Niemieccy rolnicy wyszli na ulice niemieckich miast. Monika Przeworska [Instytut Gospodarki Rolnej]: Przyłączamy się do protestu

- Pomysły tej zielonej, lewackiej, bo nawet nie lewicowej, części UE prowadzą do wypychania rolnictwa z Europy. To wygląda tak, jakby w Europie miało się opłacać wszystko, ale nie rolnictwo, a Unia miałaby się stać nie miejscem produkcji produktów rolnych, a jedynie ich rynkiem zbytu. Na to nie ma zgody europejskich rolników - mówi Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej w rozmowie z Konradem Wernickim.
Monika Przeworska, Instytut Gospodarki Rolnej Niemieccy rolnicy wyszli na ulice niemieckich miast. Monika Przeworska [Instytut Gospodarki Rolnej]: Przyłączamy się do protestu
Monika Przeworska, Instytut Gospodarki Rolnej / fot. IGR/Freepik.com

Protesty rolników w Niemczech

Co się dzieje w Niemczech, skąd te wielkie protesty?

- To, co widzimy teraz, jest efektem tego, co się dzieje od dłuższego czasu w Niemczech. Chodzi o ogromną transformację energetyczną, a Niemcy stają się ofiarami własnej polityki klimatycznej. Przez działania prośrodowiskowe i proklimatyczne, które już wdrożyli i które zamierzają jeszcze wdrożyć, doprowadzili do ogromnych wzrostów cen energii, które mocno odbiły się na wielu zakładach, rolnikach. Podobnie jak w Polsce zwykli obywatele Niemiec mogli liczyć na dopłaty obniżające cen energii, więc bezpośrednio tego aż tak nie odczuli, ale obciążenia dla przedsiębiorców były ogromne. Kolejne zielone inwestycje mające sprawić, że energia w końcu będzie tańsza, wymagają pieniędzy, a tych w budżecie państwa brakuje. A jak wszyscy dobrze wiemy, rząd może pozyskać środki na dwa sposoby: z subwencji i kredytów bądź z portfeli obywateli. W przypadku Niemiec dzieje się tak już od jakiegoś czasu, a już europejską tradycją jest przenoszenie kosztów na rolników. W związku z problemami budżetowymi urząd kanclerski przygotował szereg przepisów, które uderzają w niemieckich rolników: ograniczenie finansowania, wycofanie się z dofinansowania paliwa rolniczego. Planuje się wprowadzić opłaty za przejazd ciągników. Do tej pory było tak, że ciągniki rolnicze miały zielone tablice rejestracyjne, dzięki czemu były zwolnione z dokonywania opłat za przejazd drogami. Teraz chce się od tego odejść.

Do tego dochodzą kolejne przepisy płynące z Brukseli, jak brak wsparcia wobec wzrostu wydatków na dobrostan zwierząt, inwestycji związanych ze stworzeniem systemu raportowania leków i środków weterynaryjnych czy brak rekompensat za konieczność odłogowania 4% ziemi rolnej.


W niemieckich mediach można wyczytać, że rolnicy protestują, bo skończyły się ich przywileje podatkowe. Przedstawiają ich jako roszczeniowych.

- Im media są bliżej rządu, tym śmielej mówią i piszą o rolnikach. Niektórzy nazywają ich nawet terrorystami, którzy zamierzają brać Niemców za zakładników. Prawda jest taka, że Niemcy są kolejnym krajem, w którym panuje bardzo nieuczciwy system traktowania rolników. Z jednej strony nakłada się na nich coraz więcej ograniczeń i wymagań, by ich gospodarki były zrównoważone, efektywne i bardziej „zielone”, a z drugiej ucina im się subwencje.

Rolnicy wyszli na ulice, ponieważ kurczy się opłacalność prowadzenia działalności rolniczej. Oni już się nawet pogodzili z tym, że te zielone zmiany nie są efektem decyzji jedynie rządu niemieckiego, ale całej Unii. Nakłada się na nich nowe obostrzenia, ucina wsparcie krajowe, a teraz muszą jeszcze konkurować z tańszymi produktami napływającymi z Ukrainy. To jest postulat, z którymi dołączyli polscy rolnicy do protestu. Słyszymy zapowiedzi, że Ukrainę wprowadzi się do struktur unijnych, więc za chwilę rolnicy będą mieli dużo większą konkurencję. To jest to pole niezgody, na które oni się nie godzą i to walka o ekonomiczną opłacalność gospodarstw.

To jest clou problemu. Czasem chyba zapominamy, że aby rolnictwo w kraju funkcjonowało, to ta praca musi się opłacać. A tej w każdym kraju Unii jest coraz mniej. To jest ta nić, która łączy europejskich rolników.

 

"Przyłączamy się do protestu"

Zboże czy inne produkty rolno-spożywcze z Ukrainy faktycznie są problemem również dla niemieckich rolników?

- Tak, dlatego my, jako Instytut Gospodarki Rolnej, postanowiliśmy się przyłączyć do tego protestu i pomóc im nagłośnić tę sprawę. To jest uderzenie w narrację, którą buduje Unia Europejska. Ta mówi, że problemy z importem produktów rolno-spożywczych z Ukrainy na teren wspólnoty mają tylko kraje frontowe, ale ten wpływ nie jest nie wiadomo jak wielki, a reszta Europy nie ma z tym problemu. Tutaj niemieccy rolnicy się z tym nie zgadzają. Od kiedy Polska zablokowała import zbóż z Ukrainy i teoretycznie je tylko tranzytuje, to ten towar finalnie trafia też do Niemiec. To pokazuje cały chory system. Plan był taki, że Unia miała być oknem na świat Ukrainy i miejscem, które pomoże wytransferować ich zboże dalej. Okazało się, że te produkty wpływają na nasz rynek wewnętrzny, zarabiają na tym pośrednicy i producenci, którymi są wielki koncerny funkcjonujące na Ukrainie, a taki zwykły rolnik europejski ma ogromny problem, by utrzymać swoją opłacalność. To staramy się podkreślać i na to zwracamy uwagę razem z Niemcami.


Z Europy Zachodniej dotąd nie było słychać takich głosów.

- Unia Europejska wybiera sobie informacje, które pokazuje i manipuluje nimi. Twierdzi, że w ramach wspólnoty nie ma problemu z cenami produktów rolnych w związku z importem ukraińskim. Rolnicy mówią natomiast, że jest im coraz trudniej konkurować. W tych samych punktach skupu dziś sprzedają swoje produkty po wiele niższych cenach niż kiedyś, właśnie z uwagi na konkurencję ze wschodu. Polska mówi od dawna, że to szerszy problem, nie tylko dla państw granicznych z Ukrainą. Ten problem powinien być załatwiony przez gremium, które do niego doprowadziło, czyli przez Unię Europejską.

Chcemy też pokazać, że rolnicy jako grupa, która często jest pomijana i traktowana lekceważąco, jest bardzo silną grupą społeczną, walczącą o prawo do produkcji w Europie. Pomysły tej zielonej, lewackiej, bo nawet nie lewicowej, części UE prowadzą do wypychania rolnictwa z Europy. To wygląda tak, jakby w Europie miało się opłacać wszystko, ale nie rolnictwo, a Unia miałaby się stać nie miejscem produkcji produktów rolnych, a jedynie ich rynkiem zbytu. Na to nie ma zgody europejskich rolników. My jako sztafeta różnych państw zorganizowanych w EUnitedAgri chcemy pokazać, że jak będzie trzeba, to zablokujemy całą Europę, jeśli w dalszym ciągu rolników w Europie nikt nie będzie słuchał.

Rolnicy mówią bardzo dużo o tym, że już teraz mamy niekorzystne przepisy i domagają się dyskusji oraz analiz tego, jak będzie wyglądać rolnicza rzeczywistość w Europie, jeśli Ukraina wstąpi do UE. Są plany, by ich rolnictwo dotować, a już teraz mają o wiele mniejsze koszty produkcji rolnej.

A nie będzie z czasem tak, że te koszty produkcji rolnej na Ukrainie pójdą w górę wraz z wprowadzaniem norm i regulacji unijnych na ich rynku?

- To jest złożona sprawa, bo oni nie mają potrzeby inwestowania dużych pieniędzy w swoją produkcję. Musimy tu zrobić pewne rozróżnienie. Na Ukrainie funkcjonują ogromne nieukraińskie agroholdingi zarządzające tysiącami hektarów ziemi. Prowadzą swój biznes w Europie, ale np. mogą stosować tańsze środki ochrony roślin i to w większej ilości, co przekłada się na zbiory. Do tego dochodzi jakość ziemi na Ukrainie, znacznie przewyższające tę w krajach UE.

Ale będąc już w Unii będą musieli używać tych droższych środków chemicznych.

- Tak, ale będą mieli też więcej praw i przywilejów. To, o czym mówimy, to potrzeba dyskusji i analizy tego tematu. Na to trzeba przygotować europejskich rolników, bo to sąsiedztwo zawsze będzie trudne. Musimy przygotować się na dwie opcje: Ukraina wchodzi do UE oraz na to, co mamy obecnie: że jest poza strukturami, ale działa na przywilejach. Cła są zniesione, tak samo, jak kontyngenty taryfowe, a produkty swobodnie wjeżdżają do państw granicznych. Nie mówimy tu tylko o zbożu, ale to też cukier, etanol, ziemniaki itp. To dalej wjeżdża do Europy.

Dlatego jednym z postulatów niemieckich rolników jest zatrzymanie napływu tanich produktów rolnych z Ukrainy, bo nie są w stanie wytrzymać takiej konkurencji.

To, że rolnicy chcą pokazać swoją siłę, jest nowym stopniem integracji rolników europejskich. Jako Instytut Gospodarki Rolnej jesteśmy już od dwóch lat w stałym kontakcie z organizacjami, które są nastawione na produkcję rolną w Europie. Chcemy bronić swoistego konserwatywnego podejścia do rolnictwa. Widzimy, że każdy z nas w Europie mniejsze czy większe protesty w swoich krajach organizował, ale blokowanie granic pokazuje nasz wspólny potencjał i powinno zmusić polityków do przemyśleń na temat rolnictwa.
Nie można ograniczać rolnictwa w Europie, a jednocześnie otwierać rynku na MERCOSUR (Wspólny Rynek Południa) czy Ukrainę.

 

Rolnictwo wypychane z Unii Europejskiej

Więc protesty tak naprawdę nie dotyczą jedynie rosnących kosztów rolnictwa w Niemczech, czy napływu zboża z Ukrainy, a szerzej o wypychaniu rolnictwa z Europy.

- Powoli wszyscy rolnicy w Europie dostrzegają, że w Unii wdraża się to, co zapoczątkowano w Holandii słowami byłego premiera Marka Rutte, który powiedział, że żywności nie musimy produkować w Holandii, a możemy ją sprowadzać z zagranicy. Teraz kiedy widzimy, jak kolejne obostrzenia są nakładane na europejskich rolników, to mam wrażenie, że jest wypychane z Europy. Tym bardziej że nie mówimy o obostrzeniach, które mają sprawić, że to rolnictwo będzie bardziej wydajne czy opłacalne, a mniej emisyjne. Do tego jest to sektor gospodarki na cenzurowanym we wszystkich tych państwach, gdzie do władzy doszli tzw. „Zieloni”. Od tego zaczęły się protesty w Holandii, gdzie lewicowy rząd zwalczał rolników.

Lewacka część polityków uważa, że rolnictwo powinno być fajne, nieśmierdzące i niepracujące. Żywność jakoś się znajdzie, nie wiadomo skąd, ale najlepiej bez rolników. Tak to nie działa. Żywność bierze się z ciężkiej pracy rolnika. Ważne jest to, by rolnik mógł pracować w Europie i z tego zarabiać. Jeśli polityka Unii będzie prowadzona tak agresywnie wobec rolników, to ci upadną, a my zostaniemy rozbrojeni w kolejnym sektorze. Energetycznie już jesteśmy rozbrojeni, bo widzimy, co się stało w Europie, gdy zabrakło taniego gazu, a teraz może przyjść kolej na rozbrojenie żywnościowe.

Na Ukrainie inwestycje w rolnictwo rosną, Rosja w żywność dosłownie się zbroi, w krajach Południa, w Ameryce Południowej żywności jest coraz więcej. Wszyscy produkują, nie patrzą na kwestie środowiskowo-klimatyczne, a Unia podchodzi do tego ideologicznie, zamiast pragmatycznie. Nie zabezpieczamy się, a rozbrajamy.

Co jest bardzo naiwne, bo w końcu rolnictwo jest elementem suwerenności.

- Chciałabym wierzyć, że tu chodzi o naiwność. Gdy przypomnimy sobie, jak wyglądała sprawa gazu w Europie, jakie inwestycje blokowano przy pomocy ekologów, to zastanawiam się, czy to nie jest polityka w służbie dla kogoś, a nie naiwność. Ekologia i hasła prośrodowiskowe często są wykorzystywane jako element gry o wpływy. Do zwykłych ludzi kieruje się wzniosłe hasła o konieczności ekologicznych zmian i każdy się z tym zgodzi, ale za każdą propozycją zmian muszą iść wyliczenia skutków. Nie może być tak, że my jako Europa się rozbroimy żywnościowo, będziemy ją tylko importować, a gdy pojawi się pierwszy lepszy kryzys, to nas przejmą. Bez żywności nie ma suwerenności.


 

POLECANE
Jest decyzja PO ws. kandydata na prezydenta z ostatniej chwili
Jest decyzja PO ws. kandydata na prezydenta

W Platformie Obywatelskiej rozstrzygnęły się prawybory ws. kandydata na prezydenta. Nazwisko zostało oficjalnie ogłoszone w sobotę podczas Rady Krajowej PO.

Były prezydent Rosji o doktrynie nuklearnej: Nie jesteśmy szaleni polityka
Były prezydent Rosji o doktrynie nuklearnej: Nie jesteśmy szaleni

Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew stwierdził niedawno, że jego kraj nie chciałby, aby na świecie rozpętała się wojna nuklearna.  

Prezes IPN na liście Kremla. Nie spodobała się im walka z komunizmem z ostatniej chwili
Prezes IPN na liście Kremla. Nie spodobała się im walka z komunizmem

Według portalu Mediazone, prezes IPN Karol Nawrocki ma znajdować się na liście rosyjskiego MSW. Rosyjscy śledczy mieli go wpisać do specjalnej bazy, w której znajdują się tysiące osób, będących przedmiotem postępowań karnych.

Rosjanie chcą pokoju z Ukrainą. Nowe wyniki badań z ostatniej chwili
Rosjanie chcą pokoju z Ukrainą. Nowe wyniki badań

Grupa Russian Field w dniach od 7 do 12 listopada przeprowadziła badanie na 1600 pełnoletnich Rosjanach w sprawie ewentualnego rozpoczęcia negocjacji pokojowych z Ukrainą. Większość z nich domaga się natychmiastowego porozumienia z Kijowem.

Szwajcaria zakazała eksportu sprzętu wojskowego do Polski z ostatniej chwili
Szwajcaria zakazała eksportu sprzętu wojskowego do Polski

Według informacji podanych przez agencję Associated Press, rząd Szwajcarii zakazał w piątek eksportu sprzętu wojskowego do Polski. Decyzja została podjęta po tym jak polskie władze miały przekazać Ukrainie ponad 600 tys. sztuk małokalibrowej amunicji.

Izraelski atak na Bejrut. Zginęło kilka osób z ostatniej chwili
Izraelski atak na Bejrut. Zginęło kilka osób

Co najmniej cztery osoby zginęły, a 23 zostały ranne w izraelskim ataku na dzielnicę Basta w Bejrucie - podało w sobotę ministerstwo zdrowia Libanu, cytowane przez agencję Reutera.

Tadeusz Płużański: Terytorialsi służą Polsce, jak „Mścisław” tylko u nas
Tadeusz Płużański: Terytorialsi służą Polsce, jak „Mścisław”

23 listopada 1897 r. we wsi Małachowice-Gustawów w powiecie włoszczowskim guberni kieleckiej urodził się Władysław Liniarski, późniejszy pułkownik Wojska Polskiego, ps. „Mścisław”. We współczesnej Polsce został patronem Podlaskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

Było trudno funkcjonować. Znany restaurator przeszedł zabieg z ostatniej chwili
"Było trudno funkcjonować". Znany restaurator przeszedł zabieg

Michel Moran, uwielbiany przez widzów juror programu "MasterChef" oraz mistrz kuchni, podzielił się ostatnio osobistym doświadczeniem. Na swoim Instagramie opublikował zdjęcia, ujawniając, że przeszedł zabieg refrakcyjnej wymiany soczewki. Dla restauratora, który spędza długie godziny w kuchni, była to istotna decyzja, związana z poprawą komfortu życia.

Może uderzyć w całej Europie. Putin zapowiedział testy nowej broni z ostatniej chwili
"Może uderzyć w całej Europie". Putin zapowiedział testy nowej broni

Rosja będzie nadal testować nową rakietę Oriesznik, którą w czwartek zaatakowała Ukrainę, i rozpocznie jej seryjną produkcję - zapowiedział w piątek Władimir Putin. Zaznaczył, że pocisk będzie testowany również w warunkach bojowych.

Straszę wyglądem. Joanna Senyszyn opublikowała niepokojące zdjęcie z ostatniej chwili
"Straszę wyglądem". Joanna Senyszyn opublikowała niepokojące zdjęcie

Była polityk SLD Joanna Senyszyn zaniepokoiła fanów opublikowanym postem.

REKLAMA

Niemieccy rolnicy wyszli na ulice niemieckich miast. Monika Przeworska [Instytut Gospodarki Rolnej]: Przyłączamy się do protestu

- Pomysły tej zielonej, lewackiej, bo nawet nie lewicowej, części UE prowadzą do wypychania rolnictwa z Europy. To wygląda tak, jakby w Europie miało się opłacać wszystko, ale nie rolnictwo, a Unia miałaby się stać nie miejscem produkcji produktów rolnych, a jedynie ich rynkiem zbytu. Na to nie ma zgody europejskich rolników - mówi Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej w rozmowie z Konradem Wernickim.
Monika Przeworska, Instytut Gospodarki Rolnej Niemieccy rolnicy wyszli na ulice niemieckich miast. Monika Przeworska [Instytut Gospodarki Rolnej]: Przyłączamy się do protestu
Monika Przeworska, Instytut Gospodarki Rolnej / fot. IGR/Freepik.com

Protesty rolników w Niemczech

Co się dzieje w Niemczech, skąd te wielkie protesty?

- To, co widzimy teraz, jest efektem tego, co się dzieje od dłuższego czasu w Niemczech. Chodzi o ogromną transformację energetyczną, a Niemcy stają się ofiarami własnej polityki klimatycznej. Przez działania prośrodowiskowe i proklimatyczne, które już wdrożyli i które zamierzają jeszcze wdrożyć, doprowadzili do ogromnych wzrostów cen energii, które mocno odbiły się na wielu zakładach, rolnikach. Podobnie jak w Polsce zwykli obywatele Niemiec mogli liczyć na dopłaty obniżające cen energii, więc bezpośrednio tego aż tak nie odczuli, ale obciążenia dla przedsiębiorców były ogromne. Kolejne zielone inwestycje mające sprawić, że energia w końcu będzie tańsza, wymagają pieniędzy, a tych w budżecie państwa brakuje. A jak wszyscy dobrze wiemy, rząd może pozyskać środki na dwa sposoby: z subwencji i kredytów bądź z portfeli obywateli. W przypadku Niemiec dzieje się tak już od jakiegoś czasu, a już europejską tradycją jest przenoszenie kosztów na rolników. W związku z problemami budżetowymi urząd kanclerski przygotował szereg przepisów, które uderzają w niemieckich rolników: ograniczenie finansowania, wycofanie się z dofinansowania paliwa rolniczego. Planuje się wprowadzić opłaty za przejazd ciągników. Do tej pory było tak, że ciągniki rolnicze miały zielone tablice rejestracyjne, dzięki czemu były zwolnione z dokonywania opłat za przejazd drogami. Teraz chce się od tego odejść.

Do tego dochodzą kolejne przepisy płynące z Brukseli, jak brak wsparcia wobec wzrostu wydatków na dobrostan zwierząt, inwestycji związanych ze stworzeniem systemu raportowania leków i środków weterynaryjnych czy brak rekompensat za konieczność odłogowania 4% ziemi rolnej.


W niemieckich mediach można wyczytać, że rolnicy protestują, bo skończyły się ich przywileje podatkowe. Przedstawiają ich jako roszczeniowych.

- Im media są bliżej rządu, tym śmielej mówią i piszą o rolnikach. Niektórzy nazywają ich nawet terrorystami, którzy zamierzają brać Niemców za zakładników. Prawda jest taka, że Niemcy są kolejnym krajem, w którym panuje bardzo nieuczciwy system traktowania rolników. Z jednej strony nakłada się na nich coraz więcej ograniczeń i wymagań, by ich gospodarki były zrównoważone, efektywne i bardziej „zielone”, a z drugiej ucina im się subwencje.

Rolnicy wyszli na ulice, ponieważ kurczy się opłacalność prowadzenia działalności rolniczej. Oni już się nawet pogodzili z tym, że te zielone zmiany nie są efektem decyzji jedynie rządu niemieckiego, ale całej Unii. Nakłada się na nich nowe obostrzenia, ucina wsparcie krajowe, a teraz muszą jeszcze konkurować z tańszymi produktami napływającymi z Ukrainy. To jest postulat, z którymi dołączyli polscy rolnicy do protestu. Słyszymy zapowiedzi, że Ukrainę wprowadzi się do struktur unijnych, więc za chwilę rolnicy będą mieli dużo większą konkurencję. To jest to pole niezgody, na które oni się nie godzą i to walka o ekonomiczną opłacalność gospodarstw.

To jest clou problemu. Czasem chyba zapominamy, że aby rolnictwo w kraju funkcjonowało, to ta praca musi się opłacać. A tej w każdym kraju Unii jest coraz mniej. To jest ta nić, która łączy europejskich rolników.

 

"Przyłączamy się do protestu"

Zboże czy inne produkty rolno-spożywcze z Ukrainy faktycznie są problemem również dla niemieckich rolników?

- Tak, dlatego my, jako Instytut Gospodarki Rolnej, postanowiliśmy się przyłączyć do tego protestu i pomóc im nagłośnić tę sprawę. To jest uderzenie w narrację, którą buduje Unia Europejska. Ta mówi, że problemy z importem produktów rolno-spożywczych z Ukrainy na teren wspólnoty mają tylko kraje frontowe, ale ten wpływ nie jest nie wiadomo jak wielki, a reszta Europy nie ma z tym problemu. Tutaj niemieccy rolnicy się z tym nie zgadzają. Od kiedy Polska zablokowała import zbóż z Ukrainy i teoretycznie je tylko tranzytuje, to ten towar finalnie trafia też do Niemiec. To pokazuje cały chory system. Plan był taki, że Unia miała być oknem na świat Ukrainy i miejscem, które pomoże wytransferować ich zboże dalej. Okazało się, że te produkty wpływają na nasz rynek wewnętrzny, zarabiają na tym pośrednicy i producenci, którymi są wielki koncerny funkcjonujące na Ukrainie, a taki zwykły rolnik europejski ma ogromny problem, by utrzymać swoją opłacalność. To staramy się podkreślać i na to zwracamy uwagę razem z Niemcami.


Z Europy Zachodniej dotąd nie było słychać takich głosów.

- Unia Europejska wybiera sobie informacje, które pokazuje i manipuluje nimi. Twierdzi, że w ramach wspólnoty nie ma problemu z cenami produktów rolnych w związku z importem ukraińskim. Rolnicy mówią natomiast, że jest im coraz trudniej konkurować. W tych samych punktach skupu dziś sprzedają swoje produkty po wiele niższych cenach niż kiedyś, właśnie z uwagi na konkurencję ze wschodu. Polska mówi od dawna, że to szerszy problem, nie tylko dla państw granicznych z Ukrainą. Ten problem powinien być załatwiony przez gremium, które do niego doprowadziło, czyli przez Unię Europejską.

