[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Irytuje mnie i aktywizm LGBT i "prafcifa prafica"
Mam teraz 30 lat. Do około 25 roku życia byłem tęczowym, lewicowym aktywistą, dumnie działającym dla organizacji LGBT. Oznacza to, że większość swojego życia NIENAWIDZIŁEM prawicy. Nawet, kiedy jeszcze nie byłem w organizacji LGBTQWERTY, żywiłem przekonanie, że muszę nienawidzić prawicy, bo jestem gejem. Bo prawica „nienawidzi wolności” - tak myślałem, Bo prawica to „przemocowe osiłki”. Bo „to homofoby”.
I – wtedy, kilkanaście lat temu – możliwe, że część z tego... była nawet prawdą. Polska, kiedy ja miałem 18 lat, była innym miejscem. Świat był wtedy innym miejscem. I kiedy ja, bardzo ze swojego buntu zadowolony, pierwszy raz jako pełnoletni człowiek – nie uważałem się wtedy za Polaka, bo konceptem narodu gardziłem – paradowałem na swojej pierwszej Paradzie Równości, to bliżej nieokreśleni „kibole” próbowali nas bić. W naszą stronę leciały kamienie i jajka. Kilka z nich minęło mnie o włos. W konserwatywnych mediach zaś – wtedy LGBT jako zbitek nie istniało – członkowie Ligi Polskich Rodzin otwarcie mówili o tym, że są wrogami „p*dałów”. I nikt z osób konserwatywnych przeciwko temu nie protestował. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że naturalnym dla mnie towarzystwem – na wieki wieków amen! - jest lewica. W swoim własnym sumieniu podpisałem wtedy tęczowy cyrograf z lewackim diabłem. 'Niech tylko ta prawica zostanie zniszczona, a na zawsze będę twój!” - obiecałem w wyobraźni. Podobnie jak legendarny Twardowski za młodu, i ja nie wiedziałem jeszcze, że kiedyś będę się z tym diabłem siłował, próbując się mu wyrwać. U mnie brakowało tylko lotu na Księżyc.
Był za to inny lot – i upadek. Upadek związany z rozczarowaniami. Ja byłem coraz starszy, a lewicowe dogmaty miały coraz mniej sensu. Nie dawały szczęścia. Obiecano mi bliżej nieokreślone wyzwolenie, a dano jedyne hedonizm i jego gorzki posmak. Z parady na paradę, zacząłem zastanawiać się, na ile są one walką o tolerancję, a na ile promocją różnych fetyszy i wypaczeń. Z każdym lewicowym politykiem zaznawałem coraz większego rozczarowania – ciągle okazywało się, że „ograniczone umysłowo prymitywy”, których doszukiwałem się na prawicy, zajmowały raczej pierwsze miejsca w lewicowych partiach, wiecach progresywnych młodzieżówek i wśród tęczowych aktywistów, moich kolegów. Ostatecznie dane mi było zaznać też samotności, bo mimo rzekomej „solidarności osób nieheteronormatywnych”, gdy umarł mój ojciec, ja zostałem sam z pustką i depresją, a moich kolegów po orientacji interesowało tylko to, czy pójdę z nimi na łóżka. Na sam koniec zaznałem i wykluczenia, szczerzej znanego jako lewicowa tolerancja. A zaznałem go dlatego, bo zacząłem sprzeciwiać się pomysłom, że komunizm był dobry, że socjalizm może działać, że wysokie podatki to dobro i że trzeba karać bogatych. Zrozumiawszy, że nie jestem już lewakiem, zostałem też sam.
Nie chce więc krytykować prawicy, bo to na niej znalazłem kilka lat temu swoje miejsce. Tu mogłem wreszcie poznać ludzi, którzy mieli ambitniejsze cele w życiu, niż wieczne imprezowanie. To centro-prawica umożliwiła mi myślenie w zdrowych kategoriach, które zastąpiły te prymitywne, neomarksistowskie, tak popularne wśród mniejszości prawdziwych i zmyślonych. To na prawicy mogłem na głos powiedzieć takie oczywistości jak „są tylko dwie płcie” i nikt mnie za to nie atakował.
Kiedy więc krytykuję prawicę, robię to niechętnie. Dzisiaj jednak muszę to zrobić, bo boję się, że prawica przegra, a da się tego, przynajmniej częściowo uniknąć.
Prafcifa prafica
Kiedy kilka lat temu miałem swój pierwszy występ w wRealu, nie powiedziałem nic szokującego. Powiedziałem bowiem, że mimo że sam katolikiem nie jestem – nie można być aktywnym gejem i katolikiem, uważam – to kibicuję Kościołowi. Większość jego wartości uważam za dobre i budujące, i świat bez Kościoła, bez Jezusa, byłby okropnym miejscem. Powiedziałem, że wierzę w Boga, że rodzina składająca się z matki i ojca jest optymalnym otoczeniem dla rozwoju dziecka. Powiedziałem, że zgadzam się, że są tylko dwie płcie. Że socjalizm, komunizm i rewolucja marksistowska to zbiory kretyńskich idei. Że wolność sumienia, wyznania i słowa są esencjalne dla istnienia narodu. Że jestem patriotą.
Ale powiedziałem też, że nie mam problemu z moim homoseksualizmem. Że nigdy nie miałem i że nie interesują mnie żadne terapie, choć – tak długo, jak nie są farmakologiczne i sprzeczne z nauką – nigdy bym ich nie zabronił. Powiedziałem, że gdybym miał partnera, chciałbym móc odwiedzić go w szpitalu, dać mu po mnie bez absurdalnych podatków dziedziczyć i – gdyby Bóg zabrał go pierwszego z tego świata – chciałbym mieć prawo do jego pochówku. To wystarczyło, by – oprócz hejtu lewicowego – spotkał mnie też hejt prawicowy. Hejt „prafciwej praficy”.
„Ta rozmowa to promocja dewiacji! P*dały wypi*rdalać! Co za szambo! Prawak musi być hetero, normalny!” - takie i inne, podobne komentarze czytałem później pod moją rozmową z Jakubem Zgierskim, który wywiad prowadził. Takie komentarze i dziesiątki żartów o seksie analnym. Seksu analnego ja nawet nie wspomniałem na wizji.
„No, dobrze, homoseksualizm to drażliwy dla wielu temat!” – ktoś powie - „Przez to były te komentarze!”. To nieprawda. Podobne komentarze kierowane były wobec Jakuba, heteroseksualnego, dla mnie (do dziś!) z natury konserwatywnego antykomunisty, który już wtedy od lat działał na rzecz prawicy i jej zwolenników. „Zgierski jest podobno jaroszem, to jakieś zboczenie!”, „Ma długie włosy, jak baba!”, „Pewnie sam jest homo-niewiadomo!”. Tak o kimś, kto codziennie poświęcał lwią część swojego dnia na walkę z marksizmem, pisali... No, właśnie, kto? Prawicowcy? Osoby konserwatywne? Czy może żal-byczki, no-lajfy, wredne trolle? A wszyscy identyfikowali się jako ta PRAWDZIWA PRAWICA.
I ten problem „prafcifej praficy” istnieje. Istnieje pewna grupa osób, która podbija swoją karierę na zawłaszczaniu dla siebie prawa do decydowania, kto jest prawakiem, a kto nie. I oczywiście są nimi tylko oni i ich bardzo wąska grupka przyjaciół. Wszyscy inni to „głupie baby”, „dewianci”, zdrajcy, Żydzi i masoni, i komuchy.
Ta grupa, prafcifa prafica, jest grupą nieliczną, jednak bardzo głośną i skutecznie odstraszającą dla wszystkich, którzy nie są radykałami pewnych nurtów politycznych. To grupa, która skutecznie denerwuje ludzi, którzy chcą pomóc biednym rodzinom, którzy słyszą, że są lewacką zarazą, bo walczą o dotację dla osób wielodzietnych. „Jeżeli mogę być prawakiem tylko, jeżeli uważam podatki za kradzież, to ja podziękuję!” - myślą takie osoby. To grupa, która ubliża kobietom, bo traktuje je wszystkie, kolektywnie z góry. Żadne kobiety wszak „nie nadają się do polityki” ,według nich. I prafcifa prafica to grupa, która przez lata odstraszała mnie od prawicy, bo była tak głośna, że ja brałem ją za CAŁĄ prawicę. To prafcifa prafica przez lata popychała mnie w ramiona lewicy. Dopiero gdy zrozumiałem, że jest to dzwon głośny, ale mniejszy, niż sugeruje jego echo, przestałem być lewakiem.
Nie chcę też zbytnio narzekać. Sytuacja bardzo poprawiła się w ostatnich latach. Kiedy mam z kimś wywiad, nie widzę już prawie dennych żartów o seksie analnym. Ludzie o wiele bardziej skupiają się na tym, co mówię i to mnie cieszy. Nawet dzisiaj jednak ktoś pozostawił jakiś chamski komentarz pod postem Dariusza Mateckiego, z którym nagraliśmy rozmowę przeciwko ideologii LGBT i marksistom kulturowym. W komentarzu nieuprzejmego pana byłem – znowu! - dewiantem.
Ktoś, kto prawdopodobnie nigdy realnie nie zrobił dla prawicy nic, wyzywał mnie i jednocześnie wywyższał się wobec Mateckiego, który w miesiąc dla środowiska konserwatywnego zrobi więcej, niż autor komentarza przez całe życie.
Non possumus
Nie będę też nikomu mydlił oczu! Rozumiem, dlaczego część osób konserwatywnych dziwnie reaguje na gejów. Dziwnie reaguje na kobiety, na mniejszości. Powodem tych reakcji jest strach o powolne, ale tak duże zmiany ideologiczne. Zmiany, które za bardzo by prawicę zmieniły. Które uczyniłyby z niej coś nie do poznania, coś... co nie byłoby prawicą. Gotowanie żaby - tak się na to mówi. Non possumus! - "Nie pozwolimy!", odpowiada prawica.
To słuszne pytanie, na ile prawica powinna zajmować się tematem orientacji, skoro uważa seksualność za sprawę prywatną, za publiczne tabu. To do ustalenia, na ile powinno się gloryfikować rolę „polityczki” w stosunku do roli matki, którą prawica uznaje za tak ważną w życiu kobiet. I to jasne dla mnie, że osoby konserwatywne są sceptyczne wobec wszelakich mniejszości, skoro idea jedności narodowej jest noszona na prawicowych sztandarach.
Ale świat nie jest zero-jedynkowy. Świat nie dzieli się na 100% prawaków i 100% lewiznę. Poglądy polityczne to, w przeciwieństwie do płci, spektrum i tak długo, jak zgadzamy się w większości rzeczy, możemy razem współpracować.
A współpraca będzie nam niedługo bardzo potrzebna. Badania pokazują, że Polaków w wieku 18-24, deklarujących poglądy lewicowe, jest dzisiaj 30%. Wśród niepełnoletnich nastolatków ten odsetek jest jeszcze wyższy i wszystko wskazuje na to, że te tendencje będą się utrzymywać nawet w młodszych pokoleniach. Innymi słowy, idzie na nas taka fala lewactwa, jakiej Polska nie widziała od dekad. Możliwe, że widziała nigdy.
Jeżeli nie przestaniemy się wzajemnie wykluczać, przegramy. Teraz jeszcze łatwo prawicy kręcić nosem na wszystkie nietypowe konserwy. Kiedy za kilka lat prawica znajdzie się w mniejszości, sytuacja się zmieni. Wtedy krzyczenie „non possumus!” nic już nikomu nie da.