[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Cytaty
![[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Cytaty](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/49288.jpg)
Zaczynamy wypowiedzią z kwietnia 1917 r. Mieczysława Jałowieckiego, kniazia pierejesławskiego: „Nie rozumiałem jeszcze różnicy między socjalistą a bolszewikiem. Była to dla mnie ta sama swołocz i hołota”. Faktycznie, aby zrozumieć, o co chodzi w „żydokomunie”, nie tylko trzeba rozróżniać między SDKPiL a PPS, mieńszewikami a bolszewikami, narodnikami a eserami czy anarchistami, ale również, powiedzmy, Poalej Syjon i Bundem czy folkistami. Normalni ludzie wtedy (i teraz) po prostu nie wyznawali się zupełnie na różnicach między tymi socjalistycznymi, marksistowskimi partiami. Traktowali je jako „swołocz i hołotę”.
A w jaki sposób postrzegali siebie wyznawcy socjalizmu? „Żyje Bóg Izraela!” – to starotestamentowe zawołanie bojowe rewolucjonisty Lwa Szternberga z Narodnoj Woli. Szternberg był populistą, socjalistą, ale jego korzenie były religijne. I postanowił zaznaczyć to w swojej mesjanistycznej działalności rewolucyjnej.
Kwestia tożsamości oraz korzeni, jak również powodów przystąpienia do organizacji eksteremistycznych jest niezwykle złożona. „Idea służenia ludowi rosyjskiemu nie przyciągnęła jej [do rewolucji]. Nie znała go. Dla niej lud to była żydowska biedota”. W taki sposób rosyjska rewolucjonistka Wiera Zasulicz mówiła o swej współtowarzyszce Annie M. Epsztein. Czyli całkiem proste: doświadczenie z własnym ludem i chęć ulżenia jego losowi doprowadziły tę ostatnią do rewolucji.
Czasami mieliśmy do czynienia z miksturą socjalizmu i nacjonalizmu żydowskiego. W taki sposób jeden z przywódców i głównych ideologów Poalej Syjon (Robotników Syjonu) Dow Ber Borochow ujął tę sprawę w sposób mesjanistyczny: „Mówiąc krótko, musimy zainicjować program działalności w Palestynie. Wtedy żydowski robotnik, jak przywiązany do skały Prometeusz, uwolni się od sępów, które go torturują, i porwie niebiański ogień dla siebie i dla ludu żydowskiego”.
Odnoszenie się do żydowskiego ludu czy żydowskich korzeni bynajmniej nie znaczyło miłości do wiary czy tradycji żydowskiej. Wprost przeciwnie. Wielu odrzucało to, początkowo rusyfikowało się, ale znajdując rosyjskość na wskroś odstręczającą, przechodziło mentalnie do kosmopolityzmu i międzynarodowego socjalizmu. Radykał Władimir (Beniamin) I. Jochelson (Iokhelson) stwierdził: „Byliśmy negatywnie nastawieni do religii żydowskiej tak jak do każdej innej religii ogólnie. Uznawaliśmy żargon [jidisz] za sztuczny język, a hebrajski za martwy język, którym mogli się interesować jedynie naukowcy. Generalnie, z uniwersalnego [socjalistycznego] punktu widzenia wydawało nam się, że narodowe wierzenia, tradycje i języki były bezwartościowe… Duchowo odstręczała nas kultura rosyjskiego żydostwa i odnosiliśmy się negatywnie do jej ortodoksyjnych i burżuazyjnych przedstawicieli, spośród których my – adepci nowego nauczania – przecież sami wyszliśmy”.
Jednak natura nie znosi próżni. Można nienawidzić judaizmu czy katolicyzmu, ale większość ludzi odczuwa potrzebę konieczności wiary w coś, choćby w komunę. „Osobiście patrzę na socjalizm jako na nową naukę, która ostatecznie będzie musiała zająć miejsce religii, a wtedy zacznie się nowa era oparta o rolę tej religii na ziemi”. Tak stwierdził socjalista R.M. Kaplan w Leningradzie w 1928 r.
Sowdepia miała być rajem na ziemi, a komunizm ziszczeniem się snów o powszechnej równości. Jak podkreślił mienszewik Pawieł B. Akselrod (Axelrod): „Wraz z nadchodzącym triumfem socjalizmu tak zwana kwestia żydowska zostanie również rozwiązana”. Puentował narodnik Aaron I. Zundulewicz (Zundulevich): „Dla nas wszystkich żydostwo jako organizm narodowy nie stanowiło zjawiska wartego poparcia. Wydawało się nam, że żydowska narodowość nie ma racji bytu”.
Starał się te skomplikowane uwarunkowania wytłumaczyć historyk Walter Laqueur: „Marks nie uważał siebie w żadnym wypadku za Żyda; podobnie Lassalle, którego ten pierwszy nienawidził. W korespondencji Marksa z Engelsem jest pełno wtrętów o tym «żydowskim czarnuchu» Lassalle’u, o braku taktu u niego, próżności, niecierpliwości oraz innych «typowo żydowskich» cech charakteru. Lecz dla świata zewnętrznego ludzie jak Marks i Lassalle pozostawali Żydami, bez względu na to, jak bardzo ostentacyjnie odcinali się od judaizmu, jak bardzo czuli się Niemcami, czy też obywatelami świata. Zwolennicy widzieli w Marksie potomka żydowskich proroków i dyskutowali na temat mesjanistycznych elementów w marksizmie; wrogowie koncentrowali się na talmudycznym sprycie «Czerwonego Rabina»”.
Przyjrzyjmy się też fragmentowi debaty między Władimirem Medemem, jednym z przywódców marksistowskiego Bundu, czyli największej żydowskiej partii socjalistycznej w tym czasie, i Lwem Trockim w 1903 r. Władimir Medem: „Uważasz się za Żyda czy za Rosjanina?”. Lew Trocki: „Nie, nie masz racji. Jestem socjaldemokratą i tylko tym”. To jest fascynujące, bo pokazuje, jak można sobie renegacko ukształtować świadomość, odrzucając zupełnie swoje korzenie na rzecz nowej, socjalistycznej tożsamości.
A kim chciał Trocki być? W taki sposób wypowiedział się o nowym sowieckim człowieku w 1924 r.: „Człowiek stanie się bezmiernie silniejszym, mądrzejszym, subtelniejszym; jego ciało stanie się bardziej zharmonizowane, jego ruchy bardziej rytmiczne, a jego głos bardziej umuzyczniony. Formy życia staną się dynamicznie dramatyczne. Przeciętny typ człowieka wzniesie się do wyżyn Arystotelesa, Goethego czy Marksa. A ponad tą granią wynurzą się nowe szczyty”.
Zupełnie inaczej przypatrywali się temu monstrum przeciwnicy komunizmu. Na przykład, w taki sposób w listopadzie 1917 r. generał Alfred Knox, brytyjski attaché wojskowy w Rosji, opisał pewien epizod przewrotu bolszewickiego w Petersburgu. Chodziło o kobiety z batalionu śmierci, które broniły liberalno-socjalistycznego rządu tymczasowego obalonego przez komunistów: „Komisarz, odrażające indywiduum typu semickiego, odmówił wypuszczenia kobiet bez rozkazów na piśmie na podstawie tego, że «one stawiały opór do końca w pałacu [Zimowym], walcząc desperacko granatami i rewolwerami»... [T]en komisarz wywodzący się z rasy, która doświadczyła prześladowań przez stulecia, teraz trzymał wszystkie karty, nie arogancko, ale w sposób zdeterminowany”.
W zupełnie skrajny sposób do sprawy komunizmu i Żydów odniósł się kajzer Wilhelm II (1859-1941): „Anglia powinna walczyć razem z Niemcami przeciw bolszewikom. Bolszewicy to tygrysy, muszą być eksterminowani na każdy sposób... Rosyjski lud został rzucony na zemstę Żydów, którzy są połączeni ze wszystkimi Żydami świata, czyli z masonami”. Był to cesarski komentarz na temat negocjacji pokojowych w Brześciu Litewskim w lutym 1917 r.
Najlepsze na koniec. Po rozpadającym się imperium Romanowów rozlała się fala przemocy. Rzeź powszechna, pogromy, w tym również pogromy na Żydach. Ich zagłębie stanowiło Intermarium, szczególnie ziemie ukraińskie. Głównymi winnymi byli watażkowie miejscowi, czerń i okoliczne chłopstwo. Potem rozmaite białe siły (monarchiści), lewicowi nacjonaliści socjalistyczni (e.g. Petlurowcy), Armia Czerwona (tak, tak) i inni. Polacy przy tym wyglądają zupełnie śladowo, co zresztą potwierdziła tzw. komisja Morgenthaua.
W każdym razie społeczność żydowska tradycyjna, głównie religijna, ale również tzw. burżuazja oraz inteligencja niesocjalistyczna, występowała do władz bolszewickich wielokrotnie z prośbami o ochronę. Jak podaje Richard Pipes, bolszewicy nie uznawali tego za priorytet. W prasie centralnej po wielu miesiącach pokazały się dwa artykuły. W prasie tzw. republikańskiej na Ukrainie po długim czasie może z dwadzieścia, jak również kilka broszur nie tyle w obronie Żydów, a tylko przeciw antysemityzmowi jako antysowieckiemu narzędziu mobilizacyjnemu.
Gdy delegacja rabinów i innych przywódców po prośbie przybyła do Trockiego, ten im odparł, że nie jest Żydem, a ich ma w nosie. I pognał ich. Naczelny rabin Moskwy Jakub Maze tak to skomentował: „Troccy robią rewolucje, a Bronsztajnowie za to płacą rachunek”. Było to w 1918 r.
„Żydokomuna” popełniała zbrodnie, a dostawało się Bogu ducha winnym ludziom. Prawda wtedy, prawda teraz.
Marek Jan Chodakiewicz
Tekst ukazał się w najnowszym numerze "Tygodnika Solidarność"
