Wstrząsająca relacja Polki ze Szwecji: Po g. 18 kobiety boją się wyjść na ulicę. Gwałtów jest bardzo dużo

To był zwykły "dzień jak co dzień": zakupy w sklepie, powrót do domu z reklamówką, w niej chleb i jedzenie dla kotów
- mówi Pani Agnieszka. Po drodze było ciemno; opowiedziała, jak będąc blisko domu spotkała dwóch mężczyzn i poczuła się zagrożona. Lęk okazał się uzasadniony, gdyż mężczyźni gdy byli blisko niej złapali ją za kurtkę i zaciągnęli do lasu. Nie było to na odludziu, lecz na obrzeżach Sztokholmu, w gminie Järfälla, na osiedlu rodzinnym.
Uderzający dla mnie był brak szacunku dla mojego życia, dla mnie: jako człowieka! Oni nie mieli żadnych hamulców. Sposób w jaki mnie potraktowali, kopali, bili... czułam się jak śmieć! Wiedziałam, że jestem śmieciem dla nich. I to, że jeżeli nie zareaguję, nic nie zrobię, to mogą mnie nawet zabić
- powiedziała. Sprawcami byli młodzi chłopcy pochodzenia arabskiego.
Ciągnęli mnie przez las, park, właściwie za nogi! Jednocześnie jeden próbował mnie rozebrać, podciągać bluzkę do góry. Gdy próbowałam się przeciwstawić, bił mnie pięścią w brzuch (...) Byli bardzo brutalni. Ja w życiu z czymś takim się nie spotkałam
- opowiadała. Uratowało ją to, że gdy ujrzała stojącą nieopodal ciężarówkę, zaczęła wołać o pomoc. Kierowca pojazdu akurat robił obchód, na dźwięk krzyku zatrzymał się i rozglądał. Przestraszył na tyle przestępców, że ci zostawili Panią Agnieszkę i uciekli. Na miejsce wezwano policję. Wydawałoby się, że aparat państwowy uczyni wszystko aby pomóc ofierze i złapać przestępców, jednak to co opowiada Pani Agnieszka dopiero teraz zaczyna być szokujące. Na opiekę psychologa po tym zdarzeniu czekała... 11 miesięcy.
Powiedziano mi, że muszę czekać, gdyż emigranci, którzy właśnie przyjechali ze swoich krajów, gdzie odbywa się wojna, są w tak dużej traumie, że są w pierwszej kolejności. Że służba zdrowia najpierw roztacza opiekę nad tymi ludźmi, a ja muszę czekać. I czekałam. Jedenaście miesięcy
- powiedziała. Samo śledztwo ws. próby gwałtu zostało wykonane bardzo powierzchownie.
Tylko raz do mnie zadzwoniono z policji i poproszono o złożenie dodatkowych zeznań przez telefon (...) Odmówiłam rozmowy telefonicznej, bo uznałam, że nie poradzę sobie psychicznie podczas rozmowy przez telefon, szczególnie, że moje dzieci wszystko słyszą. Poprosiłam o spotkanie na komisariacie policji. Że tam mogę wyjaśnić wszystko, jeżeli coś nie jest klarowne dla nich. Nikt nigdy więcej do mnie nie zadzwonił
- relacjonuje. Dodała, że w dokumentacji zdarzenia jest opisane, że zajście widział jeden świadek.
Rowerzysta, który przejeżdżał, który też się zatrzymał żeby mi pomóc, to jest zresztą mój sąsiad, Polak. Zostały podane jego dane, nikt nigdy się z nim nie kontaktował, nie pytali czy on coś widział, czy coś dostrzegł, czy coś pamięta. Policja nigdy się z nim nie skontaktowała
- wskazuje Pani Agnieszka. Gdy śledztwo utknęło w martwym punkcie, zdecydowała się opowiedzieć publicznie co ją spotkało.
Każdego dnia człowiek czyta o osobach, które zostały zgwałcone. Ja nie zostałam zgwałcona jako kobieta, zostałam zgwałcona jako człowiek. Jest bardzo dużo kobiet, dziewczynek, gwałconych każdego dnia. Takie historie są opisane na Facebooku, na innych portalach społecznościowych (...) W tej chwili, po godzinie 18 każda z kobiet boi się wyjść na ulicę. Ludzie mają ze sobą pilniczki do paznokci, noże, spraye różne. Każdy boi się wyjść
- opowiada.
Są historie, które czytałam, o zgwałconych trzy- czterolatkach, o gwałtach zbiorowych na kobietach, bardzo brutalnych gwałtach. To nie jest wyolbrzymiona sprawa. Gwałtów jest bardzo dużo (...) Czytałam prawdziwe historie kobiet, którym zniszczono życie po gwałcie zbiorowym. Te kobiety rzeczywiście istnieją i żyją
- mówiła. Opowiedziała historię córki szwedzkiego pisarza, której tak okaleczono ciało, że w nadchodzących tygodniach będzie przechodziła siódmą operację. Jej zdaniem policja nie ma narzędzi aby łapać sprawców przestępstw
Kogo oni mają szukać, jeżeli ci ludzie, którzy wjechali do Szwecji, nie są nigdzie zarejestrowani?! My nie wiemy jak oni się nazywają, bo oni przyjechali bez dokumentów (...) Gdy policja przyjechała na miejsce, to policjantka zapytała wprost: "czy byli to ludzie arabskiego pochodzenia?". Więc sama policja wie doskonale o tym, że minimum 90 procent wszystkich przestępstw na tle seksualnym popełniają "nieszwedzi"
- powiedziała. Sęk w tym, że informacje o pochodzeniu sprawców cały czas są zatajane.
Robi się wszystko, aby obecny rząd nie został oskarżony o to, że wpuszczono do Szwecji ludzi zupełnie innej kultury; kultury, która nie szanuje kobiet. Która pozwala na kopanie i bicie kobiety, na gwałcenie jej
- twierdzi. W jej opinii przeciętni Szwedzi nie chcą widzieć prawdy.
Dopóki mają pracę, mają pensję, a ich dzieci chodzą do prywatnej szkoły Szwed nie widzi problemu
- konkluduje. Wskazuje, że są dokumenty potwierdzające to co się wydarzyło. I tam nie ma nic o pochodzeniu przestępców, bo to jest zatajane.
Policja nie może wyjść oficjalnie do mediów i powiedzieć: "To było dwóch mężczyzn pochodzenia arabskiego, którzy napadli tę kobietę" (...) ja chcę, żeby ludzie wiedzieli. Ostrzegam własne córki: "Pamiętajcie, bądźcie przewrażliwione, uważajcie na siebie wieczorem, a już szczególnie, kiedy widzicie 'nieszwedów' w pobliżu". Zagrożenie z ich strony jest dużo większe, niż zagrożenie ze strony Szwedów dobrze wychowanych, którzy też gwałcą, bo gwałciciele są wszędzie, ale to jest jednak inna kultura. Tu w Szwecji nie ma kultury gwałtu!
- powiedziała pani Agnieszka.
źródło: radioszczecin.pl
raw
#REKLAMA_POZIOMA#