Wojna Putina. Wydmuszka lub horror bez końca

Jak Władimir Putin planuje zakończyć wojnę? – zastanawia się Zachód. To zastanawianie się zawiera pewne niewypowiedziane, ale fundamentalne założenie, dla ludzi Zachodu zupełnie oczywiste. To założenie, że Putin w ogóle planuje zakończyć wojnę. Dlaczego? Bo przecież jest ona dla Putina niekomfortowa, bo dla każdego jest niekomfortowa.
 Wojna Putina. Wydmuszka lub horror bez końca
/ Vladimir Putin / Kremlin.ru, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Putin nie planuje zakończenia w szybkim czasie wojny, co jest niezrozumiałe dla ludzi Zachodu
  • Dzięki „specjalnej operacji” Putin może zajmować się już tylko tym, co go naprawdę interesuje, czyli właśnie wojną i konfliktem z Zachodem.
  • Wojna daje Putinowi pretekst do trzymania społeczeństwa przy pysku i totalizacji państwa, co odpowiada jego kagebistowskiej wizji świata.

 

I dlatego, że wojna jest nienaturalna. I jeszcze dlatego, że trwa już przeszło trzy i pół roku. Dla ludzi Zachodu, ukształtowanych przez kulturę natychmiastowej realizacji pragnień, tak długi okres, w którym dzieje się coś dla nich przykrego – to niemal wieczność. Ludzie Zachodu nie słuchają Putina.

 

Rozbroić się mentalnie

Maxim Katz, rosyjski emigracyjny dziennikarz, zwrócił ostatnio uwagę na fundamentalny fakt. Mianowicie na to, że od samego początku wojny aż do teraz Putin nie powiedział absolutnie nic, co mogłoby potwierdzić tezę, jakoby szukał drogi wyjścia z tej sytuacji. Odwrotnie – od 24 lutego 2022 r. cały czas powtarza to samo.

Najogólniej rzecz biorąc, i on sam, i jego współpracownicy mówią, że pokój jest możliwy jedynie poprzez „likwidację pierwotnych przyczyn wojny”. „Pierwotną przyczyną wojny” zaś jest dla nich, pomimo wszelkich ozdobników, realna niezależność Ukrainy od Rosji. Do jej likwidacji sprowadzają się te (wymieniane ostatnio parokrotnie m.in. przez ministra Ławrowa) warunki – poza oddaniem Moskwie terenów obecnie okupowanych oraz niezajętej przez Rosjan ufortyfikowanej resztki Donbasu; nikt nie wycofał się też z aktu uznania za przynależne do Rosji Chersonia i Zaporoża, przywrócenie praw języka rosyjskiego (czyli rozpoczęcie procesu językowej i kulturowej rerusyfikacji) i podporządkowanego Patriarchatowi Moskiewskiemu odłamu Cerkwi. Także rezygnacja ze wspierania armii ukraińskiej przez Zachód.

Ale żądania idą dalej. Według Ławrowa „konieczne jest wyeliminowanie zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji, które pojawiły się wskutek rozszerzenia NATO oraz prób wciągnięcia Ukrainy do tego sojuszu”. Czyli zagrożeniem dla Rosji jest nie tylko perspektywa członkostwa Ukrainy w Sojuszu, ale też samo jego wcześniejsze rozszerzenie na wschód. Oznaczałoby to zapewne, w myśl żądań Kremla skierowanych do USA i NATO w grudniu 2021 r., co najmniej wycofanie sił i infrastruktury Sojuszu z krajów, które wstąpiły doń w i po 1997 r., w tym z Polski. Co, rzecz jasna, radykalnie obniżałoby poziom bezpieczeństwa wschodnich członków UE i stworzyło warunki do szantażowania ich przez Rosjan.

Inny wysoko postawiony dyplomata, zastępca dyrektora generalnego agencji Rossija Siegodnia, członek prezydium Rady Naukowo-Eksperckiej przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Jakowienko w publikacji w agencji Nowosti zarysował szczegółowy obraz tego, jak miałaby wyglądać, spacyfikowana na skutek podpisania porozumienia z Kremlem w żądanym przez Moskwę kształcie, Ukraina.

Miałaby więc narzucony ustrój federacyjny, przy czym poszczególne podmioty tej „federacji” miałyby prawo nawiązywać i kultywować szczególne związki z Rosją (już to samo czyniłoby z Ukrainy wydmuszkę). Po drugie, na straży m.in. tego ustroju stałaby kontrolująca Kijów komisja rosyjsko-amerykańska (gdyż USA Trumpa miałyby być siłą, wraz z Moskwą, narzucającą Ukrainie kapitulację; Jakowienko pisze, chyba szyderczo, że przecież taka aliancka komisja kontrolowała kiedyś Niemcy, na to, co było dobre dla Niemców, nie powinni więc wybrzydzać Ukraińcy). Ale nie tylko na straży federalizmu, bo miałaby ona kontrolować też inne zobowiązania Kijowa, czyli „wyrzeczenie się ideologii i mitologii nacjonalistycznej, zakaz związanych z nią organizacji i antyrosyjskiej propagandy”. Ponieważ „najważniejsze, że Ukraina nie powinna więcej stwarzać nam nie tylko zagrożenia militarnego, ale też zagrożenia na poziomie tożsamości i historii, które w środowisku eksperckim uważa się za najważniejszy element współczesnych wojen mentalno-kognitywnych”.

Innymi słowy, Ukraina miałaby zostać rozbrojona nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Zmienić tożsamość na zbliżoną do białoruskiej w wersji łukaszenkowskiej („Białorusini – to Rosjanie ze znakiem jakości!” – powiedział niegdyś Baćko), za pomocą m.in. cenzury. A Moskwa miałaby formalne prawo do nieustannej ingerencji w jej wewnętrzne sprawy, pod dowolnym, tworzonym ad hoc pretekstem.

Jak napisałem, według Jakowienki porozumienie o takim kształcie miałyby wraz z Rosją gwarantować Stany. Dlatego Ukraina powinna łatwo zgodzić się na rozbrojenie (i więcej niż rozbrojenie – również likwidację swego przemysłu zbrojeniowego, który rosyjski dyplomata zalicza do „rzeczy, które nie powinny istnieć”). Bo jeśli Amerykanie zagwarantują Ukrainie bezpieczeństwo, a Ukraińcy ufają Amerykanom, to po co mają się zbroić? I dlaczego nie mieliby się zgodzić również na wspólne amerykańsko-rosyjskie przejęcie kontroli nad ukraińską przestrzenią powietrzną?

Oczywiste dla Jakowienki jest, że Ukraina nie tylko miałaby wycofać się z dążenia do NATO, ale też zobowiązać do wieczystej neutralności. Przy okazji dyplomata przedstawia prawno-polityczną interpretację złamania przez Kreml swoich zobowiązań do niedokonywania agresji na Ukrainę zawartych w Memorandum Budapeszteńskim. Oto podpisywano je z założeniem neutralności Kijowa, ale jego dążenie do struktur atlantyckich zmieniło wszystko i unieważniło wcześniejsze zobowiązania.

Gwarantować „porozumienie” mają Amerykanie, nie ma tu miejsca dla Europejczyków, jako politycznie podległych USA. Europejczycy mogliby ewentualnie, wraz z Amerykanami, zapewniać finansowanie odbudowy Ukrainy. A gdyby państwa należące do NATO zobowiązały się nie prowadzić jakiejkolwiek działalności poza swymi granicami (czytaj – w żaden sposób nie wspierać wojskowo Ukrainy), to Rosja mogłaby zgodzić się na członkostwo tejże w UE (tu Jakowienko różni się od byłego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, który zgodę Moskwy na takie członkostwo wyklucza).

Oczywiste jest też zdjęcie nałożonych na Rosję sankcji. Dlaczego Trump miałby iść aż tak daleko, czyli nie tylko porzucić Ukrainę, ale też wziąć na siebie funkcję jej niemal drugiego okupanta? Nie bardzo wiadomo, można się domyślać (wzmianka o finansowaniu odbudowy), że w zamian za jakieś korzyści ekonomiczne. Nie jest to jasne. Cały schemat pokazuje jednak obecną pewność siebie rosyjskich elit oraz poziom nadziei, wciąż, mimo rozczarowań, wiązanych przez nie z Trumpem.

 

Przede wszystkim – czas

A to dobrze koresponduje z zachowaniem i całą obecną strategią Putina. Strategią, w którą ludzie Zachodu nie chcą uwierzyć, bo jest tak odległa od ich wyobrażenia o naturze świata, i bo uwierzenie, że taka jest ona w istocie, narażałoby Zachód na konieczność akceptacji jeszcze większej dozy braku komfortu niż ta, która dotąd stała się jego udziałem.

Putin mówił, że jest gotowy walczyć tyle czasu, ile Piotr Wielki walczył ze Szwecją o tereny, na których potem zbudował Petersburg.

Zachód już iluśkrotnie przekonał się, że logika, którą kieruje się WWP i kierownictwo kremlowskie, jest inna niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Uważaliśmy na przykład za niemożliwy najazd na Gruzję z 2008 r. Potem aneksję Krymu i wszczęcie ograniczonej wojny w Donbasie. Wreszcie i przede wszystkim nie wierzyliśmy, że może rozpocząć wojnę pełnoskalową – bo poszedłby na zbyt wielkie naszym zdaniem ryzyko, i poświęcił zbyt wiele (z ekonomicznym powodzeniem własnego kraju na czele) rzeczy, których kierujący się naszą logiką polityk nigdy by nie poświęcił. Uważaliśmy to za niemożliwe, a przecież, nie stawiając kropki nad „i”, Putin zapowiadał to niejednokrotnie (choćby stawiając, przypomniane wcześniej, żądania z grudnia 2021 r.). Jeśli tak, to może warto słuchać, co mówi władca Rosji.

A w roku 2022, kiedy okazało się, że blitzkrieg nie wychodzi, mówił na przykład, że o osiągnięcie postawionych sobie celów jest gotowy walczyć tyle czasu, ile Piotr Wielki walczył ze Szwecją o tereny, na których potem zbudował Petersburg. Przypomnijmy – tzw. trzecia wojna północna trwała 21 lat, w tym faza ofensywnych działań Rosji – lat 11. I nie uważam za niemożliwe, że Putin na serio nastawia się na konflikt o takiej skali czasowej. Odwrotnie – wiele wskazuje, że uważa on, iż wojna taka jak dotąd, czyli angażująca większość sił rosyjskich, ale z drugiej strony nie wymagająca mobilizacji i pozwalająca większości Rosjan na prowadzenie normalnego życia (to też paralela do wojen XVIII-wiecznych, które w większości tak właśnie wyglądały), może być długotrwała. Ciągłe trwanie takich wojen było niegdyś uważane za naturalne, to dopiero w XX wieku uznano za stan naturalny pokój; teraz sytuacja się cofa.

Tym bardziej że wojna rozwiązuje Putinowi wiele problemów. Daje pretekst do trzymania społeczeństwa przy pysku i totalizacji państwa, co odpowiada jego kagiebistowskiej wizji świata.

Ale też – jak zauważył Katz – wiele wskazuje na to, że Putin po prostu polubił wojować. Dzięki „specjalnej operacji” może zajmować się już tylko tym, co go naprawdę interesuje, czyli właśnie wojną i konfliktem z Zachodem. Wszystkie coraz bardziej irytujące go dawniej prozaiczne, nudne sprawy w rodzaju niezadowolonych emerytów z Tomska, głodujących nauczycieli z Omska czy trujących kopalni z Baszkirii może wreszcie zlekceważyć i w majestacie misji danej mu przez Boga i Historię zepchnąć na niższy szczebel. Przecież trwa wojna, a on jest Głównodowodzącym.

Cała jego obecna i strategia, i taktyka, której najwyraźniej nie jest w stanie zrozumieć Donald Trump, sprowadza się zaś do realizowania trzech priorytetów. Po pierwsze – zyskać czas. Po drugie – zyskać czas. I po trzecie – zyskać czas. Czas, który jest potrzebny, bo generałowie zapewniają go, że jeszcze tylko trochę wysiłku, jeszcze tylko kilka tygodni, no może miesięcy, i strukturalna przewaga Rosji doprowadzi do pęknięcia frontu. Nie jestem w stanie powiedzieć, w jakim stopniu ci generałowie przesadzają. Ważne, że Putin im wierzy.

Rosyjską wizję zwycięstwa lapidarnie oddał analityk Siergiej Polietajew, opisując nieprzekształcony w strategiczne zwycięstwo z powodu nieprzygotowania dowództwa taktyczny rosyjski sukces pod Pokrowskiem: „Cisnęliśmy i cisnęliśmy według tradycyjnego już schematu pełznącego natarcia, i nagle docisnęliśmy do tego, że na kierunku działania zabrakło przeciwnika”. Wystarczy więc, według Polietajewa, kontynuować taki rodzaj działań, tylko że teraz, będąc już gotowym do ewentualności szybkiego rozwinięcia powodzenia, przejścia z dotychczasowej, „pełznącej” formy natarcia do tradycyjnej, manewrowej. To jest według Polietajewa prawdopodobne, dlatego jego zdaniem Ukraina stoi wobec wyboru „straszny koniec albo horror bez końca – albo zgodzić się na pokój na warunkach Moskwy i potem patrzeć, jak Rosja zabezpiecza wypełnienie tych warunków, albo walczyć dalej, przy czym z codziennie rosnącym ryzykiem załamania armii”.

A jeśli przyjął taką perspektywę, to z punktu widzenia Putina liczą się niemal pojedyncze dni, w których jego armia dociska mniej licznego przeciwnika, by w końcu doprowadzić do przełamania. Kluczowe jest w tej perspektywie, żeby z jednej strony nie przerwać, nie dać wrogowi chwili wytchnienia, a z drugiej – nie zdenerwować w tym czasie prezydenta USA, nie sprowokować go do podjęcia jakichś decyzji, choć w pewnym stopniu niwelujących naszą przewagę (gdy kończę ten tekst, nie wiemy jeszcze, czy wysłanie dronów na Polskę może do tego doprowadzić).

Traktować więc go z rewerencjami, dawać nieokreślone nadzieje, zwodzić. Ale w sprawach naprawdę ważnych nie ustąpić o krok. Nie dać się związać.

Tym bardziej że na naszych oczach następuje być może zmiana najbardziej kluczowa. Oto użyta, po długich wahaniach, przez Trumpa broń atomowa w postaci nałożenia karnych ceł na kraje importujące rosyjską ropę przynosi jak dotąd skutki niejednoznaczne, doprowadziła natomiast do zbliżenia się dotkniętych tym państw (Indie) do osi Moskwa – Pekin. Jeśli ta sytuacja się utrzyma, będzie to oznaczać, że amerykańskie „sprawdzam” ujawniło, iż trzymane przez Waszyngton karty są po prostu słabe.

***

„Przez całe życie nienawidziłem Imperium, i nadal go nienawidzę, ale teraz widzę wyraźnie, że ono zwycięża” – napisał ostatnio ormiański pisarz, niegdyś działacz antyradziecki i niepodległościowy, Wahe Awetjan. Nie wiem, czy ma rację. Widzę natomiast, że choć Zachodowi wydaje się, że w 2022 roku obudził się z przyjemnego snu, to tak naprawdę śni dalej. Bardzo wyraźnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że każdy rodzaj zakończenia konfliktu ukraińskiego, który mógłby być interpretowany jako zwycięstwo Rosji, zostanie na całym świecie przyjęty jako klęska Zachodu. Ze wszystkimi konsekwencjami.


 

POLECANE
Polacy tracą zaufanie do sądów. Sondaż ujawnia niepokojące dane z ostatniej chwili
Polacy tracą zaufanie do sądów. Sondaż ujawnia niepokojące dane

Zaufanie do wymiaru sprawiedliwości w Polsce dramatycznie spada. Ponad połowa obywateli nie wierzy sądom, a liczby pokazują, że to najgłębszy kryzys od lat.

Aleksander Grad trafił do Agencji Rozwoju Przemysłu z ostatniej chwili
Aleksander Grad trafił do Agencji Rozwoju Przemysłu

Były minister skarbu w rządzie Donalda Tuska, Aleksander Grad, został doradcą prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu – ustaliła Telewizja Republika. Do grona doradców dołączył także Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Kontrola projektów KPO. Nieprawidłowości jedynie w 0,05 promila przypadków z ostatniej chwili
Kontrola projektów KPO. "Nieprawidłowości jedynie w 0,05 promila przypadków"

Resort funduszy sprawdza, jak przedsiębiorcy wydawali unijne pieniądze – w grę wchodziły nawet zakupy jachtów. Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz przedstawiała podczas konferencji wyniki kontroli wydanych środków.

Były komisarz Wojciechowski o umowie UE z MERCOSUR: Jest nieakceptowalna. Może zdestabilizować rynek z ostatniej chwili
Były komisarz Wojciechowski o umowie UE z MERCOSUR: Jest nieakceptowalna. Może zdestabilizować rynek

„Wszystkie te sektory są zagrożone, bo są duże kwoty importowe, bezcłowe, m.in. z krajów Mercosuru. I to może zdestabilizować rynek, uderzyć w producentów europejskich. Umowa z krajami Mercosur jest przykładem jak korzyści innych branż, przemysłu europejskiego jest przedkładane ponad rolnictwo, dla którego nie ma praktycznie żadnych pozytywów, a wręcz jest nieakceptowalna” - mówił w wywiadzie dla portalu Farmer.pl były unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski odnosząc się do podpisanej niedawno przez Ursulę von der Leyen umowie z krajami MERCOSUR.

Burza w warszawskiej policji. Jest wniosek do MSWiA o odwołanie komendanta z ostatniej chwili
Burza w warszawskiej policji. Jest wniosek do MSWiA o odwołanie komendanta

Do MSWiA wpłynął wniosek o odwołanie z funkcji komendanta stołecznego policji insp. Dariusza Walichnowskiego – potwierdziła w piątek rzecznik prasowa resortu Karolina Gałecka.

Nowa polityka spójności zrealizuje lewicową agendę z ostatniej chwili
Nowa polityka spójności zrealizuje lewicową agendę

Parlament Europejski i Rada uzgodniły kluczowe aktualizacje polityki spójności UE, umożliwiające państwom i regionom Europy realokację środków na nowe priorytety strategiczne, takie jak obronność, zrównoważone mieszkalnictwo, odporność na wodę i transformacja energetyczna, czyli pieniądze z unijnych funduszy mają zostać przeznaczone przede wszystkim na sfinansowanie założeń Zielonego Ładu.

