Wybory prezydenckie w Polsce pełne były "egzotycznych" kandydatów

Od czarnej teczki po samozwańczych prezydentów - wybory prezydenckie w Polsce pełne były zaskakujących kandydatów.
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe Wybory prezydenckie w Polsce pełne były
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe / Wikipedia domena publiczna / WrS.tm.pl

Co musisz wiedzieć?

  • Pierwsze wolne wybory prezydenckie w Polsce odbyły się w 1990 roku.
  • Były prezydent Lech Wałęsa pokonał wówczas Stanisława Tymińskiego.
  • W wyborach prezydenckich w 1995 roku zarejestrowało się 16 kandydatów.

 

W nadchodzących wyborach prezydenckich bierze udział kilku uczestników, których historia zapewne zaliczy do grona „kandydatów egzotycznych”. Nie traktujmy tego określenia pejoratywnie, choć w niektórych przypadkach jest to na pewno zasłużona interpretacja. Kandydatury zaskakujące, ludzie, w sensie politycznym, znikąd, outsiderzy, politycy bez poparcia partyjnego, głosiciele zaskakujących haseł, cieszący się śladowym poparciem czy przebrzmiałe w chwili startu legendy – takich ludzi przewinęło się przez nasze wybory prezydenckie wielu, o wielu z nich też już nie pamiętamy.

Pierwsze w Polsce wolne wybory prezydenckie odbyły się w 1990 roku. Startowało w nich tylko sześciu kandydatów, z których pięciu reprezentowało liczące się wówczas środowiska polityczne. Każdy z nich miał swoją historię, zasługi i wsparcie partii politycznej. Roman Bartoszcze miał być symbolem zerwania PSL z tradycją komunistycznej przybudówki z literą „Z” w nazwie. Włodzimierz Cimoszewicz był tylko odrobinę przedwczesną nadzieją postkomunistów na powrót do władzy dzięki rozczarowaniu zmianami w Polsce i skłóceniu obozu Solidarności. Tadeusz Mazowiecki cieszył się na wyrost sławą „pierwszego niekomunistycznego premiera” i nie dostrzegał skali niezadowolenia z własnych rządów, od świata odgrodzony przez wspierającą go „Gazetę Wyborczą”. Za Leszkiem Moczulskim stała Konfederacja Polski Niepodległej i jej legenda. Był wreszcie Lech Wałęsa wspierany przez olbrzymią część Solidarności, Porozumienie Centrum i wiele innych środowisk niezadowolonych z zatrzymania się przemian, braku rozliczeń i wszystkiego, czego komuniści dać nie mogli, a Mazowiecki nie zrealizował. I w tym wszystkim pojawił się niespodziewanie Stanisław Tymiński. Najbardziej klasyczny kandydat egzotyczny, a zarazem autor wyborczego sukcesu, którego nie powtórzył jak dotąd nikt w historii Polski. Nawet on sam, gdy po latach próbował wrócić do polityki.

 

Czarna teczka

48-letni reemigrant z Kanady pojawił się w Polsce z czarną teczką i książką „Święte psy”. Teczkę pamiętają wszyscy: Tymiński miał mieć w niej groźne dla klasy politycznej kwity, które ujawnić miał w swoim czasie, ten jednak nigdy nie nadszedł. Książka jest dziś trochę zapomniana, jednak w swoim czasie, jeszcze nim na dobre zaczęła się kampania wyborcza, uwiodła całkiem sporo osób zainteresowanych polityką. Później profil elektoratu tajemniczego przybysza trochę się zmienił, Stanisław Tymiński stał się wyrazicielem protestu i rozczarowania pierwszymi latami transformacji, którego jeszcze nie mogli zagospodarować postkomuniści. Skupił na sobie uwagę i niechęć mediów, zwłaszcza gdy niespodziewanie dla większości z nich pokonał w pierwszej turze Tadeusza Mazowieckiego i zajmując drugie miejsce, wszedł do finału razem z będącym absolutnym faworytem Lechem Wałęsą. I z nim, po dwóch tygodniach niesamowitej medialnej nagonki (z Tymińskiego robiono między innymi narkomana, agenta służb i sprawcę przemocy domowej), przegrał sromotnie, zachowując jedynie stan posiadania z pierwszego starcia. Później Tymiński przez chwilę próbował jeszcze szczęścia w polityce partyjnej. Powołana przez niego Partia X wprowadziła do Sejmu I kadencji trzech posłów. W kolejnych latach nie odgrywała już żadnej roli w polityce, a jej lider większość czasu przebywał za granicą. Sam Tymiński próbował jeszcze wrócić do kraju i polityki, jednak w wyborach prezydenckich w 2005 roku zdobył marginalne poparcie na poziomie 0,16% głosów. Kończąc wątek pierwszych wyborów, dodajmy, że kilku osobom nie udało się zebrać podpisów. Wśród nich byli m.in. Janusz Bryczkowski, wówczas przedstawiający się jako ekolog, późniejszy nacjonalista, narodowiec Bolesław Tejkowski i lider Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki. 

 

Biznesmeni i buntownicy

Pięć lat później zarejestrowało się 16 kandydatów, wśród których znów pojawiły się osoby absolutnie nikomu nieznane, takie jak prawnik Tadeusz Koźluk i biznesmeni Bogdan Pawłowski (który wycofał się, by poprzeć Wałęsę) oraz chyba najlepiej z nich zapamiętany Kazimierz Piotrowski, podejrzewany o to, że jego start służyć miał promocji wkładek do butów, których był producentem. Oprócz nich w 1995 roku o fotel prezydenta ubiegali się też Leszek Bubel (wcześniej poseł Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, rozpoczynający wówczas nacjonalistyczny okres swojej kariery) i Andrzej Lepper, reprezentujący Samoobronę. Lepper, który później odegrał ważną rolę w polskiej polityce, nie uzyskał jednak w swoich pierwszych wyborach zbyt dużego poparcia, choć i tak zdobył najwięcej (1,32%) głosów z wymienionych kandydatów. Zaskoczeniem w tamtej kampanii był również start Jana Pietrzaka, znanego satyryka, którego udział w wyborach początkowo potraktowano jak żart. Kampania Pietrzaka była jednak zupełnie poważna i bardzo patriotyczna. Smutną ciekawostką było rozminięcie się kandydata z wyborcami. O ile bowiem Jan Pietrzak odwoływał się do prawicy i w drugiej turze poparł Lecha Wałęsę, o tyle jego wyborcy okazali się raczej grupą patrzącą z nostalgią na PRL, która w większości poparła postkomunistę Aleksandra Kwaśniewskiego, który wybory te wygrał. W 1995 roku po raz pierwszy o urząd starał się też Janusz Korwin-Mikke, później etatowy kandydat, który z wiekiem stawał się coraz bardziej egzotyczny, by nie rzec dziwaczny.

 

Karty rozdane

Kolejne wybory, które odbyły się w 2000 roku, na tle poprzednich wydają się być trochę nudne. Być może wpływ na to miał fakt, że reelekcja Kwaśniewskiego była właściwie przesądzona. O drugie miejsce walczyli Andrzej Olechowski i Marian Krzaklewski, a za ich plecami znalazła się grupa kandydatów, którzy reprezentowali znaczące lub przynajmniej znane środowiska polityczne, lecz również i tacy, którzy grali raczej solo. Lepper konsekwentnie budował swoją pozycję, podwajając wcześniejszy wynik, a lewicowa smuta owocowała mnogością kandydatów odwołujących się do wartości patriotycznych i narodowych. Był więc poważny i zasłużony Jan Olszewski, był barwny Jan Łopuszański i zupełnie bezbarwny Dariusz Grabowski, pojawił się wreszcie gen. Tadeusz Wilecki, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Zważywszy jednak na umocowanie każdego z nich w polityce, trudno uznać kogoś z nich za kandydata egzotycznego. Przez radykalizm (i konkurowanie z Kwaśniewskim) kimś takim można ewentualnie określić próbującego wtedy szczęścia Piotra Ikonowicza. Znów pojawił się też biznesmen Pawłowski. Tak naprawdę jednak najbardziej egzotycznym kandydatem w kampanii roku 2000 był… Lech Wałęsa. Nikomu niepotrzebny, całkowicie osamotniony, a zarazem coraz bardziej obsesyjnie przekonany o swojej wielkości. To ostatnie znalazło wyraz we wspominanych do dziś klipach wyborczych z wielkimi Polakami, którzy zza grobu wychwalali kontynuatora swego dzieła. Wałęsa w tych wyborach uzyskał jedynie 1 procent głosów, mniej nawet od Korwin-Mikkego i niewiele więcej od Łopuszańskiego. 

 

Początek nowego duopolu

Rok 2005 to już początek polityki, którą znamy, starcie dwóch wielkich politycznych bloków reprezentowanych przez Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Jeszcze z widokami na współpracę, lecz już w przededniu wielkiej wojny. Początkowo zanosiło się na tradycyjne starcie postkomuny z szeroko pojętym obozem posierpniowym, tyle że intryga służb wykosiła z wyścigu Włodzimierza Cimoszewicza. Nie pomogło mu nawet silne wsparcie rodziny Kwaśniewskich, gdy dawne służby w kimś innym zobaczyły gwaranta swoich interesów. Nie o tym jednak jest ten tekst. Lepper, z poparciem rzędu 15% i sejmowym zapleczem, przestał już dawno być egzotyką, a stał się poważnym kandydatem protestu. Po 10 latach do gry powrócił Bubel, tym razem proponując już bardzo kontrowersyjny i antysemicki przekaz, który w międzyczasie stał się jego znakiem rozpoznawczym. O głosy „na prawo od PiS” biło się jednak również kilku innych pretendentów. Mało kto pamięta, że o głosy chciał starać się wtedy Maciej Giertych, który jednak, podobnie jak Zbigniew Religa, ostatecznie zrezygnował; część środowiska dawnej KPN reprezentował bardzo barwny, nierozstający się ze swoją czapką Adam Słomka. Mieliśmy też całą grupę prawicowo nastawionych polonusów. Jak już wspomniałem, do wyścigu ponownie zgłosił się Tymiński, lecz oprócz niego o głosy zabiegali (bez skutku) Liwiusz Ilasz i Jan Pyszko. Co ciekawe, najlepiej z tej grupy wypadł Ilasz, lecz przy 0,2% głosów trudno mówić o sukcesie. Skrajną, antyklerykalną lewicę reprezentować miał Daniel Podrzycki, który jednak zginął w wypadku samochodowym w trakcie kampanii.

 

Od Smoleńska do dobrej zmiany

Po katastrofie smoleńskiej wybór prezydenta został przyspieszony o kilka tygodni. Być może dlatego lista kandydatów była krótsza i właściwie trudno znaleźć na niej kandydatów naprawdę egzotycznych. Wreszcie udało się wystartować Kornelowi Morawieckiemu, który zdobył jednak śladowe poparcie. Polaryzacja nastrojów sprawiła, że już w pierwszej turze liczyło się tak naprawdę dwóch kandydatów (Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski razem zdobyli 78% głosów). Poza reprezentującym lewicę Grzegorzem Napieralskim z poparciem w okolicach 13%, pozostali kandydaci zdobyli dramatycznie mało głosów. Po wyrzuceniu na margines polityki nawet Lepper wrócił do poziomu, który uzyskał w swoich pierwszych wyborach. Najmniej znanym z kandydatów był Bogusław Ziętek, kontynuujący przerwaną śmiercią misję Podrzyckiego z poprzedniej elekcji. Trochę inaczej sytuacja wyglądała 5 lat później, gdy zmęczenie rządami Platformy odebrało drugą kadencję Komorowskiemu. Objawieniem wyborów okazał się Paweł Kukiz, muzyk od kilku lat angażujący się w politykę, który przejął i zmobilizował bezpartyjny elektorat protestu. Kukiz w pierwszej turze niemal powtórzył wynik Tymińskiego sprzed 25 lat, równocześnie przesądzając z dużym prawdopodobieństwem o wygranej Andrzeja Dudy. Poza główną trójką było nie mniej ciekawie, o głosy zabiegało całe polityczne spektrum od Grzegorza Brauna do Janusza Palikota, w tym szczery i silny narodowiec Marian Kowalski, a po drugiej stronie nudny jak flaki z olejem Paweł Tanajno (jedyny kandydat, który wprost poparł Komorowskiego w II turze). Choć miało być inaczej, egzotyczną kandydatką okazała się też Magdalena Ogórek, wystawiona przez lewicę piękność, która bardzo szybko przeprowadziła się jednak na prawą stronę sceny politycznej. Dodajmy, że mogło być jeszcze ciekawiej, jednak szykujący się do tych wyborów niestabilny i kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga w ostatniej chwili zrezygnował ze startu.

 

Pięć minut Żółtka

W 2020 roku nie mogliśmy narzekać na nudę, jednak w wyborach personalne zaskoczenie było tylko jedno: choć nie przełożyło się to na głosy, serca wielu widzów telewizyjnych starć kandydatów skradł Stanisław Żółtek, dawny europoseł UPR, charakteryzujący się szczerymi i prostolinijnymi wypowiedziami, połączonymi z dość niechlujnym, lecz bardzo swojskim wyglądem i stylem wujka z wesela. Jeszcze mniej znanymi kandydatami byli związany z Radiem Maryja Mirosław Piotrowski i kierujący kolejnym wcieleniem PPS Waldemar Witkowski, trudno jednak powiedzieć, by wnieśli oni do kampanii wiele kolorytu. Z wyścigu przed czasem odpadł chcący iść w ślady Kukiza klawiszowiec grupy DAAB, Waldemar Deska. W pewnym sensie egzotyką okazała się Małgorzata Kidawa-Błońska, darujmy sobie jednak złośliwości. W wyborach 2020 roku planował też brać udział dawny gwiazdor TVP, mieszkający w USA Mariusz Max Kolonko. Ponieważ jednak nie zebrał podpisów, ostatecznie nie wystartował. Ten drobny szczegół nie przeszkodził mu w ogłoszeniu się prezydentem powołanych przez siebie Stanów Zjednoczonych Republiki Polskiej. Być może to złożone nazewnictwo pozwala mu uniknąć konfliktu personalnego z hrabią Janem Potockim, który nie bawiąc się w żadne żmudne i kosztowe kampanie wyborcze, również uważa się za prezydenta, tyle że wciąż istniejącej w jego uniwersum II RP. 

 

2025

Za kilka dni pierwsza tura wyborów prezydenckich 2025. Znów nie brak kandydatów zaskakujących, kontrowersyjnych, politycznych harcowników i solistów. Do opowieści o wyborczej egzotyce historia dopisuje właśnie kolejny, bardzo barwny i wciągający rozdział. 


 

POLECANE
Pilny komunikat RCB. W tych województwach może być niebezpiecznie z ostatniej chwili
Pilny komunikat RCB. W tych województwach może być niebezpiecznie

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało nowy alert dla obszarów leżących w kilku województwach

Greta Thunberg płynie do Izraela tylko u nas
Greta Thunberg płynie do Izraela

Szwedzka aktywistka Greta Thunberg, porzuciła niby walkę z "katastrofą klimatyczną". Lewicowa działaczka zajmuje się teraz wspieraniem Palestyny, do której właśnie próbuje dopłynąć. Czy uda jej się pomóc w Strefie Gazy? Jak zareaguje Izrael? I dlaczego już nie słyszymy o jej klimatycznych protestach?

Paweł Szefernaker szefem Gabinetu Prezydenta. Jest komentarz szefa kampanii Nawrockiego z ostatniej chwili
Paweł Szefernaker szefem Gabinetu Prezydenta. Jest komentarz szefa kampanii Nawrockiego

Prezydent elekt Karol Nawrocki na antenie Telewizji Republika zdradził, że przyszłym szefem Gabinetu Prezydenta RP będzie Paweł Szefernaker, który był szefem jego sztabu wyborczego.

Jest zawiadomienie ws. nielegalnego finansowania kampanii Trzaskowskiego i KO Wiadomości
Jest zawiadomienie ws. nielegalnego finansowania kampanii Trzaskowskiego i KO

Radosław Tadajewski wraz z mec. Bartoszem Lewandowskim składają zawiadomienie do prokuratury ws. finansowania kampanii Rafała Trzaskowskiego.

Donald Trump: Elon Musk oszalał z ostatniej chwili
Donald Trump: Elon Musk oszalał

Prezydent USA Donald Trump nazwał Elona Muska "oszalałym" i zagroził zerwaniem kontraktów rządu USA z firmami miliardera.

Fala hejtu na córkę Nawrockiego. Jest reakcja policji Wiadomości
Fala hejtu na córkę Nawrockiego. Jest reakcja policji

Rzecznik MSWiA poinformował że policja podjęła czynności w związku z hejtem na 7-letnią Kasię Nawrocką, córkę prezydenta-elekta Karola Nawrockiego.

Kto stanąłby na czele rządu technicznego? Padło nazwisko Wiadomości
Kto stanąłby na czele rządu technicznego? Padło nazwisko

Prawo i Sprawiedliwości chce utworzenia rządu technicznego. Były premier Mateusz Morawiecki wskazał, kto mógłby stanąć na jego czele.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

Awaria graficznej rezerwacji miejsc w aplikacji mobilnej i eIC. PKP Intercity pracuje nad rozwiązaniem problemu – poinformowano w komunikacie.

Wiadomo, kto będzie szefem gabinetu prezydenta Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Wiadomo, kto będzie szefem gabinetu prezydenta Karola Nawrockiego

Prezydent elekt Karol Nawrocki na antenie Telewizji Republika zdradził, że przyszłym szefem gabinetu Prezydenta RP będzie Paweł Szefernaker, który był szefem jego sztabu wyborczego.

Spotkanie Trump-Merz. Padła deklaracja polityka
Spotkanie Trump-Merz. Padła deklaracja

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz przybył dziś do Białego Domu na spotkanie z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Przywódcy rozmawiali m.in. o wojnie na Ukrainie.

REKLAMA

Wybory prezydenckie w Polsce pełne były "egzotycznych" kandydatów

Od czarnej teczki po samozwańczych prezydentów - wybory prezydenckie w Polsce pełne były zaskakujących kandydatów.
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe Wybory prezydenckie w Polsce pełne były
Urna wyborcza, zdjęcie podglądowe / Wikipedia domena publiczna / WrS.tm.pl

Co musisz wiedzieć?

  • Pierwsze wolne wybory prezydenckie w Polsce odbyły się w 1990 roku.
  • Były prezydent Lech Wałęsa pokonał wówczas Stanisława Tymińskiego.
  • W wyborach prezydenckich w 1995 roku zarejestrowało się 16 kandydatów.

 

W nadchodzących wyborach prezydenckich bierze udział kilku uczestników, których historia zapewne zaliczy do grona „kandydatów egzotycznych”. Nie traktujmy tego określenia pejoratywnie, choć w niektórych przypadkach jest to na pewno zasłużona interpretacja. Kandydatury zaskakujące, ludzie, w sensie politycznym, znikąd, outsiderzy, politycy bez poparcia partyjnego, głosiciele zaskakujących haseł, cieszący się śladowym poparciem czy przebrzmiałe w chwili startu legendy – takich ludzi przewinęło się przez nasze wybory prezydenckie wielu, o wielu z nich też już nie pamiętamy.

Pierwsze w Polsce wolne wybory prezydenckie odbyły się w 1990 roku. Startowało w nich tylko sześciu kandydatów, z których pięciu reprezentowało liczące się wówczas środowiska polityczne. Każdy z nich miał swoją historię, zasługi i wsparcie partii politycznej. Roman Bartoszcze miał być symbolem zerwania PSL z tradycją komunistycznej przybudówki z literą „Z” w nazwie. Włodzimierz Cimoszewicz był tylko odrobinę przedwczesną nadzieją postkomunistów na powrót do władzy dzięki rozczarowaniu zmianami w Polsce i skłóceniu obozu Solidarności. Tadeusz Mazowiecki cieszył się na wyrost sławą „pierwszego niekomunistycznego premiera” i nie dostrzegał skali niezadowolenia z własnych rządów, od świata odgrodzony przez wspierającą go „Gazetę Wyborczą”. Za Leszkiem Moczulskim stała Konfederacja Polski Niepodległej i jej legenda. Był wreszcie Lech Wałęsa wspierany przez olbrzymią część Solidarności, Porozumienie Centrum i wiele innych środowisk niezadowolonych z zatrzymania się przemian, braku rozliczeń i wszystkiego, czego komuniści dać nie mogli, a Mazowiecki nie zrealizował. I w tym wszystkim pojawił się niespodziewanie Stanisław Tymiński. Najbardziej klasyczny kandydat egzotyczny, a zarazem autor wyborczego sukcesu, którego nie powtórzył jak dotąd nikt w historii Polski. Nawet on sam, gdy po latach próbował wrócić do polityki.

 

Czarna teczka

48-letni reemigrant z Kanady pojawił się w Polsce z czarną teczką i książką „Święte psy”. Teczkę pamiętają wszyscy: Tymiński miał mieć w niej groźne dla klasy politycznej kwity, które ujawnić miał w swoim czasie, ten jednak nigdy nie nadszedł. Książka jest dziś trochę zapomniana, jednak w swoim czasie, jeszcze nim na dobre zaczęła się kampania wyborcza, uwiodła całkiem sporo osób zainteresowanych polityką. Później profil elektoratu tajemniczego przybysza trochę się zmienił, Stanisław Tymiński stał się wyrazicielem protestu i rozczarowania pierwszymi latami transformacji, którego jeszcze nie mogli zagospodarować postkomuniści. Skupił na sobie uwagę i niechęć mediów, zwłaszcza gdy niespodziewanie dla większości z nich pokonał w pierwszej turze Tadeusza Mazowieckiego i zajmując drugie miejsce, wszedł do finału razem z będącym absolutnym faworytem Lechem Wałęsą. I z nim, po dwóch tygodniach niesamowitej medialnej nagonki (z Tymińskiego robiono między innymi narkomana, agenta służb i sprawcę przemocy domowej), przegrał sromotnie, zachowując jedynie stan posiadania z pierwszego starcia. Później Tymiński przez chwilę próbował jeszcze szczęścia w polityce partyjnej. Powołana przez niego Partia X wprowadziła do Sejmu I kadencji trzech posłów. W kolejnych latach nie odgrywała już żadnej roli w polityce, a jej lider większość czasu przebywał za granicą. Sam Tymiński próbował jeszcze wrócić do kraju i polityki, jednak w wyborach prezydenckich w 2005 roku zdobył marginalne poparcie na poziomie 0,16% głosów. Kończąc wątek pierwszych wyborów, dodajmy, że kilku osobom nie udało się zebrać podpisów. Wśród nich byli m.in. Janusz Bryczkowski, wówczas przedstawiający się jako ekolog, późniejszy nacjonalista, narodowiec Bolesław Tejkowski i lider Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki. 

 

Biznesmeni i buntownicy

Pięć lat później zarejestrowało się 16 kandydatów, wśród których znów pojawiły się osoby absolutnie nikomu nieznane, takie jak prawnik Tadeusz Koźluk i biznesmeni Bogdan Pawłowski (który wycofał się, by poprzeć Wałęsę) oraz chyba najlepiej z nich zapamiętany Kazimierz Piotrowski, podejrzewany o to, że jego start służyć miał promocji wkładek do butów, których był producentem. Oprócz nich w 1995 roku o fotel prezydenta ubiegali się też Leszek Bubel (wcześniej poseł Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, rozpoczynający wówczas nacjonalistyczny okres swojej kariery) i Andrzej Lepper, reprezentujący Samoobronę. Lepper, który później odegrał ważną rolę w polskiej polityce, nie uzyskał jednak w swoich pierwszych wyborach zbyt dużego poparcia, choć i tak zdobył najwięcej (1,32%) głosów z wymienionych kandydatów. Zaskoczeniem w tamtej kampanii był również start Jana Pietrzaka, znanego satyryka, którego udział w wyborach początkowo potraktowano jak żart. Kampania Pietrzaka była jednak zupełnie poważna i bardzo patriotyczna. Smutną ciekawostką było rozminięcie się kandydata z wyborcami. O ile bowiem Jan Pietrzak odwoływał się do prawicy i w drugiej turze poparł Lecha Wałęsę, o tyle jego wyborcy okazali się raczej grupą patrzącą z nostalgią na PRL, która w większości poparła postkomunistę Aleksandra Kwaśniewskiego, który wybory te wygrał. W 1995 roku po raz pierwszy o urząd starał się też Janusz Korwin-Mikke, później etatowy kandydat, który z wiekiem stawał się coraz bardziej egzotyczny, by nie rzec dziwaczny.

 

Karty rozdane

Kolejne wybory, które odbyły się w 2000 roku, na tle poprzednich wydają się być trochę nudne. Być może wpływ na to miał fakt, że reelekcja Kwaśniewskiego była właściwie przesądzona. O drugie miejsce walczyli Andrzej Olechowski i Marian Krzaklewski, a za ich plecami znalazła się grupa kandydatów, którzy reprezentowali znaczące lub przynajmniej znane środowiska polityczne, lecz również i tacy, którzy grali raczej solo. Lepper konsekwentnie budował swoją pozycję, podwajając wcześniejszy wynik, a lewicowa smuta owocowała mnogością kandydatów odwołujących się do wartości patriotycznych i narodowych. Był więc poważny i zasłużony Jan Olszewski, był barwny Jan Łopuszański i zupełnie bezbarwny Dariusz Grabowski, pojawił się wreszcie gen. Tadeusz Wilecki, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Zważywszy jednak na umocowanie każdego z nich w polityce, trudno uznać kogoś z nich za kandydata egzotycznego. Przez radykalizm (i konkurowanie z Kwaśniewskim) kimś takim można ewentualnie określić próbującego wtedy szczęścia Piotra Ikonowicza. Znów pojawił się też biznesmen Pawłowski. Tak naprawdę jednak najbardziej egzotycznym kandydatem w kampanii roku 2000 był… Lech Wałęsa. Nikomu niepotrzebny, całkowicie osamotniony, a zarazem coraz bardziej obsesyjnie przekonany o swojej wielkości. To ostatnie znalazło wyraz we wspominanych do dziś klipach wyborczych z wielkimi Polakami, którzy zza grobu wychwalali kontynuatora swego dzieła. Wałęsa w tych wyborach uzyskał jedynie 1 procent głosów, mniej nawet od Korwin-Mikkego i niewiele więcej od Łopuszańskiego. 

 

Początek nowego duopolu

Rok 2005 to już początek polityki, którą znamy, starcie dwóch wielkich politycznych bloków reprezentowanych przez Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Jeszcze z widokami na współpracę, lecz już w przededniu wielkiej wojny. Początkowo zanosiło się na tradycyjne starcie postkomuny z szeroko pojętym obozem posierpniowym, tyle że intryga służb wykosiła z wyścigu Włodzimierza Cimoszewicza. Nie pomogło mu nawet silne wsparcie rodziny Kwaśniewskich, gdy dawne służby w kimś innym zobaczyły gwaranta swoich interesów. Nie o tym jednak jest ten tekst. Lepper, z poparciem rzędu 15% i sejmowym zapleczem, przestał już dawno być egzotyką, a stał się poważnym kandydatem protestu. Po 10 latach do gry powrócił Bubel, tym razem proponując już bardzo kontrowersyjny i antysemicki przekaz, który w międzyczasie stał się jego znakiem rozpoznawczym. O głosy „na prawo od PiS” biło się jednak również kilku innych pretendentów. Mało kto pamięta, że o głosy chciał starać się wtedy Maciej Giertych, który jednak, podobnie jak Zbigniew Religa, ostatecznie zrezygnował; część środowiska dawnej KPN reprezentował bardzo barwny, nierozstający się ze swoją czapką Adam Słomka. Mieliśmy też całą grupę prawicowo nastawionych polonusów. Jak już wspomniałem, do wyścigu ponownie zgłosił się Tymiński, lecz oprócz niego o głosy zabiegali (bez skutku) Liwiusz Ilasz i Jan Pyszko. Co ciekawe, najlepiej z tej grupy wypadł Ilasz, lecz przy 0,2% głosów trudno mówić o sukcesie. Skrajną, antyklerykalną lewicę reprezentować miał Daniel Podrzycki, który jednak zginął w wypadku samochodowym w trakcie kampanii.

 

Od Smoleńska do dobrej zmiany

Po katastrofie smoleńskiej wybór prezydenta został przyspieszony o kilka tygodni. Być może dlatego lista kandydatów była krótsza i właściwie trudno znaleźć na niej kandydatów naprawdę egzotycznych. Wreszcie udało się wystartować Kornelowi Morawieckiemu, który zdobył jednak śladowe poparcie. Polaryzacja nastrojów sprawiła, że już w pierwszej turze liczyło się tak naprawdę dwóch kandydatów (Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski razem zdobyli 78% głosów). Poza reprezentującym lewicę Grzegorzem Napieralskim z poparciem w okolicach 13%, pozostali kandydaci zdobyli dramatycznie mało głosów. Po wyrzuceniu na margines polityki nawet Lepper wrócił do poziomu, który uzyskał w swoich pierwszych wyborach. Najmniej znanym z kandydatów był Bogusław Ziętek, kontynuujący przerwaną śmiercią misję Podrzyckiego z poprzedniej elekcji. Trochę inaczej sytuacja wyglądała 5 lat później, gdy zmęczenie rządami Platformy odebrało drugą kadencję Komorowskiemu. Objawieniem wyborów okazał się Paweł Kukiz, muzyk od kilku lat angażujący się w politykę, który przejął i zmobilizował bezpartyjny elektorat protestu. Kukiz w pierwszej turze niemal powtórzył wynik Tymińskiego sprzed 25 lat, równocześnie przesądzając z dużym prawdopodobieństwem o wygranej Andrzeja Dudy. Poza główną trójką było nie mniej ciekawie, o głosy zabiegało całe polityczne spektrum od Grzegorza Brauna do Janusza Palikota, w tym szczery i silny narodowiec Marian Kowalski, a po drugiej stronie nudny jak flaki z olejem Paweł Tanajno (jedyny kandydat, który wprost poparł Komorowskiego w II turze). Choć miało być inaczej, egzotyczną kandydatką okazała się też Magdalena Ogórek, wystawiona przez lewicę piękność, która bardzo szybko przeprowadziła się jednak na prawą stronę sceny politycznej. Dodajmy, że mogło być jeszcze ciekawiej, jednak szykujący się do tych wyborów niestabilny i kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga w ostatniej chwili zrezygnował ze startu.

 

Pięć minut Żółtka

W 2020 roku nie mogliśmy narzekać na nudę, jednak w wyborach personalne zaskoczenie było tylko jedno: choć nie przełożyło się to na głosy, serca wielu widzów telewizyjnych starć kandydatów skradł Stanisław Żółtek, dawny europoseł UPR, charakteryzujący się szczerymi i prostolinijnymi wypowiedziami, połączonymi z dość niechlujnym, lecz bardzo swojskim wyglądem i stylem wujka z wesela. Jeszcze mniej znanymi kandydatami byli związany z Radiem Maryja Mirosław Piotrowski i kierujący kolejnym wcieleniem PPS Waldemar Witkowski, trudno jednak powiedzieć, by wnieśli oni do kampanii wiele kolorytu. Z wyścigu przed czasem odpadł chcący iść w ślady Kukiza klawiszowiec grupy DAAB, Waldemar Deska. W pewnym sensie egzotyką okazała się Małgorzata Kidawa-Błońska, darujmy sobie jednak złośliwości. W wyborach 2020 roku planował też brać udział dawny gwiazdor TVP, mieszkający w USA Mariusz Max Kolonko. Ponieważ jednak nie zebrał podpisów, ostatecznie nie wystartował. Ten drobny szczegół nie przeszkodził mu w ogłoszeniu się prezydentem powołanych przez siebie Stanów Zjednoczonych Republiki Polskiej. Być może to złożone nazewnictwo pozwala mu uniknąć konfliktu personalnego z hrabią Janem Potockim, który nie bawiąc się w żadne żmudne i kosztowe kampanie wyborcze, również uważa się za prezydenta, tyle że wciąż istniejącej w jego uniwersum II RP. 

 

2025

Za kilka dni pierwsza tura wyborów prezydenckich 2025. Znów nie brak kandydatów zaskakujących, kontrowersyjnych, politycznych harcowników i solistów. Do opowieści o wyborczej egzotyce historia dopisuje właśnie kolejny, bardzo barwny i wciągający rozdział. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe