[Felieton TS] Cezary Krysztopa: Poprawnościowa maszynka do mielenia wyobraźni
I w tym czasie, i w tym miejscu pojawia się coś takiego jak „Wiedźmin”, który oprócz tego, że jest świetny sam w sobie, to jeszcze pokazuje, że nasze, polskie, nasze słowiańskie, nie jest gorsze, że mamy się czym pochwalić, że nasze też może być kolorowe. Zapewniam Was, szczególnie tych, którzy lat osiemdziesiątych nie doświadczyli, lub ich nie pamiętają, że było to uczucie nie do przecenienia.
A teraz słyszę, że w filmie, który chce na podstawie „Wiedźmina”, już nie opowiadania, ale sagi, nakręcić Netflix, przybranej córki Geralta ma nie grać biała aktorka. – Nie uczcie mnie, jak ma wyglądać Ciri. Czytaliśmy o Ciri już wtedy, kiedy wy jeszczeście na chleb mówili: „bep”, a na muchy: „tapty” – można by, parafrazując Yarpena Zigrina, wygarnąć chłopaczkom z Netflixa. I choć jako żywo w książkach Sapkowskiego być może nigdzie nie stoi literalnie „Ciri była biała”, ale jaka ma być, skoro poruszała się w świecie opartym na słowiańskich korzeniach, a sam mistrz opisywał ją niekoniecznie negro- czy mongoloidalnie: „Spod popielatej, nierówno i nieładnie obciętej grzywki patrzyły ogromne szmaragdowozielone oczy, dominujący akcent w małej twarzyczce o wąskim podbródku i lekko zadartym nosku” – to o czym my mówimy?
Już się kiedyś obraziłem na to, jak wyobraził sobie „Wiedźmina” skądinąd wspaniały rysownik komiksów Bogusław Polch, a wyobraził sobie zupełnie inaczej niż ja w swoich pierwszych, nieporadnych, wczesnonastoletnich komiksach. Potem byłem załamany poziomem polskiego serialu o Wiedźminie (może gra była lepsza, choć też miała swoje wady). Tym razem, proszę, nie róbcie mi tego i nie poświęcajcie mojego wyobrażenia Ciri na ołtarzu poprawności politycznej!
Cezary Krysztopa
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (38/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.