Fatalny błąd PAP w depeszy nt. Polski i Donalda Trumpa. „Największa dezinformacja od lat” z ostatniej chwili
Fatalny błąd PAP w depeszy nt. Polski i Donalda Trumpa. „Największa dezinformacja od lat”

Polska Agencja Prasowa znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak opublikowała – a po paru godzinach usunęła – depeszę dotyczącą wywiadu Donalda Trumpa dla Fox News. W materiale błędnie przypisano słowa prezydenta USA o „pomocy po wojnie” Polsce, choć w rzeczywistości dotyczyły one Ukrainy.

Tusk nie zmienia linii politycznej. Minister Berek zapowiada dalsze „przywracanie praworządności” z ostatniej chwili
Tusk nie zmienia linii politycznej. Minister Berek zapowiada dalsze „przywracanie praworządności”

– Przywracanie praworządności jako punkt wyjścia musimy kontynuować w bardzo trudnych warunkach prawnych, faktycznych, związanych z różnym spojrzeniem reprezentowanym przez różne ośrodki władzy w Polsce, w tym przez prezydenta, ale nie odstąpimy od tej drogi, żeby postawić instytucje publiczne, przywrócić im ich konstytucyjny wymiar – zapowiedział minister nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu Maciej Berek. Rząd planuje także utrzymanie możliwości orzekania dla sędziów, którzy znajdują się w stanie spoczynku, czyli de facto zamierza możliwie opóźnić wymianę pokoleniową w tej grupie zawodowej w celu utrzymania przy orzekaniu tych sędziów, którzy sprzyjają obecnej władzy.

PiS ponownie spotka się z Szymonem Hołownią z ostatniej chwili
PiS ponownie spotka się z Szymonem Hołownią

W piątek 19 września miało dojść do spotkania marszałka Sejmu Szymona Hołowni z wiceszefem klubu PiS Marcinem Ociepą. Chodzi o projekt uchwały autorstwa PiS dotyczący wywłaszczenia ambasady Rosji w Warszawie i przeniesienia jej w inne miejsce. Jak ustaliła Wirtualna Polska, PiS chce, by uchwała została podjęta jeszcze na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

Wiadomości
Sprzedawcy na pierwszej linii profilaktyki. Jak szkolenie z odpowiedzialnej sprzedaży wpływa na dostępność alkoholu dla nieletnich

Jednym z ważnych elementów działań profilaktycznych jest uniemożliwienie zakupu alkoholu osobom niepełnoletnim i tym z grup ryzyka. Wsparciem dla sprzedawców są szkolenia z odpowiedzialnej sprzedaży alkoholu, takie jak „Zostań OSA – Odpowiedzialnym Sprzedawcą Alkoholu!”. Dzięki nim sprzedawcy zyskują umiejętność asertywnego odmawiania sprzedaży alkoholu.

REKLAMA

Wojna Putina. Wydmuszka lub horror bez końca

Jak Władimir Putin planuje zakończyć wojnę? – zastanawia się Zachód. To zastanawianie się zawiera pewne niewypowiedziane, ale fundamentalne założenie, dla ludzi Zachodu zupełnie oczywiste. To założenie, że Putin w ogóle planuje zakończyć wojnę. Dlaczego? Bo przecież jest ona dla Putina niekomfortowa, bo dla każdego jest niekomfortowa.
 Wojna Putina. Wydmuszka lub horror bez końca
/ Vladimir Putin / Kremlin.ru, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Putin nie planuje zakończenia w szybkim czasie wojny, co jest niezrozumiałe dla ludzi Zachodu
  • Dzięki „specjalnej operacji” Putin może zajmować się już tylko tym, co go naprawdę interesuje, czyli właśnie wojną i konfliktem z Zachodem.
  • Wojna daje Putinowi pretekst do trzymania społeczeństwa przy pysku i totalizacji państwa, co odpowiada jego kagebistowskiej wizji świata.

 

I dlatego, że wojna jest nienaturalna. I jeszcze dlatego, że trwa już przeszło trzy i pół roku. Dla ludzi Zachodu, ukształtowanych przez kulturę natychmiastowej realizacji pragnień, tak długi okres, w którym dzieje się coś dla nich przykrego – to niemal wieczność. Ludzie Zachodu nie słuchają Putina.

 

Rozbroić się mentalnie

Maxim Katz, rosyjski emigracyjny dziennikarz, zwrócił ostatnio uwagę na fundamentalny fakt. Mianowicie na to, że od samego początku wojny aż do teraz Putin nie powiedział absolutnie nic, co mogłoby potwierdzić tezę, jakoby szukał drogi wyjścia z tej sytuacji. Odwrotnie – od 24 lutego 2022 r. cały czas powtarza to samo.

Najogólniej rzecz biorąc, i on sam, i jego współpracownicy mówią, że pokój jest możliwy jedynie poprzez „likwidację pierwotnych przyczyn wojny”. „Pierwotną przyczyną wojny” zaś jest dla nich, pomimo wszelkich ozdobników, realna niezależność Ukrainy od Rosji. Do jej likwidacji sprowadzają się te (wymieniane ostatnio parokrotnie m.in. przez ministra Ławrowa) warunki – poza oddaniem Moskwie terenów obecnie okupowanych oraz niezajętej przez Rosjan ufortyfikowanej resztki Donbasu; nikt nie wycofał się też z aktu uznania za przynależne do Rosji Chersonia i Zaporoża, przywrócenie praw języka rosyjskiego (czyli rozpoczęcie procesu językowej i kulturowej rerusyfikacji) i podporządkowanego Patriarchatowi Moskiewskiemu odłamu Cerkwi. Także rezygnacja ze wspierania armii ukraińskiej przez Zachód.

Ale żądania idą dalej. Według Ławrowa „konieczne jest wyeliminowanie zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji, które pojawiły się wskutek rozszerzenia NATO oraz prób wciągnięcia Ukrainy do tego sojuszu”. Czyli zagrożeniem dla Rosji jest nie tylko perspektywa członkostwa Ukrainy w Sojuszu, ale też samo jego wcześniejsze rozszerzenie na wschód. Oznaczałoby to zapewne, w myśl żądań Kremla skierowanych do USA i NATO w grudniu 2021 r., co najmniej wycofanie sił i infrastruktury Sojuszu z krajów, które wstąpiły doń w i po 1997 r., w tym z Polski. Co, rzecz jasna, radykalnie obniżałoby poziom bezpieczeństwa wschodnich członków UE i stworzyło warunki do szantażowania ich przez Rosjan.

Inny wysoko postawiony dyplomata, zastępca dyrektora generalnego agencji Rossija Siegodnia, członek prezydium Rady Naukowo-Eksperckiej przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Jakowienko w publikacji w agencji Nowosti zarysował szczegółowy obraz tego, jak miałaby wyglądać, spacyfikowana na skutek podpisania porozumienia z Kremlem w żądanym przez Moskwę kształcie, Ukraina.

Miałaby więc narzucony ustrój federacyjny, przy czym poszczególne podmioty tej „federacji” miałyby prawo nawiązywać i kultywować szczególne związki z Rosją (już to samo czyniłoby z Ukrainy wydmuszkę). Po drugie, na straży m.in. tego ustroju stałaby kontrolująca Kijów komisja rosyjsko-amerykańska (gdyż USA Trumpa miałyby być siłą, wraz z Moskwą, narzucającą Ukrainie kapitulację; Jakowienko pisze, chyba szyderczo, że przecież taka aliancka komisja kontrolowała kiedyś Niemcy, na to, co było dobre dla Niemców, nie powinni więc wybrzydzać Ukraińcy). Ale nie tylko na straży federalizmu, bo miałaby ona kontrolować też inne zobowiązania Kijowa, czyli „wyrzeczenie się ideologii i mitologii nacjonalistycznej, zakaz związanych z nią organizacji i antyrosyjskiej propagandy”. Ponieważ „najważniejsze, że Ukraina nie powinna więcej stwarzać nam nie tylko zagrożenia militarnego, ale też zagrożenia na poziomie tożsamości i historii, które w środowisku eksperckim uważa się za najważniejszy element współczesnych wojen mentalno-kognitywnych”.

Innymi słowy, Ukraina miałaby zostać rozbrojona nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Zmienić tożsamość na zbliżoną do białoruskiej w wersji łukaszenkowskiej („Białorusini – to Rosjanie ze znakiem jakości!” – powiedział niegdyś Baćko), za pomocą m.in. cenzury. A Moskwa miałaby formalne prawo do nieustannej ingerencji w jej wewnętrzne sprawy, pod dowolnym, tworzonym ad hoc pretekstem.

Jak napisałem, według Jakowienki porozumienie o takim kształcie miałyby wraz z Rosją gwarantować Stany. Dlatego Ukraina powinna łatwo zgodzić się na rozbrojenie (i więcej niż rozbrojenie – również likwidację swego przemysłu zbrojeniowego, który rosyjski dyplomata zalicza do „rzeczy, które nie powinny istnieć”). Bo jeśli Amerykanie zagwarantują Ukrainie bezpieczeństwo, a Ukraińcy ufają Amerykanom, to po co mają się zbroić? I dlaczego nie mieliby się zgodzić również na wspólne amerykańsko-rosyjskie przejęcie kontroli nad ukraińską przestrzenią powietrzną?

Oczywiste dla Jakowienki jest, że Ukraina nie tylko miałaby wycofać się z dążenia do NATO, ale też zobowiązać do wieczystej neutralności. Przy okazji dyplomata przedstawia prawno-polityczną interpretację złamania przez Kreml swoich zobowiązań do niedokonywania agresji na Ukrainę zawartych w Memorandum Budapeszteńskim. Oto podpisywano je z założeniem neutralności Kijowa, ale jego dążenie do struktur atlantyckich zmieniło wszystko i unieważniło wcześniejsze zobowiązania.

Gwarantować „porozumienie” mają Amerykanie, nie ma tu miejsca dla Europejczyków, jako politycznie podległych USA. Europejczycy mogliby ewentualnie, wraz z Amerykanami, zapewniać finansowanie odbudowy Ukrainy. A gdyby państwa należące do NATO zobowiązały się nie prowadzić jakiejkolwiek działalności poza swymi granicami (czytaj – w żaden sposób nie wspierać wojskowo Ukrainy), to Rosja mogłaby zgodzić się na członkostwo tejże w UE (tu Jakowienko różni się od byłego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, który zgodę Moskwy na takie członkostwo wyklucza).

Oczywiste jest też zdjęcie nałożonych na Rosję sankcji. Dlaczego Trump miałby iść aż tak daleko, czyli nie tylko porzucić Ukrainę, ale też wziąć na siebie funkcję jej niemal drugiego okupanta? Nie bardzo wiadomo, można się domyślać (wzmianka o finansowaniu odbudowy), że w zamian za jakieś korzyści ekonomiczne. Nie jest to jasne. Cały schemat pokazuje jednak obecną pewność siebie rosyjskich elit oraz poziom nadziei, wciąż, mimo rozczarowań, wiązanych przez nie z Trumpem.

 

Przede wszystkim – czas

A to dobrze koresponduje z zachowaniem i całą obecną strategią Putina. Strategią, w którą ludzie Zachodu nie chcą uwierzyć, bo jest tak odległa od ich wyobrażenia o naturze świata, i bo uwierzenie, że taka jest ona w istocie, narażałoby Zachód na konieczność akceptacji jeszcze większej dozy braku komfortu niż ta, która dotąd stała się jego udziałem.

Putin mówił, że jest gotowy walczyć tyle czasu, ile Piotr Wielki walczył ze Szwecją o tereny, na których potem zbudował Petersburg.

Zachód już iluśkrotnie przekonał się, że logika, którą kieruje się WWP i kierownictwo kremlowskie, jest inna niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Uważaliśmy na przykład za niemożliwy najazd na Gruzję z 2008 r. Potem aneksję Krymu i wszczęcie ograniczonej wojny w Donbasie. Wreszcie i przede wszystkim nie wierzyliśmy, że może rozpocząć wojnę pełnoskalową – bo poszedłby na zbyt wielkie naszym zdaniem ryzyko, i poświęcił zbyt wiele (z ekonomicznym powodzeniem własnego kraju na czele) rzeczy, których kierujący się naszą logiką polityk nigdy by nie poświęcił. Uważaliśmy to za niemożliwe, a przecież, nie stawiając kropki nad „i”, Putin zapowiadał to niejednokrotnie (choćby stawiając, przypomniane wcześniej, żądania z grudnia 2021 r.). Jeśli tak, to może warto słuchać, co mówi władca Rosji.

A w roku 2022, kiedy okazało się, że blitzkrieg nie wychodzi, mówił na przykład, że o osiągnięcie postawionych sobie celów jest gotowy walczyć tyle czasu, ile Piotr Wielki walczył ze Szwecją o tereny, na których potem zbudował Petersburg. Przypomnijmy – tzw. trzecia wojna północna trwała 21 lat, w tym faza ofensywnych działań Rosji – lat 11. I nie uważam za niemożliwe, że Putin na serio nastawia się na konflikt o takiej skali czasowej. Odwrotnie – wiele wskazuje, że uważa on, iż wojna taka jak dotąd, czyli angażująca większość sił rosyjskich, ale z drugiej strony nie wymagająca mobilizacji i pozwalająca większości Rosjan na prowadzenie normalnego życia (to też paralela do wojen XVIII-wiecznych, które w większości tak właśnie wyglądały), może być długotrwała. Ciągłe trwanie takich wojen było niegdyś uważane za naturalne, to dopiero w XX wieku uznano za stan naturalny pokój; teraz sytuacja się cofa.

Tym bardziej że wojna rozwiązuje Putinowi wiele problemów. Daje pretekst do trzymania społeczeństwa przy pysku i totalizacji państwa, co odpowiada jego kagiebistowskiej wizji świata.

Ale też – jak zauważył Katz – wiele wskazuje na to, że Putin po prostu polubił wojować. Dzięki „specjalnej operacji” może zajmować się już tylko tym, co go naprawdę interesuje, czyli właśnie wojną i konfliktem z Zachodem. Wszystkie coraz bardziej irytujące go dawniej prozaiczne, nudne sprawy w rodzaju niezadowolonych emerytów z Tomska, głodujących nauczycieli z Omska czy trujących kopalni z Baszkirii może wreszcie zlekceważyć i w majestacie misji danej mu przez Boga i Historię zepchnąć na niższy szczebel. Przecież trwa wojna, a on jest Głównodowodzącym.

Cała jego obecna i strategia, i taktyka, której najwyraźniej nie jest w stanie zrozumieć Donald Trump, sprowadza się zaś do realizowania trzech priorytetów. Po pierwsze – zyskać czas. Po drugie – zyskać czas. I po trzecie – zyskać czas. Czas, który jest potrzebny, bo generałowie zapewniają go, że jeszcze tylko trochę wysiłku, jeszcze tylko kilka tygodni, no może miesięcy, i strukturalna przewaga Rosji doprowadzi do pęknięcia frontu. Nie jestem w stanie powiedzieć, w jakim stopniu ci generałowie przesadzają. Ważne, że Putin im wierzy.

Rosyjską wizję zwycięstwa lapidarnie oddał analityk Siergiej Polietajew, opisując nieprzekształcony w strategiczne zwycięstwo z powodu nieprzygotowania dowództwa taktyczny rosyjski sukces pod Pokrowskiem: „Cisnęliśmy i cisnęliśmy według tradycyjnego już schematu pełznącego natarcia, i nagle docisnęliśmy do tego, że na kierunku działania zabrakło przeciwnika”. Wystarczy więc, według Polietajewa, kontynuować taki rodzaj działań, tylko że teraz, będąc już gotowym do ewentualności szybkiego rozwinięcia powodzenia, przejścia z dotychczasowej, „pełznącej” formy natarcia do tradycyjnej, manewrowej. To jest według Polietajewa prawdopodobne, dlatego jego zdaniem Ukraina stoi wobec wyboru „straszny koniec albo horror bez końca – albo zgodzić się na pokój na warunkach Moskwy i potem patrzeć, jak Rosja zabezpiecza wypełnienie tych warunków, albo walczyć dalej, przy czym z codziennie rosnącym ryzykiem załamania armii”.

A jeśli przyjął taką perspektywę, to z punktu widzenia Putina liczą się niemal pojedyncze dni, w których jego armia dociska mniej licznego przeciwnika, by w końcu doprowadzić do przełamania. Kluczowe jest w tej perspektywie, żeby z jednej strony nie przerwać, nie dać wrogowi chwili wytchnienia, a z drugiej – nie zdenerwować w tym czasie prezydenta USA, nie sprowokować go do podjęcia jakichś decyzji, choć w pewnym stopniu niwelujących naszą przewagę (gdy kończę ten tekst, nie wiemy jeszcze, czy wysłanie dronów na Polskę może do tego doprowadzić).

Traktować więc go z rewerencjami, dawać nieokreślone nadzieje, zwodzić. Ale w sprawach naprawdę ważnych nie ustąpić o krok. Nie dać się związać.

Tym bardziej że na naszych oczach następuje być może zmiana najbardziej kluczowa. Oto użyta, po długich wahaniach, przez Trumpa broń atomowa w postaci nałożenia karnych ceł na kraje importujące rosyjską ropę przynosi jak dotąd skutki niejednoznaczne, doprowadziła natomiast do zbliżenia się dotkniętych tym państw (Indie) do osi Moskwa – Pekin. Jeśli ta sytuacja się utrzyma, będzie to oznaczać, że amerykańskie „sprawdzam” ujawniło, iż trzymane przez Waszyngton karty są po prostu słabe.

***

„Przez całe życie nienawidziłem Imperium, i nadal go nienawidzę, ale teraz widzę wyraźnie, że ono zwycięża” – napisał ostatnio ormiański pisarz, niegdyś działacz antyradziecki i niepodległościowy, Wahe Awetjan. Nie wiem, czy ma rację. Widzę natomiast, że choć Zachodowi wydaje się, że w 2022 roku obudził się z przyjemnego snu, to tak naprawdę śni dalej. Bardzo wyraźnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że każdy rodzaj zakończenia konfliktu ukraińskiego, który mógłby być interpretowany jako zwycięstwo Rosji, zostanie na całym świecie przyjęty jako klęska Zachodu. Ze wszystkimi konsekwencjami.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe