Stefan Niesiołowski - przeobrażenie polityczne

Gdy pachnący naftaliną profesor N. obudził się pewnego ranka po niespokojnych snach, stwierdził, że w łóżku zmienił się w postępowego liberała.
Stefan Niesiołowski Stefan Niesiołowski - przeobrażenie polityczne
Stefan Niesiołowski / Wikipedia CC BY-SA 2.0 / Platforma Obywatelska RP

Jego myśli, jeszcze wczoraj pobożne i pełne niepokoju o upadek dobrych obyczajów, dziś same układają się w jadowite filipiki przeciwko klechom na usługach znienawidzonego dyktatorka.

– Co się ze mną stało? – pomyślał, gdy jego wzrok padł na piętrzące się w kącie broszurki parafialne i zdobiący ścianę reprint deklaracji ideowej ZChN-u. Przetarł oczy… nie, to były tylko resztki snu. Teraz na ścianie wisiała tęczowa flaga, a na podłodze zalegała sterta tomiszczy bestsellera o skandalach seksualnych Watykanu. Przerażony zerwał się z łóżka i pobiegł do swojej biblioteczki. Niestety, zabytkowe dwadzieścia dwie księgi „Przeciw poganom” św. Augustyna zniknęły, a ich miejsce bezczelnie zajęły pamflety oświeceniowych encyklopedystów i dzieła zebrane Markiza de Sade.

Próbował zrozumieć, co się stało, ale nieustępliwy głód mącił mu umysł. Tak, poranny posiłek zawsze był podstawą jego dnia. W tym całym chaosie powinien chwycić się jakiejś namiastki przewidywalności, choćby i było nią codzienne śniadanie. Ledwie jednak otworzył drzwi lodówki, a znów spotkała go dziwna niespodzianka. Pasztety z gęsiny, balerony i wczorajsze jaja na twardo rozpłynęły się w powietrzu, a wszystkie półki zawalone były fasolką przyrządzoną na każdy możliwy sposób: po angielsku, bretońsku, meksykańsku i w wariantach tak egzotycznych, że ich nazwy pozostawały tajemnicą. Przez chwilę miotał się z myślą, że może ten magazyn prepersa to tylko kolejna część jakiejś złożonej halucynacji. Drżącą ręką sięgnął po kęs, lecz jego kubki smakowe natychmiast potwierdziły najgorsze obawy – to była fasola, prawdziwa, pełna, wegańska.

"Koszmar" Stefan Niesiołowskiego 

Próbował zajeść dziejący się koszmar, lecz nie dane mu było nawet to jedno wytchnienie, bo z jego własnej łazienki dobiegł szum prysznica.
– Chodź tu do mnie, mój ty etymologu – zabrzmiał głos kobiety niby zalotny, a jednak prostacki i gminny. Profesor osunął się na krzesło, oniemiały. – Może namydliłbyś damę? – nalegała nieznajoma, którą od damy dzieliło zapewne więcej, niż mogła sobie wyobrazić.

– Teraz nie mogę! Felieton sam się nie napisze! – próbował grać na czas profesor, upokorzony, że posuwa się do tak marnej wymówki. 

Zdawało mu się, że w swym życiu widział już wszystko, ale ta sytuacja zaskoczyła nawet jego – w ciągu jednej nocy z szanowanego akademika o nienagannych manierach zmienił się w cedzącego przez zęby profana, a jego mieszkanie ze skromnego purytańskiego przybytku w gniazdo rozpusty, wyścielone wywrotową literaturą. Musiał jednak ciągnąć tę komedię, by nie zostać nakryty na kłamstwie przez latawicę, która w tajemniczy sposób zmaterializowała się w jego łazience. Włożył więc czysty arkusz papieru do swojej wysłużonej maszyny. Ledwie wystukał kilka pierwszych słów, a już bruzdy na jego czole pogłębiły się, układając się w wielką grecką literę omega. Był absolutnie pewien, że napisał: „W trosce o duchowe dziedzictwo kardynała Wyszyńskiego i Ojca Świętego…”, a na zaciągniętym papierze widniało: „Pan Dziwisz, ta wstrętna kanalia pisowska, ta czarna zaraza, która pluje, obraża i kłamie…”.

Nie! Nie to napisał! I wtedy w drzwiach łazienki ukazała się jego nocna przygoda. Widząc, że jej profesor siedzi zgięty w kabłąk nad maszyną, próbowała rozmasować mu plecy, tłumacząc, że masaż dostaje gratis. Ten jednak chwycił ją za ręce, zaciągnął na klatkę schodową, a za nią rzucił jej jaskrawe fatałaszki. Trzasnął drzwiami, nie słuchając pytań i złorzeczeń. Musiał się wreszcie dowiedzieć, co się wydarzyło. Śledztwo musiało zostać wszczęte natychmiast, nawet o pustym żołądku!

Do domu wrócił osowiały, gdy słońce zachodziło, litościwie kończąc najdziwniejszy dzień w jego życiu. Znał już prawdę – i nie napawała ona nadzieją. W centrali dowiedział się, że dotychczasowa linia partyjna została zarzucona. Zostawiają centroprawicowy elektorat i ruszają na nowe łowiska. Koniec z klękaniem przed biskupami! Pora pomyśleć o związkach partnerskich, in vitro, aborcji i nowoczesnym laickim społeczeństwie! Profesora przeproszono za niedogodności związane z nadchodzącymi zmianami. Rozumieją, że starych drzew się nie przesadza, że niełatwo będzie mu się dostosować, więc zdecydowali się na terapię szokową – ale jeśli chce zachować stanowisko, to musi się podporządkować. 

Profesor N. sięgnął po jakąś zamorską odmianę fasoli. Żując mechanicznie, pomyślał, że odwrotu już nie ma. Jak jednak porzucić wszystko, w co do tej pory wierzył? Co powiedzieliby mamusia i tatuś? A dawni przyjaciele? Jak spojrzy sobie w oczy, goląc się rano przed lustrem? Westchnął ciężko, ale wiedział, co musi zrobić, by ustrzec się przed wewnętrznym rozpadem. Musi zacisnąć zęby i prześcignąć w radykalizmie swoich pryncypałów! Jeśli wpadnie w szał wojownika, wszystko będzie niemal jak dawniej – tylko wrogowie się zmienią! Zarazki, lizusy, obłudnicy… SZKODNIKI! One nie odeszły, jedynie zmieniły pancerze z czerwonoróżowych na czarne, ale co do istoty są jednak tym samym! 

Spojrzał na rozpoczęte rankiem zdanie o „panu Dziwiszu” i poczuł zew krwi. Tak jak niegdyś rozprawiał się ze zboczeńcami, ateuszami, ubekami, pornogrubasami, postkomuchami – tymi wrogami wolnej Polski – tak od dziś będzie rozprawiał się z faryzeuszami, smoleńskimi heretykami, nacjonalistami, rasistami… Nawet nie zauważył momentu, w którym jego palce już pruły całymi seriami oskarżeń na klawiaturze maszyny, która jak nikt inny rozumiała jego temperament. 

"Ogień walki wypalił niewygodne wspomnienia"

Od tamtego dnia minęło wiele czasu. Otoczenie profesora obserwowało go ze zdziwieniem – jedni z podziwem, inni z zażenowaniem. Niektórzy twierdzili, że to kwestia wieku, inni uważali, że chwilowa „faza”. Mówiono, że zmienił się z apologety w apostatę, z ajatollaha w Robespierre’a, z krzyżowca w rewolucjonistę. Wszyscy się mylili. Profesor wcale się nie przeobraził. Nadal prowadził dezynsekcję życia publicznego, wciąż niszczył szkodniki, które tylko zmieniły pancerze. 

Z czasem zapomniał, jak to wszystko się zaczęło. Zapomniał o partyjnym prikazie, nowej linii, oznajmionej mu mądrości etapu… Ogień walki wypalił wszystkie niewygodne wspomnienia do tego stopnia, że był gotów wywlec za łachmany przed oblicze sądu każdego pismaka, który śmiałby podważać jego szczerość i gorliwość. Zresztą – czyż nie zawsze był postępowy? Przecież nawet w partiach chrześcijańskich wzmacniał frakcje liberalne... Ale skąd ci ignoranci i te nieuki mogli o tym wiedzieć? I tak powrócił do żywiołu, którego nigdy nie opuścił. 

Walczył jeszcze długie lata, aż przyszła starcza niedołężność, a na domiar złego ktoś powyciągał z jego szafy stare lafiryndy, wszystkie oczywiście zmyślone przez medialne szczujnie. Wiedział, że godniej jest w tak dojrzałym wieku skryć się w czterech ścianach, a świątynię demokracji pozostawić młodym. „To przecież nie geriatryk; niech teraz walczą inni, a mi czas już udać się do Walhalli” – pomyślał. I tak, z wielkim niedosytem, spędzał dnie, nie wiedząc, co ze sobą począć. Kto raz spróbował narkotyku władzy, już zawsze będzie czuł jego głód. Próbował go zagłuszyć, ucinając sobie pogawędki z muchówkami, jętkami, chruścikami i skoczogonkami – ale to działało tylko na chwilę. Wciąż marzył o choćby jeszcze jednej... ostatniej bitwie.

Powrót Niesiołowskiego

Aż wreszcie, gdy myślał, że usycha, że jego koniec nadchodzi i ostatni rozdział jego sagi zostaje zamknięty, z centrali przybył posłaniec z zaproszeniem. Wyrecytował, że profesor N. proszony jest o dołączenie do pocztu męczenników poprzedniego reżimu. Potrzeba bowiem świadectw takich jak on, by ludzie nie zapomnieli, jak straszne były represje kaczyzmu wobec bohaterskich dysydentów... N. odchrząknął i na jednym wydechu wycedził dwadzieścia trzy wyzwiska. Wciąż był w formie, gotowy do wejścia na antenę.

– Odpowiedz Kierowi, że raz jeszcze jestem gotów cierpieć za sprawę – rzekł i zanucił słowa pieśni: „Tylko na wojnie człowiek jest szczęśliwy”.


 

POLECANE
Niech spie.dala. Silni Razem wściekli na Donalda Tuska gorące
"Niech spie.dala". "Silni Razem" wściekli na Donalda Tuska

Hasztag #SilniRazem po wielokrotnej kompromitacji nie jest już tak popularny na "X". Jednak stał się symbolem najbardziej zajadłej postawy "antypis". I potocznie tak są dziś nazywani najbardziej zajadli zwolennicy Donalda Tuska, Platformy Obywatelskiej, czy Romana Giertycha. A dzisiaj nie są z Donalda Tuska, mówić bardzo oględnie, zadowoleni.

Niemcy zazdroszczą polskim producentom kamperów Wiadomości
Niemcy zazdroszczą polskim producentom kamperów

Polskie marki kamperów zdobywają coraz większe uznanie na niemieckim rynku. Affinity, Freedo, Masuria i Vannado nie tylko przekonują klientów wysoką jakością, ale także zyskują lojalność dealerów.

„Zaraz zemdleję”. Dramatyczne wyznanie Nataszy Urbańskiej Wiadomości
„Zaraz zemdleję”. Dramatyczne wyznanie Nataszy Urbańskiej

Podróż powrotna z Czarnogóry do Polski okazała się dla Nataszy Urbańskiej jednym z najbardziej stresujących doświadczeń w życiu. Artystka opisała na Instagramie sytuację, do której doszło na pokładzie samolotu LOT lecącego z Podgoricy do Warszawy. Zemdlała, a - jak twierdzi - personel pokładowy zignorował nie tylko jej stan, ale i potrzeby pozostałych pasażerów.

Sukces tym razem nie dla Polek. Włoszki zbyt mocne w półfinale LN Wiadomości
Sukces tym razem nie dla Polek. Włoszki zbyt mocne w półfinale LN

Polskie siatkarki przegrały z Włoszkami 0:3 (18:25, 16:25, 14:25) w półfinale rozgrywanego w Łodzi turnieju finałowego Ligi Narodów. W niedzielę zagrają w meczu o trzecie miejsce z przegranym drugiego sobotniego półfinału, w którym Brazylia zmierzy się z Japonią.

Nowy model AI uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście gorące
Nowy model AI uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście

Nowy Claude Opus 4 firmy Anthropic często uciekał się do szantażu, aby uniknąć wyłączenia w fikcyjnym teście. Model groził ujawnieniem prywatnych informacji o inżynierach, którzy mieli planować jego wyłączenie.

Awaryjne lądowanie samolotu LOT w Warszawie z ostatniej chwili
Awaryjne lądowanie samolotu LOT w Warszawie

Z powodu sygnału o możliwej usterce lecący z Warszawy do Sofii samolot linii LOT musiał awaryjnie lądować na Lotnisku Chopina. - Lądowanie odbyło się w asyście służb. Maszyna wylądowała bezpiecznie - poinformował rzecznik prasowy Polskich Linii Lotniczych LOT Krzysztof Moczulski.

Wielki słup dymu nad Katowicami. Trwa dogaszanie Wiadomości
Wielki słup dymu nad Katowicami. Trwa dogaszanie

W sobotnie popołudnie, 26 lipca, w Katowicach doszło do pożaru w rejonie ul. Sądowej i Raciborskiej. Paliły się podkłady kolejowe składowane w pobliżu torowiska, w bezpośrednim sąsiedztwie budowy przy dworcu głównym PKP.

Niebezpieczny incydent w Krakowie. Kilkanaście osób poszkodowanych Wiadomości
Niebezpieczny incydent w Krakowie. Kilkanaście osób poszkodowanych

W piątkowy wieczór doszło do niebezpiecznego incydentu na przystanku tramwajowym przy ul. Bronowickiej w Krakowie. Z okna przejeżdżającego tramwaju ktoś rozpylił gaz pieprzowy w stronę grupy osób czekających na peronie. Jak informują poszkodowani, sytuacja miała miejsce około godziny 19:30.

Komunikat dla mieszkańców Rzeszowa z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Rzeszowa

Prawie 250 tys. zł kosztować będzie dokumentacja projektowa nowego domu kultury, który powstanie w Rzeszowie na osiedlu Krakowska Południe przy ul. Stojałowskiego. Dokumentacja gotowa ma być w ciągu 10 miesięcy.

Czerwona flaga na Pomorzu i w Zachodniopomorskiem. GIS zakazuje kąpieli Wiadomości
Czerwona flaga na Pomorzu i w Zachodniopomorskiem. GIS zakazuje kąpieli

Czerwone flagi zakazujące wejścia do wody wiszą w sobotę w dwunastu kąpieliskach w województwach pomorskim i zachodniopomorskim. Powodem jest zakwit sinic.

REKLAMA

Stefan Niesiołowski - przeobrażenie polityczne

Gdy pachnący naftaliną profesor N. obudził się pewnego ranka po niespokojnych snach, stwierdził, że w łóżku zmienił się w postępowego liberała.
Stefan Niesiołowski Stefan Niesiołowski - przeobrażenie polityczne
Stefan Niesiołowski / Wikipedia CC BY-SA 2.0 / Platforma Obywatelska RP

Jego myśli, jeszcze wczoraj pobożne i pełne niepokoju o upadek dobrych obyczajów, dziś same układają się w jadowite filipiki przeciwko klechom na usługach znienawidzonego dyktatorka.

– Co się ze mną stało? – pomyślał, gdy jego wzrok padł na piętrzące się w kącie broszurki parafialne i zdobiący ścianę reprint deklaracji ideowej ZChN-u. Przetarł oczy… nie, to były tylko resztki snu. Teraz na ścianie wisiała tęczowa flaga, a na podłodze zalegała sterta tomiszczy bestsellera o skandalach seksualnych Watykanu. Przerażony zerwał się z łóżka i pobiegł do swojej biblioteczki. Niestety, zabytkowe dwadzieścia dwie księgi „Przeciw poganom” św. Augustyna zniknęły, a ich miejsce bezczelnie zajęły pamflety oświeceniowych encyklopedystów i dzieła zebrane Markiza de Sade.

Próbował zrozumieć, co się stało, ale nieustępliwy głód mącił mu umysł. Tak, poranny posiłek zawsze był podstawą jego dnia. W tym całym chaosie powinien chwycić się jakiejś namiastki przewidywalności, choćby i było nią codzienne śniadanie. Ledwie jednak otworzył drzwi lodówki, a znów spotkała go dziwna niespodzianka. Pasztety z gęsiny, balerony i wczorajsze jaja na twardo rozpłynęły się w powietrzu, a wszystkie półki zawalone były fasolką przyrządzoną na każdy możliwy sposób: po angielsku, bretońsku, meksykańsku i w wariantach tak egzotycznych, że ich nazwy pozostawały tajemnicą. Przez chwilę miotał się z myślą, że może ten magazyn prepersa to tylko kolejna część jakiejś złożonej halucynacji. Drżącą ręką sięgnął po kęs, lecz jego kubki smakowe natychmiast potwierdziły najgorsze obawy – to była fasola, prawdziwa, pełna, wegańska.

"Koszmar" Stefan Niesiołowskiego 

Próbował zajeść dziejący się koszmar, lecz nie dane mu było nawet to jedno wytchnienie, bo z jego własnej łazienki dobiegł szum prysznica.
– Chodź tu do mnie, mój ty etymologu – zabrzmiał głos kobiety niby zalotny, a jednak prostacki i gminny. Profesor osunął się na krzesło, oniemiały. – Może namydliłbyś damę? – nalegała nieznajoma, którą od damy dzieliło zapewne więcej, niż mogła sobie wyobrazić.

– Teraz nie mogę! Felieton sam się nie napisze! – próbował grać na czas profesor, upokorzony, że posuwa się do tak marnej wymówki. 

Zdawało mu się, że w swym życiu widział już wszystko, ale ta sytuacja zaskoczyła nawet jego – w ciągu jednej nocy z szanowanego akademika o nienagannych manierach zmienił się w cedzącego przez zęby profana, a jego mieszkanie ze skromnego purytańskiego przybytku w gniazdo rozpusty, wyścielone wywrotową literaturą. Musiał jednak ciągnąć tę komedię, by nie zostać nakryty na kłamstwie przez latawicę, która w tajemniczy sposób zmaterializowała się w jego łazience. Włożył więc czysty arkusz papieru do swojej wysłużonej maszyny. Ledwie wystukał kilka pierwszych słów, a już bruzdy na jego czole pogłębiły się, układając się w wielką grecką literę omega. Był absolutnie pewien, że napisał: „W trosce o duchowe dziedzictwo kardynała Wyszyńskiego i Ojca Świętego…”, a na zaciągniętym papierze widniało: „Pan Dziwisz, ta wstrętna kanalia pisowska, ta czarna zaraza, która pluje, obraża i kłamie…”.

Nie! Nie to napisał! I wtedy w drzwiach łazienki ukazała się jego nocna przygoda. Widząc, że jej profesor siedzi zgięty w kabłąk nad maszyną, próbowała rozmasować mu plecy, tłumacząc, że masaż dostaje gratis. Ten jednak chwycił ją za ręce, zaciągnął na klatkę schodową, a za nią rzucił jej jaskrawe fatałaszki. Trzasnął drzwiami, nie słuchając pytań i złorzeczeń. Musiał się wreszcie dowiedzieć, co się wydarzyło. Śledztwo musiało zostać wszczęte natychmiast, nawet o pustym żołądku!

Do domu wrócił osowiały, gdy słońce zachodziło, litościwie kończąc najdziwniejszy dzień w jego życiu. Znał już prawdę – i nie napawała ona nadzieją. W centrali dowiedział się, że dotychczasowa linia partyjna została zarzucona. Zostawiają centroprawicowy elektorat i ruszają na nowe łowiska. Koniec z klękaniem przed biskupami! Pora pomyśleć o związkach partnerskich, in vitro, aborcji i nowoczesnym laickim społeczeństwie! Profesora przeproszono za niedogodności związane z nadchodzącymi zmianami. Rozumieją, że starych drzew się nie przesadza, że niełatwo będzie mu się dostosować, więc zdecydowali się na terapię szokową – ale jeśli chce zachować stanowisko, to musi się podporządkować. 

Profesor N. sięgnął po jakąś zamorską odmianę fasoli. Żując mechanicznie, pomyślał, że odwrotu już nie ma. Jak jednak porzucić wszystko, w co do tej pory wierzył? Co powiedzieliby mamusia i tatuś? A dawni przyjaciele? Jak spojrzy sobie w oczy, goląc się rano przed lustrem? Westchnął ciężko, ale wiedział, co musi zrobić, by ustrzec się przed wewnętrznym rozpadem. Musi zacisnąć zęby i prześcignąć w radykalizmie swoich pryncypałów! Jeśli wpadnie w szał wojownika, wszystko będzie niemal jak dawniej – tylko wrogowie się zmienią! Zarazki, lizusy, obłudnicy… SZKODNIKI! One nie odeszły, jedynie zmieniły pancerze z czerwonoróżowych na czarne, ale co do istoty są jednak tym samym! 

Spojrzał na rozpoczęte rankiem zdanie o „panu Dziwiszu” i poczuł zew krwi. Tak jak niegdyś rozprawiał się ze zboczeńcami, ateuszami, ubekami, pornogrubasami, postkomuchami – tymi wrogami wolnej Polski – tak od dziś będzie rozprawiał się z faryzeuszami, smoleńskimi heretykami, nacjonalistami, rasistami… Nawet nie zauważył momentu, w którym jego palce już pruły całymi seriami oskarżeń na klawiaturze maszyny, która jak nikt inny rozumiała jego temperament. 

"Ogień walki wypalił niewygodne wspomnienia"

Od tamtego dnia minęło wiele czasu. Otoczenie profesora obserwowało go ze zdziwieniem – jedni z podziwem, inni z zażenowaniem. Niektórzy twierdzili, że to kwestia wieku, inni uważali, że chwilowa „faza”. Mówiono, że zmienił się z apologety w apostatę, z ajatollaha w Robespierre’a, z krzyżowca w rewolucjonistę. Wszyscy się mylili. Profesor wcale się nie przeobraził. Nadal prowadził dezynsekcję życia publicznego, wciąż niszczył szkodniki, które tylko zmieniły pancerze. 

Z czasem zapomniał, jak to wszystko się zaczęło. Zapomniał o partyjnym prikazie, nowej linii, oznajmionej mu mądrości etapu… Ogień walki wypalił wszystkie niewygodne wspomnienia do tego stopnia, że był gotów wywlec za łachmany przed oblicze sądu każdego pismaka, który śmiałby podważać jego szczerość i gorliwość. Zresztą – czyż nie zawsze był postępowy? Przecież nawet w partiach chrześcijańskich wzmacniał frakcje liberalne... Ale skąd ci ignoranci i te nieuki mogli o tym wiedzieć? I tak powrócił do żywiołu, którego nigdy nie opuścił. 

Walczył jeszcze długie lata, aż przyszła starcza niedołężność, a na domiar złego ktoś powyciągał z jego szafy stare lafiryndy, wszystkie oczywiście zmyślone przez medialne szczujnie. Wiedział, że godniej jest w tak dojrzałym wieku skryć się w czterech ścianach, a świątynię demokracji pozostawić młodym. „To przecież nie geriatryk; niech teraz walczą inni, a mi czas już udać się do Walhalli” – pomyślał. I tak, z wielkim niedosytem, spędzał dnie, nie wiedząc, co ze sobą począć. Kto raz spróbował narkotyku władzy, już zawsze będzie czuł jego głód. Próbował go zagłuszyć, ucinając sobie pogawędki z muchówkami, jętkami, chruścikami i skoczogonkami – ale to działało tylko na chwilę. Wciąż marzył o choćby jeszcze jednej... ostatniej bitwie.

Powrót Niesiołowskiego

Aż wreszcie, gdy myślał, że usycha, że jego koniec nadchodzi i ostatni rozdział jego sagi zostaje zamknięty, z centrali przybył posłaniec z zaproszeniem. Wyrecytował, że profesor N. proszony jest o dołączenie do pocztu męczenników poprzedniego reżimu. Potrzeba bowiem świadectw takich jak on, by ludzie nie zapomnieli, jak straszne były represje kaczyzmu wobec bohaterskich dysydentów... N. odchrząknął i na jednym wydechu wycedził dwadzieścia trzy wyzwiska. Wciąż był w formie, gotowy do wejścia na antenę.

– Odpowiedz Kierowi, że raz jeszcze jestem gotów cierpieć za sprawę – rzekł i zanucił słowa pieśni: „Tylko na wojnie człowiek jest szczęśliwy”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe