Tradycje ukraińskiej korupcji potęgują frustracje Polaków
Co musisz wiedzieć:
- Polska finansuje szereg ukraińskojęzycznych mediów, które według autorki nie integrują uchodźców, lecz wzmacniają ich narodową tożsamość i wpływy w Polsce.
- Niedawne afery kryminalne i korupcyjne z udziałem obywateli Ukrainy – zarówno na polskim podwórku, jak i w strukturach ukraińskiej władzy – potęgują narastającą frustrację Polaków.
- Autorka twierdzi, że systemowa korupcja i podatność na wpływy w Ukrainie dostarczają rosyjskiej propagandzie argumentów.
Slawa za polskie pieniądze
Media społecznościowe to obok rzetelnych newsów także ruchome piaski dezinformacji – jednak mało kto zwraca uwagę na niedawno powstałe, oficjalne, ukraińskie komunikatory nadające pod auspicjami Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. 3 marca 2025 roku rozpoczęła działalność ukraińskojęzyczna Slawa TV – ukraińska redakcja Telewizji Polskiej finansowana ze środków MSZ RP. Najpierw – niestosowność nazwy: „Slawa Ukrajini!” to pozdrowienie ukraińskich nacjonalistów odpowiedzialnych za ludobójstwo Polaków na Wołyniu. Czym zajmuje się zespół tej stacji?
„Redakcja skupia się na wspólnych celach geostrategicznych Ukrainy i Polski, a nie na interesach politycznych poszczególnych postaci czy elit. Działalność redakcji ma wzmacniać więzi między Polską a Ukrainą”
– głosi Slawa. Wśród licznych „pozyskanych do współpracy” osób znalazła się Natalia Panczenko, lat 37, aktywistka społeczna. Wiki podaje, że zdobyła tytuł magistra i ukończyła studia doktoranckie w Połtawskim Państwowym Uniwersytecie Rolniczym ze specjalnością Zarządzanie organizacją, później zaś obroniła tytuł magistra w SGGW w Warszawie. Pomijając dziwaczność wykształcenia, Panczenko szefuje Związkowi Ukraińców w Polsce, a „wsławiła się” wypowiedziami zawierającymi jawne groźby wobec Polski. To ona reprezentuje Polskę (sic!) w prestiżowym International Visitor Leadership Program w USA. Jak to możliwe, żeby ukraińska aktywistka stała się polską twarzą na międzynarodowej arenie? Ano na tej samej zasadzie, na jakiej ukraiński zespół Open Group reprezentował Polskę na Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji.
Ukraina w polskim eterze
Od 24 lutego 2022 roku dziennikarze Sekcji Ukraińskiej zaczęli nadawać serwisy informacyjne po ukraińsku w Pierwszym i Trzecim programie Polskiego Radia – by już od 17 marca tego roku przeobrazić się w Polskie Radio dla Ukrainy (czas nadawania: 12 godzin na dobę, od 1 stycznia 2023 – 14 godzin). Wiodące tematy to sytuacja uchodźców ukraińskich w Polsce, pomoc prawna, opieka medyczna, trudności adaptacyjne. Wkrótce potem pojawiło się radio Ukraina FM online,
„dynamiczny radiowy internetowy gigant, wyróżniający się na tle ukraińskiego pejzażu muzycznego, z siedzibą we Lwowie, sercu ukraińskich Karpat”.
28 marca 2022 roku nadawać zaczęło całodobowe Radio ZET Ukraina, potem dołączyły do tej fali TOK FM, Złote Przeboje, Eska, Antyradio. Jakby tego było mało, narodziła się stacja radiowa non profitowej Fundacji „Voices from Ukraine”, która powstała,
„by wspomóc Ukrainę i uchodźców z niej. W radiu usłyszysz tradycyjną ukraińską muzykę, ale też najnowsze hity oraz najświeższe informacje z kraju”.
Wpłacaj więc na stację i fundację. Dla zachęty organizatorzy piszą:
„Stay connected. Stay informed. Stay Ukrainian”.
Tak, to ważne: nie chodzi o integrację ludzi przybyłych z Ukrainy do Polski, lecz przeciwnie, o podtrzymanie ich tożsamościowego ducha, upewniając o sile narodu, kreatywności i odporności na obce wpływy. Za polską kasę.
Nieskuteczny szantaż
Wracając do komentarzy w sieci – nikt mi nie wmówi, że wszystkie negatywne wpisy – od głosów sensownych i wyważonych po całkowicie odklejono-fanatyczne – są wykwitem AI lub efektem ruskiego trollingu. Jak licznych zastępów trolli trzeba by, żeby na każdym, naprawdę KAŻDYM niezależnym kanale, gdy tylko pojawia się najdrobniejsza wzmianka o Ukraińcach, tryskał gejzer antyukraińskich postów? Ale spróbujmy podążyć tropem tej narracji. Po co byłaby nam wciskana? No, przez Rosjan, żeby nas skłócić z ościennym państwem, któremu świadczymy pomoc w naszym dobrze pojętym interesie. A jak zakręcimy dotacyjny kurek, to zrobimy na rękę Putinowi – co byłoby dla nas samych zgubne. Ale te wałkowane od ponad trzech lat argumenty przestały mieć moc kneblowania rodaków i wyciszania ich emocji. Wojna trwa zbyt długo, żeby nie skumać, kto i ile traci, a kto zyskuje na pozycjonowaniu się jako ruskie ofiary. Dlatego Polakom ulewa się w sieci przy każdej nadarzającej się okazji.
Korupcja na nizinach
Sprawę zaogniły afery z ostatnich miesięcy. 18 września br. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga wydał wyrok skazujący trzech obywateli Ukrainy za „udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze sabotażowo-terrorystycznym, polegającym na podpalaniu obiektów wielkopowierzchniowych położonych na terenie państw należących do UE (art. 258 § 2 k.k.). Przestępstwa te popełniano
„w celu zastraszenia wielu osób oraz wywarcia wpływu na opinię publiczną. Oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu ze sobą oraz z innymi ustalonymi osobami, wobec których postępowanie jest kontynuowane”.
To oficjalny komunikat Prokuratury Krajowej z 24 października br. Tamże czytamy, że dwaj z oskarżonych zostali skazani za utrudnianie śledztwa dotyczącego podpalenia sklepu OBI przy ul. Radzymińskiej, sklepu IKEA w Wilnie i hali przy ul. Marywilskiej. Oskarżonym udało się uciec z Polski, w czym pomagali im mieszkający u nas Ukraińcy. Jeszcze głośniej jest o niedawnych, listopadowych aktach dywersji na polskiej kolei z udziałem dwóch (?) Ukraińców zwerbowanych przez GRU. Obydwaj podejrzani zdołali zbiec na Białoruś. To oczywiście najgłośniejsze ostatnio przykłady, wzięte na wyrywki, ale z oficjalnych źródeł. Powie ktoś – zleceniodawcami byli Rosjanie. A ja pytam: dlaczego obywatele atakowanego przez Federację Rosyjską państwa tak łatwo dają się przekupić? Czy Ukraińcy nie znają słowa „patriotyzm”? Wystarczy im hasło „nacjonalizm”?
Korupcja na wyżynach
Na Ukrainie toczy się obecnie ok. 2,8 tys. śledztw o sabotaż i szpiegostwo – a to z pewnością czubek góry lodowej przekrętów. Jednak ta afera jest wyjątkowo niekorzystna dla kraju borykającego się z rosyjską agresją od 2022 roku. 10 listopada br. Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) ujawniło, że pod przykrywką państwowej firmy zarządzającej ukraińskimi elektrowniami jądrowymi Enerhoatom wyłudzono co najmniej 100 mln dolarów, maczali w tym palce zaś urzędnicy państwowi i biznesmeni z najbliższego kręgu prezydenta Zełenskiego. Wśród wysoko postawionych łapowników znalazł się m.in. Timur Mindicz, właściciel firmy telewizyjnej Kwartał-95, i jego współpracownik „bizniesmien” Ołeksandr Cukierman. Obydwaj dali nogę z Ukrainy przed wybuchem skandalu (Mindicz – najpierw samochodem przez Polskę, stamtąd samolotem do Izraela). Ubrudzony podobną demoralizacją okazał się minister energetyki Herman Hałuszczenko i jego doradca Ihor Mironiuk, były współpracownik Andrija Derkacza, który po wybuchu wojny zbiegł do Federacji Rosyjskiej, gdzie sięgnął po godność senatora. I na nic szybkie reakcje prezydenta Zełenskiego (zdymisjonowanie dwóch ministrów i nałożenie sankcji na Mindicza i Cukiermana) – on sam staje się podejrzany, jako że latem br. próbował ograniczyć autonomię NABU. Zapewne już wtedy w jego otoczeniu pojawiły się przecieki, a paraliżując działalność NABU usiłowano nie dopuścić do skandalu.
Sowietyzacja etyki
Korupcja na Ukrainie ma długie, niechlubne tradycje, a wojna dodatkowo nasila problem. Żaden prezydent niepodległej od 1991 Ukrainy nie może poszczycić się rozwiązaniem tego problemu. Przeciwnie, zadawniona ukraińska (czytaj: sowiecka) podatność na to zwyrodnienie degenerowała każdą kolejną władzę, od Łeonida Krawczuka poprzez Łeonida Kuczmę, Wiktora Juszczenkę, Wiktora Janukowycza, Petra Poroszenkę aż po Wołodymyra Zełenskiego. Skupmy się na tym ostatnim, na początku wojny z Rosją uważanego za gieroja. On też nie ma czystego konta, ale dookoła niego to naprawdę moralny ściek. Wałki w ukraińskich władzach – i to tylko te ujawniane! – są dla kijowskiej ekipy słabe wizerunkowo. Nie ma tygodnia bez afery na zapleczu Ministerstwa Obrony Ukrainy lub administracji wojskowej w różnych rejonach kraju. Wykorzystują to chętnie rosyjscy propagandyści, wskazując na „zepsucie moralne” Ukrainy, a tym samym niezdolność do zarządzania państwem. To akurat nijak nie ma się do prawdy – skądinąd wiadomo, do jakich przekrętów dochodziło i dochodzi w Federacji Rosyjskiej na każdym szczeblu, a korzenie zgnilizny sięgają carskiej Rosji, z silnym rozrostem w czasach Sowietów. Jednak faktem jest, że broniąca się przed Kremlem Ukraina zbyt często dostarcza „materiału” niechętnym jej komentatorom.
Woda na rosyjski młyn?
Kraj walczy o przetrwanie na wojnie z Rosją – a jego „elita” zamiast patriotyzmem wykazuje się chciwością i cynizmem. W styczniu 2023 roku niezależne ukraińskie media poinformowały o przewałach przy zakupach żywności i umundurowania dla ukraińskiej armii, a także sprzętu i materiałów do odbudowy systemów energetycznych. Znany przykład to „złote jaja”, 733 mln hrywien (ok. 63 mln zł) zwiniętych na zawyżaniu cen żywności zamawianej na front, w tym oszukańczo zawyżonych cen jaj. Kwoty innych przewałów przerażają, ale szokuje też skala degeneracji. Np. takie kwiatki: funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy uformowali szajkę, dzięki której wydoili państwową firmę na 140 mln hrywien.
Dość głośno też było jesienią 2024 roku o fałszowaniu lekarskich dokumentacji pozwalających wykpić się od wojska, gdy Ukraina chciała zmobilizować 200 tys. rekrutów. Cena – od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów za „prawo do dezercji”. Aresztowano grupę lekarzy i urzędników, pomagających za stosowną kwotę wymigać się od służby. Efekt? 180 tysięcy dezerterów rozprzestrzenionych po Europie, a głównie po Polsce. Co stanie się z nimi po zawieszeniu broni, do którego kiedyś dojdzie? Jakie będą tego skutki dla nas? Probabilistykę zostawiam mądrzejszym.+
[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




