Krysztopa: Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie

Andrzej Duda wygrał wybory, oczywiście nie wątpię, że przeróżne "nadzwyczajne kasty" zakwestionują jego mandat, ale ich zwieszone na kwintę nosy świadczą najlepiej o tym, że sami w powodzenie "histerii Nr 6354" nie wierzą. Jednocześnie, wygrane przez obecnego prezydenta wybory, są ostrzeżeniem dla obozu rządzącego i szerzej dla tych, którym nie w smak radosne progresywne pląsy. Struktura elektoratu Andrzeja Dudy, szczególnie wiekowa, daje mu zwycięstwo, ale każe też z niepokojem myśleć o przyszłości.
 Krysztopa: Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie
/ Pixabay.com
Tu pewne zastrzeżenie. Moi szacowni koledzy publicyści, podkreślając problem struktury elektoratu, zakładają z góry, że młodzi ludzie, którzy dziś zdają się pod absolutnym wpływem inżynierów społecznych (usiłujących implementować również w Polsce model "nowego człowieka", którego "wolność" polega na dziwacznym ubiorze i możliwości "wyboru płci", ale zupełnie abstrahuje od jego wolności politycznych, cedując je na "oświecone kasty" mające "weryfikować" demokratyczne wybory pospólstwa i pasać je tak aby nie wchodziło w szkodę inżynierom społecznym), będą takie nadal kiedy dorosną na trwałe zmieniając społeczeństwo. Jest w tym oczywiście dużo racji, presja kulturowa marksistów jest ogromna, ale sądzę, że jednak, a mam za sobą osobiste, podobne doświadczenia, część jednak z wiekiem zmądrzeje. I tak, owszem, w wiek "wyborczy" wejdą roczniki "otumanione" kulturowym marksizmem, ale też inne zdążą w tym czasie, wraz z wiekiem zmądrzeć, choćby obserwując konsekwencje "rewolucji" na zachodzie.

Z apokaliptycznego założenia, że zmierzamy do nieuchronnej klęski tradycyjnej cywilizacji, wynikającej z katastrofy formacji nowych pokoleń, czym bardzo sprawnie zajęli się wymienieni wyżej inżynierowie społeczni, wobec abdykacji państwa zajętego "zmniejszaniem podstaw programowych" i "uczeniem umiejętności zamiast wiedzy", niektórym politologom i publicystom, urodził się wniosek, że jedynym słusznym kierunkiem, jest swego rodzaju "przystosowanie się do potrzeb młodzieży", złożenie jej swego rodzaju "zeuropeizowanej" oferty. Otóż mnie się wydaje, że niezupełnie.

Oczywiście zgadzam się co do zasady z diagnozą. Sytuacja z punktu widzenia konserwatysty, jest trudna. Wpływ Kościoła Katolickiego, zarówno pod wpływem kolejnych uderzeń jego wrogów, ale również pewnego wewnętrznego oportunizmu, słabnie i nic nie wskazuje na to żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Jeżeli chodzi o szkołę, to mam wrażenie, że w na formację nowych kolejnych roczników młodych Polaków, większy wpływ ma jaruzelski, "postępowy" ZNP i podręczniki, w których Wałęsa jest "bohaterem", niż oczywiste dla dorosłych fakty historyczne. Z drugiej strony budowana od dziesięcioleci "progresywna" machina propagandowa przenika większość warstw życia społecznego, a jedyne istotne medium, za pomocą którego młodzi poznają świat, internet, jest opanowane przez kilka koncernów, które stosując brutalną korporacyjną cenzurę, pilnują, by miażdżąco dominowały wyłącznie opinie uznane za "prawidłowe". Można się temu oczywiście poddać. To łatwe. Tak zrobili konserwatyści, czy właściwie już chyba "konserwatyści" na zachodzie.

Pytanie tylko wtedy, po co to wszystko? Po co zerwaliśmy się wszyscy w 2015 roku, żeby coś zmienić? Można było kontynuować "modernizację" i "europeizację" w stylu zachodnim, a w zasadzie w jego kolonialnej wersji dla Polaków, dziś bylibyśmy już o wiele bardziej "zmodernizowani" i "zeuropeizowani", nasi "europejscy partnerzy" klepaliby nas po plecach, zagraniczne media pisały o nas "dobrze", albo wcale, bo i po co, a "mądrzejsi od nas" wyznaczali nam przypisane role taniej siły roboczej i rynku zbytu.

No chyba, że jednak chcielibyśmy dla naszych dzieci czegoś więcej. Wtedy ma to swoje konsekwencje, jest o wiele trudniejsze, bo jeśli zgłasza się swoje realne interesy w grze przy geopolitycznym stole, inni mogą się denerwować, ponieważ często są to interesy sprzeczne z ich interesami. Ba, jeśli uda nam się jakiś interes obronić, w sytuacji, w której kto inny może stracić, mogą się wręcz wściec i żyć przeciwko nam brutalnych i niezgodnych z deklarowanymi wartościami, środków.

I nie jesteśmy tutaj zupełnie bezbronni. Ani na poziomie wewnętrznym ani zewnętrznym.

Dziś w internecie dominuje przekaz "progresywny" a nawet generatory memów są zdominowane przez "progresywną" propagandę. Ale nie zawsze tak było. W 2014, 2015 roku, czego Prawo i Sprawiedliwość kompletnie nie zrozumiało i co kompletnie olało, w internecie dominował przekaz "niepoprawny politycznie". Właśnie dlatego PiS wygrał wybory. Dlatego, że ludzie jak "małe mróweczki" zapewnili mu alternatywne kanały dotarcia do ludzi, w tym młodych! Alternatywne wobec "wiodących mediów". Ci ludzie nadal tam są, ale w związku z powrotem Prawa i Sprawiedliwości do polityki prowadzonej zakulisowo, czują się zdemobilizowani. Nie każdy da się nabrać na hurrapatriotyczne hasła nie poparte konkretami. Ci ludzie słyszeli o tym jak jesteśmy "twardzi" ws. imigracji, a potem, że zostaliśmy liderem jej absorpcji w Europie. Słyszeli o "obronie tradycyjnych wartości", a potem słyszeli jak posłowie PiS używają znanych zupełnie skądinąd argumentów przeciwko ustawom ograniczającym aborcję. Słyszeli coś o "walce z cenzurą w sieci", a efekty chyba zerwały im boki. Trudno im się więc dziwić. Prawu i Sprawiedliwości wydaje się, że wystarczy mu siermiężna telewizja. Tym razem jeszcze wystarczy, ale to już chyba ostatni raz. Może trzeba sobie o tym przypomnieć?

Zresztą, w 2015 roku PiS i takiej telewizji nie miało. Jeśli wygrało, to jak piszę, dzięki internetowi, ale też dzięki wizji, którą przedstawiło. Wizji, która porwała miliony. I własnie tego moim zdaniem dziś, zajęte walkami frakcyjnymi i podziałem fruktów władzy, Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje. Wizji, która będzie atrakcyjna i dla starszych i dla młodszych, wizji na miarę "Polski Solidarnej", która przeciwstawiona Polsce liberalnej, dała zwycięstwo Lechowi Kaczyńskiemu. Wizji na miarę "IV RP", która dała lata temu zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości. Wizji, która sprawi, że Polacy poczują mrowienie dumy bycia Polakami. Brzmi pompatycznie? Może trochę, ale to możliwe.

Programy społeczne PiS przywróciły Polakom wiele godności, trzeba ich strzec, choć też weryfikować ich skuteczność w osiąganiu celów, które miały osiągnąć. Elektorat, który to rozumie PiS już ma i bardziej mieć nie będzie. Powtarzanie, że "sroczka temu dała na miseczkę, a temu dała na łyżeczkę" już nie działa. Trudno się pochwalić "sukcesami" w reformowaniu edukacji czy ślimaczącej się modernizacji armii, ale kwestie kwoty wolnej od podatku, czy pomocy frankowiczom, nadal leżą na stole, kwestia cenzury w sieci nadal jest paląca, a przykład Brazylii pokazuje, że wcale nie trzeba klęczeć przed "wielkimi amerykańskimi koncernami". To nie są rzeczy, które dotyczą konserwatystów, to są rzeczy, które mocno dotykają większości Polaków, a być może najbardziej własnie młodych.

Dziwię się natomiast, że nie jest zbyt mocno podnoszona kwestia zmiany miejsca Polski na arenie międzynarodowej. Oczywiście to nie koniec żadnej drogi, co najwyżej dobry początek, ale to, że przed chwilą byliśmy jedynie niemieckim narzędziem, a obecnie zyskujemy na własnym ciężarze gatunkowym, który staje się coraz bardziej atrakcyjny dla naszych regionalnych partnerów, jest czymś co najmniej bardzo ważnym. Czy dobrze rozgrywamy tę geopolityczną partię szachów, nie jestem pewien, ale być może trafiamy w jakieś najeżone zagrożeniami, ale jednak przychylne nam wreszcie geopolityczne okienko, wobec relatywnie upadającej Rosji i zgrzytającego niemieckiego mechanizmu eksploatacji Europy. Okienko, w którym przekleństwo naszego geopolitycznego położenia, staje się znów naszym atutem.

Dzięki niemu, mamy szansę zrealizować ideę, o której pisałem od lat, wtedy śmiano się ze mnie, ideę Międzymorza, dziś raczej Trójmorza. W układzie którego nasi wschodni, południowi i północno-wschodni partnerzy, ciążą w nasza stronę jako środka ciężkości regionu. To służy i nam i regionowi, który nareszcie nie jest skazany wyłącznie na bycie niemiecką kolonią w ramach koncepcji Mitteleuropy. Oczywiście wiele tu do zrobienia, a gwarancji sukcesu nie ma, ale warto zauważyć, że samo bycie hubem energetycznym, powoduje, że rzeczy wcześniej niemożliwe na linii Polska-Białoruś, nabierają pewnych cech realności. Od lat negatywnie nastawione do nas Litwa, jednak siada przy wspólnym stole. Ze Słowacją i Rumunią pogłębiamy istotnie współpracę wojskową. Tak jak piszę, to nie koniec, to początek, właściwie dopiero szansa, ale już dość realna. W dodatku pod silną protekcją Stanów Zjednoczonych (nie, to nie oznacza, że powinniśmy wszystkie jajka trzymać w jednym koszyku).

I tutaj łączą się elementy wewnętrzne z zewnętrznymi. Po to żeby Polska mogła rolę takiego środka ciężkości pełnić, musi być coraz silniejsza. Zarówno na poziomie coraz bardziej zamożnych obywateli, jak i na poziomie państwa, któremu dziś szwankują istotne elementy. Kto wie jak spadłby już tragicznie niski przyrost naturalny, gdyby nie 500+, ale też jakoś istotnie nie wzrósł. Potrzebne są kolejne działania prodemograficzne, potrzebna jest samodzielna silna armia, to powinien być jeden z absolutnych priorytetów. To się nie może tak ślimaczyć jak się ślimaczy, bo w takim kształcie jest zagrożeniem bezpieczeństwa nas wszystkich, potrzebna jest reforma edukacji, która wymiecie wreszcie komunistyczne złogi, które zatruwają dziś pod płaszczykiem "nowoczesności", tymi samymi marksistowskimi ideami, którymi zatruwały za PRL, ba, wychowały sobie następców, edukacji, która ma wychowywać obywatela świadomego swoich interesów, zarówno na poziomie jednostki, jak i narodu, a nie bezmyślnego połykacza "poprawnościowej" papki, potrzebna jest reforma struktury państwa, które przydając sobie kolejnych organów do pokonywania kolejnych trudności, straciło wiele na swojej ergonomii i dziś często "metody" jego działania, same są problemem. Potrzebna realizacja ambitnych projektów infrastrukturalnych, Centralny Poart Komunikacyjny i przekop Mierzei muszą stać się faktem. I tak dalej i temu podobne.

