[Tylko u nas] Denis Lisov: "Jeśli będzie mi dana taka możliwość, chciałbym zostać w Polsce na dłużej"

Szwedzkie służby socjalne odebrały mu córki. Porwał je i uciekł z nimi do Polski. Tu otrzymał pomoc. Przypadek Rosjanina, którego rodzinę przed Szwedami obronili Polacy, opisują media na całym świecie. Przypominamy wywiad jaki z Denisem Lisovem oraz jego pełnomocnikami na łamach "Tygodnika Solidarność" przeprowadził kilka miesięcy temu Cezary Krysztopa.
 [Tylko u nas] Denis Lisov: "Jeśli będzie mi dana taka możliwość, chciałbym zostać w Polsce na dłużej"
/ Fot. Babken Khandazyan
Cezary Krysztopa: – Dlaczego odebrano Panu córki? 
Denis Lisov: – W związku z chorobą matki dzieci, nie mogła się nimi opiekować.

– Ale Pan miał pełnię praw rodzicielskich. Przecież są samotni ojcowie, którzy wychowują dzieci. W czym to przeszkadza?
D.L.: – System socjalny w Szwecji jest taki, że najpierw zabierają dzieci, potem zaczynają interesować się szczegółami. Taką podjęto decyzję, a mnie ją tylko zakomunikowano. 

– Czy córkom było dobrze w rodzinie zastępczej?
D.L.: – Miałem z nimi kontakt. Nie mogłem tam być codziennie, ale kiedy pytałem, czy mają wszystko, czego potrzebują, mówiły, że mają. 

– To co było nie tak z rodziną zastępczą?
D.L.: – One są dziećmi, ja jestem ich ojcem. Nie rozumiały tego wszystkiego, co się wydarzyło, dlaczego zaszła całkowita zmiana ich życia. Zostały brutalnie wyrwane ze swojego życia i trafiły do nowej rzeczywistości. Nie rozumiały, dlaczego.

– Jak długo córki były u obcych ludzi?
D.L.: – Półtora roku.

– Co Pan musiał zrobić w Szwecji, jak Pan próbował je odzyskać?
D.L.: – Kontaktowałem się z odpowiednimi służbami socjalnymi. Robiłem to, czego ode mnie wymagano. Pisałem, prosiłem, oczywiście próbowałem. Natomiast żadnej decyzji nie można już było zmienić.

– I w końcu zdecydował się Pan w jakimś sensie córki porwać. Czy może Pan opisać, jak to się stało?
D.L.: – W pewnym momencie zrozumiałem, że nie ma takiej rzeczy, którą mógłbym zrobić, żeby oddano mi dzieci. Zacząłem działać. Po prostu podczas widzenia wziąłem dzieci jak zwykle na spacer, kupiłem bilety i pojechałem. 

– Do Mecenasa Khanzadyana: Przedstawiciele szwedzkiej administracji i rodzina zastępcza dziewczynek przybyli za córkami pana Lisova. Czy próbowali jakoś utrudniać pomoc?
Mec. Babken Khanzadyan: – Przedstawicieli widzieliśmy po raz pierwszy w komisariacie policji w Polsce, kiedy to udzielaliśmy pierwszego wywiadu przed komisariatem. Przywitali się i się uśmiechali, można powiedzieć, że się śmiali. Natomiast dziewczynki były przerażone. W pewnym momencie zapytałem pana Denisa, kim oni są. Powiedział, że to właśnie ci ludzie, z którymi dziewczynki mieszkały. Było to dwóch panów, więc zdziwiło mnie, że dwóch panów przyjechało po trzy dziewczynki. Weszliśmy do komisariatu, ponieważ czułem, że dzieci będą się tam czuły bezpieczniej. Szczególnie najstarsza córka była bardzo przestraszona. Później wydarzył się jeszcze pewien incydent, mec. Lewandowski był przy tym.

Mec. Bartosz Lewandowski: – Tak, do incydentu doszło w sądzie, kiedy do dziewczynek w języku szwedzkim powiedział coś jeden z panów, którzy przyjechali za nimi ze Szwecji, bodaj pan Muhammad. Dziewczynki to kompletnie przeraziło, zaczęły się zachowywać irracjonalnie. Później jeszcze się wpychał przez kordon policji.

Mec. Babken Khanzadyan: – Można też powiedzieć, że byli kompletnie nieprzygotowani na odbiór dziewczynek. Gdy w sądzie zapytałem o to, w jaki sposób są przygotowani na odbiór dzieci, zaczęli odpowiadać, że nie mają ze sobą dokumentów. Zapytałem jeszcze raz: „Ja nie pytam o dokumenty, ja pytam, czy wzięliście dla dziewczynek jakieś rzeczy. Przyjechał pan po dziewczynki z drugim panem, kuzynem, kolegą – nie wiemy, kim on jest – ale czy ma pan jakąś kurtkę? Pan przecież przyjechał po «swoje» dzieci, w końcu dzieci u was półtora roku mieszkały. Ma pan szczoteczkę do zębów, kupił pan bilety?”. „Nie – brzmiała odpowiedź. – Powiedzieli, że mamy przyjechać i odebrać dzieci”. „Kto?”. „Socjalna służba”. Było to bodaj 2 kwietnia, kiedy ja byłem na lotnisku, koło godziny 19.00. Gdyby nie szybka reakcja pełnomocników i organów państwa, to zapewne dzieci poleciałyby do Szwecji.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

 Czy odniósł Pan wrażenie, że ci ludzie założyli, że przyjechali do „dzikiego kraju”, w którym wszystko już mają załatwione i nikt nie odważy im się przeciwstawić?
Mec. B.K.: – Byłem zdziwiony ich postępowaniem, ponieważ oni, bardzo nieodpowiedzialni ludzie moim zdaniem, bo jeżeli lecimy setki kilometrów, to się jakoś przygotowujemy do takiej podróży, tym bardziej żeby odebrać dzieci. Dzieci, które zresztą półtora roku u nas mieszkały, więc teoretycznie wiemy, czego potrzebują, wiemy, w jaki sposób się przygotować. Nawet mogła jakaś kobieta przyjść z tym panem, w której to rodzinie te dzieci mieszkały, bo też mogłyby się wtedy inaczej zachowywać. Nie widzieliśmy u nich żadnej reakcji ludzkiej, to było takie troszeczkę jakby z automatu, że oni mieli przyjechać, zabrać dzieci, bo im tak kazano. To było niesamowite, ja jako człowiek byłem zdziwiony jego odpowiedziami w sądzie. 

– Do Pana Mecenasa Lewandowskiego: Jak Pan ocenia zachowanie polskich służb i polskiego sądu w tej sprawie?
Mec. B.L.: – Polskie służby moim zdaniem spisały się na medal, w szczególności funkcjonariusze policji z komisariatu policji Warszawa-Okęcie. My byliśmy tu od 3.00 w nocy obecni na komisariacie. Początkowo zachowanie służb polskich było dość niejednoznaczne. Widać było, że zarówno straż graniczna, jak i policja nie wiedzą, jak w tej sytuacji mają postąpić. Sytuacja dotyczy obywateli Federacji Rosyjskiej, są przedstawiciele służb, rzekomi przedstawiciele służb szwedzkich. Mec. Khanzadyan, który telefonicznie był w kontakcie z panem Lisovem i z jego córkami, domagał się bezwzględnie spotkania ze swoim klientem. Początkowo służby, odniosłem takie wrażenie, bały się konfrontacji i bały się skandalu międzynarodowego. Proszę pamiętać, że Ambasada FR bardzo szybko podjęła kroki. Wysłała dwóch przedstawicieli konsulatu, kobietę i mężczyznę, którzy bezwzględnie domagali się natychmiastowego zwolnienia ich obywateli, więc sytuacja była dynamiczna. 

Policjanci nie wiedzieli, jak się zachować. Natomiast w nocy z 2 na 3 kwietnia, kiedy byliśmy obecni na komisariacie, kiedy ja byłem już w stałym kontakcie z rzecznikiem praw dziecka Mikołajem Pawlakiem, kiedy byliśmy na miejscu i widać było wsparcie organów polskiego państwa, pana Pawlaka chociażby, czy ministra sprawiedliwości, który również nadzorował na bieżąco, co się w tej sprawie dzieje. Policjanci również się wtedy otworzyli, zobaczyli, że można pomagać panu Denisowi, opiekować się jego dziećmi. Ja, przyznam szczerze, nie widziałem chyba takiej sytuacji nigdy, kiedy obcy ludzie, którzy pełnią służbę, często w bardzo ciężkich warunkach, byli w stanie z własnej inicjatywy z tymi dziewczynkami się bawić, opiekować się nimi. Był policjant, który przyniósł dziewczynkom czekolady, inna policjantka rysowała na tablicy z dziećmi rysunki, była duża sympatia i otwartość funkcjonariuszy. W szczególności pani policjantka podkom. Justyna Gwiazda-Waś bardzo się starała, zrobiła wszystko, żeby dzieciom było dobrze. Pomagała nam jeszcze po służbie, była w specjalnym kontakcie z sędzią rodzinnym, która decydowała de facto, co należy tej nocy zrobić. W pewnym momencie, gdy zapadła decyzja, że dzieci muszą zostać w komisariacie z ojcem, byli w stanie załatwić łóżka, radiowozy jeździły do najbliższego hotelu, żeby przywieźć przybory higieniczne. Łóżka wstawiono do sali konferencyjnej w komisariacie, wszystko po to, żeby dziewczynki mogły przespać noc w miarę w normalnych warunkach, które pozwoliły im jakoś wypocząć przed rozprawą. Takie ludzkie gesty, żeby pokazać, że widzą, że pan Denis jest dobrym ojcem.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

– Jaka jest obecnie sytuacja prawna rodziny?
Mec. B.K.: – Pan Denis złożył wniosek o azyl. W tej chwili oczekujemy na wezwanie w celu stawienia się i złożenia wyjaśnień w tym zakresie. Sytuacja prawna jest de facto w taki sposób uregulowana, że pan Denis z córkami, może do momentu rozstrzygnięcia przez szefa Urzędu ds. Cudzoziemców w tymże postępowaniu, w kwestii nadania azylu lub nie, przebywać legalnie na terytorium Polski. Dziewczynki mogą się uczyć, a ojciec może spokojnie zajmować się córkami. Jeśli uzyska pozwolenie na pracę, będzie mógł wykonywać pracę w Polsce.

– Jeszcze jedno pytanie do Pana Mecenasa Lewandowskiego. Pisał Pan o tym, że światowe media szeroko komentowały sprawę. Czy mógłby Pan podać przykłady?
Mec. B.L.: – Bardzo szeroko. Przez dwa dni na terenie Federacji Rosyjskiej historia pana Denisa Lisova i jego dzieci była wiodącą informacją. Pierwsze doniesienie medialne chyba ze Sputnika, w dość negatywnym świetle ukazywało polskie służby, podkreślono, że polskie służby nie zapewniły dzieciom podstawowej egzystencji, co nie było prawdą. Tu akurat możemy powiedzieć, że polskie służby wykazały się delikatnością i chęcią niesienia pomocy. 

Później, kiedy sprawa nabrała echa, głównie za sprawą polskich mediów, które się tym zainteresowały, w mediach rosyjskich, łącznie z pierwszym kanałem telewizji państwowej Rossija 24, wszystkie kanały miejskie. W całej Rosji była to praktycznie najważniejsza wiadomość, dlatego że sytuacja była bezprecedensowa. W komentarzach w sieci można było zobaczyć, jak wielu Rosjan doceniło to, że Polacy pana Denisa przyjęli.

I kolejne doniesienia już były pozytywne. „Sąd polski rozstrzygnął na korzyść rosyjskiego ojca z dziećmi” – tak to było przedstawiane, pomimo pewnej oczywiście zachowawczości ze strony rosyjskich mediów, wynikającej z oczywistych względów. Za to ludzie w komentarzach bardzo chwalili działanie polskich władz. Jeśli chodzi o szwedzkie media, też było zainteresowanie, choć mniejsze. Co ciekawe, szwedzkie media, które kontaktowały się ze mną, nie wiedziały nawet, z jakiego miasta pan Lisov pochodzi. Za to rzecznik praw dziecka Federacji Rosyjskiej pani Kuzniecowa dzwoniła do nas z gratulacjami. Był też telefon z Kancelarii Prezydenta Federacji Rosyjskiej z podziękowaniami za uratowanie ich obywatela. Sprawę poruszały niemieckie media. No i „Washington Post” również tę sprawę omówił.

– Do Pana Lisova. Dlaczego jako cel ucieczki wybrał Pan Polskę? 
D.L.: – Wiem, że Polska, tak jak i Rosja, chroni i szanuje wartości rodzinne. Czułem, że w Polsce będę bezpieczny razem z dziećmi.

– Czy po przyjeździe do Polski został Pan tak potraktowany, jak tego oczekiwał?
D.L.: – Tak, już kiedy byłem na promie, stres po prostu odpuścił. A kiedy stanąłem na polskiej ziemi, poczułem się bezpiecznie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

– Planujecie zostać w Polsce dłużej, skoro staracie się o azyl?
D.L.: – Jeśli oczywiście będzie mi dana taka możliwość, to tak. 

– Czym w Pana mniemaniu, w kontekście tego, co spotkało Pana rodzinę, Polska różni się od Szwecji?
D.L.: – System jest zupełnie inny. Tam rodzina została rozbita, a Polska udzieliła mi ochrony. 

– Biorąc pod uwagę, że takich sytuacji w Szwecji jest więcej, a są takie sygnały, to czy może być więcej przypadków ucieczek ze Szwecji do Polski?
D.L.: – Tak się może stać. Jeśli tam rodziny nie mają poczucia bezpieczeństwa, a w Polsce mają, to takich przypadków może być więcej.

– Dla mnie jest Pan bohaterem, tyle chciałem powiedzieć.
D.L.: – Ja uważam, że nie zrobiłem niczego wielkiego. Każdy ojciec by się tak zachował. 
Chciałbym podziękować nie tylko prawnikom, policjantom, sądowi i urzędnikom, ale waszym kolegom, mediom, dziennikarzom. Bardzo dużo osób i mnóstwo organizacji dowiedziało się o naszej sprawie. Wszyscy starają się pomagać, nie oczekiwałem tego. Pomogło nam też Stowarzyszenie Młodzieży Ormiańskiej, wszystkim bardzo dziękuję.

– Niektórzy mówią: „Nie martw się, jesteś już w Polsce”. 
D.L.: – (śmiech) Ja i córki chcemy tylko normalnie żyć. Razem.

#REKLAMA_POZIOMA#

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kate Middleton poważnie chora. Książę William wydał nowy komunikat z ostatniej chwili
Kate Middleton poważnie chora. Książę William wydał nowy komunikat

Księżna Kate, żona brytyjskiego następcy tronu księcia Williama, poinformowała niedawno, że jej styczniowy pobyt w szpitalu i przebyta operacja jamy brzusznej były związane z wykrytym u niej rakiem. Książę Walii wydał nowy komunikat.

Prof. Miodek: Udowadnianie, że śląszczyzna jest odrębnym językiem, to nonsens z ostatniej chwili
Prof. Miodek: Udowadnianie, że śląszczyzna jest odrębnym językiem, to nonsens

– Proszę ode mnie nie wymagać udowodnienia, że może śląszczyzna jest odrębnym językiem, nie żądać jej kodyfikacji, bo to jest nonsens. Naiwność połączona z fanatyzmem (...) Kapitałem dialektu śląskiego jest jego mozaikowość. Na ten dialekt śląski składa się kilkadziesiąt gwar. Próba kodyfikacji będzie zawsze z krzywdą dla którejś z tych gwar. Nie dajmy się zwariować – twierdzi językoznawca prof. Jan Miodek.

Prezydent Duda: Rozszerzenie Nuclear Sharing byłoby adekwatną odpowiedzią na działania prowadzone od lat przez Rosję z ostatniej chwili
Prezydent Duda: Rozszerzenie Nuclear Sharing byłoby adekwatną odpowiedzią na działania prowadzone od lat przez Rosję

– Rosja od lat łamie porozumienia ws. rozprzestrzeniania broni nuklearnej, relokuje tę broń na Białoruś, stwarza zagrożenie, w związku z tym program Nuclear Sharing powinien być rozszerzony na wschodnią flankę NATO – uważa prezydent Andrzej Duda. – Byłaby to adekwatna odpowiedź na działania Rosji – ocenił.

Te słowa Hołowni PiS nagrodził brawami. A Koalicja 13 grudnia nie [WIDEO] z ostatniej chwili
Te słowa Hołowni PiS nagrodził brawami. A Koalicja 13 grudnia nie [WIDEO]

Podczas przemówienia marszałka Sejmu Szymona Hołowni doszło do niecodziennej sytuacji.

Piotr Duda: Turów to nie tylko kopalnia i elektrownia, to byt wielu ludzi z ostatniej chwili
Piotr Duda: Turów to nie tylko kopalnia i elektrownia, to byt wielu ludzi

– Kompleks Turów to nie tylko kopalnie i elektrownie, ale byt wielu ludzi. Bogatynia, Lubań i wiele innych miejscowości, wokół których gromadzą się społeczeństwa i tutaj pracują, i tutaj funkcjonują – mówił na antenie Telewizji Republika.

Polski sąd kazał zamknąć Turów, a niemiecki pogonił ekologów ws. niemieckiego gazociągu z ostatniej chwili
Polski sąd kazał zamknąć Turów, a niemiecki pogonił ekologów ws. niemieckiego gazociągu

Federalny Sąd Administracyjny w Lipsku odrzucił skargi organizacji ekologicznych przeciwko zatwierdzeniu gazociągu z portu Sassnitz–Mukran na wyspie Rugia do Lubmina.

Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej

Media obiegły niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej. Razem z rodziną przeżyła trudne chwile.

„Weszliśmy na drogę rozpadu państwa”. Sejm uznał „język śląski” z ostatniej chwili
„Weszliśmy na drogę rozpadu państwa”. Sejm uznał „język śląski”

Sejm RP w piątek uchwalił ustawę uznającą język śląski za język regionalny. Za głosowało 236 posłów, przeciwko było 186, a 5 wstrzymało się od głosu.

„Teraz to żenada”. Burza po emisji dotychczas popularnego programu TVP z ostatniej chwili
„Teraz to żenada”. Burza po emisji dotychczas popularnego programu TVP

Fala zmian w TVP nie ominęła również popularnego „Pytania na śniadanie”. Po emisji programu w sieci zawrzało.

REKLAMA

[Tylko u nas] Denis Lisov: "Jeśli będzie mi dana taka możliwość, chciałbym zostać w Polsce na dłużej"

Szwedzkie służby socjalne odebrały mu córki. Porwał je i uciekł z nimi do Polski. Tu otrzymał pomoc. Przypadek Rosjanina, którego rodzinę przed Szwedami obronili Polacy, opisują media na całym świecie. Przypominamy wywiad jaki z Denisem Lisovem oraz jego pełnomocnikami na łamach "Tygodnika Solidarność" przeprowadził kilka miesięcy temu Cezary Krysztopa.
 [Tylko u nas] Denis Lisov: "Jeśli będzie mi dana taka możliwość, chciałbym zostać w Polsce na dłużej"
/ Fot. Babken Khandazyan
Cezary Krysztopa: – Dlaczego odebrano Panu córki? 
Denis Lisov: – W związku z chorobą matki dzieci, nie mogła się nimi opiekować.

– Ale Pan miał pełnię praw rodzicielskich. Przecież są samotni ojcowie, którzy wychowują dzieci. W czym to przeszkadza?
D.L.: – System socjalny w Szwecji jest taki, że najpierw zabierają dzieci, potem zaczynają interesować się szczegółami. Taką podjęto decyzję, a mnie ją tylko zakomunikowano. 

– Czy córkom było dobrze w rodzinie zastępczej?
D.L.: – Miałem z nimi kontakt. Nie mogłem tam być codziennie, ale kiedy pytałem, czy mają wszystko, czego potrzebują, mówiły, że mają. 

– To co było nie tak z rodziną zastępczą?
D.L.: – One są dziećmi, ja jestem ich ojcem. Nie rozumiały tego wszystkiego, co się wydarzyło, dlaczego zaszła całkowita zmiana ich życia. Zostały brutalnie wyrwane ze swojego życia i trafiły do nowej rzeczywistości. Nie rozumiały, dlaczego.

– Jak długo córki były u obcych ludzi?
D.L.: – Półtora roku.

– Co Pan musiał zrobić w Szwecji, jak Pan próbował je odzyskać?
D.L.: – Kontaktowałem się z odpowiednimi służbami socjalnymi. Robiłem to, czego ode mnie wymagano. Pisałem, prosiłem, oczywiście próbowałem. Natomiast żadnej decyzji nie można już było zmienić.

– I w końcu zdecydował się Pan w jakimś sensie córki porwać. Czy może Pan opisać, jak to się stało?
D.L.: – W pewnym momencie zrozumiałem, że nie ma takiej rzeczy, którą mógłbym zrobić, żeby oddano mi dzieci. Zacząłem działać. Po prostu podczas widzenia wziąłem dzieci jak zwykle na spacer, kupiłem bilety i pojechałem. 

– Do Mecenasa Khanzadyana: Przedstawiciele szwedzkiej administracji i rodzina zastępcza dziewczynek przybyli za córkami pana Lisova. Czy próbowali jakoś utrudniać pomoc?
Mec. Babken Khanzadyan: – Przedstawicieli widzieliśmy po raz pierwszy w komisariacie policji w Polsce, kiedy to udzielaliśmy pierwszego wywiadu przed komisariatem. Przywitali się i się uśmiechali, można powiedzieć, że się śmiali. Natomiast dziewczynki były przerażone. W pewnym momencie zapytałem pana Denisa, kim oni są. Powiedział, że to właśnie ci ludzie, z którymi dziewczynki mieszkały. Było to dwóch panów, więc zdziwiło mnie, że dwóch panów przyjechało po trzy dziewczynki. Weszliśmy do komisariatu, ponieważ czułem, że dzieci będą się tam czuły bezpieczniej. Szczególnie najstarsza córka była bardzo przestraszona. Później wydarzył się jeszcze pewien incydent, mec. Lewandowski był przy tym.

Mec. Bartosz Lewandowski: – Tak, do incydentu doszło w sądzie, kiedy do dziewczynek w języku szwedzkim powiedział coś jeden z panów, którzy przyjechali za nimi ze Szwecji, bodaj pan Muhammad. Dziewczynki to kompletnie przeraziło, zaczęły się zachowywać irracjonalnie. Później jeszcze się wpychał przez kordon policji.

Mec. Babken Khanzadyan: – Można też powiedzieć, że byli kompletnie nieprzygotowani na odbiór dziewczynek. Gdy w sądzie zapytałem o to, w jaki sposób są przygotowani na odbiór dzieci, zaczęli odpowiadać, że nie mają ze sobą dokumentów. Zapytałem jeszcze raz: „Ja nie pytam o dokumenty, ja pytam, czy wzięliście dla dziewczynek jakieś rzeczy. Przyjechał pan po dziewczynki z drugim panem, kuzynem, kolegą – nie wiemy, kim on jest – ale czy ma pan jakąś kurtkę? Pan przecież przyjechał po «swoje» dzieci, w końcu dzieci u was półtora roku mieszkały. Ma pan szczoteczkę do zębów, kupił pan bilety?”. „Nie – brzmiała odpowiedź. – Powiedzieli, że mamy przyjechać i odebrać dzieci”. „Kto?”. „Socjalna służba”. Było to bodaj 2 kwietnia, kiedy ja byłem na lotnisku, koło godziny 19.00. Gdyby nie szybka reakcja pełnomocników i organów państwa, to zapewne dzieci poleciałyby do Szwecji.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

 Czy odniósł Pan wrażenie, że ci ludzie założyli, że przyjechali do „dzikiego kraju”, w którym wszystko już mają załatwione i nikt nie odważy im się przeciwstawić?
Mec. B.K.: – Byłem zdziwiony ich postępowaniem, ponieważ oni, bardzo nieodpowiedzialni ludzie moim zdaniem, bo jeżeli lecimy setki kilometrów, to się jakoś przygotowujemy do takiej podróży, tym bardziej żeby odebrać dzieci. Dzieci, które zresztą półtora roku u nas mieszkały, więc teoretycznie wiemy, czego potrzebują, wiemy, w jaki sposób się przygotować. Nawet mogła jakaś kobieta przyjść z tym panem, w której to rodzinie te dzieci mieszkały, bo też mogłyby się wtedy inaczej zachowywać. Nie widzieliśmy u nich żadnej reakcji ludzkiej, to było takie troszeczkę jakby z automatu, że oni mieli przyjechać, zabrać dzieci, bo im tak kazano. To było niesamowite, ja jako człowiek byłem zdziwiony jego odpowiedziami w sądzie. 

– Do Pana Mecenasa Lewandowskiego: Jak Pan ocenia zachowanie polskich służb i polskiego sądu w tej sprawie?
Mec. B.L.: – Polskie służby moim zdaniem spisały się na medal, w szczególności funkcjonariusze policji z komisariatu policji Warszawa-Okęcie. My byliśmy tu od 3.00 w nocy obecni na komisariacie. Początkowo zachowanie służb polskich było dość niejednoznaczne. Widać było, że zarówno straż graniczna, jak i policja nie wiedzą, jak w tej sytuacji mają postąpić. Sytuacja dotyczy obywateli Federacji Rosyjskiej, są przedstawiciele służb, rzekomi przedstawiciele służb szwedzkich. Mec. Khanzadyan, który telefonicznie był w kontakcie z panem Lisovem i z jego córkami, domagał się bezwzględnie spotkania ze swoim klientem. Początkowo służby, odniosłem takie wrażenie, bały się konfrontacji i bały się skandalu międzynarodowego. Proszę pamiętać, że Ambasada FR bardzo szybko podjęła kroki. Wysłała dwóch przedstawicieli konsulatu, kobietę i mężczyznę, którzy bezwzględnie domagali się natychmiastowego zwolnienia ich obywateli, więc sytuacja była dynamiczna. 

Policjanci nie wiedzieli, jak się zachować. Natomiast w nocy z 2 na 3 kwietnia, kiedy byliśmy obecni na komisariacie, kiedy ja byłem już w stałym kontakcie z rzecznikiem praw dziecka Mikołajem Pawlakiem, kiedy byliśmy na miejscu i widać było wsparcie organów polskiego państwa, pana Pawlaka chociażby, czy ministra sprawiedliwości, który również nadzorował na bieżąco, co się w tej sprawie dzieje. Policjanci również się wtedy otworzyli, zobaczyli, że można pomagać panu Denisowi, opiekować się jego dziećmi. Ja, przyznam szczerze, nie widziałem chyba takiej sytuacji nigdy, kiedy obcy ludzie, którzy pełnią służbę, często w bardzo ciężkich warunkach, byli w stanie z własnej inicjatywy z tymi dziewczynkami się bawić, opiekować się nimi. Był policjant, który przyniósł dziewczynkom czekolady, inna policjantka rysowała na tablicy z dziećmi rysunki, była duża sympatia i otwartość funkcjonariuszy. W szczególności pani policjantka podkom. Justyna Gwiazda-Waś bardzo się starała, zrobiła wszystko, żeby dzieciom było dobrze. Pomagała nam jeszcze po służbie, była w specjalnym kontakcie z sędzią rodzinnym, która decydowała de facto, co należy tej nocy zrobić. W pewnym momencie, gdy zapadła decyzja, że dzieci muszą zostać w komisariacie z ojcem, byli w stanie załatwić łóżka, radiowozy jeździły do najbliższego hotelu, żeby przywieźć przybory higieniczne. Łóżka wstawiono do sali konferencyjnej w komisariacie, wszystko po to, żeby dziewczynki mogły przespać noc w miarę w normalnych warunkach, które pozwoliły im jakoś wypocząć przed rozprawą. Takie ludzkie gesty, żeby pokazać, że widzą, że pan Denis jest dobrym ojcem.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

– Jaka jest obecnie sytuacja prawna rodziny?
Mec. B.K.: – Pan Denis złożył wniosek o azyl. W tej chwili oczekujemy na wezwanie w celu stawienia się i złożenia wyjaśnień w tym zakresie. Sytuacja prawna jest de facto w taki sposób uregulowana, że pan Denis z córkami, może do momentu rozstrzygnięcia przez szefa Urzędu ds. Cudzoziemców w tymże postępowaniu, w kwestii nadania azylu lub nie, przebywać legalnie na terytorium Polski. Dziewczynki mogą się uczyć, a ojciec może spokojnie zajmować się córkami. Jeśli uzyska pozwolenie na pracę, będzie mógł wykonywać pracę w Polsce.

– Jeszcze jedno pytanie do Pana Mecenasa Lewandowskiego. Pisał Pan o tym, że światowe media szeroko komentowały sprawę. Czy mógłby Pan podać przykłady?
Mec. B.L.: – Bardzo szeroko. Przez dwa dni na terenie Federacji Rosyjskiej historia pana Denisa Lisova i jego dzieci była wiodącą informacją. Pierwsze doniesienie medialne chyba ze Sputnika, w dość negatywnym świetle ukazywało polskie służby, podkreślono, że polskie służby nie zapewniły dzieciom podstawowej egzystencji, co nie było prawdą. Tu akurat możemy powiedzieć, że polskie służby wykazały się delikatnością i chęcią niesienia pomocy. 

Później, kiedy sprawa nabrała echa, głównie za sprawą polskich mediów, które się tym zainteresowały, w mediach rosyjskich, łącznie z pierwszym kanałem telewizji państwowej Rossija 24, wszystkie kanały miejskie. W całej Rosji była to praktycznie najważniejsza wiadomość, dlatego że sytuacja była bezprecedensowa. W komentarzach w sieci można było zobaczyć, jak wielu Rosjan doceniło to, że Polacy pana Denisa przyjęli.

I kolejne doniesienia już były pozytywne. „Sąd polski rozstrzygnął na korzyść rosyjskiego ojca z dziećmi” – tak to było przedstawiane, pomimo pewnej oczywiście zachowawczości ze strony rosyjskich mediów, wynikającej z oczywistych względów. Za to ludzie w komentarzach bardzo chwalili działanie polskich władz. Jeśli chodzi o szwedzkie media, też było zainteresowanie, choć mniejsze. Co ciekawe, szwedzkie media, które kontaktowały się ze mną, nie wiedziały nawet, z jakiego miasta pan Lisov pochodzi. Za to rzecznik praw dziecka Federacji Rosyjskiej pani Kuzniecowa dzwoniła do nas z gratulacjami. Był też telefon z Kancelarii Prezydenta Federacji Rosyjskiej z podziękowaniami za uratowanie ich obywatela. Sprawę poruszały niemieckie media. No i „Washington Post” również tę sprawę omówił.

– Do Pana Lisova. Dlaczego jako cel ucieczki wybrał Pan Polskę? 
D.L.: – Wiem, że Polska, tak jak i Rosja, chroni i szanuje wartości rodzinne. Czułem, że w Polsce będę bezpieczny razem z dziećmi.

– Czy po przyjeździe do Polski został Pan tak potraktowany, jak tego oczekiwał?
D.L.: – Tak, już kiedy byłem na promie, stres po prostu odpuścił. A kiedy stanąłem na polskiej ziemi, poczułem się bezpiecznie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

– Planujecie zostać w Polsce dłużej, skoro staracie się o azyl?
D.L.: – Jeśli oczywiście będzie mi dana taka możliwość, to tak. 

– Czym w Pana mniemaniu, w kontekście tego, co spotkało Pana rodzinę, Polska różni się od Szwecji?
D.L.: – System jest zupełnie inny. Tam rodzina została rozbita, a Polska udzieliła mi ochrony. 

– Biorąc pod uwagę, że takich sytuacji w Szwecji jest więcej, a są takie sygnały, to czy może być więcej przypadków ucieczek ze Szwecji do Polski?
D.L.: – Tak się może stać. Jeśli tam rodziny nie mają poczucia bezpieczeństwa, a w Polsce mają, to takich przypadków może być więcej.

– Dla mnie jest Pan bohaterem, tyle chciałem powiedzieć.
D.L.: – Ja uważam, że nie zrobiłem niczego wielkiego. Każdy ojciec by się tak zachował. 
Chciałbym podziękować nie tylko prawnikom, policjantom, sądowi i urzędnikom, ale waszym kolegom, mediom, dziennikarzom. Bardzo dużo osób i mnóstwo organizacji dowiedziało się o naszej sprawie. Wszyscy starają się pomagać, nie oczekiwałem tego. Pomogło nam też Stowarzyszenie Młodzieży Ormiańskiej, wszystkim bardzo dziękuję.

– Niektórzy mówią: „Nie martw się, jesteś już w Polsce”. 
D.L.: – (śmiech) Ja i córki chcemy tylko normalnie żyć. Razem.

#REKLAMA_POZIOMA#


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe