Krysztopa: Alfie Evans, cuda i Piłaci
Żyjemy w czasach cywilizacji śmierci. I nie chodzi tu o jej teorię. Mały, dzielny Alfie pokazuje nam jak cywilizacja śmierci wygląda w praktyce. Okazuje się, że można postanowić o śmierci dziecka wbrew woli rodziców, a nawet wbrew ich zdecydowanemu sprzeciwowi. Można to zrobić nie, jak teraz usiłują nas przekonać gadające telewizyjne, pochylone z troską głowy, o "przerwaniu uporczywej terapii", ale być na tyle zdeterminowanym, by go zabić, żeby postanowić o podaniu mu trucizny, jeśli duszenie i głodzenie miałoby nie pomóc. Mało tego. Można odmówić mu szansy w innym kraju. Ba, po odłączeniu aparatury medycznej, można sprawdzać torby gości, którzy mogliby usiłować przemycić sprzęt potrzebny do utrzymaniu go przy życiu. Skoro nawet jest rzeczywiście śmiertelnie chory, to nie można mu pozwolić umrzeć w hospicjum, trzeba go koniecznie otruć. Można zakazać ojcu zbliżania się do jego dziecka, pod rygorem oskarżenia o napaść. Co może być powodem takiej chorej determinacji?
Ja oczywiście tego nie wiem. Gdybym był Brytyjczykiem, domagałbym się komisji śledczej w tej sprawie. Jako jednak, że żyjemy w czsach pewnej zmowy elit, a na zachodzie to zjawisko występuje w jeszcze większym stopniu, nie sądzę, żeby istniało jakieś szczególne prawdopodobieństwo jej wyjaśnienia. Być może chodzi o strach przed weryfikacją "diagnozy" "ekspertów" zarówno medycyny jak i prawa. Mały Alfie, wbrew temu co przepowiadali, przeżył nie tylko kilka minut, ale żyje już bez ich łaski drugi dzień. To już samo w sobie mocno podważa ich wiarygodność. Być może chodzi o strach konkretnych ludzi, których decyzje mogłyby być podważone po przewiezieniu chłopca do Włoch. A być może jest to reakcja samego systemu społecznego zbudowanego przez pokolenie '68, które na przykładzie tego precedensu, boi się ujawnienia swojej nieludzkiej natury?
I tak ważniejsze jest to, co się pod wpływem walki o życie małego chłopca, przeciwko któremu stanęło w swojej potędze państwo brytyjskie, zadziało w społeczeństwach. Najpierw brytyjskim, a potem na całym świecie. Ludzie zaczęli intuicyjnie wyczuwać, że coś tu nie tak, że tak nie powinno być. Większość z nich oczywiście na co dzień nadal karmiona jest jak gęsi na stłuszczone wątróbki ideologią, według której to państwo, a nie rodzic, jest madre i wie co jest dobre, również dla ich dzieci, że "eksperci" mają zawsze rację, a my mamy przyjmować ich opinie jak prawdy wiary, że homoseksualiści mają "prawo do dzieci" (z całym szacunkiem do homoseksualistów), że "jakość życia" jest ważniejsza od samego życia, że kiedy się zabija człowieka w łonie matki, to tak jakby nigdy nie istaniał. I tak dalej. Nawet nie zbliżyli się jeszcze do pytań, jak to jest, że mówi się o Przysiędze Hipokratesa, ale tak naprawdę lekarze już jej nie składają, że w oryginalnym brzmieniu, chociaż Hipokrates nie był katolikiem, był zakaz aborcji. Nie zbliżyli się jeszce do wiedzy, że obowiązująca dziś definicja tzw. "śmierci mózgowej" powstała nie dlatego, że pojawiła się jakaś nowa wiedza na temat śmierci, tylko na potrzeby transplantologii, ponieważ gdyby stosować tradycyjne definicje śmierci, ci którzy dokonywali pierwszych transplantacji poszliby do więzienia. To ich jeszcze nie niepokoi. Niektórzy już wiedzą, że szczepienia mogą wywoływać jakieś kłopoty, ale boją się podejmować dyskusję, ponieważ każda wątpliwość w tej kwestii jest traktowana jak odstępstwo od wiary i karana różnymi fatwami. Ale zobaczyli jak to wygląda na własne oczy i sumienia, które ciągle mają, podpowiedziały im, że coś tu nie gra. A nawet możemy się w najbliższych dniach spodziewać brytyjkskiej edycji Różańca do Granic.
Cieszę się nawet z tego, że "wiodące media" (a wyobraźcie sobie, że dziś pierwszy raz w życiu komentowałem naszą petycję do Andrzeja Dudy z prośbą o obywatelstwo polskie dla Alfiego Evansa w Superstacji i nawet tam na korytarzach słyszałem oburzenie na to, co Wielka Brytania robi Alfiemu Evansowi) pokazują sprawę jakby z odrobiną empatii. Oczywiście pokazują jednostronnie, z zastrzeżeniami, czasem wręcz kłamią, ale jednak. To jest jakiś cud.
Alfie walczy. Walczy wbrew szeregowi Piłatów. Jedni kiwają mądrymi głowami w telewizji zapewniając o tym, że "zaprzestali uporczywej terapii" czytaj, że głodzą go, duszą i mieli zamiar otruć, dla jego dobra. Inni nagle pod wpływem oburzenia światowej opinii publicznej zaczęli protestować, jak przedstawiciele Unii Europejskiej. Kiedy rodzice Alfiego apelowali o wstawiennictwo instytucjie UE stanęły po stronie systemu. Znowuż inni, nieuleczalnie chorzy na "ekspertokrację" powtarzają bezmyślnie "dane" o tym, ile to procent mózgu Alfiego jest martwe, albo szukają taniego poklasku pisząc, że "Alfie nie odróżnia matki od lampy". Nie chcą słyszeć głosów odrębnych, takich jak ten polskiej lekarki Izabeli Pałgan, która badała Alfiego:
To była dość dziwna sytuacja. Osoby wspierające tę rodzinę w Anglii szukali innych lekarzy, którzy mogliby zaopiniować sytuację Alfiego. Zostałam poproszona o to czy mogę przylecieć i ocenić jego stan. Chłopiec obecnie ma dwa lata, jako kilkumiesięczne dziecko trafił do szpitala z powodu drgawek. Przebywa w szpitalu kilkanaście miesięcy, nie udało się poznać przyczyn tej choroby. Natomiast lekarze w Liverpoolu wystąpili do sądu z prośbą o odłączenie dziecka od aparatury twierdząc, że będzie to w najlepszym interesie dziecka. Dziecko nie jest dzieckiem umierającym, nie jest to stan śmierci mózgu, dziecko reaguje na głos ojca, okresowo otwiera oczy - zdradza polska lekarz.
Nie chcą słyszeć, bo to mogłoby wywołać dysonans poznawczy, a być może nawet trzeba by się pogodzić z tym, że powtarzając mądrze brzmiące komunały, nie miało się racji, a nawet walczyło w złej sprawie.
Najgorsi są jednak ci, którzy mogliby pomóc, a tego nie robią. Sędzia - propmotor homorodzicielstwa, królowa brytyjska i inni. My, jako Polacy powinniśmy z tego wyciągnąć taką naukę, że wołające jednego dnia na czarnych marszach o śmierć dla niepełnosprawnych, a następnego klęczące u ich wózków, są tak naprawdę początkiem drogi, na której końcu stoi sędzia Hayden, który skoro postanowił o śmierci, to żadni Włosi nie są mu w stanie odebrać ofiary.
Wszystko to jest istotne, ale najistotniejszy jest chłopiec, który walczy o życie. Z chorobą i ludźmi którzy chcą żeby umarł. Nie to, żebym znów zmawiał tak często, co przyznaję ze wstydem, ale dziś znowu będę w jego intencji odmawiał Różaniec. I Was o to proszę.
Cezary Krysztopa/k