[Tylko u nas] Prof. David Engels: Maniakalna krytyka Trumpa w niemieckich mediach. Niedobrze się robi
![[Tylko u nas] Prof. David Engels: Maniakalna krytyka Trumpa w niemieckich mediach. Niedobrze się robi](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/49350.jpg)
Trump jest regularnie, choć całkowicie bezpodstawnie oskarżany o odpowiedzialność za (rzekomo) szalejący w USA rasizm. A to, że incydent z George'em Floydem (tak jak i wiele innych) miał akurat miejsce w mieście i w stanie będącymi od dawna bastionem demokratów, i że tamtejsza policja składa się z przedstawicieli wielu grup etnicznych - wydaje się nikogo nie interesować. W mediach obowiązuje jedynie słuszny przekaz, iż owe demonstracje są „w większości pokojowe”, że jest to pokojowy zryw obywateli - a to, że całe dzielnice zostały splądrowane i spalone, że są setki rannych a nawet zabici, o tym się konsekwentnie milczy lub interpretuje jako „przypadki jednostkowe” względnie jako przejaw „sprawiedliwego gniewu”.
Mówi się, że polityka Donalda Trumpa jest generalnie szkodliwa dla społeczności kolorowych - a to, że jego polityka odnośnie rynku pracy jest akurat najbardziej korzystna dla tychże społeczności, już na żadną wzmiankę nie zasługuje. Mówi się, że Trump dolewa oliwy do ognia, grożąc użyciem Gwardii Narodowej o ile władze stanowe nie zdołają opanować coraz bardziej destrukcyjnych zamieszek - a że kilka lat temu w analogicznej sytuacji ulubieniec niemieckich mediów, prezydent Obama, ogłosił dokładnie to samo, to oczywiście nie pasuje do obrazu i jest skrupulatnie pomijane. Trump jest krytykowany nawet za to, że dał się sfotografować z Biblią w ręku przed bogatym w tradycje, zdewastowanym przez rabusiów kościołem św. Jana w Waszyngtonie i że jakoby w ten sposób manipuluje wiarą, że przez to swoje demonstracyjne chrześcijaństwo narusza jakoby zasadę wolności religijnej - podczas gdy jego przeciwnicy nie mają najmniejszego problemu z tym, aby promować nachalnie wszelkie „religijne” i „kulturowe odmienności i różnorodności”, a już szczególnie gdy dotyczy to islamu. Oczywiście również zapowiedź Trumpa o monitorowaniu, a nawet zakazie Antify, gdy okazało się, że wzywała ona do grabieży i podpaleń, niemieckim mediom posłużyła jako przykład jego skrywanych faszystowskich sentymentów, a wysocy rangą niemieccy politycy prześcigali się w tym czasie w swym poparciu dla tej skrajnie lewicowej organizacji, zapominając jednak, że również w Niemczech organizacja ta jest obserwowana przez Urząd Ochrony Konstytucji i słusznie uważana jest za głównego prowodyra światopoglądowego terroru wobec ludzi o poglądach konserwatywnych - to oczywiście również jest przemilczane lub umniejszane jako „obywatelskie zaangażowanie przeciwko prawicy”.
A już całkowicie absurdalne wydaje się to, że ta poniekąd sztucznie podtrzymywana od wielu tygodni panika związana z koronawirusem, nagle znika jako gorący medialny temat, gdyż trzeba było zrobić miejsce dla doniesień o masowych protestach przeciwko rasizmowi w Ameryce: bo o ile wcześniej ogień medialny przeciwko Trumpowi skoncentrowany był na jego rzekomo niewystarczająco poważnym potraktowaniu zagrożenia pandemicznego, a jego decyzja o stopniowym, zdecentralizowanym łagodzeniu ograniczeń kwarantanny ma jakoby narażać na śmiertelne niebezpieczeństwo „miliony” istnień ludzkich - o tyle teraz, gdy pojawiła się potrzeba przedstawiania tych demonstracji i rozruchów jako pokojowego powstania przeciwko Trumpowi, i w ogóle przeciwko „prawicy”, konieczność zachowania dystansu społecznego, to co wiąże się z tzw. „super-spreader“-Events, ba, nawet wymóg noszenia maseczek nagle zostały całkowicie zapominane - również w Niemczech, gdzie w miniony weekend miały miejsce liczne manifestacje przeciwko rasizmowi, podczas których kolorowa społeczność miała okazję ponarzekać na rzekomo wszechobecny rasizm i przedstawić swoje „żądania” ...
Rzecz jasna również w „politycznie poprawnych ” mediach francuskich i brytyjskich można znaleźć przykłady takiego jednostronnego raportowania, suflowanego zresztą przez medialne okręty flagowe amerykańskiej partii demokratycznej, takie jak CNN czy MSNBC, które odkryły teraz swoją kolejną szansę przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Nigdzie jednak tak jak w Niemczech nie osiągnęło to tak maniakalnych form i rozmiarów, gdzie Donald Trump stylizowany jest już niemal na potwora, na demonicznego antyczłowieka - a wszystko to mogłoby być nawet śmieszne, gdyby nie miało aż tak tragicznych skutków dla partnerstwa transatlantyckiego, a jednocześnie nie stanowiło bardzo niepokojącego przejawu głębokich zmian w całym naszym systemie wartości. Bo jeśli przyjrzeć się uważnie temu permanentnemu „waleniu w Trumpa” w niemieckich mediach, to widać wyraźnie, że ma to całkiem konkretne przyczyny.
Otóż wybór Trumpa jest postrzegany jako ostatnie już wierzganie białej, tradycyjnej, drobnomieszczańskiej klasy średniej, która od czasu założenia USA stanowiła fundament tego państwa, dziś jednak, na skutek ubożenia, pod wpływem szerzącego się indywidualizmu, ale także urbanizacji, globalizacji, pojawienia się społeczności równoległych, wciąż żywych idei socjalistycznych oraz kultu LGBTQ, została niemal całkowicie wypchnięta z kulturowych, politycznych i medialnych centrów amerykańskiego życia i wydaje się być interesującą już tylko jako przedmiot wyzysku fiskalnego. To, że proces ten odbywa się w imię „tolerancji”, „antyrasizmu” i „różnorodności”, jest tylko swoistym okrzykiem bojowym, chwytliwym hasłem, w rzeczywistości zaś wszelkie etniczne, religijne lub seksualne mniejszości i społeczeństwa równoległe, w owym procesie rzekomego otwierania się społeczeństw, odgrywają jedynie rolę „pożytecznych idiotów”, tanio pozyskiwanych w celu niszczeniu dotychczasowego ładu społecznego i przekształcenia go w nowe państwo ucisku, z dobrze brzmiącymi obietnicami, z wysokimi świadczeniami socjalnymi, a przede wszystkim z możliwością głośnego wyrażenia swych resentymentów i roszczeń.
Prawdziwa władza od dawna bowiem spoczywa już w rękach małej (w przeważającej mierze białej), międzynarodowej kliki, wykorzystującej poprawność polityczną jako swoistego tarana dla niszczenia tradycyjnej wspólnoty wartości i solidarności, gdyż stanowią one ostatni rdzeń oporu przeciwko nim. A to, że Stany Zjednoczone, będące pierwotnie centrum tego procesu, na skutek wyboru Trumpa przynajmniej na kilka lat trochę jakby zeszły z tej odgórnie nakreślonej linii rozwoju, na takie państwa jak Niemcy, gdzie pod przykrywką rządzącej rzekomo „chrześcijańskiej demokracji” w rzeczywistości nastąpiła całkowita dominacja polit-poprawnych ideologii, musi to działać jak tyleż niezrozumiała, co i bolesna prowokacja; stało się prawdziwym cierniem w jego postępowym ciele, który należy wszelkimi sposobami (i przy niestety typowo niemieckiej tendencji do besserwisserstwa i taniej odwagi) wyrwać i spalić. Aby więc zapobiec temu, by ruchy konserwatywne zyskały na popularności również w Niemczech, a młodzi ludzi zaczęli powątpiewać w całe to szkolne i medialne ich kondycjonowanie, trzeba codziennie, wciąż od nowa celebrować to symboliczne autodafé - przynajmniej tak długo, aż wreszcie i Ameryka znów powróci do „osi dobra” i ostatecznie położony zostanie kamień węgielny pod budowę nowego wspaniałego świata przyszłości. Kto chce wiedzieć, jak miałby wyglądać ów tolerancyjny, antyrasistowski nowy wspaniały świat, niech popatrzy na tę najnowszą polit-poprawną modę, która nakazuje, aby biali klękali teraz przed swoimi kolorowymi współobywatelami, i w ten sposób wyznali swoją kolektywną winę nie do zmazania...
David Engels