Sędzia A. Cichocki: Wielokrotnie słyszałem, że zawiodłem swoje środowisko i za to wszystko odpowiem
– Nie czuję się członkiem żadnej kasty. To dalece niefortunne sformułowanie, krytykowane przez wielu sędziów, zupełnie nie oddaje istoty naszej służby. Jedna z osób, która miała bardzo duży wpływ na moje przygotowanie do zawodu sędziego, użyła kiedyś porównania do zakonu. To określenie odpowiada mi dużo bardziej. Zakon to grupa osób, której powierzono szczególne zadania, wymagające poświęcenia i gotowości do służby. Grupa, która cieszy się szacunkiem, a czasem nawet i przywilejami, ale tylko z tego powodu, że uczciwie i sumiennie pełni swoją misję w społeczeństwie.
– Parlamentarna opozycja totalna, KOD i Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia zgodnie sugerują, że nowi prezesi sądów mianowani przez legalnego ministra sprawiedliwości to tak naprawdę ludzie znikąd, o nikłej wiedzy i doświadczeniu zawodowym, „aparatczycy” idący na współpracę z władzą za obietnicę intratnych stanowisk i wyższych pensji...
- Nie jestem znikąd. Za stołem sędziowskim zasiadam od kilkunastu lat. Prowadziłem wiele poważnych i trudnych spraw zarówno dotyczących przestępstw kryminalnych, w tym najcięższych (m.in. zabójstw, kierowania zorganizowanymi grupami przestępczymi, międzynarodowego handlu narkotykami, bardzo poważnych przestępstw seksualnych, korupcji), jak i skomplikowanych przestępstw gospodarczych, podatkowych itp. Przez prawie 6 lat kierowałem też sekcjami wykonawczymi. Zresztą generalnie jestem związany z gliwickim okręgiem sądowym nieprzerwanie od niemal 17 lat. A nadmienię też, że zdałem egzamin wstępny na aplikację sądową na 8 miejscu w gronie niemal 100 zdających. Egzamin sędziowski zdałem z kolei z czwartą lokatą w niemal 30-osobowej gliwickiej grupie aplikantów. Stanowisko asesora sądowego objąłem w najkrótszym możliwym terminie, bezpośrednio po egzaminie sędziowskim i niewiele ponad 3 lata po ukończeniu studiów. Sędzią zostałem w wieku 31 lat. Natomiast stanowisko sędziego Sądu Okręgowego objąłem w wieku 35 lat. Do dziś, choć minęło już prawie 5 lat, jestem najmłodszym wiekiem sędzią Sądu Okręgowego w Gliwicach. Nadto od początku 2017 r. jestem zapraszany na delegacje do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, na co Ministerstwo Sprawiedliwości nie miało żadnego wpływu. Wniosek o moją delegację został jednomyślnie poparty przez kolegium Sądu Okręgowego i kolegium Sądu Apelacyjnego jeszcze przed zmianą na stanowiskach prezesów.
Motywacja uzyskania intratnego stanowiska i wyższej pensji zupełnie mnie nie przekonuje. Od 7 lat pracuję w sądzie okręgowym i zajmuję się sprawami o najpoważniejsze przestępstwa. Już w czasie studiów było to moje marzenie. Czas delegacji w Sądzie Apelacyjnym chcę wykorzystać na naukę od sędziów znacznie ode mnie mądrzejszych i bardziej doświadczonych. Wyższa pensja to niewątpliwie korzyść, ale ma ona swoją cenę. Pracuję dużo więcej niż przed objęciem funkcji. W godzinach urzędowania sądu zajmuję się obowiązkami prezesa. Na pracę z aktami wykorzystuję czas wolny, czasem noce czy weekendy. Gdybym miał robić to tylko dla pieniędzy, już dawno bym zrezygnował.
– Jakie zatem intencje i motywacje przyświecały Panu przy obejmowaniu funkcji prezesa?
– Wbrew temu, co często słyszy się w niektórych mediach, Ministerstwo Sprawiedliwości realizuje wiele ciekawych projektów, które w przyszłości mogą pozytywnie wpłynąć na funkcjonowanie sądownictwa. Dostrzegam działania zmierzające do usprawnienia procedur, przyspieszenia postępowań sądowych, ograniczenia ilości spraw, zapewnienia równomiernego, losowego przydziału spraw, dążenia do zagwarantowania sędziom równych warunków pracy. Są to projekty, w których sukces wierzę. Osobiście nigdy nie starałem się o taką funkcję. Tym bardziej złożona mi przez ministra sprawiedliwości propozycja była dla mnie zaskoczeniem.
– Obserwując walkę sędziów Iustitii z rządem można w ciemno obstawiać, że pewnie spotyka się Pan z ostracyzmem środowiskowym...
- Oczywiście zdarzają się negatywne, a nawet bardzo negatywne reakcje innych sędziów, ale najczęściej mają one jedynie charakter emocjonalny i pojawiają się raczej w relacjach prywatnych. Wielokrotnie usłyszałem, że bardzo zawiodłem swoje środowisko i że kiedyś za to wszystko odpowiem „w odpowiedni sposób i w odpowiednim trybie”. A przecież nie naruszyłem prawa ani nie zachowałem się nieetycznie. Objęcie funkcji prezesa to przyjęcie powierzonego zadania do czasu odwołania, nic więcej. Konstytucja nie chroni prezesów sądów i nie zapewnia im nieusuwalności z zajmowanych funkcji. Każdy z odwołanych prezesów wraca na stanowisko sędziowskie, jakie miał przed powołaniem. Argumenty o „wymianie sędziów” świadczą o nieznajomości problemu...
#REKLAMA_POZIOMA#