Piotr Zarzycki: Legendę o polskich ułanach szarżujących z lancami na czołgi stworzyli Niemcy
Zaledwie 11 brygad, z których każda liczyła od 6600 do 7000 żołnierzy. Dla porównania we wrześniu 1939 roku Polska wystawiła 40 dywizji piechoty. W każdej z nich służyło 16,5 tys. żołnierzy.
To niewiele.
Była to broń elitarna. Kawaleria była formacją najlepiej wyszkoloną i o wysokim morale. Podczas działań wojennych we wrześniu prawie nie dochodziło do dezercji. Nawet żołnierze pochodzący z mniejszości narodowych, którzy służyli w kawalerii, nie uciekali. Czuli się nobilitowani i bardzo dzielnie walczyli. Kawalerzystom w zasadzie nie zdarzało się też porzucać broni. Znany mi jest przypadek żołnierza z artylerii konnej, które w czasie walki stracił karabin i oderwał się od swojego oddziału. Następnego dnia dołączył do oddziału i swojemu dowódcy zameldował, że prosi o postawienie go przed sąd wojenny, ponieważ stracił karabin.
Jak walczyła kawaleria?
Zgodnie z doktryną wojenną II Rzeczpospolitej kawalerzyści nie mieli za zadanie szarżować na wroga z szablami i lancami w rękach. Nie taki był ich styl walki. Konie służyły jako szybki transport. Po dojechaniu na miejsce walki kawalerzyści zsiadali z koni i walczyli jak piechota.
W dawnych czasach nazywano tego typu żołnierzy dragonami.
Jedna trzecia lub jedna czwarta oddziału kawalerii nie brała udziały w walce – pilnowała koni. Ci żołnierze nazywali się koniowodni. Regulaminy dokładnie określały w jakiej sytuacji ilu żołnierzy musi pozostać, aby pilnować koni.
Polska sztuka wojenna przewidywała częste przemieszczanie się oddziałów. Kawaleria do takiej strategii nadawała się idealnie.
Chyba każdy ma obraz ułana z lancą i szabla w dłoni.
Legendy, które pokazują jak ułani polscy szarżują na koniach z lancami na czołgi (często w czapkach garnizonowych) są nieprawdziwe. Powstały, aby pokazać zacofanie polskiego wojska. Stworzyli je Niemcy, by zdyskredytować przeciwnika i pokazać swoją cywilizacyjną wyższość, a następnie przejęli komuniści, aby udowodnić, że byli w stanie dokonać skoku technicznego.
We wrześniu 39 roku niektóre półki w ogóle nie zabrały ze sobą w pole lanc. W samej kampanii wrześniowej ani razu też nie doszło do ich użycia.
Czy to oznacza, że szarże we wrześniu 39 sie nie zdarzały?
Dwukrotnie doszło do starć kawalerii z bronią pancerną. W bitwie pod Krojantami 18 pułk ułanów przeprowadzał szarzę na pieszy oddział niemieckich pionierów, kiedy nagle z lasu wyjechały niezauważone wcześniej wrogie pojazdy pancerne. Legenda głosi, że dwa szwadrony, które wtedy szarżowały zostały zmasakrowane, tymczasem zginęło 37 żołnierzy. Oczywiście szkoda każdego życia, ale biorąc pod uwagę fakt, że szwadron liczył ok 200 żołnierzy, to nie sposób tego wydarzenia nazwać masakrą.
Drugie starcie miało miejsce pod Mokrą, gdzie Wołyńska Brygada Kawalerii zniszczyła czwartą niemiecką dywizję pancerną. 400 niemieckich czołgów i samochodów pancernych nie mogło przebić się przez słabą polską brygadę kawalerii. Polacy wówczas zniszczyli lub uszkodzili 80 niemieckich czołgów i wozów pancernych
Jak i dlaczego?
Polski kawalerzysta wiedząc, że będzie toczył walkę z bronią pancerną, potrafił się do takich bitew doskonale przygotować. Jako broń przeciwpancerną wykorzystywał karabiny wzór 35. Wystrzelony z tego karabinu pocisk przebijał pancerze wszystkich niemieckich czołgów użytych w kampanii wrześniowej. Żołnierze używali również armat przeciwko pancernych wzór 36 (kalibru 37 milimetrów). W bitwie pod Mokrą wzięli udział żołnierze drugiego dywizjonu artylerii konnej, który wyposażony był w tak zwane armaty prawosławne, czyli przekalibrowane armaty radzieckie wzór 1902. Kawalerzyści posiadali również broń maszynową.
Kawalerzyści przeprowadzili rajd na Prusy Wschodnie. Chodziło o to, aby zaznaczyć, że Polacy są gotowi do podjęcia działań ofensywnych. Wypad kawalerii spowodował panikę pruskiej ludności cywilnej, nie miał jednak strategicznego znaczenia.
Niemcy, a po wojnie komuniści, przedstawiał kawalerię jako synonim zacofania wojska Polskiego. Tymczasem kawalerzyści walczyli skutecznie.
Jednostki kawalerii były dobrze wyposażone i wyszkolone, dzielnie się biły, a jednak wojnę przegraliśmy w miesiąc.
W Polsce zawiodło lotnictwo i obrona przeciwlotnicza. Niemcy szybko zyskali przewagę w powietrzu, co okazało się kluczowe dla losów walk.
Kawaleria potrafiła się dobrze kryć przed niemieckimi samolotami. Jeśli spadały bomby, to na ogół na tabor a nie jednostki bojowe. Trzeba też pamiętać, że przed wojną Polska była biedna, a taniej było wyszkolić dobrego kawalerzystę, niż wyprodukować odpowiednią liczbę czołgów, samochodów i samolotów bojowych, a tego ewidentnie we wrześniu 39 roku nam zabrakło. Kampania wrześniowa była klęską, ale była to klęska z tarczą.
Jakich koni używali kawalerzyści?
Były konie W – wierzchowe, AL – artylerii lekkiej i pociągowe AC do transportu dział. Były też konie taborowe – najsłabsze. Kawaleria dysponowała też wozami taborowymi, które miały różną pojemność. Na wozy poleskie można było załadować 300 kg materiału, na poznańskie 800 kg.
W czasie kampanii wrześniowej ciągle pracujące konie taborowe często były wymieniane.
Co się stało z kawalerzystami po zakończeniu walk wrześniowych?
Te oddziały, które nie skapitulowały zostały rozwiązane. Żołnierze zostali zwolnieni z przysięgi. Większość z nich później trafiła do konspiracji. Konie rozdawano ludności cywilnej. Działania wojenne kawalerii koncentrowały się na zachodzie kraju. Oddziały kawalerii, które chciały dostać się do Rumunii miały do przebycia kilkaset kilometrów. Podczas marszu liczba żołnierzy zmniejszała się każdego dnia z powodu strat bojowych albo tzw. strat marszowych. Żołnierze byli tak zmęczeni, że podczas marszu zasypiali i odrywali się od oddziału. Niektórym udawało się dogonić kolegów, innym nie.
Cześć kawalerzystów dostała się w ręce Sowietów. Zginęli w Katyniu.
Kawalerzyści, którzy dostali się do niemieckich oflagów w większości przeżyli wojnę, nawet jeśli byli pochodzenia żydowskiego.
Czy tylko Polska armia miał w swych szeregach kawalerzystów?
W 39 roku jednostki kawalerii posiadali Brytyjczycy, Francuzi, Sowieci, Czesi, Belgowie, Węgrzy, armia Jugosłowiańska a nawet armia Amerykańska. W czasie II Wojny światowej tylko Brytyjczycy i Amerykanie całkowicie zmotoryzowali swoje jednostki.
W roku 1938 Niemcy planowali zmotoryzować swoją ostatnią wielką jednostkę kawalerii: Pierwszą Brygadę Kawalerii, która stacjonowała w Prusach Wschodnich. Przeprowadzili wówczas dokładną analizę przyszłego pola walki na wschodzie Europy, które charakteryzowało się małą ilością kiepskiej jakości dróg, dużą ilość pól i terenów leśnych, i uznali, że kawalerii nie tylko nie warto likwidować, ale należy ją rozbudować. Pierwsza Brygada Kawalerii urosła do rozmiarów dywizji. Również w niemieckich jednostkach piechoty zaczęły powstawać rozpoznawcze jednostki konne.
Kiedy w 1941 roku armia niemiecka ruszyła na ZSRR (wszystko na to wskazuje, że uderzeniem wyprzedzającym) miała 60 tysięcy samochodów i 600 tysięcy koni.
Może Niemcy nie byli wstanie wyprodukować więcej samochodów. Może mieli też problemy z paliwem?
Oczywiście tak, ale na wschodniej arenie walk żołnierz konny mógł dotrzeć wszędzie, a samochód czy motocykl niekoniecznie. Pojazdy niemieckie często grzęzły w bagnach, w jakie zamieniały się po intensywnych opadach radzieckie drogi.
Niemcy planowali, że w 1945 roku powstanie kolejna dywizja kawalerii.
Po wojnie jednak wszystkie armie pozbyły się jednostek konnych
Po części jest to prawda. Formacje konne jednak obecnie przezywają renesans. Używa ich policja do patrolowania terenów zielonych. Policja konna okazuje się też dość skuteczna przy rozpraszaniu agresywnie się zachowującego tłumu. Formacje końskie nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.