Przełomowy występ Stocha. Znaczący sukces przed MŚ

Sensacyjne podium w Sapporo
Obok Kobayashiego na podium stanęli Norwegowie Marius Lindvik i Johann Andre Forfang. Czwarty, jak w pierwszych zawodach na Okurayamie, był lider cyklu Austriak Daniel Tschofenig.
Po pierwszej serii, kiedy trójka Polaków plasowała się w połowie drugiej dziesiątki, można było mieć nadzieję na postęp względem sobotniego konkursu.
Zwłaszcza w wykonaniu Stocha, który skoczył 126,5 m i był 12. W finale jednak - mimo dłuższego najazdu - uzyskał cztery metry mniej i łączna nota 236,2 pkt wystarczyła do 16. pozycji. Tym samym 37-letniemu trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu, który wrócił do PŚ po kilku tygodniach nieobecności, nie udało się poprawić najwyższego miejsca w sezonie, którym pozostaje 14. z Ruki z początku grudnia.
Skoczek z Zębu o dwa punkty wyprzedził w niedzielę Wąska. Lider polskiej kadry uzyskał 122,5 i 124 m. W Sapporo skakał równo, ale bez błysku, który demonstrował we wcześniejszych startach.
Kot, który z Okurayamy ma dobre wspomnienia, gdyż w 2017 roku, odniósł tu jedno ze swoich dwóch pucharowych zwycięstw, w Sapporo wywalczył pierwsze w sezonie punkty. W niedzielę osiągnął 123,5 oraz 121 m i podobnie jak dzień wcześniej w drugiej próbie pogrzebał szanse na znacznie wyższe miejsce.
W finałowej "30" zabrakło Kacpra Juroszka, który po próbie na 104 m został sklasyfikowany na 47. pozycji.
Konkurs miał podobnych bohaterów co dzień wcześniej, choć do walki o najwyższe lokaty włączył się Forfang, który w sobotę był 14.
Kobayashi niekwestionowanym liderem
Po raz drugi po pełną pulę sięgnął Kobayashi. 28-latek Hachimantai był wiceliderem po 1. serii, a 34. zwycięstwo w karierze zapewnił sobie świetną finałową próbą na 137 m. Na królowej japońskich skoczni wygrał po czwarty; w tym roku powtórzył dublet z 2023.
Prowadzący na półmetku Lindvik wylądował sześć metrów bliżej i musiał się zadowolić drugą lokatę, choć znaczna przewaga to w nim kazała upatrywać faworyta przed decydującą próbą. W "trójce" zameldował się po raz 24., ale po rocznej przerwie. W sobotę był piąty. To jego najlepsze występy w sezonie, więc forma wyraźnie zwyżkuje.
Trzecie miejsce zajął Forfang, który "wskoczył" na podium z siódmej pozycji. Poza tymi, co go wyprzedzili, to on w drugiej serii miał najkorzystniejszy wiatr z czołówki, co pozwoliło mu dolecieć do 136. metra.
Tuż za podium tym razem cała koalicja rządzących w tym sezonie na skoczniach Austriaków. Dopiero po raz drugi zdarzyło się, że żaden z reprezentantów tego kraju nie zmieścił się wśród trzech najlepszych. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce tylko 25 stycznia na mamucim obiekcie w Oberstdorfie.
Czwarty, podobnie jak w pierwszych zawodach na Okurayamie, był Daniel Tschofenig, który jednak powiększył nad szóstym w niedzielę Janem Hoerlem przewagę w klasyfikacji generalnej cyklu do 183 punktów. Między nimi uplasował się Stefan Kraft, który w PŚ zajmuje trzecią lokatę, ale ze znaczną stratą, która sześć zawodów przed końcem zmagań praktycznie każe mu zapomnieć o czwartej w karierze, a drugiej z rzędu Kryształowej Kuli. Na pewno jednak po raz 15. w PŚ zwycięży Austriak.
W finale na gorsze warunki trafili m.in. Domen Prevc i Andreas Wellinger, którzy stracili szansę na wysokie pozycje. Słoweniec, który był najlepszy w kwalifikacjach i trzeci na półmetku, skończył ósmy, a Niemiec spadł z czwartego na dziewiąte miejsce. Do konkursu zakwalifikował się Noriaki Kasai. Słynny Japończyk, który w czerwcu skończy 53 lata, tym samym śrubuje rekord najstarszego uczestnika pucharowych zawodów. Zajął 45. lokatę. Zawody w Sapporo były ostatnimi przed najważniejszą imprezą sezonu, jaką będą rozpoczynające się 26 lutego w norweskim Trondheim mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym.