Marek Budzisz: Zanim powstanie oś autorytarna w naszej części Europy.

Wczoraj w Mołdawii odbyły się długo oczekiwane wybory parlamentarne, które jak powszechnie sądzono mogły przynieść zasadnicze zmiany w geopolitycznej orientacji kraju. Spodziewano się, że w razie triumfu prorosyjskich socjalistów, a niektóre sondaże wskazywały, że mogą nawet liczyć na samodzielną większość, Kiszyniów ostro skręci na Wschód, zwłaszcza, że prezydent Dodon, będący częstym gościem na Kremlu wprost o tym mówił.
 Marek Budzisz: Zanim powstanie oś autorytarna w naszej części Europy.
/ pixabay.com
Dziś już wiadomo, że socjaliści, którzy „witali się z gąską” będą musieli poradzić sobie z rozczarowaniem. Co prawda wybory wygrali (po policzeniu głosów w 97 % okręgów), bo zdobyli 31,67 % głosów, ale o triumfie nie ma co mówić, zwłaszcza, w sytuacji, kiedy będą mieć, wg. ostatnich informacji 33 – 34 miejsca w 100 osobowym parlamencie. Zaskoczeniem jest bardzo dobry, znacznie lepszy niźli w królestwie badań opinii publicznej, wynik proeuropejskiej koalicji ACUM (Teraz), która w głosowaniu powszechnym zajęła drugie miejsce i zdobyła 25,23 % głosów. Daje jej to, wraz z mandatami zdobytymi w okręgach jednomandatowych 26 posłów. Sporym zaskoczeniem jest też rezultat, który zanotowała rządząca Mołdawią Partia Demokratyczna oligarchy Vlada Plachotniuca, która ma 24,6 %, w głosowaniu powszechnym. Ten wynik jeszcze poprawiła w okręgach jednomandatowych i może liczyć na 31 deputowanych. Nieoficjalnie wiadomo, że do parlamentu weszło 3 – 4 „niezależnych” kandydatów związanych z obozem władzy, który dzięki temu może liczyć na 34 – 35 szabel. Ale do jej rezultatów należy też dodać wynik czwartej w wyścigu wyborczym formacji, nacjonalistycznego ugrupowania Szor, która zdobyła 8,4 % głosów i będzie miała  7 – 8 posłów. Formacja założona została przez biznesmena Ilana Szora, przeciw któremu toczy się dochodzenie. Zarzuca mu się udział w „kradzieży stulecia”, kiedy to w 2014 roku, z mołdawskiego systemu bankowego wyparowało ponad 1 mld dolarów, co jak na ten niewielki i bardzo biedny kraj stanowi astronomiczną kwotę. Obserwatorzy mołdawskiej sceny politycznej, a tak tam się uprawia politykę, są przekonani, że deputowani formacji Szora, na „którego są kompromaty”, będą lojalnie współpracowali z partią władzy.
Pierwsze wyniki spływające z okręgów jednomandatowych wskazują, że w miastach wygrywają socjaliści i przedstawiciele koalicji ACUM, ale na wsi, sytuacja wygląda inaczej. I tak np. Plachotniuc w jednym z takich, jak kiedyś Anglicy mówili „zgniłych okręgów” zdobył ponad 70 % głosów. Drugi powód, dla którego przedwcześnie jeszcze mówić o układzie sił jest tego rodzaju, że demokraci Plachotniuca, a przede wszystkim on sam, znani są z tego, że pozyskują głosy deputowanych szantażem i przekupstwem. Po ostatnich wyborach, kiedy formacja „władcy Mołdawii”, jak niemal oficjalnie nazywa się lidera Demokratów, miała w parlamencie jedynie 17 deputowanych, dość szybko pozyskała ona tylu posłów, że mogła zbudować samodzielną i stabilną większość. I trzeci wreszcie powód, dla którego jeszcze zbyt wcześnie mówić o wynikach głosowania, to to, że może okazać się, iż pod byle pretekstem, wyniki wyborów w niektórych okręgach mogą zostać zakwestionowane przez komisję wyborczą i sądy. Rządzący Demokraci już zgłosili szereg naruszeń prawa wyborczego. Mołdawski system prawny jest nie tylko dogłębnie skorumpowany, ale również wprost kontrolowany przez obóz władzy. Dwa minione lata, kiedy trwała nieustająca wojna podjazdowa między prezydentem Dodonem, mającym konstytucyjnie niewielkie uprawnienia, a rządem, pokazały, że tamtejsi prawnicy są w stanie wnieść coś nowego do światowego dorobku prawnego. Otóż kiedy Dodon nie chciał podpisywać przedkładanych mu do podpisu ustaw, tamtejszy Sąd Konstytucyjny, na kilka dosłownie godzin, zawieszał jego pełnomocnictwa. Wówczas do gry wchodził spiker parlamentu, przejmując czasowo obowiązki głowy państwa, podpisywał dokumenty i kiedy było już po wszystkim, prezydent na powrót wracał do pracy. Początkowo wzbudzało to wielkie emocje i były nawet próby organizowania protestów ulicznych, ale wówczas Dodon wygłaszał pojednawcze przemówienie i sprawy wracały do normy. Takie zachowanie werbalnie opozycyjnego prezydenta dało wielu obserwatorom asumpt, to formułowania sądu, iż w gruncie rzeczy ten spór o kierunek w którym ma podążać Mołdawia, to jedno wielkie teatrum dla naiwnych. Bo w rzeczywistości Dodon i Plachotniuc to starzy koledzy, i ten pierwszy pomagał już nie raz temu drugiemu w trudnych politycznych rozgrywkach, związanych choćby z rozłamem w rządzącej wiele lat w Mołdawii partii komunistycznej, który był na rękę Plachotniucowi. I podobnie ma być teraz – spór o orientacje, o to czy Mołdawia winna zbliżyć się z Moskwą, jak tego chcą socjaliści i Dodon, czy iść w stronę Zachodu, jak mówią demokraci, jest dość pozorny. W istocie obydwie formacje już się potajemnie miały dogadać, czego dowodem jest to, że w trakcie kampanii kandydaci demokratów mówili sporo o czymś na kształt „trzeciej drogi”, czyli o polityce wielowektorowej, woli współpracy zarówno z Zachodem, jak i ze Wschodem, zwłaszcza, że Zachód, czyli Unia Europejska, nie jest jakoś szczególnie zainteresowany integracją Mołdawii.
To jak przebiegało wczorajsze głosowanie też nie poprawi reputacji kraju i obozu władzy w oczach elit europejskich. Jak informują dziennikarze, w obwodach położonych przy granicy z samozwańczą republiką Naddniestrza zaobserwowano autobusy, które przywoziły ludzi, chcących oddać głos w wyborach w Mołdawii. Transport organizowała korporacja Szeryf z Tyraspola. Nie jest to jakaś mała firemka, ale największy działający w Naddniestrzu holding, który w 2016 roku wyniósł do władzy tamtejszego prezydenta Wadima Krasnosielskiego. Oświadczył on wczoraj publicznie, komentując liczne informacje o przewozie głosujących, że jego rząd nie ingeruje w przebieg wyborów, ale przecież, jak powiedział w „Naddniestrzu mieszkają też ludzie, którzy mają w kieszeniach paszporty Mołdawskie i oni mogą głosować”. Niewątpliwie machinacje miały miejsce, trudno oszacować ich skalę i to czy mogły wpływać na wynik wyborów. Ale trzeba pamiętać, że Mołdawia to mały kraj i różnica między drugą w rankingu koalicją ACUM a trzecią Partią Demokratyczną to 8 tysięcy głosów, a w okręgach jednomandatowych, w których wygrywa się zwykłą większością znaczenie może mieć nawet przywiezienie kilkudziesięciu wyborców.
Nie do końca wiadomo, kto organizował „transport wyborców”. Socjaliści i przedstawiciele ACUM oskarżają Demokratów, ci ostatni Socjalistów. Trzeba pamiętać kto kontroluje punkty graniczne – są to służby podległe rządowi, bez zgody których nikt nie mógłby przejechać granicy z Naddniestrzem. Wydaje się zatem, że to rządzący Demokraci, maczali w tym przedsięwzięciu palce.
Liderzy koalicji ACUM, Maja Sandu i Andriej Nastase już publicznie oświadczyli, że nie uznają wyników wyborów w okręgach położonych przy granicy i żądają ich powtórzenia. Wezwali także swoich zwolenników do wyjścia na ulice. Można przypuszczać, że marzy im się powtórzenie ormiańskiego scenariusza, gdzie w wyniku protestów ulicznych upadła partia rządząca. Oświadczyli też, że nie mają zamiaru rozmawiać z ludźmi Plachotniuca, ale temu akurat trudno się dziwić. Nie tylko dlatego, że ACUM oskarża Demokratów o to, że partia jest w gruncie rzeczy tylko przykrywką dla rządów skorumpowanej i w gruncie rzeczy kryminalnej, władzy jednego człowieka. Relacji nie poprawiły tez wydarzenia z czasów kampanii wyborczej, kiedy to zarówno Sandu, jak i Nastase, ale również szef ich komitetu wyborczego, oskarżyli władzę o to, że przez długi czas jej agenci chcieli ich zwyczajnie otruć. Na dowód tego, że nie są to gołosłowne twierdzenia pokazali wyniki badań krwi, przeprowadzone zarówno na miejscu, jak i w Niemczech, wskazujące na podwyższoną zawartość metali ciężkich, przede wszystkim rtęci.
Rządzący Demokraci oskarżają z kolei Moskwę o brutalna ingerencję w proces wyborczy. Chodzi o to, że na dwa dnie przed wyborami rosyjskie MSW poinformowało, że Plachotniuc jest oficjalnie oskarżony o udział w słynnym „mołdawskim Landromacie”, procederze, polegającym na wytransferowaniu z Rosji, za pośrednictwem mołdawskich banków, jak się szacuje 22 mld dolarów. To nie pierwsze rosyjskie oskarżenie mołdawskiego oligarchy. Został on już zaocznie skazany za zlecenie zabójstwa jednego z biznesmanów z którym miał różnicę zdań na tle rozliczeń. Sprawa z Landromatem jest jednak znacznie większa. Również dlatego, że skonstruowany w Rosji i Mołdawii schemat wyprowadzania i prania podejrzanych pieniędzy nie działałby gdyby nie zaangażowanie banków z krajów Zachodu. Najmocniej w aferę zaangażowane były banki na Łotwie, gdzie do dymisji w związku z oskarżeniami musiał podać się prezes tamtejszego banku centralnego oraz estońskie filie duńskiego Danske Banku. W Estonii aresztowano już w tej sprawie 10 osób, prezes centrali banku podał się do dymisji a służby finansowe Unii Europejskiej rozpoczęły niedawno, jak informowały media, oficjalne dochodzenie. Danske Bank, poniósł takie straty reputacyjne, że zdecydował się sprzedać swe filie w krajach Bałtyckich i w Rosji. Do działania przystąpiły też władze niemieckie, i w ostatnich dniach przejęły w Bawarii kilka nieruchomości zakupione przez wyprowadzone przy użyciu Mołdawskiego Landromatu środki. Rosjanie aresztowali Aleksandra Korkina, jednego z organizatorów procederu i teraz, najprawdopodobniej, będą twierdzić, że stał za nim Plachotniuc, którego nazwisko pojawia się w zeznaniach. Rozpoczęli w tej sprawie oficjalne dochodzenie. Drugi z organizatorów Landromatu, były bankier Wiaczesław Płaton, po tym jak został aresztowany na Ukrainie i deportowany do kraju, siedzi w więzieniu w Kiszyniowie. I tu zaczynają się ciekawe historie. Otóż, jak poinformował jego adwokat, Płaton, przebywający w więzieniu w Kiszyniowie, został zaatakowany nożem przez dokwaterowanego mu do pojedynczej celi recydywistę. Władze dementują te informacje, ale adwokaci Płatona mówią, że nie są dopuszczani do swego klienta od początku lutego i obawiają się, że może on zostać po prostu zlikwidowany. Innymi słowy z punktu widzenia Demokratów cała sprawa może okazać się tykająca bombą. Moskwa może udowodnić Zachodowi, że stawiają na polityka, który współorganizował i uczestniczył w kryminalnych przedsięwzięciach. Co ciekawsze, na kilka dni przed wyborami kierujący rosyjską Radą Bezpieczeństwa generał Patruszew dość enigmatycznie mówił, że w Kiszyniowie, ale również na Ukrainie, może dojść do kolejnych Majdanów. Przeczucie, czy coś więcej?
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Nie tylko po to, abyśmy mogli wiedzieć z kim mamy w Mołdawii do czynienia. Z elitą nie tylko skorumpowaną, ale również uczestniczącą w wielu działaniach o kryminalnym charakterze. Mówienie w tym wypadku o jakiejś „orientacji geopolitycznej” jest swego rodzaju marzycielstwem, chodzi o utrzymanie władzy i eksploatowanie kraju, który ma się na własność.
Z punktu widzenia państw Unii Europejskiej wspieranie tego rodzaju reżimów, w imię polityki „powstrzymywania” Rosji jest działaniem irracjonalnym, a potencjalnie nawet groźnym. Amerykanie, którzy mają bogate doświadczenie współpracy z reżimami autorytarnymi, uprawiają w Kiszyniowie zupełnie inną politykę, której głównym celem są głównie kwestie dotyczące współpracy wojskowej. Na tym tle też może dojść do rozdźwięku między Unią w Waszyngtonem. Mołdawia jest krajem małym i można problemy tam pojawiające się lekceważyć. Jednak dochodzące ostatnio informacje z Ukrainy, którym trzeba będzie poświęcić osobny materiał, wskazują, że naruszenia demokratycznych procedur w czasie trwającej kampanii prezydenckiej mogą tam mieć miejsce na wielką skalę, a Ukraina może ewoluować, umownie całą sprawę ujmując „w stronę Mołdawii”. A to z kolei stawia przed polskimi elitami trudny problem – czy w imię polityki powstrzymywania wpływów rosyjskich, godzić się na rządy skorumpowanej i w coraz większym stopniu autorytarnej ekipy, ekipy łamiącej elementarne procedury demokratyczne, czy przyjąć inny wariant postepowania. Warto o tym już teraz myśleć, bo w rosyjskich, ale nie tylko tamtejszych, mediach już lansowana jest koncepcja osi politycznej łączącej Białoruś z Ukrainą. Do takiej konstrukcji dołączyć może Mołdowa. A to zaś, może otworzyć drogę wpływom tureckim, a przede wszystkim chińskim. I może się okazać, że chcąc ochronić się przed ekspansjonizmem moskiewskim otworzyliśmy nie furtkę, ale bramę dla innych ekspansjonizmów, być może groźniejszych.
 

 

POLECANE
Kryminalny hit powraca. Jest data premiery Wiadomości
Kryminalny hit powraca. Jest data premiery

Platforma HBO Max ujawniła datę premiery i teaser trzeciego sezonu popularnego serialu kryminalnego „Odwilż”. Nowe odcinki, realizowane ponownie w Szczecinie, będzie można oglądać od 17 października.

Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Jest decyzja Trybunału Stanu Wiadomości
Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Jest decyzja Trybunału Stanu

Postępowanie Trybunału Stanu ws. immunitetu I prezes SN Małgorzaty Manowskiej zostało umorzone - przekazał PAP Piotr Sak. Sędzia TS - który był w trzyosobowym składzie Trybunału podejmującym decyzję - poinformował, że postępowanie umorzono „z dwóch podstaw: brak kworum i brak uprawnionego oskarżyciela".

Nowe stanowisko w ukraińskim wojsku. Zełenski podpisał ustawę Wiadomości
Nowe stanowisko w ukraińskim wojsku. Zełenski podpisał ustawę

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał w czwartek ustawę o rzeczniku praw żołnierzy – przekazano na stronie parlamentu. Rzecznik będzie zajmować się ochroną praw żołnierzy, rezerwistów, osób podlegających obowiązkowi wojskowemu, członków ochotniczych formacji i jednostek policyjnych.

„Systemy antydronowe zostaną zakupione w ramach Pilnej Potrzeby Operacyjnej” z ostatniej chwili
„Systemy antydronowe zostaną zakupione w ramach Pilnej Potrzeby Operacyjnej”

Dziennikarz Polsatu Michał Stela poinformował na platformie X, że szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, iż systemy antydronowe dla Polski zostaną zakupione w ramach Pilnej Potrzeby Operacyjnej. 

Nie żyje ceniony aktor i fotograf Wiadomości
Nie żyje ceniony aktor i fotograf

Nie żyje Brad Everett Young, ceniony fotograf gwiazd i aktor. Mężczyzna zginął tragicznie w wieku 46 lat. Do wypadku doszło 14 września późnym wieczorem na autostradzie w Kalifornii.

Trump: Putin naprawdę mnie zawiódł z ostatniej chwili
Trump: Putin naprawdę mnie zawiódł

– Myślałem, że wojna na Ukrainie będzie najłatwiejsza do rozwiązania, ze względu na moje relacje z Władimirem Putinem, ale Putin naprawdę mnie zawiódł – oświadczył w czwartek prezydent USA Donald Trump podczas wspólnej konferencji prasowej z brytyjskim premierem Keirem Starmerem.

Komunikat dla mieszkańców Trójmiasta Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Trójmiasta

W najbliższych dniach Gdynia i Gdańsk włączą się w międzynarodową akcję „Sprzątanie Świata”. Łącznie w obu miastach udział weźmie około 10 tys. osób. W tym roku Sopot zrezygnował z organizacji swojego wydarzenia.

Tragiczny wypadek na Warmii i Mazurach. Nie żyją kierowca i niemowlę Wiadomości
Tragiczny wypadek na Warmii i Mazurach. Nie żyją kierowca i niemowlę

W czwartek rano w Górowie Iławeckim (woj. warmińsko-mazurskie) doszło do dramatycznego wypadku drogowego. Nissan na angielskich numerach rejestracyjnych uderzył w drzewo. Zginął 30-letni kierowca oraz trzymiesięczne dziecko.

Żona prezydenta Francji musi udowadniać, że jest kobietą. Chce pokazać zdjęcia z ostatniej chwili
Żona prezydenta Francji musi udowadniać, że jest kobietą. Chce pokazać zdjęcia

Emmanuel i Brigitte Macron przedstawią przed amerykańskim sądem dowody, iż żona prezydenta urodziła się jako kobieta. Para pozwała prawicową amerykańską influencerkę Candace Owens , która uparcie twierdzi, że Brigitte Macron jest mężczyzną - poinformował w czwartek portal BBC, powołując się na adwokata Macronów.

Dojdzie do spotkania Sikorski-Nawrocki? Marcin Przydacz zabiera głos z ostatniej chwili
Dojdzie do spotkania Sikorski-Nawrocki? Marcin Przydacz zabiera głos

Do spotkania szefa MSZ Radosława Sikorskiego i prezydenta Karola Nawrockiego dojdzie, jeżeli będzie reakcja na wnioski i oczekiwania prezydenta - przekazał w czwartek szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.

REKLAMA

Marek Budzisz: Zanim powstanie oś autorytarna w naszej części Europy.

Wczoraj w Mołdawii odbyły się długo oczekiwane wybory parlamentarne, które jak powszechnie sądzono mogły przynieść zasadnicze zmiany w geopolitycznej orientacji kraju. Spodziewano się, że w razie triumfu prorosyjskich socjalistów, a niektóre sondaże wskazywały, że mogą nawet liczyć na samodzielną większość, Kiszyniów ostro skręci na Wschód, zwłaszcza, że prezydent Dodon, będący częstym gościem na Kremlu wprost o tym mówił.
 Marek Budzisz: Zanim powstanie oś autorytarna w naszej części Europy.
/ pixabay.com
Dziś już wiadomo, że socjaliści, którzy „witali się z gąską” będą musieli poradzić sobie z rozczarowaniem. Co prawda wybory wygrali (po policzeniu głosów w 97 % okręgów), bo zdobyli 31,67 % głosów, ale o triumfie nie ma co mówić, zwłaszcza, w sytuacji, kiedy będą mieć, wg. ostatnich informacji 33 – 34 miejsca w 100 osobowym parlamencie. Zaskoczeniem jest bardzo dobry, znacznie lepszy niźli w królestwie badań opinii publicznej, wynik proeuropejskiej koalicji ACUM (Teraz), która w głosowaniu powszechnym zajęła drugie miejsce i zdobyła 25,23 % głosów. Daje jej to, wraz z mandatami zdobytymi w okręgach jednomandatowych 26 posłów. Sporym zaskoczeniem jest też rezultat, który zanotowała rządząca Mołdawią Partia Demokratyczna oligarchy Vlada Plachotniuca, która ma 24,6 %, w głosowaniu powszechnym. Ten wynik jeszcze poprawiła w okręgach jednomandatowych i może liczyć na 31 deputowanych. Nieoficjalnie wiadomo, że do parlamentu weszło 3 – 4 „niezależnych” kandydatów związanych z obozem władzy, który dzięki temu może liczyć na 34 – 35 szabel. Ale do jej rezultatów należy też dodać wynik czwartej w wyścigu wyborczym formacji, nacjonalistycznego ugrupowania Szor, która zdobyła 8,4 % głosów i będzie miała  7 – 8 posłów. Formacja założona została przez biznesmena Ilana Szora, przeciw któremu toczy się dochodzenie. Zarzuca mu się udział w „kradzieży stulecia”, kiedy to w 2014 roku, z mołdawskiego systemu bankowego wyparowało ponad 1 mld dolarów, co jak na ten niewielki i bardzo biedny kraj stanowi astronomiczną kwotę. Obserwatorzy mołdawskiej sceny politycznej, a tak tam się uprawia politykę, są przekonani, że deputowani formacji Szora, na „którego są kompromaty”, będą lojalnie współpracowali z partią władzy.
Pierwsze wyniki spływające z okręgów jednomandatowych wskazują, że w miastach wygrywają socjaliści i przedstawiciele koalicji ACUM, ale na wsi, sytuacja wygląda inaczej. I tak np. Plachotniuc w jednym z takich, jak kiedyś Anglicy mówili „zgniłych okręgów” zdobył ponad 70 % głosów. Drugi powód, dla którego przedwcześnie jeszcze mówić o układzie sił jest tego rodzaju, że demokraci Plachotniuca, a przede wszystkim on sam, znani są z tego, że pozyskują głosy deputowanych szantażem i przekupstwem. Po ostatnich wyborach, kiedy formacja „władcy Mołdawii”, jak niemal oficjalnie nazywa się lidera Demokratów, miała w parlamencie jedynie 17 deputowanych, dość szybko pozyskała ona tylu posłów, że mogła zbudować samodzielną i stabilną większość. I trzeci wreszcie powód, dla którego jeszcze zbyt wcześnie mówić o wynikach głosowania, to to, że może okazać się, iż pod byle pretekstem, wyniki wyborów w niektórych okręgach mogą zostać zakwestionowane przez komisję wyborczą i sądy. Rządzący Demokraci już zgłosili szereg naruszeń prawa wyborczego. Mołdawski system prawny jest nie tylko dogłębnie skorumpowany, ale również wprost kontrolowany przez obóz władzy. Dwa minione lata, kiedy trwała nieustająca wojna podjazdowa między prezydentem Dodonem, mającym konstytucyjnie niewielkie uprawnienia, a rządem, pokazały, że tamtejsi prawnicy są w stanie wnieść coś nowego do światowego dorobku prawnego. Otóż kiedy Dodon nie chciał podpisywać przedkładanych mu do podpisu ustaw, tamtejszy Sąd Konstytucyjny, na kilka dosłownie godzin, zawieszał jego pełnomocnictwa. Wówczas do gry wchodził spiker parlamentu, przejmując czasowo obowiązki głowy państwa, podpisywał dokumenty i kiedy było już po wszystkim, prezydent na powrót wracał do pracy. Początkowo wzbudzało to wielkie emocje i były nawet próby organizowania protestów ulicznych, ale wówczas Dodon wygłaszał pojednawcze przemówienie i sprawy wracały do normy. Takie zachowanie werbalnie opozycyjnego prezydenta dało wielu obserwatorom asumpt, to formułowania sądu, iż w gruncie rzeczy ten spór o kierunek w którym ma podążać Mołdawia, to jedno wielkie teatrum dla naiwnych. Bo w rzeczywistości Dodon i Plachotniuc to starzy koledzy, i ten pierwszy pomagał już nie raz temu drugiemu w trudnych politycznych rozgrywkach, związanych choćby z rozłamem w rządzącej wiele lat w Mołdawii partii komunistycznej, który był na rękę Plachotniucowi. I podobnie ma być teraz – spór o orientacje, o to czy Mołdawia winna zbliżyć się z Moskwą, jak tego chcą socjaliści i Dodon, czy iść w stronę Zachodu, jak mówią demokraci, jest dość pozorny. W istocie obydwie formacje już się potajemnie miały dogadać, czego dowodem jest to, że w trakcie kampanii kandydaci demokratów mówili sporo o czymś na kształt „trzeciej drogi”, czyli o polityce wielowektorowej, woli współpracy zarówno z Zachodem, jak i ze Wschodem, zwłaszcza, że Zachód, czyli Unia Europejska, nie jest jakoś szczególnie zainteresowany integracją Mołdawii.
To jak przebiegało wczorajsze głosowanie też nie poprawi reputacji kraju i obozu władzy w oczach elit europejskich. Jak informują dziennikarze, w obwodach położonych przy granicy z samozwańczą republiką Naddniestrza zaobserwowano autobusy, które przywoziły ludzi, chcących oddać głos w wyborach w Mołdawii. Transport organizowała korporacja Szeryf z Tyraspola. Nie jest to jakaś mała firemka, ale największy działający w Naddniestrzu holding, który w 2016 roku wyniósł do władzy tamtejszego prezydenta Wadima Krasnosielskiego. Oświadczył on wczoraj publicznie, komentując liczne informacje o przewozie głosujących, że jego rząd nie ingeruje w przebieg wyborów, ale przecież, jak powiedział w „Naddniestrzu mieszkają też ludzie, którzy mają w kieszeniach paszporty Mołdawskie i oni mogą głosować”. Niewątpliwie machinacje miały miejsce, trudno oszacować ich skalę i to czy mogły wpływać na wynik wyborów. Ale trzeba pamiętać, że Mołdawia to mały kraj i różnica między drugą w rankingu koalicją ACUM a trzecią Partią Demokratyczną to 8 tysięcy głosów, a w okręgach jednomandatowych, w których wygrywa się zwykłą większością znaczenie może mieć nawet przywiezienie kilkudziesięciu wyborców.
Nie do końca wiadomo, kto organizował „transport wyborców”. Socjaliści i przedstawiciele ACUM oskarżają Demokratów, ci ostatni Socjalistów. Trzeba pamiętać kto kontroluje punkty graniczne – są to służby podległe rządowi, bez zgody których nikt nie mógłby przejechać granicy z Naddniestrzem. Wydaje się zatem, że to rządzący Demokraci, maczali w tym przedsięwzięciu palce.
Liderzy koalicji ACUM, Maja Sandu i Andriej Nastase już publicznie oświadczyli, że nie uznają wyników wyborów w okręgach położonych przy granicy i żądają ich powtórzenia. Wezwali także swoich zwolenników do wyjścia na ulice. Można przypuszczać, że marzy im się powtórzenie ormiańskiego scenariusza, gdzie w wyniku protestów ulicznych upadła partia rządząca. Oświadczyli też, że nie mają zamiaru rozmawiać z ludźmi Plachotniuca, ale temu akurat trudno się dziwić. Nie tylko dlatego, że ACUM oskarża Demokratów o to, że partia jest w gruncie rzeczy tylko przykrywką dla rządów skorumpowanej i w gruncie rzeczy kryminalnej, władzy jednego człowieka. Relacji nie poprawiły tez wydarzenia z czasów kampanii wyborczej, kiedy to zarówno Sandu, jak i Nastase, ale również szef ich komitetu wyborczego, oskarżyli władzę o to, że przez długi czas jej agenci chcieli ich zwyczajnie otruć. Na dowód tego, że nie są to gołosłowne twierdzenia pokazali wyniki badań krwi, przeprowadzone zarówno na miejscu, jak i w Niemczech, wskazujące na podwyższoną zawartość metali ciężkich, przede wszystkim rtęci.
Rządzący Demokraci oskarżają z kolei Moskwę o brutalna ingerencję w proces wyborczy. Chodzi o to, że na dwa dnie przed wyborami rosyjskie MSW poinformowało, że Plachotniuc jest oficjalnie oskarżony o udział w słynnym „mołdawskim Landromacie”, procederze, polegającym na wytransferowaniu z Rosji, za pośrednictwem mołdawskich banków, jak się szacuje 22 mld dolarów. To nie pierwsze rosyjskie oskarżenie mołdawskiego oligarchy. Został on już zaocznie skazany za zlecenie zabójstwa jednego z biznesmanów z którym miał różnicę zdań na tle rozliczeń. Sprawa z Landromatem jest jednak znacznie większa. Również dlatego, że skonstruowany w Rosji i Mołdawii schemat wyprowadzania i prania podejrzanych pieniędzy nie działałby gdyby nie zaangażowanie banków z krajów Zachodu. Najmocniej w aferę zaangażowane były banki na Łotwie, gdzie do dymisji w związku z oskarżeniami musiał podać się prezes tamtejszego banku centralnego oraz estońskie filie duńskiego Danske Banku. W Estonii aresztowano już w tej sprawie 10 osób, prezes centrali banku podał się do dymisji a służby finansowe Unii Europejskiej rozpoczęły niedawno, jak informowały media, oficjalne dochodzenie. Danske Bank, poniósł takie straty reputacyjne, że zdecydował się sprzedać swe filie w krajach Bałtyckich i w Rosji. Do działania przystąpiły też władze niemieckie, i w ostatnich dniach przejęły w Bawarii kilka nieruchomości zakupione przez wyprowadzone przy użyciu Mołdawskiego Landromatu środki. Rosjanie aresztowali Aleksandra Korkina, jednego z organizatorów procederu i teraz, najprawdopodobniej, będą twierdzić, że stał za nim Plachotniuc, którego nazwisko pojawia się w zeznaniach. Rozpoczęli w tej sprawie oficjalne dochodzenie. Drugi z organizatorów Landromatu, były bankier Wiaczesław Płaton, po tym jak został aresztowany na Ukrainie i deportowany do kraju, siedzi w więzieniu w Kiszyniowie. I tu zaczynają się ciekawe historie. Otóż, jak poinformował jego adwokat, Płaton, przebywający w więzieniu w Kiszyniowie, został zaatakowany nożem przez dokwaterowanego mu do pojedynczej celi recydywistę. Władze dementują te informacje, ale adwokaci Płatona mówią, że nie są dopuszczani do swego klienta od początku lutego i obawiają się, że może on zostać po prostu zlikwidowany. Innymi słowy z punktu widzenia Demokratów cała sprawa może okazać się tykająca bombą. Moskwa może udowodnić Zachodowi, że stawiają na polityka, który współorganizował i uczestniczył w kryminalnych przedsięwzięciach. Co ciekawsze, na kilka dni przed wyborami kierujący rosyjską Radą Bezpieczeństwa generał Patruszew dość enigmatycznie mówił, że w Kiszyniowie, ale również na Ukrainie, może dojść do kolejnych Majdanów. Przeczucie, czy coś więcej?
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Nie tylko po to, abyśmy mogli wiedzieć z kim mamy w Mołdawii do czynienia. Z elitą nie tylko skorumpowaną, ale również uczestniczącą w wielu działaniach o kryminalnym charakterze. Mówienie w tym wypadku o jakiejś „orientacji geopolitycznej” jest swego rodzaju marzycielstwem, chodzi o utrzymanie władzy i eksploatowanie kraju, który ma się na własność.
Z punktu widzenia państw Unii Europejskiej wspieranie tego rodzaju reżimów, w imię polityki „powstrzymywania” Rosji jest działaniem irracjonalnym, a potencjalnie nawet groźnym. Amerykanie, którzy mają bogate doświadczenie współpracy z reżimami autorytarnymi, uprawiają w Kiszyniowie zupełnie inną politykę, której głównym celem są głównie kwestie dotyczące współpracy wojskowej. Na tym tle też może dojść do rozdźwięku między Unią w Waszyngtonem. Mołdawia jest krajem małym i można problemy tam pojawiające się lekceważyć. Jednak dochodzące ostatnio informacje z Ukrainy, którym trzeba będzie poświęcić osobny materiał, wskazują, że naruszenia demokratycznych procedur w czasie trwającej kampanii prezydenckiej mogą tam mieć miejsce na wielką skalę, a Ukraina może ewoluować, umownie całą sprawę ujmując „w stronę Mołdawii”. A to z kolei stawia przed polskimi elitami trudny problem – czy w imię polityki powstrzymywania wpływów rosyjskich, godzić się na rządy skorumpowanej i w coraz większym stopniu autorytarnej ekipy, ekipy łamiącej elementarne procedury demokratyczne, czy przyjąć inny wariant postepowania. Warto o tym już teraz myśleć, bo w rosyjskich, ale nie tylko tamtejszych, mediach już lansowana jest koncepcja osi politycznej łączącej Białoruś z Ukrainą. Do takiej konstrukcji dołączyć może Mołdowa. A to zaś, może otworzyć drogę wpływom tureckim, a przede wszystkim chińskim. I może się okazać, że chcąc ochronić się przed ekspansjonizmem moskiewskim otworzyliśmy nie furtkę, ale bramę dla innych ekspansjonizmów, być może groźniejszych.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe