Aleksandra Jakubiak: Bóg jest inny

„Bo myśli moje nie są myślami waszymi nni wasze drogi moimi drogami - nwyrocznia Pana. nBo jak niebiosa górują nad ziemią, ntak drogi moje - nad waszymi drogami ni myśli moje - nad myślami waszymi”. n(Iz 55, 8-9)
 Aleksandra Jakubiak: Bóg jest inny
/ pexels.com


Chrzest Pana Jezusa w Jordanie można, rzecz jasna, analizować na wielu płaszczyznach, zawsze jednak kiedy przywołuję w wyobraźni tę biblijną scenę, w pierwszej kolejności widzę człowieka pełnego pokory i dystansu do siebie, ale przede wszystkim kogoś tak ogromnie różnego od nas.

 

Odwieczny Syn Boży zstąpił z nieba, urodził się w warunkach, które większość śmiertelników uznałaby za upokarzające. Zdecydował się także być całkowicie zależny od innych, aż do potrzeby nakarmienia, wzięcia na ręce czy nawet zmiany pieluch. Potrzebował, by nauczyć Go mówić, ubierać się, jeść. Poznał fach ziemskiego ojca, pracował w pocie czoła. Zgłębiał spisane ręką człowieka święte księgi. Boże Słowo pozwalało przenikać się słowu Boga do ludzi. Ale na tym nie koniec.

 

Ten nieznający grzechu Syn Ojca Przedwiecznego poszedł nad Jordan i ustawił się w kolejce grzeszników pragnących przyjąć chrzest Janowy. Nic dziwnego, że Jan - rozpoznawszy Go - gorąco zaoponował. Postawmy się na miejscu Jana Chrzciciela głoszącego potrzebę nawrócenia z grzesznej ścieżki życia przed nadejściem Pana, który chrzcić ma Duchem Świętym i ogniem i któremu on - Jan - nie jest godzien zawiązać rzemyka u sandałów, kiedy nagle, wśród pokutujących widzi kogoś, kogo ludzką miarą w żadnym razie nie powinno tam być. 

 

 

 **********************************************************************************

 

Tymczasem Jezus stanął spoglądając przed siebie. Jego serce poruszyło się na widok grupy ludzi oczekujących w powadze na chrzest Jana. Znał ich przeszłość - lub raczej przeszłości - byli tam chciwcy, zdziercy, osoby unurzane w nieczystości, kradzieżach, przemocy, zdradzie. Przyglądał nie ich sercom ściśniętym strachem, skruchą, beznadzieją. Każdy z nich był Jego. Jak bardzo pragnął stanąć wreszcie wśród nich, jak bardzo pragnął, by Jego misja się rozpoczęła. Jak spalała Go potrzeba powiedzenia im, że są kochani. Szybkim krokiem zszedł - by nie powiedzieć zbiegł - ku nim. By jedyną osobą w kolejce, która się uśmiechała. I to z autentycznej radości.

 

***********************************************************************************

 

O czym do samego końca życia Jezusa debatowali między sobą Jego uczniowie? O tym, który z nich jest pierwszy.

Czego do samego końca swojej cielesnej obecności na ziemi uczył ich Pan? „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Umywał im nogi, wskazywał, by nie zajmować pierwszych miejsc. Tak jak niegdyś z pokorą uczył się ludzkich obyczajów, tak potem z cierpliwością nauczał logiki Boga - wolności tak bezkresnej, że nie potrzebuje już nic udowadniać, miłości tak gorącej, że przepala skupioną na sobie doczesność.

 

Pewnie czasem zastanawiamy się nad postawą apostołów i niezwykle łatwo przychodzi nam ich oceniać. Ale zostawmy to i pomyślmy o innych uczniach Jezusa, tych żyjących dwa tysiąclecia później. Czy czegoś się nauczyli?

Nie mam na myśli jakichkolwiek uczniów - chodzi mi o ciebie i mnie? Czy kiedy jakaś wspólnota posadzi nas na miejscu kogoś nieważnego lub wręcz odrzuconego, pomijanego, przezroczystego lub nawet prześladowanego, przyjmujemy to z pokorą czy też oburzeni próbujemy dochodzić swoich praw? Czy jak zaliczą nas do grona współczesnych „celników i prostytutek” to stać nas na błogosławieństwo? Czy kiedy z kolei ludzie lub okoliczności sprawią, że zostaniemy wyniesieni do elit, to w sercu umiemy postawić się na równi z tymi, którzy są najniżej?

 

Chciałabym być dobrze zrozumiana, nie polecam cierpiętnictwa. Zbyt często mamy do czynienia z chrześcijaństwem smutnym, zrezygnowanym… znudzonym, chcącym bez pomocy Jezusa dźwigać na swoich barkach krzyże, chrześcijaństwem próbującym zasłużyć na miłość. Nie ma nic z cierpiętnictwa w Bogu, nic z nudy - sama ta myśl wydaje się szczytem absurdu, nic ze starości, zrezygnowania i pozostawienia nas samym sobie. To nie Bóg nas zostawił - to my, ogarnięci jakimś przedziwnym, szaleńczym oszustwem sieroctwa, bezustannie próbujemy Mu pokazać, że damy radę. Co chcemy dawać radę? I po co? Skoro On stoi obok z otwartymi ramionami.

 

Wracając do przerwanego wątku pokory Boga - nasza pokora możliwa jest tylko, jeśli przylgniemy do Niego na tyle mocno, że naprawdę nic innego nie będzie stało w naszych sercach przed Nim - i to znów nie dlatego, że się zaprzemy, tylko dlatego że damy Mu się zafascynować Nim samym. Wtedy Jego logika staje się punktem odniesienia, choć nie zawsze łatwym dla emocji.

 

A co z racją? Bo przecież ktoś zawsze ma rację. 

 

Nie chodzi o to, by nie powiedzieć tego, co się myśli, nawet bardzo dobitnie. Czasem wręcz koniecznym jest, by to uczynić. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ja MUSZĘ udowodnić swoją rację. Odczuwam wewnętrzny przymus wygrania batalii na argumenty. 

 

Tak, bardzo często masz rację. Pytanie tylko, czy ta wygrana jest ważniejsza niż dusza drugiego? Czy nadal chcę być uczniem Jezusa czy może wolę obrać rolę obrońcy prymatu chrześcijaństwa? Może to dziwne, ale to nie to samo. W tym miejscu dźwięczy mi w głowie zdanie ks. Józefa Tischnera: „Może i masz rację, ale jakie z tego dobro?”. Swego czasu, to pytanie przemieniło moje spojrzenie i zmusiło do odpowiedzi, czy rozmawiam, by przyprowadzić kogoś do Boga czy po to, by moje było na wierzchu? Ówczesna odpowiedź była mało budująca.

 

Przypomina mi się także opowiadanie chrześcijańskiego autora Bruno Ferrero, zatytułowane „Dwa niebieskie kamyczki”. Mówiąc w skrócie - dwa niebieskie kamyczki leżały na dnie strumienia. Były piękne i… wiedziały o tym. Wynosiły się nad inne. Przepowiadały sobie świetlaną przyszłość w biżuterii możnych tego świata. W końcu zostały wyłowione i przebywszy długą drogę z rąk do rąk, zostały zatopione w ścianie. Ubolewały nad tym straszliwie, bo nie tak widziały swoją karierę. Umówiły się ze strużką wody, by obmywała cement i pozwoliła im się wydostać. Trwało to długo, w końcu się udało, kamyki upadły na podłogę. Radość przepełniła ich kamienne serduszka. Wtedy odwróciły się i spostrzegły przed sobą przepiękną ścienną mozaikę z wizerunkiem Chrystusa, zobaczyły też, że mimo swojego piękna, Jego oczy wydają się być ślepe. Wtedy dopiero zrozumiały, że cały ten czas, kiedy trwały w nieszczęściu z powodu niespełnionych ambicji, były częścią tego obrazu, były centrum Jego oczu.

 

Nikt, kto przebywa w Bożej obecności, kto wie, że jest jak źrenica w oku Pana, nie potrzebuje już nic udowadniać, ani na nic zasługiwać, bo wszystko już ma. A jak powiedział kiedyś towarzyszący mi w rekolekcjach jezuita: „Żeby umieć nie posiadać niczego, najpierw trzeba głęboko doświadczyć tego, że ma się wszystko”.


#REKLAMA_POZIOMA#


 

POLECANE
Szczyt Trump–Putin–Zełenski. Jest możliwa data z ostatniej chwili
Szczyt Trump–Putin–Zełenski. Jest możliwa data

Donald Trump chce zorganizować trójstronny szczyt z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim już w najbliższy piątek 22 sierpnia – informuje serwis Axios.

Spotkanie Tuska z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami z ostatniej chwili
"Spotkanie Tuska z "zaprzyjaźnionymi dziennikarzami"

Dziennikarz Telewizji Republika Marcin Dobski twierdzi, że odbyło się "spotkanie D. Tuska i kierownictwa rządu z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami".

Placówka Schenpfa zapomniała o Święcie Wojska Polskiego? Relacja z polskiego cmentarza pod Monte Cassino z ostatniej chwili
Placówka Schenpfa zapomniała o Święcie Wojska Polskiego? Relacja z polskiego cmentarza pod Monte Cassino

15 sierpnia pod Monte Cassino nie pojawił się żaden przedstawiciel polskich instytucji – relacjonuje Tomasz Łysiak w serwisie niezalezna.pl.

Tragedia na Mazowszu. Znaleziono zwłoki 20-latka z ostatniej chwili
Tragedia na Mazowszu. Znaleziono zwłoki 20-latka

Znaleziono zwłoki 20-latka, który w piątek wieczorem zaginął w okolicy Jeziora Białego w pow. gostynińskim w woj. mazowieckim. Ciało zostało wyciągnięte z wody – poinformowała w sobotę rzeczniczka mazowieckiej policji podinsp. Katarzyna Kucharska.

Efekt Nawrockiego. Szefowa KRS: Część problemów samoczynnie ustępuje z ostatniej chwili
Efekt Nawrockiego. Szefowa KRS: Część problemów samoczynnie ustępuje

Szefowa KRS twierdzi, że po objęciu urzędu przez Karola Nawrockiego kończą się spory o wyłączenia sędziów powołanych po 2018 r.

Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski

Sejmik Wielkopolski wybrał nowego skarbnika. Po 21 latach pracy Elżbieta Kuzdro-Lubińska odchodzi na emeryturę – informuje Samorząd Województwa Wielkopolskiego.

Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: Tak Niemcy chroniły zbrodniarzy tylko u nas
Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: Tak Niemcy chroniły zbrodniarzy

Przedstawiamy naszym Czytelnikom fragment powstającej książki pod roboczym tytułem "Protokół rozbieżności" anonimowego, polskiego dyplomaty od lat pracującego w Niemczech. Książka w zbeletryzowanej formie opisuje szokujący stan stosunków polsko-niemieckich, a także różnego rodzaju postawy Niemców i Polaków.

Ujawniono żądania Putina. Co zrobi Zełenski? z ostatniej chwili
Ujawniono żądania Putina. Co zrobi Zełenski?

Prezydent USA Donald Trump stwierdził podczas rozmowy z europejskimi liderami, że można szybko osiągnąć pokój, jeśli Ukraina wycofa się z reszty obwodu donieckiego – donosi „New York Times”. W zamian Putin miał zaoferować rozejm, a Trump nie wykluczył gwarancji bezpieczeństwa z udziałem żołnierzy USA.

Groźny wypadek w Toruniu. Kilkanaście osób rannych Wiadomości
Groźny wypadek w Toruniu. Kilkanaście osób rannych

W sobotę, 16 sierpnia 2025 roku, około godziny 10:40, na ulicy Józefa Ignacego Kraszewskiego w Toruniu doszło do groźnego wypadku. Dwa tramwaje zderzyły się w rejonie przystanku Osiedle Młodych, powodując obrażenia u 14 pasażerów i poważne utrudnienia w ruchu miejskim.

Złe wieści dla Tuska. Jest sondaż z ostatniej chwili
Złe wieści dla Tuska. Jest sondaż

Polacy widzą małe szanse, na utworzenie koalicji 13 grudnia po kolejnych wyborach parlamentarnych – wynika z sondażu SW Research dla "Rzeczpospolitej".

REKLAMA

Aleksandra Jakubiak: Bóg jest inny

„Bo myśli moje nie są myślami waszymi nni wasze drogi moimi drogami - nwyrocznia Pana. nBo jak niebiosa górują nad ziemią, ntak drogi moje - nad waszymi drogami ni myśli moje - nad myślami waszymi”. n(Iz 55, 8-9)
 Aleksandra Jakubiak: Bóg jest inny
/ pexels.com


Chrzest Pana Jezusa w Jordanie można, rzecz jasna, analizować na wielu płaszczyznach, zawsze jednak kiedy przywołuję w wyobraźni tę biblijną scenę, w pierwszej kolejności widzę człowieka pełnego pokory i dystansu do siebie, ale przede wszystkim kogoś tak ogromnie różnego od nas.

 

Odwieczny Syn Boży zstąpił z nieba, urodził się w warunkach, które większość śmiertelników uznałaby za upokarzające. Zdecydował się także być całkowicie zależny od innych, aż do potrzeby nakarmienia, wzięcia na ręce czy nawet zmiany pieluch. Potrzebował, by nauczyć Go mówić, ubierać się, jeść. Poznał fach ziemskiego ojca, pracował w pocie czoła. Zgłębiał spisane ręką człowieka święte księgi. Boże Słowo pozwalało przenikać się słowu Boga do ludzi. Ale na tym nie koniec.

 

Ten nieznający grzechu Syn Ojca Przedwiecznego poszedł nad Jordan i ustawił się w kolejce grzeszników pragnących przyjąć chrzest Janowy. Nic dziwnego, że Jan - rozpoznawszy Go - gorąco zaoponował. Postawmy się na miejscu Jana Chrzciciela głoszącego potrzebę nawrócenia z grzesznej ścieżki życia przed nadejściem Pana, który chrzcić ma Duchem Świętym i ogniem i któremu on - Jan - nie jest godzien zawiązać rzemyka u sandałów, kiedy nagle, wśród pokutujących widzi kogoś, kogo ludzką miarą w żadnym razie nie powinno tam być. 

 

 

 **********************************************************************************

 

Tymczasem Jezus stanął spoglądając przed siebie. Jego serce poruszyło się na widok grupy ludzi oczekujących w powadze na chrzest Jana. Znał ich przeszłość - lub raczej przeszłości - byli tam chciwcy, zdziercy, osoby unurzane w nieczystości, kradzieżach, przemocy, zdradzie. Przyglądał nie ich sercom ściśniętym strachem, skruchą, beznadzieją. Każdy z nich był Jego. Jak bardzo pragnął stanąć wreszcie wśród nich, jak bardzo pragnął, by Jego misja się rozpoczęła. Jak spalała Go potrzeba powiedzenia im, że są kochani. Szybkim krokiem zszedł - by nie powiedzieć zbiegł - ku nim. By jedyną osobą w kolejce, która się uśmiechała. I to z autentycznej radości.

 

***********************************************************************************

 

O czym do samego końca życia Jezusa debatowali między sobą Jego uczniowie? O tym, który z nich jest pierwszy.

Czego do samego końca swojej cielesnej obecności na ziemi uczył ich Pan? „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Umywał im nogi, wskazywał, by nie zajmować pierwszych miejsc. Tak jak niegdyś z pokorą uczył się ludzkich obyczajów, tak potem z cierpliwością nauczał logiki Boga - wolności tak bezkresnej, że nie potrzebuje już nic udowadniać, miłości tak gorącej, że przepala skupioną na sobie doczesność.

 

Pewnie czasem zastanawiamy się nad postawą apostołów i niezwykle łatwo przychodzi nam ich oceniać. Ale zostawmy to i pomyślmy o innych uczniach Jezusa, tych żyjących dwa tysiąclecia później. Czy czegoś się nauczyli?

Nie mam na myśli jakichkolwiek uczniów - chodzi mi o ciebie i mnie? Czy kiedy jakaś wspólnota posadzi nas na miejscu kogoś nieważnego lub wręcz odrzuconego, pomijanego, przezroczystego lub nawet prześladowanego, przyjmujemy to z pokorą czy też oburzeni próbujemy dochodzić swoich praw? Czy jak zaliczą nas do grona współczesnych „celników i prostytutek” to stać nas na błogosławieństwo? Czy kiedy z kolei ludzie lub okoliczności sprawią, że zostaniemy wyniesieni do elit, to w sercu umiemy postawić się na równi z tymi, którzy są najniżej?

 

Chciałabym być dobrze zrozumiana, nie polecam cierpiętnictwa. Zbyt często mamy do czynienia z chrześcijaństwem smutnym, zrezygnowanym… znudzonym, chcącym bez pomocy Jezusa dźwigać na swoich barkach krzyże, chrześcijaństwem próbującym zasłużyć na miłość. Nie ma nic z cierpiętnictwa w Bogu, nic z nudy - sama ta myśl wydaje się szczytem absurdu, nic ze starości, zrezygnowania i pozostawienia nas samym sobie. To nie Bóg nas zostawił - to my, ogarnięci jakimś przedziwnym, szaleńczym oszustwem sieroctwa, bezustannie próbujemy Mu pokazać, że damy radę. Co chcemy dawać radę? I po co? Skoro On stoi obok z otwartymi ramionami.

 

Wracając do przerwanego wątku pokory Boga - nasza pokora możliwa jest tylko, jeśli przylgniemy do Niego na tyle mocno, że naprawdę nic innego nie będzie stało w naszych sercach przed Nim - i to znów nie dlatego, że się zaprzemy, tylko dlatego że damy Mu się zafascynować Nim samym. Wtedy Jego logika staje się punktem odniesienia, choć nie zawsze łatwym dla emocji.

 

A co z racją? Bo przecież ktoś zawsze ma rację. 

 

Nie chodzi o to, by nie powiedzieć tego, co się myśli, nawet bardzo dobitnie. Czasem wręcz koniecznym jest, by to uczynić. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ja MUSZĘ udowodnić swoją rację. Odczuwam wewnętrzny przymus wygrania batalii na argumenty. 

 

Tak, bardzo często masz rację. Pytanie tylko, czy ta wygrana jest ważniejsza niż dusza drugiego? Czy nadal chcę być uczniem Jezusa czy może wolę obrać rolę obrońcy prymatu chrześcijaństwa? Może to dziwne, ale to nie to samo. W tym miejscu dźwięczy mi w głowie zdanie ks. Józefa Tischnera: „Może i masz rację, ale jakie z tego dobro?”. Swego czasu, to pytanie przemieniło moje spojrzenie i zmusiło do odpowiedzi, czy rozmawiam, by przyprowadzić kogoś do Boga czy po to, by moje było na wierzchu? Ówczesna odpowiedź była mało budująca.

 

Przypomina mi się także opowiadanie chrześcijańskiego autora Bruno Ferrero, zatytułowane „Dwa niebieskie kamyczki”. Mówiąc w skrócie - dwa niebieskie kamyczki leżały na dnie strumienia. Były piękne i… wiedziały o tym. Wynosiły się nad inne. Przepowiadały sobie świetlaną przyszłość w biżuterii możnych tego świata. W końcu zostały wyłowione i przebywszy długą drogę z rąk do rąk, zostały zatopione w ścianie. Ubolewały nad tym straszliwie, bo nie tak widziały swoją karierę. Umówiły się ze strużką wody, by obmywała cement i pozwoliła im się wydostać. Trwało to długo, w końcu się udało, kamyki upadły na podłogę. Radość przepełniła ich kamienne serduszka. Wtedy odwróciły się i spostrzegły przed sobą przepiękną ścienną mozaikę z wizerunkiem Chrystusa, zobaczyły też, że mimo swojego piękna, Jego oczy wydają się być ślepe. Wtedy dopiero zrozumiały, że cały ten czas, kiedy trwały w nieszczęściu z powodu niespełnionych ambicji, były częścią tego obrazu, były centrum Jego oczu.

 

Nikt, kto przebywa w Bożej obecności, kto wie, że jest jak źrenica w oku Pana, nie potrzebuje już nic udowadniać, ani na nic zasługiwać, bo wszystko już ma. A jak powiedział kiedyś towarzyszący mi w rekolekcjach jezuita: „Żeby umieć nie posiadać niczego, najpierw trzeba głęboko doświadczyć tego, że ma się wszystko”.


#REKLAMA_POZIOMA#



 

Polecane
Emerytury
Stażowe