To wszystko układa mi się w wizję, która kojarzy mi się nieco z żartobliwym "Wielkim Imperium Lechickim" Rafała Otoki-Frąckiewicza, a poważniej czymś co na swój prywatny użytek nazywam "Wielką Polską". Znów może nieco pompatycznie, ale nie chodzi tutaj o budowę jakieś "Polski od Atlantyku po Ural" tylko sprawnego mechanizmu, który na tyle rozwinie swoje potencjały wewnętrzne i zewnętrzne, że będzie zdolny do samodzielnego istnienia w relatywnie bezpiecznym otoczeniu.

Uważam, że takiej wizji potrzebujemy, a nie uginania się przed "europejskością", ponieważ to uginanie się nie przyniesie nam żadnego zysku, oprócz krótkotrwałego oddechu od "rzygu" poprawnościowych propagandystów. Co nam po tym, że weźmiemy bardziej aktywny udział w upadku cywilizacyjnym? Że będziemy partycypowali w końcu współczesnego "Rzymu". Oczywiście tak czy inaczej będziemy, ale wydaje mi się, że skutki tu lepiej ograniczać niż się im poddawać. Nie wyklucza to w żadnym stopniu różnego rodzaju "mimikry", jeśli tylko prowadzi ona do właściwych celów.

Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie - oczywiście tytuł dałem tu nieco prowokacyjny, przesadny, ale też nie do końca. Ten kto taką wizję potrafi narzucić, uważam, że nie będzie się musiał "dostosowywać". A przynajmniej nie realnie. Pozostaje pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość potrafi zagospodarować te potencjały, czy nie potrafi, a wtedy czy sięgnie po nie kto inny? Zapewne przekonamy się w ciągu najbliższych trzech lat

Cezary Krysztopa

 

POLECANE
Od lat 90' wokół Auschwitz dzieją się dziwne rzeczy gorące
Od lat 90' wokół Auschwitz dzieją się dziwne rzeczy

Już za miesiąc 14 czerwca mamy 85 rocznicę I-go Transportu Polaków do tworzonego właśnie KL Auschwitz w polskim, ale włączonym w 1939 r. do III Rzeszy Oświęcimiu.

Odkryto potężne złoża gazu na Morzu Czarnym z ostatniej chwili
Odkryto potężne złoża gazu na Morzu Czarnym

Odkryliśmy na Morzu Czarnym złoża gazu wynoszące 75 mld metrów sześciennych - poinformował w sobotę w Stambule prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan.

Nie żyje wybitna polska śpiewaczka Wiadomości
Nie żyje wybitna polska śpiewaczka

Zmarła prof. Jadwiga Rappé - jedna z najwybitniejszych polskich śpiewaczek, której niezwykły głos i charyzma uczyniły ją legendą scen muzycznych. Informację o śmierci artystki przekazała rodzina, podkreślając: „Pozostawiła po sobie bogate dziedzictwo - zarówno to muzyczne, jak i osobiste: męża, dzieci, wnuki oraz przyjaciół.”

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie

Sobota i niedziela będą pochmurne i deszczowe, lokalnie mogą pojawić się burze z opadami drobnego gradu. W nocy z soboty na niedzielę na wschodzie i południu kraju wystąpią przymrozki - poinformował synoptyk IMGW Wiesław Winnicki.

Sprawa B’nai B’rith przeciwko ks. prof. Janowi Guzowi umorzona. Stowarzyszenie ma zwrócić koszty postępowania Wiadomości
Sprawa B’nai B’rith przeciwko ks. prof. Janowi Guzowi umorzona. Stowarzyszenie ma zwrócić koszty postępowania

Tuż przed ciszą wyborczą zapadła decyzja, która odbiła się szerokim echem. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście zdecydował o umorzeniu sprawy karnej przeciwko ks. prof. Tadeuszowi Guzowi. Sprawa została wniesiona przez Żydowskie Stowarzyszenie B’nai B’rith w formie subsydiarnego aktu oskarżenia, jednak sąd nie tylko odmówił przeprowadzenia postępowania dowodowego, ale także nałożył na oskarżycieli obowiązek zwrotu kosztów postępowania.

Popularny program znika z anteny Polsatu Wiadomości
Popularny program znika z anteny Polsatu

Widzowie porannego programu „Halo tu Polsat” będą musieli zrobić sobie przerwę od codziennych spotkań z ulubionymi prowadzącymi. Telewizja Polsat poinformowała, że śniadaniówka znika z anteny na kilka tygodni. Powodem są zaplanowane urlopy ekipy odpowiedzialnej za produkcję.

Trump zapowiedział rozmowy z Putinem i Zełenskim. Padła data z ostatniej chwili
Trump zapowiedział rozmowy z Putinem i Zełenskim. Padła data

Prezydent USA Donald Trump poinformował w sobotę, że w poniedziałek będzie rozmawiał przez telefon z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem, a następnie z szefem ukraińskiego państwa Wołodymyrem Zełenskim.

Tęsknimy bardzo. Justyna Kowalczyk-Tekieli opublikowała poruszający wpis Wiadomości
"Tęsknimy bardzo". Justyna Kowalczyk-Tekieli opublikowała poruszający wpis

17 maja 2025 roku mijają dokładnie dwa lata od śmierci Kacpra Tekielego, znanego alpinisty i prywatnie męża Justyny Kowalczyk-Tekieli. Tego dnia w mediach społecznościowych biegaczka opublikowała poruszający wpis, w którym upamiętniła swojego ukochanego.

Sprawa zaginionej 11-latki z Żor. Znamy zarzuty wobec podejrzanego mężczyzny pilne
Sprawa zaginionej 11-latki z Żor. Znamy zarzuty wobec podejrzanego mężczyzny

W piątek prokuratura przedstawiła 24-latkowi z Żor dwa zarzuty: zatrzymania, wbrew woli prawnego opiekuna, osoby małoletniej oraz dopuszczenia wobec pokrzywdzonej innej czynności seksualnej, za co grozi mu kara do 15 lat pozbawienia wolności.

Nowe doniesienia o księżnej Kate. Pałac Buckingham przerwał milczenie Wiadomości
Nowe doniesienia o księżnej Kate. Pałac Buckingham przerwał milczenie

James Middleton, brat księżnej Kate, po raz pierwszy publicznie odniósł się do trudnych chwil, jakie przeżyła jego siostra, gdy walczyła z nowotworem. W rozmowie z The Times opowiedział o emocjach, jakie towarzyszyły jego rodzinie w czasie choroby księżnej Walii.

REKLAMA

Krysztopa: Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie

Andrzej Duda wygrał wybory, oczywiście nie wątpię, że przeróżne "nadzwyczajne kasty" zakwestionują jego mandat, ale ich zwieszone na kwintę nosy świadczą najlepiej o tym, że sami w powodzenie "histerii Nr 6354" nie wierzą. Jednocześnie, wygrane przez obecnego prezydenta wybory, są ostrzeżeniem dla obozu rządzącego i szerzej dla tych, którym nie w smak radosne progresywne pląsy. Struktura elektoratu Andrzeja Dudy, szczególnie wiekowa, daje mu zwycięstwo, ale każe też z niepokojem myśleć o przyszłości.
 Krysztopa: Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie
/ Pixabay.com
Tu pewne zastrzeżenie. Moi szacowni koledzy publicyści, podkreślając problem struktury elektoratu, zakładają z góry, że młodzi ludzie, którzy dziś zdają się pod absolutnym wpływem inżynierów społecznych (usiłujących implementować również w Polsce model "nowego człowieka", którego "wolność" polega na dziwacznym ubiorze i możliwości "wyboru płci", ale zupełnie abstrahuje od jego wolności politycznych, cedując je na "oświecone kasty" mające "weryfikować" demokratyczne wybory pospólstwa i pasać je tak aby nie wchodziło w szkodę inżynierom społecznym), będą takie nadal kiedy dorosną na trwałe zmieniając społeczeństwo. Jest w tym oczywiście dużo racji, presja kulturowa marksistów jest ogromna, ale sądzę, że jednak, a mam za sobą osobiste, podobne doświadczenia, część jednak z wiekiem zmądrzeje. I tak, owszem, w wiek "wyborczy" wejdą roczniki "otumanione" kulturowym marksizmem, ale też inne zdążą w tym czasie, wraz z wiekiem zmądrzeć, choćby obserwując konsekwencje "rewolucji" na zachodzie.

Z apokaliptycznego założenia, że zmierzamy do nieuchronnej klęski tradycyjnej cywilizacji, wynikającej z katastrofy formacji nowych pokoleń, czym bardzo sprawnie zajęli się wymienieni wyżej inżynierowie społeczni, wobec abdykacji państwa zajętego "zmniejszaniem podstaw programowych" i "uczeniem umiejętności zamiast wiedzy", niektórym politologom i publicystom, urodził się wniosek, że jedynym słusznym kierunkiem, jest swego rodzaju "przystosowanie się do potrzeb młodzieży", złożenie jej swego rodzaju "zeuropeizowanej" oferty. Otóż mnie się wydaje, że niezupełnie.

Oczywiście zgadzam się co do zasady z diagnozą. Sytuacja z punktu widzenia konserwatysty, jest trudna. Wpływ Kościoła Katolickiego, zarówno pod wpływem kolejnych uderzeń jego wrogów, ale również pewnego wewnętrznego oportunizmu, słabnie i nic nie wskazuje na to żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Jeżeli chodzi o szkołę, to mam wrażenie, że w na formację nowych kolejnych roczników młodych Polaków, większy wpływ ma jaruzelski, "postępowy" ZNP i podręczniki, w których Wałęsa jest "bohaterem", niż oczywiste dla dorosłych fakty historyczne. Z drugiej strony budowana od dziesięcioleci "progresywna" machina propagandowa przenika większość warstw życia społecznego, a jedyne istotne medium, za pomocą którego młodzi poznają świat, internet, jest opanowane przez kilka koncernów, które stosując brutalną korporacyjną cenzurę, pilnują, by miażdżąco dominowały wyłącznie opinie uznane za "prawidłowe". Można się temu oczywiście poddać. To łatwe. Tak zrobili konserwatyści, czy właściwie już chyba "konserwatyści" na zachodzie.

Pytanie tylko wtedy, po co to wszystko? Po co zerwaliśmy się wszyscy w 2015 roku, żeby coś zmienić? Można było kontynuować "modernizację" i "europeizację" w stylu zachodnim, a w zasadzie w jego kolonialnej wersji dla Polaków, dziś bylibyśmy już o wiele bardziej "zmodernizowani" i "zeuropeizowani", nasi "europejscy partnerzy" klepaliby nas po plecach, zagraniczne media pisały o nas "dobrze", albo wcale, bo i po co, a "mądrzejsi od nas" wyznaczali nam przypisane role taniej siły roboczej i rynku zbytu.

No chyba, że jednak chcielibyśmy dla naszych dzieci czegoś więcej. Wtedy ma to swoje konsekwencje, jest o wiele trudniejsze, bo jeśli zgłasza się swoje realne interesy w grze przy geopolitycznym stole, inni mogą się denerwować, ponieważ często są to interesy sprzeczne z ich interesami. Ba, jeśli uda nam się jakiś interes obronić, w sytuacji, w której kto inny może stracić, mogą się wręcz wściec i żyć przeciwko nam brutalnych i niezgodnych z deklarowanymi wartościami, środków.

I nie jesteśmy tutaj zupełnie bezbronni. Ani na poziomie wewnętrznym ani zewnętrznym.

Dziś w internecie dominuje przekaz "progresywny" a nawet generatory memów są zdominowane przez "progresywną" propagandę. Ale nie zawsze tak było. W 2014, 2015 roku, czego Prawo i Sprawiedliwość kompletnie nie zrozumiało i co kompletnie olało, w internecie dominował przekaz "niepoprawny politycznie". Właśnie dlatego PiS wygrał wybory. Dlatego, że ludzie jak "małe mróweczki" zapewnili mu alternatywne kanały dotarcia do ludzi, w tym młodych! Alternatywne wobec "wiodących mediów". Ci ludzie nadal tam są, ale w związku z powrotem Prawa i Sprawiedliwości do polityki prowadzonej zakulisowo, czują się zdemobilizowani. Nie każdy da się nabrać na hurrapatriotyczne hasła nie poparte konkretami. Ci ludzie słyszeli o tym jak jesteśmy "twardzi" ws. imigracji, a potem, że zostaliśmy liderem jej absorpcji w Europie. Słyszeli o "obronie tradycyjnych wartości", a potem słyszeli jak posłowie PiS używają znanych zupełnie skądinąd argumentów przeciwko ustawom ograniczającym aborcję. Słyszeli coś o "walce z cenzurą w sieci", a efekty chyba zerwały im boki. Trudno im się więc dziwić. Prawu i Sprawiedliwości wydaje się, że wystarczy mu siermiężna telewizja. Tym razem jeszcze wystarczy, ale to już chyba ostatni raz. Może trzeba sobie o tym przypomnieć?

Zresztą, w 2015 roku PiS i takiej telewizji nie miało. Jeśli wygrało, to jak piszę, dzięki internetowi, ale też dzięki wizji, którą przedstawiło. Wizji, która porwała miliony. I własnie tego moim zdaniem dziś, zajęte walkami frakcyjnymi i podziałem fruktów władzy, Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje. Wizji, która będzie atrakcyjna i dla starszych i dla młodszych, wizji na miarę "Polski Solidarnej", która przeciwstawiona Polsce liberalnej, dała zwycięstwo Lechowi Kaczyńskiemu. Wizji na miarę "IV RP", która dała lata temu zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości. Wizji, która sprawi, że Polacy poczują mrowienie dumy bycia Polakami. Brzmi pompatycznie? Może trochę, ale to możliwe.

Programy społeczne PiS przywróciły Polakom wiele godności, trzeba ich strzec, choć też weryfikować ich skuteczność w osiąganiu celów, które miały osiągnąć. Elektorat, który to rozumie PiS już ma i bardziej mieć nie będzie. Powtarzanie, że "sroczka temu dała na miseczkę, a temu dała na łyżeczkę" już nie działa. Trudno się pochwalić "sukcesami" w reformowaniu edukacji czy ślimaczącej się modernizacji armii, ale kwestie kwoty wolnej od podatku, czy pomocy frankowiczom, nadal leżą na stole, kwestia cenzury w sieci nadal jest paląca, a przykład Brazylii pokazuje, że wcale nie trzeba klęczeć przed "wielkimi amerykańskimi koncernami". To nie są rzeczy, które dotyczą konserwatystów, to są rzeczy, które mocno dotykają większości Polaków, a być może najbardziej własnie młodych.

Dziwię się natomiast, że nie jest zbyt mocno podnoszona kwestia zmiany miejsca Polski na arenie międzynarodowej. Oczywiście to nie koniec żadnej drogi, co najwyżej dobry początek, ale to, że przed chwilą byliśmy jedynie niemieckim narzędziem, a obecnie zyskujemy na własnym ciężarze gatunkowym, który staje się coraz bardziej atrakcyjny dla naszych regionalnych partnerów, jest czymś co najmniej bardzo ważnym. Czy dobrze rozgrywamy tę geopolityczną partię szachów, nie jestem pewien, ale być może trafiamy w jakieś najeżone zagrożeniami, ale jednak przychylne nam wreszcie geopolityczne okienko, wobec relatywnie upadającej Rosji i zgrzytającego niemieckiego mechanizmu eksploatacji Europy. Okienko, w którym przekleństwo naszego geopolitycznego położenia, staje się znów naszym atutem.

Dzięki niemu, mamy szansę zrealizować ideę, o której pisałem od lat, wtedy śmiano się ze mnie, ideę Międzymorza, dziś raczej Trójmorza. W układzie którego nasi wschodni, południowi i północno-wschodni partnerzy, ciążą w nasza stronę jako środka ciężkości regionu. To służy i nam i regionowi, który nareszcie nie jest skazany wyłącznie na bycie niemiecką kolonią w ramach koncepcji Mitteleuropy. Oczywiście wiele tu do zrobienia, a gwarancji sukcesu nie ma, ale warto zauważyć, że samo bycie hubem energetycznym, powoduje, że rzeczy wcześniej niemożliwe na linii Polska-Białoruś, nabierają pewnych cech realności. Od lat negatywnie nastawione do nas Litwa, jednak siada przy wspólnym stole. Ze Słowacją i Rumunią pogłębiamy istotnie współpracę wojskową. Tak jak piszę, to nie koniec, to początek, właściwie dopiero szansa, ale już dość realna. W dodatku pod silną protekcją Stanów Zjednoczonych (nie, to nie oznacza, że powinniśmy wszystkie jajka trzymać w jednym koszyku).

I tutaj łączą się elementy wewnętrzne z zewnętrznymi. Po to żeby Polska mogła rolę takiego środka ciężkości pełnić, musi być coraz silniejsza. Zarówno na poziomie coraz bardziej zamożnych obywateli, jak i na poziomie państwa, któremu dziś szwankują istotne elementy. Kto wie jak spadłby już tragicznie niski przyrost naturalny, gdyby nie 500+, ale też jakoś istotnie nie wzrósł. Potrzebne są kolejne działania prodemograficzne, potrzebna jest samodzielna silna armia, to powinien być jeden z absolutnych priorytetów. To się nie może tak ślimaczyć jak się ślimaczy, bo w takim kształcie jest zagrożeniem bezpieczeństwa nas wszystkich, potrzebna jest reforma edukacji, która wymiecie wreszcie komunistyczne złogi, które zatruwają dziś pod płaszczykiem "nowoczesności", tymi samymi marksistowskimi ideami, którymi zatruwały za PRL, ba, wychowały sobie następców, edukacji, która ma wychowywać obywatela świadomego swoich interesów, zarówno na poziomie jednostki, jak i narodu, a nie bezmyślnego połykacza "poprawnościowej" papki, potrzebna jest reforma struktury państwa, które przydając sobie kolejnych organów do pokonywania kolejnych trudności, straciło wiele na swojej ergonomii i dziś często "metody" jego działania, same są problemem. Potrzebna realizacja ambitnych projektów infrastrukturalnych, Centralny Poart Komunikacyjny i przekop Mierzei muszą stać się faktem. I tak dalej i temu podobne.

To wszystko układa mi się w wizję, która kojarzy mi się nieco z żartobliwym "Wielkim Imperium Lechickim" Rafała Otoki-Frąckiewicza, a poważniej czymś co na swój prywatny użytek nazywam "Wielką Polską". Znów może nieco pompatycznie, ale nie chodzi tutaj o budowę jakieś "Polski od Atlantyku po Ural" tylko sprawnego mechanizmu, który na tyle rozwinie swoje potencjały wewnętrzne i zewnętrzne, że będzie zdolny do samodzielnego istnienia w relatywnie bezpiecznym otoczeniu.

Uważam, że takiej wizji potrzebujemy, a nie uginania się przed "europejskością", ponieważ to uginanie się nie przyniesie nam żadnego zysku, oprócz krótkotrwałego oddechu od "rzygu" poprawnościowych propagandystów. Co nam po tym, że weźmiemy bardziej aktywny udział w upadku cywilizacyjnym? Że będziemy partycypowali w końcu współczesnego "Rzymu". Oczywiście tak czy inaczej będziemy, ale wydaje mi się, że skutki tu lepiej ograniczać niż się im poddawać. Nie wyklucza to w żadnym stopniu różnego rodzaju "mimikry", jeśli tylko prowadzi ona do właściwych celów.

Albo Polska będzie wielka, albo jej nie będzie - oczywiście tytuł dałem tu nieco prowokacyjny, przesadny, ale też nie do końca. Ten kto taką wizję potrafi narzucić, uważam, że nie będzie się musiał "dostosowywać". A przynajmniej nie realnie. Pozostaje pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość potrafi zagospodarować te potencjały, czy nie potrafi, a wtedy czy sięgnie po nie kto inny? Zapewne przekonamy się w ciągu najbliższych trzech lat

Cezary Krysztopa


 

Polecane
Emerytury
Stażowe