Karol Nawrocki wygrał pojedynek z Trzaskowskim. Ten wieczór wyborczy przeszedł do historii

Co musisz wiedzieć?
- W II turze wyborów prezydenckich zwyciężył Karol Nawrocki.
- Pierwsze wyniki exit poll wskazywały na wygraną Rafała Trzaskowskiego.
- Relacje Koalicji 13 grudnia z prezydentem-elektem Nawrockim będą trudne.
Stwierdzenie, że tego wieczoru nie zapomni żaden z dwóch biorących udział w drugiej turze wyborów prezydenckich kandydatów, to niesamowity banał. Takie zdanie pasuje przecież do każdego wyborczego finiszu. A jednak przebieg wydarzeń 1 czerwca 2025 roku był wyjątkowy, choć nie bezprecedensowy. Mało kto pamięta, że w 1995 roku Lech Wałęsa przez kilka godzin mógł poczuć się zwycięzcą, lecz swojej drugiej kadencji nie zdobył. Tym razem, po ogłoszeniu wyników exit poll, euforia zapanowała w sztabie Rafała Trzaskowskiego, lecz dwie godziny później było jasne, że radość ta była przedwczesna. Karol Nawrocki wygrał.
Te wybory rzeczywiście były najmniej sprawiedliwe w ciągu ostatnich 35 lat. Były to wybory nieuczciwe. Strumień propagandy i kłamstwa finansowany przez spółki Skarbu Państwa, instytucje państwa polskiego wykorzystywane do walki z kandydatem obywatelskim. Zabrana subwencja partii, która mnie popierała – PiS. I co? I nic! Jesteśmy i wygramy
– mówił Karol Nawrocki dwa tygodnie wcześniej, po ogłoszeniu pierwszych, sondażowych wyników pierwszej tury.
- Rząd rezygnuje z największego w Europie złoża węgla brunatnego. Wojciech Ilnicki: To duży błąd
- Komunikat dla mieszkańców Wrocławia
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- "Położymy to na stół". Hołownia stawia warunki Tuskowi
- Będzie kolejny pozew? Niemcy nie chcą polskiej inwestycji na Bałtyku
- Był symbolem Warszawy. Zostanie zburzony
- "Koalicja przegrywów". Mentzen uderza w rząd Tuska
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
Ustawiony mecz
Rzeczywiście trudno mówić tu o wyrównanym pojedynku. Po stronie Nawrockiego był entuzjazm jego wyborców i współpracowników, choć czy w pełni angażowali się na rzecz jego wygranej wszyscy działacze PiS, pozostanie pewnie kwestią dyskusyjną. Miał za sobą Solidarność, dwie zyskujące na coraz większym znaczeniu konserwatywne telewizje, kilka tygodników i solidny, oddolny ruch poparcia w mediach społecznościowych. Dzięki temu ostatniemu zdobył również środki na kampanię, których władza w olbrzymiej części próbowała go pozbawić. Rafała Trzaskowskiego bezceremonialnie i bezwstydnie popierały wielkie media publiczne i prywatne, stały za nim wielkie i często nierozliczane zgodnie z prawem wyborczym środki na kampanie „profrekwencyjne”, uderzające w jego kontrkandydatów, wielki biznes i takie też pieniądze. Służby i instytucje państwa miesiącami szukały haków i słabości jego głównego przeciwnika, by następnie – bez sprawdzenia i weryfikacji – dostarczać je usłużnym mediom. W kampanię najpierw włączyły się NIK i ABW, a następnie również NASK, która próbowała wbrew faktom nielegalne wsparcie dla Trzaskowskiego przedstawiać jako atak na jego kampanię. Ta instytucjonalno-akademicka sieć, powołana do ochrony naszej cyberprzestrzeni, okazała się ślepa, głucha i poporządkowana potrzebom sztabu jednego z kandydatów. Trudno się temu dziwić, skoro nadzorował ją jeden z członków tego ciała. Na pierwszą turę to wystarczyło. Na drugą już nie.
Tu już zaszła zmiana
W poprzednim numerze „TS”, który ukazał się po ogłoszeniu ostatecznych wyników, opublikowałem analizę wyników głosowania z 18 maja i ich możliwego przełożenia na dalsze losy polskiej polityki i rządu Donalda Tuska. Te bowiem można było nakreślić niezależnie od tego, kto zostanie ostatecznym zwycięzcą, ponieważ wiele danych było już jasnych i potwierdzonych. Kandydaci wywodzący się wprost z kręgów rządowych zdobyli mniej głosów od przedstawicieli opozycji konserwatywnej, a ci uzyskali łącznie poparcie powyżej 50%. Do tego doliczyć trzeba niezły wynik lewicowego krytyka Tuska – Adriana Zandberga. Wskazywało to, że dynamika jest oczywista, trend świadczy o odwróceniu się społeczeństwa od rządzących, a wynik wyborów jest odzwierciedleniem wcześniejszych badań, pokazujących zarówno złe nastroje społeczne i niskie oceny rządu, jak i nie najlepszych danych gospodarczych. Przed drugą turą Koalicja Obywatelska postanowiła mocniej zmobilizować własny elektorat, równocześnie obrzydzając pozostałym wyborcom postać Karola Nawrockiego, do czego jeszcze wrócimy. Aby jednak wzmocnić morale swoich sympatyków, do walki włączył się Donald Tusk, który wręcz przysłonił kandydata w ostatnich dniach kampanii. To ułatwiło zrealizowanie kluczowego dla wygranej Nawrockiego założenia, by wybory uczynić plebiscytem „za” i „przeciw” rządowi Tuska, którego Trzaskowski w Pałacu Prezydenckim miał być już tylko dopełnieniem.
Liberalnie, a jednak socjalnie
Druga tura rozegrała się wokół kilku osi sporu naraz, przy czym postać Donalda Tuska była kluczowa dla wszystkich z nich. Pierwsza to wspomniana już sprawa oceny rządu, omówiona wcześniej. Po prawie półtora roku drożejącego chleba i pozorowanych igrzysk większość nie kwapiła się do wzmacniania obozu władzy, a zapewnienia o samodzielności politycznej Trzaskowskiego brzmiały fałszywie i zupełnie niewiarygodnie, nawet bez nazywania go za każdym razem „wiceprzewodniczącym” (w domyśle – Platformy Obywatelskiej) przez rywala. Wejście do gry kół prawicy spoza kręgu PiS wzmocniło wymiar tożsamościowy i suwerennościowy wyboru, przed którym stanęła Polska, a Nawrocki był tu wolny od kwestii ciągnących się za popierającą go partią. Jako szef IPN nie miał przecież nic wspólnego z polityką Mateusza Morawieckiego wobec Unii, tak chętnie krytykowaną przez Konfederację. Z kolei Rafał Trzaskowski jawił się jako idealny kandydat międzynarodowych elit, który bez szemrania autoryzować będzie nad Wisłą każdą, również bardzo dla obywateli bolesną, agendę wdrażaną w życie przez UE i rząd. Ta świadomość musiała wpłynąć na bardzo mocne, szacowane na ponad 90% poparcie wyborców Grzegorza Brauna z pierwszej tury. Z kolei dla 80% elektoratu Sławomira Mentzena kluczowe było zapewne również podpisanie się Karola Nawrockiego pod kilkoma wskazanymi przez niego punktami programu, nie stojącymi przecież w sprzeczności z tym, co sam Nawrocki zapowiadał. Tu mała dygresja – w części wyborców o bardziej prospołecznych poglądach mogło to budzić niepokój, sądzę jednak, że bliskie relacje nowego prezydenta z Solidarnością pozwolą wypracować tu model działania, łączący dobre podejście i do pracowników, i do pracodawców. Nie przypadkiem podczas ostatniego przedwyborczego marszu w Warszawie kandydat PiS podkreślał swoje przywiązanie do socjalnego dziedzictwa poprzednich dwóch rządów.
Wspólnota życiorysów, wspólnota aspiracji
Co ciekawe, choć obawiano się tej liberalnej dominanty w kampanii wyborczej, nie stanęła ona na przeszkodzie, by na finiszu mocno zaznaczyły się w niej kwestie społeczne. W kontrze do wizerunku wyjętego z reklamy lepszego świata „bananowego” Rafała Trzaskowskiego stał przecież chłopak z robotniczego osiedla, który do wszystkiego w życiu dojść musiał sam, i niczym J.D. Vance, amerykański wiceprezydent, z którym bywa czasem porównywany – doszedł. Gdy okazało się, że dla wielu przedstawicieli „elity” kompromitująca Nawrockiego miałaby być nie przyklejana mu gęba człowieka z półświatka, ale sam fakt „niewłaściwego” pochodzenia i imanie się różnych zajęć w celu poprawy losu, wielu komentatorów zobaczyło w opowieści Nawrockiego swoją własną lub podobną historię. W prawicowych mediach tradycyjnych i społecznościowych pojawiły się liczne opowieści innych, którym też w logice III RP raczej nie powinno się udać – i którym udało się bardziej pomimo, niż dzięki niej, jak Maciejowi Kożuszkowi, Rafałowi Otoce-Frąckiewiczowi czy Wojciechowi Musze. Obrona Pałacu przed Nawrockim okazała się kolejną odsłoną doświadczonej przez wielu obrony posad, miejsc na wydziałach uczelni, całego prestiżu, który wykształciła w sobie Polska jako postkomunistyczne, w niektórych swoich wymiarach kastowe społeczeństwo.
To jest trochę niesamowite, jak wielu z nas miało podobne doświadczenie. Jakby całe pokolenie dzisiejszych 40-latków zbudowano w podobny sposób
– komentował na portalu X Artur Ceyrowski.
Cała ta szarża elit przeciw Nawrockiemu nadała starciu mocniejszego, klasowego charakteru, co również okazało się dobrym scenariuszem dla kandydata prawicy.
Powrót do tego, co było
Co może jednak wydać się zaskakujące, również dzięki tej osi podziału przy Karolu Nawrockim znalazła się duża część młodzieży, również tej, dla której historie Kożuszka czy Muchy są już dość zamierzchłą historią. Stało się tak dlatego, że beneficjenci III RP chcą co najwyżej kontynuacji, a ci, dla których była to bardziej macocha niż matka, są dużo bardziej nastawieni na aspiracje. Syte, wielkomiejskie elity spod sztandarów Tuska czy Trzaskowskiego nie potrzebują modernizacji, wielkich inwestycji czy rozwoju komunikacji innej niż między stolicami państw lub kilkoma regionami. Młodsi patrzą na to zupełnie inaczej, chcąc i oczekując od państwa szans, których ich trochę starsi koledzy z wielu powodów nie dostawali. I – inaczej niż tamtym – po drodze już im to przecież obiecano. Jedni pamiętają więc własną historię, drudzy, świadomie lub podświadomie, nie chcą jej powtórzyć, co skłania ich ku Nawrockiemu, który w drugiej turze zdobył kredyt zaufania wielu młodych ludzi, w tym kilku naprawdę znanych influencerów (tu Trzaskowskiemu zaszkodził też Tusk, powołując się na skompromitowanego w tym środowisku Jacka Murańskiego). I to również – podobnie jak oba wskazane wcześniej czynniki – przełożyło się na pospolite ruszenie, dzięki któremu pomimo wszystkich nieczystych posunięć Karol Nawrocki nie dał się zepchnąć poniżej 50% poparcia. Dodajmy do tego obrazu jeszcze jeden element – ujawnione tuż przed wyborami tajne rządowe strategie zakładające, że Polska wrócić ma do dyfuzyjno-polaryzacyjnego modelu rozwoju, czyli systemu, w którym państwo wspiera jedynie kilka większych ośrodków, godząc się na drenaż i zamieranie całej prowincji. Polacy chyba podświadomie zobaczyli już ten kierunek, co widać na mapie wyborczych wyników. Na poziomie województw wciąż mamy jeszcze podział wschodu i zachodu, z echami dawnych granic rozbiorowych. Gdy jednak spojrzeć na wyniki w powiatach czy gminach, to pęknięcie z pierwszej mapy okazuje się kłamstwem. Tak naprawdę Polska jest morzem terenów niebieskich (przewaga Nawrockiego) z pomarańczowymi wysepkami większych miast, gdzie przewagę miał Trzaskowski. Przeciwko Platformie coraz mocniej głosuje więc część Polski, którą partia ta chciała i ponownie chce zepchnąć na margines, zmienić w dziczejący, wyludniający się skansen, z którego życie wyssie najbliższa metropolia albo zagranica. Tak jak działo się to przed 2015 rokiem.
Sprzeczne sygnały
Choć na razie nie wydaje się, by przedstawiciele władzy chcieli zakwestionować wynik wyborów, jest oczywiste, że relacje Koalicji 13 grudnia z prezydentem będą trudne. Rafał Trzaskowski na sam koniec swej prezydenckiej przygody zachował się z pewną klasą i napisał – trzeba mu to oddać – zupełnie normalne gratulacje, jednak karty rozdawać będzie raczej ktoś inny (chyba że potwierdzą się plotki, że teraz zostanie on wrobiony w premierostwo). Jego sympatykom klasy tej zabrakło, gdy w wyjątkowo podły sposób atakowali w sieci siedmioletnią córkę Nawrockiego lub poddawali szykanom lub ostracyzmowi jego sympatyków w miejscach pracy. Wypowiedzi marszałka Szymona Hołowni są sprzeczne, jednak gdy pisze o tym, że to on będzie musiał (jak dodaje – „nie daj Boże”) prezydenta zastąpić, pobrzmiewa w tym jakaś groźba lub przynajmniej mało sympatyczna nuta. Premier Tusk natomiast kontynuuje starą linię i zapowiada ignorowanie prezydenta i działanie za pomocą urzędniczych sztuczek tak, by pozbawić głowę państwa wpływu na te sprawy, w których hamowałby on apetyty Koalicji Obywatelskiej. Pierwsze dni po wyborach przyniosły sprzeczne sygnały w postaci krytycznych wobec Tuska wypowiedzi kilku ludowców, zapowiedzi zaostrzenia represji wobec opozycji (tu nawet data aresztowania kontrowersyjnych dla wielu Kamratów nie wydaje się przypadkowa) i szczątkowych prób autorefleksji. Być może czytający ten tekst będą już w innej sytuacji politycznej niż piszący. Zagadką pozostaje też, czy ciąg dalszy będzie miał raport OBWE druzgocący dla Platformy i NASK. Czy da się tę sprawę przemilczeć tak, jak próbowano zrobić to przed wyborami? To jedno z bardzo wielu nurtujących Polaków pytań. Pewne jest natomiast jedno – Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie. Nie dajmy odebrać sobie radości z tego powodu, nawet jeśli bardzo wielu szuka teraz swojej małej zemsty za trawiące ich wielkie frustracje i potężne kompleksy.