowane wobec lewicowych postępaków). Jedna część lewicy atakuje drugą, bo druga nie jest wystarczająco progresywna według pierwszej.

Niesprawiedliwość pozostaje jednak niesprawiedliwością, nawet gdy przydarza się tym, z którymi się nie zgadzamy. Historie takie jak historia feministki Marion Millar powinny szokować więc nawet tych, którzy z feminizmem nie mają nic wspólnego. A Marion Millar padła ofiarą Fałszywego Postępu za rzekomą homofobię i transfobię. Ale po kolei!

3 czerwca tego roku Marion, członek feministycznej organizacji sprzeciwiającej się transseksualnej propagandzie, usłyszała zarzuty posługiwania się „mową nienawiści”. W jej przypadku mowa nienawiści miała przybrać formę obrazka, który feministka zamieściła na Twitterze. Obrazek przedstawiał wstążkę zawieszoną na płocie, a sam post został wrzucony online niedaleko miejsca zamieszkania Davida Paiysley'a (Twitter pozwala na oznaczenie lokacji, z której wysyłany jest post), lokalnego aktora i aktywisty LGBT. Aktor i aktywista zinterpretował wstążkę w barwach ruchu sufrażystek jako symbol sznura – w odbiorze mężczyzny, obrazek oznaczał, że Millar chce go powiesić i zawiadomił policję, która... wzięła zgłoszenie na poważnie.

„Nie mogę wrócić do domu, jestem jednak w bezpiecznym miejscu”

- dodał później na Twitterze aktywista, przyznając dodatkowo, że na widok twitta kobiety poczuł ogromny strach i bał się o swoje życie. Jedyną jednak osobą, która znalazła się w prawdziwym niebezpieczeństwie, była Miller: lewicowy internet skierował wobec niej falę agresji. A zawiadomiona wcześniej policja postawiła jej zarzuty i wyznaczyła termin przesłuchania.

Podczas gdy Miller negocjowała z policją datę spotkania (kobieta ma dwójkę autystycznych dzieci, które nie mogą zostać bez opieki w razie aresztowania), fala internetowej agresji tylko się nasiliła. Lewicowi działacze zaczęli tworzyć przeróbki zdjęć Miller, na których wyglądała tak, jakby wykonywała nazistowski salut (o nazistowskich salutach za chwilę!), a trans-aktywiści odkryli, że Miller krytykowała wcześniej fakt, że transseksualiści, którzy identyfikują się jako kobiety, korzystają w Wielkiej Brytanii z damskich toalet. W krótkim czasie feministka została więc oskarżona (przez internetowy tłum) o faszystowskie sympatie i (oficjalnie, przez policję) o transfobię.

Historia Miller nadal się nie zakończyła. Parę godzin temu media podały, że adwokaci nadal pracują nad obroną. Przesłuchania zostały przełożone na początek listopada.


Proces za żart o piesku

Inaczej jest w przypadku Marka Meechan'a, komika znanego bardziej jako Count Dankula, którego dowcip o psie kosztował ok. 4 000 PLN (w przeliczeniu z funtów brytyjskich) i lata bycia ciąganym po sądach.

Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy to zirytowany mopsem swojej dziewczyny Meechan zamieścił pewne nagranie na YouTubie. W nagraniu tym komik humoryzował wygląd i zachowanie pupila partnerki, tłumacząc, że według niej piesek jest tylko „mały, słodki i kochany”. Meechan dodał, że ciągłe adorowanie mopsa sprawiło, że postanowił nauczyć go „najmniej miłej rzeczy o jakiej mógł pomyśleć”. Tą rzeczą okazało się nazistowskie pozdrowienie.

Filmik zatytułowany "M8 Yer Dugs A Nazi" („Stary, twój pies jest naziolem”), w którym piesek podnosi łapkę na hasło „Sieg Heil!”, trafiło więc do internetu, a dla Dankuli zaczął się okres kilku lat kłopotów. Wielu widzów YouTube'a poczuło się obrażonymi żartem komika na tyle, by zawiadomić szkocką policję.

Żart rzeczywiście zbyt mądry nie był, ale skoro miała to być "najmniej miła rzecz o jakiej mógł pomyśleć" to w założeniu nie miał też być "propagowaniem totalitarnego ustroju", tylko szyderstwem z niego. Natomiast podobnie jak w przypadku obrazka z feministyczną wstążką, policja wzięła filmik z pieskiem podnoszącym łapkę bardzo poważnie. Cały lewicowy internet uznał Meechana za nazistę.

