[Nasz reportaż] Rozkapryszona niemiecka młodzież odkrywa Amerykę Południową

Młodzi Niemcy, którzy po maturze decydują się na wolontarystyczny rok socjalny w krajach Trzeciego Świata, powracają często rozczarowani. Jak zauważają, nie zawsze bywa tam „kolorowo”. Okazuje się, że niemiecka młodzież została uśpiona złudną pewnością siebie.
Brazylijskie fawele [Nasz reportaż] Rozkapryszona niemiecka młodzież odkrywa Amerykę Południową
Brazylijskie fawele / Pixabay.com

Kiedy w 2022 r. Anke Weber zdała maturę, postanowiła opuścić kraj. – Chciałam koniecznie wyjechać na dłużej. W Berlinie spędziłam prawie całe dzieciństwo i tylko raz udało mi się wyrwać z koleżankami do Hiszpanii – wspomina. Anke była spragniona przygody i ciekawa świata, a jednocześnie – jak sama podkreśla – chciała „uczynić go lepszym”. Dziś, niespełna pół roku po powrocie z Ameryki Południowej, jest bardzo rozczarowana. – Czasami było naprawdę okropnie – wyznaje. Przez rok Anke była wolontariuszką w miejscowości San Marcos Sierras, w samym sercu argentyńskiej prowincji Córdoba. 

Praca w ubogim domu dziecka okazała się jednak dla 21-letniej Niemki zbyt wymagająca. – Cieszę się, że już po wszystkim – podkreśla. Zdaniem studentki, szokujące były nie tyle warunki w ośrodku Sierra Dorada, ile zachowanie argentyńskiego kierownika. Weber utrzymuje, że była przez niego systematycznie wykorzystywana, w trudniejszych sytuacjach zaś wystawiana do wiatru. Wysuwa również zarzuty pod adresem koordynatora, niemieckiego biura działającej w kilkudziesięciu krajach organizacji ProjectsAbroad, które – jak twierdzi – nie dbało o wolontariuszy.

Czytaj również: Wjechał w tłum ludzi w Szczecinie. Nowe informacje o kierowcy

Rolnicy z blokady na S8: Nie ufamy Donaldowi Tuskowi

 

Zaangażowana młodzież

A miało być tak pięknie: zaangażowana, otwarta na świat niemiecka młodzież wspiera dotknięte biedą dzieci w krajach Trzeciego Świata. Z drugiej strony jesteśmy świadkami postępującej trywializacji tej idei. Coraz więcej niemieckich instytucji wysyłających wolontariuszy przedstawia to jako „wakacje z przygodą”. Do rozwijającego się biznesu ochoczo włączyły się biura podróży, które – w odróżnieniu od organizacji charytatywnych – otwarcie i bez skrupułów odbierają wolontariatowi jego szlachetny sens.

Dowodem są wyniki badań instytucji Arbeitskreis Lernen und Helfen in Übersee (Uczyć i Pomagać za Oceanem). Z jej analiz wynika, że corocznie do niemieckich organizacji humanitarnych wpływa ok. 80 tys. wniosków młodych ludzi starających się o „wolontariat z przygodą” w krajach Trzeciego Świata, który z braku poręczniejszego miana Niemcy nazywają „freiwilliges soziales Jahr” (dobrowolny rok socjalny). Z tej ogromnej liczby kandydatów na wymarzony wyjazd może liczyć zaledwie 10% chętnych. Co roku ok. 9 tys. niemieckich wolontariuszy opuszcza na kilka miesięcy kraj, decydując się najczęściej na Afrykę lub Amerykę Południową. W prospektach takich organizacji jak ProjectsAbroad można przeczytać, że w krajach docelowych kandydaci muszą podjąć zadania z zakresu pomocy społecznej w szkołach podstawowych, sierocińcach, szpitalach czy domach starców.

Niemiecka branża turystyczna skwapliwie podchwyciła te nastroje i od kilku lat organizuje podobne wyjazdy, tyle że krótsze (do kilku tygodni) i – co istotniejsze – z elementem globtroterskim. Biura podróży już zawczasu wysyłają przedstawicieli do szkół, żeby zapoznać maturzystów z ofertą. I tak wśród neologizmów pojawił się dający do myślenia wyraz „Volontourismus”: złożony ze słów Volontär (wolontariusz) i Tourismus (turystyka). Charytatywny piknik plus rekreacja? Pod słońcem Ameryki Południowej? Kto by pogardził! 

 

Dojrzewanie i bunt

Przypadek Anke Weber z Berlina dowodzi jednak, że w tej beczce miodu znalazło się co najmniej kilka łyżek dziegciu. Według ustaleń Brot für die Welt, bodaj najbardziej prestiżowej instytucji pomocy dla krajów Trzeciego Świata w Niemczech, niektóre organizacje humanitarne lekceważą pewne zasady w doborze wolontariuszy. – Każdy kandydat powinien dołączyć do aplikacji policyjne poświadczenie niekaralności, ale 60% ankietowanych organizatorów uważa, że to niepotrzebne – dziwi się Renate Vacker, rzeczniczka berlińskiej placówki BfdW. Jej zdumienie budzi także fakt, że tylko w trzech z 46 przypadków oczekiwano od przyszłych wolontariuszy, aby zjawili się osobiście na rozmowie kwalifikacyjnej. – Przecież to najważniejszy etap w procesie oceny i selekcji kandydatów – oburza się Renate Vacker.

Innego zdania jest Justus Pieck ze stowarzyszenia Experiment e.V. – Wolontariat to przede wszystkim świadoma praca na rzecz potrzebujących, której nie muszą wykonywać wyłącznie prymusi. Szczególnie ci rzekomo mniej wykwalifikowani wracają po paru miesiącach odmienieni. W okresie dojrzewania i buntu taki rok może się okazać niezwykle pożyteczny. Dlatego nie egzaminujemy naszych kandydatów zbyt rygorystycznie, u nas każdy ma równe szanse na wolontariat – zapewnia Pieck.

Zanim Anke Weber pojechała do Argentyny, długo zastanawiała się nad wyborem organizacji. – Słyszałam wcześniej, że nie każda fundacja jest wiarygodna i nie wszystkie oferty są poważne – mówi. Po rozmowach z rodziną dziewczyna wysłała podanie do jednej z bardziej polecanych instytucji humanitarnych. Wypełniła kwestionariusz i… już podczas pierwszej rozmowy telefonicznej dowiedziała się, że dostanie pracę w ośrodku Sierra Dorada. – Byłam bardzo szczęśliwa, ale teraz wiem, że podchodziłam do tego zbyt idealistycznie – wspomina. Wymarzona praca z dziećmi, w ciepłej Argentynie – to naprawdę piękne. Tylko jej ojciec Rudolf był sceptyczny. – Tata powtarzał, że wszystko potoczyło się zbyt szybko. Dziwił się, że nie chciano mnie poznać osobiście, ale zignorowałam jego obawy – przyznaje Anke.

Nieufności maturzystki nie wzbudziło nawet wezwanie do zapłacenia 2,5 tys. euro na rzecz fundacji. W wakacje podjęła pracę w restauracji, część pieniędzy pożyczyła od rodziców i już po paru tygodniach zebrała potrzebną sumę. Po szczęśliwym dotarciu do Córdoby najpierw usłyszała, że oprócz niej berlińska fundacja wysłała do tego samego domu dziecka jeszcze siedmiu wolontariuszy, chociaż sugerowano, że będzie tam sama. – Na pewno zrobiło nam się raźniej, ale po tej pierwszej informacji pozostało poczucie niepewności – przyznaje.

Po pewnym czasie Anke pogodziła się z sytuacją, ale podejrzenie, że podstawą filozofii niemieckiej fundacji była przede wszystkim grubość koperty, stawało się coraz wyraźniejsze. Z czasem dziewczyna nabrała też przekonania, że zarówno niemiecka organizacja, jak i jej argentyński partner zbudowali system nieformalnych powiązań, cementowany wzajemnie oddanymi „przysługami”. Kompletna ignorancja i lekceważenie codziennych trosk młodych ludzi w Sierra Dorada utwierdzało ją w przekonaniu, że coś jest nie tak i że jest wyzyskiwana.

 

Awantury i agresja

– Na początku były tam dwie kucharki i jedna sprzątaczka, ale po pierwszym tygodniu zniknęły, a kierownika i tak nigdy nie było. Mieliśmy tylko zajmować się dziećmi, jednak wkrótce kazano nam sprzątać i gotować – żali się Anke, tak jakby te dwie aktywności były czymś nadzwyczajnym. Jej dzień wyglądał następująco: wczesnym rankiem pomagała dzieciom przy myciu, w tym dziewczynkom, które padły ofiarą przemocy domowej i seksualnej. Następnie dzieci szły do szkoły, a Niemcy musieli posprzątać i odkurzyć. Ich zdaniem starsi Argentyńczycy często stawali się agresywni, a awantury były niemal na porządku dziennym. – Kilka tygodni przed odlotem do Berlina musiałam się jeszcze zaopiekować upośledzoną umysłowo 16-latką w ciąży. Dziewczyna skarżyła się na silne i uporczywe bóle brzucha, a ja byłam zestresowana, bo obawiałam się, że to już skurcze porodowe – wspomina Anke.

Kiedy zaś Niemcy zgłosili argentyńskiej dyrekcji, że zadania ich przerastają, kierownik domu dziecka oburzył się i stwierdził, że poprzednicy „nigdy się nie skarżyli i sumiennie wywiązywali z obowiązków”. Po powrocie do Berlina Anke wniosła zażalenie w tej sprawie. W oświadczeniu kierownictwo Sierry Dorady ponownie stwierdziło, że problemy w ośrodku zaistniały dopiero „po przybyciu grupy, w której była pani Weber”. Poza tym oficjalnym oświadczeniem jedyną odpowiedzią na wszelkie pytania było – zdaniem Weber – odpieranie zarzutów własnymi oskarżeniami. Dopełnieniem przykrego obrazu stała się reakcja milczącego dotąd niemieckiego organizatora. Bo nic nie budzi tak skutecznie z letargu jak pozew w skrzynce. Berlińska instytucja wystąpiła jednak z taką samą (choć bardziej stonowaną) odpowiedzią jak jej argentyński partner. – Nikogo nie zignorowaliśmy, po złożeniu skargi chcieliśmy jedynie poczekać na opinie kolejnych wolontariuszy w San Marcos Sierras, a te były pozytywne – utrzymuje rzeczniczka ProjectsAbroad.

 

Rozkapryszona młodzież

Anette Scheunpflug z Uniwersytetu Ottona Friedricha w Bambergu zajmuje się m.in. analizą wspomnianych projektów z udziałem niemieckiej młodzieży w krajach Trzeciego Świata. W swoich publikacjach profesor pedagogiki przywołuje dające do myślenia informacje: większość organizacji w RFN nie jest w stanie zweryfikować tego, co się dzieje z ich wolontariuszami na innych kontynentach. – Selekcja kandydatów jest przeprowadzana niedbale, a po wysłaniu ludzi do Ameryki Południowej lub Afryki kontakt z nimi szybko się urywa – zauważa. – Inicjatorom takich projektów przyświecają zacne cele, ale pamiętajmy, że tu nie chodzi w pierwszej kolejności o pomoc dla biednych. Za udzielenie wsparcia krajom rozwijającym się odpowiadają zupełnie inne instytucje. W wolontariatach główną rolę odgrywają młodzi Europejczycy, którzy z własnej woli mierzą się z obcą rzeczywistością. A niektóre organizacje nie potrafią tej odwagi docenić ani uhonorować – uważa Scheunpflug.

Czy niemieckie organizacje humanitarne rzeczywiście aż tak zaniedbują wolontariuszy? A może rozkapryszona młodzież przesadza? Być może jednym z widocznych objawów zderzenia z obcą rzeczywistością jest znana nam wszystkim niemiecka swoboda wyrażania rozczarowań? Istnieją bowiem też inne przykłady. 21-lenia Franziska Breher z Poczdamu poleciała do Senegalu, gdzie pierwotnie miała się zajmować ochroną wymierających żółwi. Na miejscu żółwi nie zastała, za to mogła pomóc przy odbudowie zniszczonej szkoły. Gdy zabrakło dla niej zajęcia, szef niemieckiej placówki poprosił, by wypełniła pozostały czas redagowaniem bloga o swoich przeżyciach w afrykańskiej wiosce, który cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Można więc inaczej. Ale trudno nie przypuszczać, że Franziska z Poczdamu to raczej wyjątek.
 


 

POLECANE
Niemieckie medium, w którym publikowano instrukcję stosowania wobec PiS metod policyjnych na liście niemieckich służb gorące
Niemieckie medium, w którym publikowano "instrukcję" stosowania wobec PiS "metod policyjnych" na liście niemieckich służb

Bawarski Urząd Ochrony Konstytucji opublikował analizę rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej nazywanej w dokumencie "DOPPELGÄNGER". Co ciekawe przewija się w niej nazwa medium, które publikowało artykuły Klausa Bachmanna, który wzywał do stosowania "metod policyjnych" wobec PiS i Andrzeja Dudy.

Czarna seria. Nie żyje następny żołnierz z ostatniej chwili
Czarna seria. Nie żyje następny żołnierz

Armię dotyka seria tragicznych wydarzeń. Tym razem o śmierci żołnierza poinformowała 18. Dywizja Zmechanizowana.

Adam Bodnar podziękował za przewrócenie państwa konstytucyjnego gorące
Adam Bodnar podziękował za "przewrócenie państwa konstytucyjnego"

Donald Tusk i Adam Bodnar odbyli wielogodzinne spotkanie z przedstawicielami ściśle wyselekcjonowanych i najbardziej upolitycznionych środowisk sędziowskich.

Niemieccy pracodawcy gorzej opłacają obcokrajowców tylko u nas
Niemieccy pracodawcy gorzej opłacają obcokrajowców

Niemiecki rząd przyznaje w publikacji Bundestagu, ze w Niemczech średnie miesięczne wynagrodzenie dla pracujących na pełen etat wynosi 3 945 euro dla Niemców i 3 034 euro dla obcokrajowców. Mediana wynagrodzeń obcokrajowców była zatem o 911 euro lub 23 procent niższa niż w przypadku Niemców.

Dramat nad jeziorem Ukiel w Olsztynie z ostatniej chwili
Dramat nad jeziorem Ukiel w Olsztynie

W sobotę na niestrzeżonej plaży nad jeziorem Ukiel w Olsztynie doszło do tragicznego wypadku. 36-letni mężczyzna stracił życie, próbując uratować swojego siedmioletniego syna, który wpadł do wody podczas zabawy na pontonie.

Nie żyje znany piłkarz z ostatniej chwili
Nie żyje znany piłkarz

Media obiegła informacja o śmierci byłego piłkarza reprezentacji Szkocji. Ron Yeats miał 86 lat.

Technicy działają. Potężna awaria na niemieckiej kolei z ostatniej chwili
"Technicy działają". Potężna awaria na niemieckiej kolei

W sobotę, 7 września doszło do poważnej awarii systemu łączności Deutsche Bahn, która sparaliżowała ruch kolejowy w środkowych Niemczech.

Nowa prognoza IMGW. Oto co nas czeka w najbliższych dniach z ostatniej chwili
Nowa prognoza IMGW. Oto co nas czeka w najbliższych dniach

Jak poinformował IMGW, Europa wschodnia, północna oraz częściowo centralna znajdują się w zasięgu słabnącego wyżu znad zachodniej Rosji, pozostała część kontynentu pod wpływem rozległego niżu z ośrodkiem nad Wielką Brytanią. Zachodnia i centralna Polska będzie w zasięgu zatoki niżu z ośrodkiem nad Wielką Brytanią, a wschodnie obszary kraju pozostaną na skraju wyżu z centrum nad zachodnią Rosją. Na przeważający obszar kraju z południa będzie napływać powietrze pochodzenia zwrotnikowego, jedynie wschód pozostanie w powietrzu polarnym, kontynentalnym.

Anna Lewandowska podzieliła się radosną wiadomością. W sieci lawina gratulacji z ostatniej chwili
Anna Lewandowska podzieliła się radosną wiadomością. W sieci lawina gratulacji

Anna Lewandowska podzieliła się w mediach społecznościowych radosną wiadomością.

Kiedy się Pan dowiedział? Niemcy budują swoje CPK. Jest interpelacja do Tuska z ostatniej chwili
"Kiedy się Pan dowiedział?" Niemcy budują swoje CPK. Jest interpelacja do Tuska

Lufthansa w niedawnym komunikacie prasowym informowała, że firma ma planach poczynić wielką wartą 600 milionów euro inwestycję. Chodzi o gruntowną modernizację hubu cargo na lotnisku we Frankfurcie. Wszystko miałoby odbyć się do 2030 roku. W związku z tymi ambitnymi planami poseł PiS Sebastian Łukaszewicz zwrócił się do Premiera Donalda Tuska z interpelacją w której zawarł 4 ważne pytania.

REKLAMA

[Nasz reportaż] Rozkapryszona niemiecka młodzież odkrywa Amerykę Południową

Młodzi Niemcy, którzy po maturze decydują się na wolontarystyczny rok socjalny w krajach Trzeciego Świata, powracają często rozczarowani. Jak zauważają, nie zawsze bywa tam „kolorowo”. Okazuje się, że niemiecka młodzież została uśpiona złudną pewnością siebie.
Brazylijskie fawele [Nasz reportaż] Rozkapryszona niemiecka młodzież odkrywa Amerykę Południową
Brazylijskie fawele / Pixabay.com

Kiedy w 2022 r. Anke Weber zdała maturę, postanowiła opuścić kraj. – Chciałam koniecznie wyjechać na dłużej. W Berlinie spędziłam prawie całe dzieciństwo i tylko raz udało mi się wyrwać z koleżankami do Hiszpanii – wspomina. Anke była spragniona przygody i ciekawa świata, a jednocześnie – jak sama podkreśla – chciała „uczynić go lepszym”. Dziś, niespełna pół roku po powrocie z Ameryki Południowej, jest bardzo rozczarowana. – Czasami było naprawdę okropnie – wyznaje. Przez rok Anke była wolontariuszką w miejscowości San Marcos Sierras, w samym sercu argentyńskiej prowincji Córdoba. 

Praca w ubogim domu dziecka okazała się jednak dla 21-letniej Niemki zbyt wymagająca. – Cieszę się, że już po wszystkim – podkreśla. Zdaniem studentki, szokujące były nie tyle warunki w ośrodku Sierra Dorada, ile zachowanie argentyńskiego kierownika. Weber utrzymuje, że była przez niego systematycznie wykorzystywana, w trudniejszych sytuacjach zaś wystawiana do wiatru. Wysuwa również zarzuty pod adresem koordynatora, niemieckiego biura działającej w kilkudziesięciu krajach organizacji ProjectsAbroad, które – jak twierdzi – nie dbało o wolontariuszy.

Czytaj również: Wjechał w tłum ludzi w Szczecinie. Nowe informacje o kierowcy

Rolnicy z blokady na S8: Nie ufamy Donaldowi Tuskowi

 

Zaangażowana młodzież

A miało być tak pięknie: zaangażowana, otwarta na świat niemiecka młodzież wspiera dotknięte biedą dzieci w krajach Trzeciego Świata. Z drugiej strony jesteśmy świadkami postępującej trywializacji tej idei. Coraz więcej niemieckich instytucji wysyłających wolontariuszy przedstawia to jako „wakacje z przygodą”. Do rozwijającego się biznesu ochoczo włączyły się biura podróży, które – w odróżnieniu od organizacji charytatywnych – otwarcie i bez skrupułów odbierają wolontariatowi jego szlachetny sens.

Dowodem są wyniki badań instytucji Arbeitskreis Lernen und Helfen in Übersee (Uczyć i Pomagać za Oceanem). Z jej analiz wynika, że corocznie do niemieckich organizacji humanitarnych wpływa ok. 80 tys. wniosków młodych ludzi starających się o „wolontariat z przygodą” w krajach Trzeciego Świata, który z braku poręczniejszego miana Niemcy nazywają „freiwilliges soziales Jahr” (dobrowolny rok socjalny). Z tej ogromnej liczby kandydatów na wymarzony wyjazd może liczyć zaledwie 10% chętnych. Co roku ok. 9 tys. niemieckich wolontariuszy opuszcza na kilka miesięcy kraj, decydując się najczęściej na Afrykę lub Amerykę Południową. W prospektach takich organizacji jak ProjectsAbroad można przeczytać, że w krajach docelowych kandydaci muszą podjąć zadania z zakresu pomocy społecznej w szkołach podstawowych, sierocińcach, szpitalach czy domach starców.

Niemiecka branża turystyczna skwapliwie podchwyciła te nastroje i od kilku lat organizuje podobne wyjazdy, tyle że krótsze (do kilku tygodni) i – co istotniejsze – z elementem globtroterskim. Biura podróży już zawczasu wysyłają przedstawicieli do szkół, żeby zapoznać maturzystów z ofertą. I tak wśród neologizmów pojawił się dający do myślenia wyraz „Volontourismus”: złożony ze słów Volontär (wolontariusz) i Tourismus (turystyka). Charytatywny piknik plus rekreacja? Pod słońcem Ameryki Południowej? Kto by pogardził! 

 

Dojrzewanie i bunt

Przypadek Anke Weber z Berlina dowodzi jednak, że w tej beczce miodu znalazło się co najmniej kilka łyżek dziegciu. Według ustaleń Brot für die Welt, bodaj najbardziej prestiżowej instytucji pomocy dla krajów Trzeciego Świata w Niemczech, niektóre organizacje humanitarne lekceważą pewne zasady w doborze wolontariuszy. – Każdy kandydat powinien dołączyć do aplikacji policyjne poświadczenie niekaralności, ale 60% ankietowanych organizatorów uważa, że to niepotrzebne – dziwi się Renate Vacker, rzeczniczka berlińskiej placówki BfdW. Jej zdumienie budzi także fakt, że tylko w trzech z 46 przypadków oczekiwano od przyszłych wolontariuszy, aby zjawili się osobiście na rozmowie kwalifikacyjnej. – Przecież to najważniejszy etap w procesie oceny i selekcji kandydatów – oburza się Renate Vacker.

Innego zdania jest Justus Pieck ze stowarzyszenia Experiment e.V. – Wolontariat to przede wszystkim świadoma praca na rzecz potrzebujących, której nie muszą wykonywać wyłącznie prymusi. Szczególnie ci rzekomo mniej wykwalifikowani wracają po paru miesiącach odmienieni. W okresie dojrzewania i buntu taki rok może się okazać niezwykle pożyteczny. Dlatego nie egzaminujemy naszych kandydatów zbyt rygorystycznie, u nas każdy ma równe szanse na wolontariat – zapewnia Pieck.

Zanim Anke Weber pojechała do Argentyny, długo zastanawiała się nad wyborem organizacji. – Słyszałam wcześniej, że nie każda fundacja jest wiarygodna i nie wszystkie oferty są poważne – mówi. Po rozmowach z rodziną dziewczyna wysłała podanie do jednej z bardziej polecanych instytucji humanitarnych. Wypełniła kwestionariusz i… już podczas pierwszej rozmowy telefonicznej dowiedziała się, że dostanie pracę w ośrodku Sierra Dorada. – Byłam bardzo szczęśliwa, ale teraz wiem, że podchodziłam do tego zbyt idealistycznie – wspomina. Wymarzona praca z dziećmi, w ciepłej Argentynie – to naprawdę piękne. Tylko jej ojciec Rudolf był sceptyczny. – Tata powtarzał, że wszystko potoczyło się zbyt szybko. Dziwił się, że nie chciano mnie poznać osobiście, ale zignorowałam jego obawy – przyznaje Anke.

Nieufności maturzystki nie wzbudziło nawet wezwanie do zapłacenia 2,5 tys. euro na rzecz fundacji. W wakacje podjęła pracę w restauracji, część pieniędzy pożyczyła od rodziców i już po paru tygodniach zebrała potrzebną sumę. Po szczęśliwym dotarciu do Córdoby najpierw usłyszała, że oprócz niej berlińska fundacja wysłała do tego samego domu dziecka jeszcze siedmiu wolontariuszy, chociaż sugerowano, że będzie tam sama. – Na pewno zrobiło nam się raźniej, ale po tej pierwszej informacji pozostało poczucie niepewności – przyznaje.

Po pewnym czasie Anke pogodziła się z sytuacją, ale podejrzenie, że podstawą filozofii niemieckiej fundacji była przede wszystkim grubość koperty, stawało się coraz wyraźniejsze. Z czasem dziewczyna nabrała też przekonania, że zarówno niemiecka organizacja, jak i jej argentyński partner zbudowali system nieformalnych powiązań, cementowany wzajemnie oddanymi „przysługami”. Kompletna ignorancja i lekceważenie codziennych trosk młodych ludzi w Sierra Dorada utwierdzało ją w przekonaniu, że coś jest nie tak i że jest wyzyskiwana.

 

Awantury i agresja

– Na początku były tam dwie kucharki i jedna sprzątaczka, ale po pierwszym tygodniu zniknęły, a kierownika i tak nigdy nie było. Mieliśmy tylko zajmować się dziećmi, jednak wkrótce kazano nam sprzątać i gotować – żali się Anke, tak jakby te dwie aktywności były czymś nadzwyczajnym. Jej dzień wyglądał następująco: wczesnym rankiem pomagała dzieciom przy myciu, w tym dziewczynkom, które padły ofiarą przemocy domowej i seksualnej. Następnie dzieci szły do szkoły, a Niemcy musieli posprzątać i odkurzyć. Ich zdaniem starsi Argentyńczycy często stawali się agresywni, a awantury były niemal na porządku dziennym. – Kilka tygodni przed odlotem do Berlina musiałam się jeszcze zaopiekować upośledzoną umysłowo 16-latką w ciąży. Dziewczyna skarżyła się na silne i uporczywe bóle brzucha, a ja byłam zestresowana, bo obawiałam się, że to już skurcze porodowe – wspomina Anke.

Kiedy zaś Niemcy zgłosili argentyńskiej dyrekcji, że zadania ich przerastają, kierownik domu dziecka oburzył się i stwierdził, że poprzednicy „nigdy się nie skarżyli i sumiennie wywiązywali z obowiązków”. Po powrocie do Berlina Anke wniosła zażalenie w tej sprawie. W oświadczeniu kierownictwo Sierry Dorady ponownie stwierdziło, że problemy w ośrodku zaistniały dopiero „po przybyciu grupy, w której była pani Weber”. Poza tym oficjalnym oświadczeniem jedyną odpowiedzią na wszelkie pytania było – zdaniem Weber – odpieranie zarzutów własnymi oskarżeniami. Dopełnieniem przykrego obrazu stała się reakcja milczącego dotąd niemieckiego organizatora. Bo nic nie budzi tak skutecznie z letargu jak pozew w skrzynce. Berlińska instytucja wystąpiła jednak z taką samą (choć bardziej stonowaną) odpowiedzią jak jej argentyński partner. – Nikogo nie zignorowaliśmy, po złożeniu skargi chcieliśmy jedynie poczekać na opinie kolejnych wolontariuszy w San Marcos Sierras, a te były pozytywne – utrzymuje rzeczniczka ProjectsAbroad.

 

Rozkapryszona młodzież

Anette Scheunpflug z Uniwersytetu Ottona Friedricha w Bambergu zajmuje się m.in. analizą wspomnianych projektów z udziałem niemieckiej młodzieży w krajach Trzeciego Świata. W swoich publikacjach profesor pedagogiki przywołuje dające do myślenia informacje: większość organizacji w RFN nie jest w stanie zweryfikować tego, co się dzieje z ich wolontariuszami na innych kontynentach. – Selekcja kandydatów jest przeprowadzana niedbale, a po wysłaniu ludzi do Ameryki Południowej lub Afryki kontakt z nimi szybko się urywa – zauważa. – Inicjatorom takich projektów przyświecają zacne cele, ale pamiętajmy, że tu nie chodzi w pierwszej kolejności o pomoc dla biednych. Za udzielenie wsparcia krajom rozwijającym się odpowiadają zupełnie inne instytucje. W wolontariatach główną rolę odgrywają młodzi Europejczycy, którzy z własnej woli mierzą się z obcą rzeczywistością. A niektóre organizacje nie potrafią tej odwagi docenić ani uhonorować – uważa Scheunpflug.

Czy niemieckie organizacje humanitarne rzeczywiście aż tak zaniedbują wolontariuszy? A może rozkapryszona młodzież przesadza? Być może jednym z widocznych objawów zderzenia z obcą rzeczywistością jest znana nam wszystkim niemiecka swoboda wyrażania rozczarowań? Istnieją bowiem też inne przykłady. 21-lenia Franziska Breher z Poczdamu poleciała do Senegalu, gdzie pierwotnie miała się zajmować ochroną wymierających żółwi. Na miejscu żółwi nie zastała, za to mogła pomóc przy odbudowie zniszczonej szkoły. Gdy zabrakło dla niej zajęcia, szef niemieckiej placówki poprosił, by wypełniła pozostały czas redagowaniem bloga o swoich przeżyciach w afrykańskiej wiosce, który cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Można więc inaczej. Ale trudno nie przypuszczać, że Franziska z Poczdamu to raczej wyjątek.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe