[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Trzy szaleństwa jakie spróbuje zrealizować progresywna lewica w najbliższych trzech latach
To nie jest nawet tak, że nie zastanawiałem się, jakie są granice lewicowego szaleństwa. Zastanawiam się nad tym prawie codziennie. I moja odpowiedź jest taka: są one takie same, jak dla wszystkich innych szaleństw. Czyli są to granice językowe, bo to na języku opiera się większość naszej komunikacji, naszego prawa, całego konstruktu zwanego społeczeństwem. I jeżeli słowa nie znaczą nic, to wszystko inne też traci znaczenie.
Oznacza to, że wkraczamy do ostatecznej fazy lewicowej rewolucji: już teraz postępaki zaczynają twierdzić, że mężczyzna oznacza też kobietę, że nie ma różnic między płciami, między dziećmi i dorosłymi, między ludźmi, a zwierzętami. Od tego już całkiem niedaleko do stanu, gdzie białe jest czarne i odwrotnie. Zanim jednak do tego lingwistycznego piekła wszyscy trafimy, zaciągnięci tam lewicowym pragnieniem dekonstrukcji wszystkiego, czekają nas ważne zmiany. Prawne i społeczne. Albo raczej: czekają nas one prawdopodobnie, bo jest jakaś szansa, że lewica przegra, że dekonstrukcja nie będzie zupełna, że uda nam się powiedzieć „nie!”. Żeby nam to się jednak udało, żebyśmy mogli się ustrzec przed chaosem, który ma nadejść, to musimy się przygotować.
Ja nie mam żadnych zdolności proroczych, nie jestem w stanie wiedzieć, co ma nadejść. Nikt nie zna ścieżek gwiazd – pisał Stachura i śpiewało Stare Dobre Małżeństwo. Przeżyłem jednak na Zachodzie wiele lat, a od paru wiosen siedzę też na polskich, lewicowych grupkach w internecie. Mam więc dość dobre pojęcie o tym, co stało się w innych krajach i co nadciąga do Polski. Oto więc moje przepowiednie na następne trzy lata i co Postęp będzie chciał zrobić z naszym krajem.
PreP
Zacznijmy od tematu najbardziej niszowego, który – wbrew pozorom – może Polskę kosztować bardzo wiele: PreP. Co to za śmieszne słowo? Już wyjaśniam!
Jedyne standardy, jakie utrzymuje lewica, to te podwójne. Dlatego też na Zachodzie od dekad temat HIV/AIDS jest jednocześnie tematem tabu, którego nie wolno łączyć z mniejszościami seksualnymi, szczególnie gejami, ale to też sedno „queerowej martylogii”. Z jednej strony, nie wolno nawet zasugerować, że epidemia AIDS miała cokolwiek wspólnego z tym, że w miejskiej, lewicowej subkulturze gejowskiej promowane jest puszczalstwo, którego konsekwencje w latach 80/90tych zabiły miliony mężczyzn. Ale z drugiej strony trzeba opłakiwać śmierć tych osób i podkreślać, że byli gejami, którzy umarli w wyniku zaniku systemu odporności. Ale też nie wolno nawet zająknąć się, że z HIV i innymi chorobami wenerycznymi skutecznie walczy się, ograniczając liczbę partnerów seksualnych. Ale ograniczanie seksu to faszyzm. Z jednej stronie „biedne gejątka”, z drugiej strony „biedne gejątka”.
I to podwójne myślenie, to traktowanie homoseksualnych mężczyzn jakby byli pozbawieni wolicji i mocy sprawczej, ma swoje odzwierciedlenie w państwowej refundacji PrePu. Co to takiego ten Prep? To pre-exposure prophylaxis, profilaktyka przed-ekspozycyjna. Czyli... Lekarstwa na HIV brane profilaktycznie. W jakim celu? Żeby można było uprawiać seks bez zabezpieczeń, oczywiście!
Bo to jest tak: w lipcu 2017r. końca dobiegł patent na Truvadę, czyli główny, nowoczesny lek, który zabija wirus HI. To sprawiło, że mogły wreszcie masowo powstawać generyki o niższej cenie. I najpierw pomysł był taki, żeby afrykańskie prostytutki – tak, to one były pierwotnym targetem PrePu! - brały Truvadę, by nie zarazić się HIV od klientów. Afryka bogata jednak nie jest, a ubogie prostytutki to słaby target biznesowy. A kto uprawia seks na skalę podobną do nich, ale może sobie pozwolić co miesiąc na wydawanie kasy na seks bez zabezpieczeń? Zachodni, lewicowi geje, żyjący w miastach! Et voilà, nowy target znaleziony!
I na początku było tak, że PreP, również na Zachodzie, kupowany był prywatnie. Jak ktoś chciał, to szedł prywatnie do lekarza i płacił za absurdalny przywilej łykania leków na HIV, by nie zarazić się HIV, i nie musieć brać tych samych leków na HIV. Big Farma jednak szybko zrozumiała, że wywieranie presji na całe kraje lepiej się opłaca – i dzisiaj np. Niemcy finansują PreP każdemu, kto ma na niego ochotę. A to kwestia od kilkudziesięciu do kilkuset Euro miesięcznie. Do tego dochodzą obowiązkowe, jednak również finansowane publicznie, badania lekarskie co trzy miesiące i leczenie wszystkich STD, które złapie pacjent po drodze – bo PreP chroni tylko przed HIV, przed kiłą i całą resztą już nie. Długofalowo Niemcy wydają więc miliardy po to, by każdy – obecnie jest to w Niemczech popularne też wśród osób hetero – mógł się zabawić bez prezerwatywy. Z obcymi. Tak często jak, jak tylko chce. Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb!
Kampanie, by to samo wprowadzić w Polsce, trwają w tęczowych środowiskach już od paru lat!
Mowa Miłości, Mowa Nienawiści
„To nic złego, gdy my to robimy!” – to kolejne motto, które zdaje się przyświecać lewicy. Im wolno wyzywać księży od pedofilów. Kiedy jednak ktoś zwróci uwagę, że Foucault – najczęściej cytowany marksista XX wieku – prawdopodobnie był aktywnym pedofilem, to spotyka się z oburzeniem. Im, lewakom, wolno – wbrew dowodom naukowym – propagować pomysł, że to tradycyjne rodziny są źródłem zła i przemocy. Kiedy ktoś jednak zwróci uwagę, że sam koncept gender, „płci społecznej” został wymyślony przez propagującego seks z nieletnimi krzywdziciela dzieci, Johna Money'a, przed którego zabiło się dwóch chłopców, to... ten ktoś jest „szurem”. Lewicy wolno „dekonstruować” wszystko. Jej wolno mówić wszystko. Na lewicę nie wolno złego słowa powiedzieć.
Dlatego też lewica tak walczy o karanie za „mowę nienawiści” - samo pojęcie przynosi jedynie straty innym, a korzyści lewakom. I nie, tu nie chodzi o „zwykłą ludzką przyzwoitość”, ale o zamykanie ludziom ust. Chcecie wiedzieć, jak de facto działa karanie za mowę nienawiści? Spójrzcie na przypadek Kate Scottow z 2019r ze Szkocji.
Kate Scottow to 38-letnia matka aresztowana w lutym 2019r. za to, że napisała na Twitterze, że wątpi w ideologię gender. Że żeby być kobietą, trzeba być kobietą. Że 'trans kobiety' to naprawdę mężczyźni. To wystarczyło, by aresztować ją na oczach dziecka we własnym domu, przetrzymywać ją przez kilka godzin w celi i wytoczyć jej proces. Bo jakiś mężczyzna, któremu wydawało się, że jest kobietą, poczuł się urażony i zawiadomił policję.
I tak samo będzie w Polsce, jeżeli – nie daj Bóg – lewica będzie miała w niej niedługo coś do powiedzenia. Zostaną wtedy wprowadzone prawa, które będą penalizować każdą wypowiedź niezgodną z postępowymi dogmatami. I ani w internecie, ani „w realu” nie będzie wolności słowa i mowy. A jak nie wolno MÓWIĆ, to jak – i po co? - MYŚLEĆ?
C-16
To mogłaby być nazwa helikoptera bojowego, z którym – przynajmniej w prawicowych żartach – mają identyfikować się transseksualiści, osoby niebinarne i wszyscy inni o zmyślonej płci. Nie ma jednak tak dobrze! To nie nazwa trans-samolocika, a nazwa lokalnej, kanadyjskiej ustawy, która... pozwala państwu odebrać rodzicom dzieci, gdy ci nie chcą wspierać „transseksualnej tożsamości potomstwa”. Tak, takie coś istnieje.
Bo dla normalnych ludzi oczywistym jest, że dziecko eksperymentuje z językiem i jego granicami. Ja, mimo że dzieci nie mam (i raczej mieć nie będę), to mam o kilkanaście lat młodszych braci (pozdrowienia dla Kacpra i Sebastiana!) i wiem, że od młodych, dopiero rozwijających się ludzi różne rzeczy można usłyszeć. „Jestem kotem! Jestem duchem! A ty nie masz głowy!” - dzieci testują różne wypowiedzi, by sprawdzić, jaką reakcję wywołają. Odpowiedzialny rodzic może albo włączyć się wtedy do zabawy, albo wytłumaczyć, że dziecko nie jest zwierzęciem, duchy, upiory i inne potwory nie istnieją, a głowa jest potrzebna – przynajmniej większości – do życia. Nie inaczej jest, gdy chłopczyk mówi, że jest dziewczynką, a dziewczynka – chłopczykiem.
Wiedzą o tym trans-aktywiści. Wiedzą i nie mogą na to pozwolić – bo to zmniejsza ich liczby. Wypaczanie dzieci to ich sposób na rozmnażanie. Dlatego tam, gdzie to możliwe powprowadzali prawa, które dają im kontrolę nad rodzinami i ich potomstwem. Kanadyjski Bill C-16 to najlepszy przykład.
Od jego wprowadzenia w 2017r., każdy musi przytakiwać chłopcu, któremu wydaje się, że jest dziewczynką. Od jego wprowadzenia rodzice – i każdy inny! - musi mówić do dziewczynki per „on”, jeżeli ona ma taki kaprys. I jeżeli ktoś myśli, że wyznawcy gender nie spróbują tego samego w Polsce, to... jest naiwny.
Lewica spróbuje wszystkich trzech z tych rzeczy. Będzie opłakiwać gejów i kłamać, że „są naturalnie bardziej narażeni na choroby weneryczne”, niż reszta społeczeństwa. Aktywiści będą szantażować, że „tęczowe dzieciaki sobie zrobią krzywdę”, jeżeli nie zakażemy „mowy nienawiści”. A genderowcy będą skamleć, że to „zwykła ludzka przyzwoitość” nazywać białe czarnym.
Lewica będzie starała się w was wykorzystać to, co najlepsze – miłość do bliźniego, litość, współczucie, wasze najlepsze intencje. Nie dajcie się wtedy! To tymi i innymi, najlepszymi intencjami usłane są drogi piekielne!