Zaczęło się prześwietlanie przeszłości komika i jego poglądów. Ku oburzeniu aktywistów, okazało się, że Meechan nie jest lewakiem, bo popiera konserwatywnych działaczy z Anglii. Lokalni politycy zamieścili własne nagrania w internecie, w których odcinali się od żartu Szkota i potępiali jego zachowanie. Postępowi działacze pojawiali się tam, gdzie pojawiał się Meechan i wyzywali go od rasistów. Ostatecznie, sąd wydał też wyrok zmuszający komika do zapłacenia kary pieniężnej w wysokości 800 Funtów, a gdy ten chciał złożyć apelację, okazało się to niemożliwe z biurokratycznych przyczyn.

Po stronie Dankuli stanęli zwykli ludzie. Na jego przesłuchaniu pojawiło się kilkaset osób protestujących za wolnością słowa i w solidarności z oskarżonym. Ostatecznie jednak i to niewiele dało: kiedy komik odmówił wpłacenia kary i zamiast tego przesłał jej równowartość na organizację charytatywną pomagającą dzieciom, sąd zarządził zabranie mu pieniędzy bezpośrednio z jego konta. Przed gniewem Nadwrażliwego Postępu nie było ucieczki.


W kajdankach za prawdę

Postępowa Policja nie zawsze jednak ma ochotę negocjować termin przesłuchania. Nie zawsze też ogranicza się ona do kar pieniężnych. Czasem puka ona do drzwi, by od razu zakuć niepoprawnie myślących w kajdanki.

Taki los czekał między innymi Kate Scottow, która w 2019 roku została aresztowana i skuta na oczach swoich dzieci (starsza córka miała 3 lata, syn – 20 miesięcy) przez trzech policjantów za „misgenderowanie” transseksualisty online.

Co to misgenderowanie? To nazywanie mężczyzn mężczyznami, a kobiet kobietami. Genderowi aktywiści wywalczyli jednak dawno temu penalizację stwierdzania prawdziwej płci transseksualistów i jeżeli ktoś w Wielkiej Brytanii powie, że „trans kobieta” kobietą nie jest, ten musi liczyć się z prawnymi konsekwencjami.

Konsekwencje „misgenderowania” okazały się dla Scottow brutalne. Kobieta została zabrana na posterunek policji, gdzie była przesłuchiwana przez kilka godzin. Zabrano jej laptop i telefon (z opisów w mediach wynika, że kobieta nigdy nie odzyskała rzeczy) i postawiono jej zarzuty: 'campaign of targeted harassment', czyli kampania celowego znęcania się.

Na czym polegało znęcanie? Według raportu policji Scottow ośmieliła się zwrócić per „on” do biologicznego mężczyzny, który identyfikował się jako „Stephanie” Hayden. To Hayden złożył na policję zażalenie na Scottow, bo jej posty online odebrał jako atak na swoją transseksualną tożsamość.

Ostatecznie, aresztowana kobieta zaprzeczyła nękania transseksualisty, sąd zaś wydał jej zakaz mówienia o nim jako o mężczyźnie i przypominaniu, jakiej jest płci.


Kiedy w Polsce?

Brytyjskie historie prześladowań za słowa, żarty i poglądy mogą się nam wydawać absurdalne. Dla mieszkańców UK to jednak nie tylko absurd, ale też kosztowna rzeczywistość. Brytyjska policja poświęca bowiem ściganiu „mowy nienawiści” ogromne środki. Dla przykładu, w samym 2016 roku na szukanie niepoprawnych myśli w internecie wydała ona 1 730 726 Funtów.

Penalizacji „mowy nienawiści” chce również polska lewica. Gdyby jej marzenia się spełniły, legislacja, która dręczy Brytyjczyków, zaczęłaby dręczyć i Polaków.

Przestępstwem stałoby się krytykowanie aktywistów LGBT. Nie wolno byłoby mówić, ile jest płci i że nie da się płci zmienić. Przed sąd trafiałoby się za żarty o „murzynie, Żydzie i Polaku”, a wolność słowa przestałaby istnieć.

Czy tego chcemy? Czy jesteśmy na to gotowi? Co będzie, jeżeli Fałszywy Postęp dojdzie i u nas kiedyś do władzy?



 

Polecane
Emerytury
Stażowe