Chcemy też pokazać, że rolnicy jako grupa, która często jest pomijana i traktowana lekceważąco, jest bardzo silną grupą społeczną, walczącą o prawo do produkcji w Europie. Pomysły tej zielonej, lewackiej, bo nawet nie lewicowej, części UE prowadzą do wypychania rolnictwa z Europy. To wygląda tak, jakby w Europie miało się opłacać wszystko, ale nie rolnictwo, a Unia miałaby się stać nie miejscem produkcji produktów rolnych, a jedynie ich rynkiem zbytu. Na to nie ma zgody europejskich rolników. My jako sztafeta różnych państw zorganizowanych w EUnitedAgri chcemy pokazać, że jak będzie trzeba, to zablokujemy całą Europę, jeśli w dalszym ciągu rolników w Europie nikt nie będzie słuchał.

Rolnicy mówią bardzo dużo o tym, że już teraz mamy niekorzystne przepisy i domagają się dyskusji oraz analiz tego, jak będzie wyglądać rolnicza rzeczywistość w Europie, jeśli Ukraina wstąpi do UE. Są plany, by ich rolnictwo dotować, a już teraz mają o wiele mniejsze koszty produkcji rolnej.

A nie będzie z czasem tak, że te koszty produkcji rolnej na Ukrainie pójdą w górę wraz z wprowadzaniem norm i regulacji unijnych na ich rynku?

- To jest złożona sprawa, bo oni nie mają potrzeby inwestowania dużych pieniędzy w swoją produkcję. Musimy tu zrobić pewne rozróżnienie. Na Ukrainie funkcjonują ogromne nieukraińskie agroholdingi zarządzające tysiącami hektarów ziemi. Prowadzą swój biznes w Europie, ale np. mogą stosować tańsze środki ochrony roślin i to w większej ilości, co przekłada się na zbiory. Do tego dochodzi jakość ziemi na Ukrainie, znacznie przewyższające tę w krajach UE.

Ale będąc już w Unii będą musieli używać tych droższych środków chemicznych.

- Tak, ale będą mieli też więcej praw i przywilejów. To, o czym mówimy, to potrzeba dyskusji i analizy tego tematu. Na to trzeba przygotować europejskich rolników, bo to sąsiedztwo zawsze będzie trudne. Musimy przygotować się na dwie opcje: Ukraina wchodzi do UE oraz na to, co mamy obecnie: że jest poza strukturami, ale działa na przywilejach. Cła są zniesione, tak samo, jak kontyngenty taryfowe, a produkty swobodnie wjeżdżają do państw granicznych. Nie mówimy tu tylko o zbożu, ale to też cukier, etanol, ziemniaki itp. To dalej wjeżdża do Europy.

Dlatego jednym z postulatów niemieckich rolników jest zatrzymanie napływu tanich produktów rolnych z Ukrainy, bo nie są w stanie wytrzymać takiej konkurencji.

To, że rolnicy chcą pokazać swoją siłę, jest nowym stopniem integracji rolników europejskich. Jako Instytut Gospodarki Rolnej jesteśmy już od dwóch lat w stałym kontakcie z organizacjami, które są nastawione na produkcję rolną w Europie. Chcemy bronić swoistego konserwatywnego podejścia do rolnictwa. Widzimy, że każdy z nas w Europie mniejsze czy większe protesty w swoich krajach organizował, ale blokowanie granic pokazuje nasz wspólny potencjał i powinno zmusić polityków do przemyśleń na temat rolnictwa.
Nie można ograniczać rolnictwa w Europie, a jednocześnie otwierać rynku na MERCOSUR (Wspólny Rynek Południa) czy Ukrainę.

 

Rolnictwo wypychane z Unii Europejskiej

Więc protesty tak naprawdę nie dotyczą jedynie rosnących kosztów rolnictwa w Niemczech, czy napływu zboża z Ukrainy, a szerzej o wypychaniu rolnictwa z Europy.

- Powoli wszyscy rolnicy w Europie dostrzegają, że w Unii wdraża się to, co zapoczątkowano w Holandii słowami byłego premiera Marka Rutte, który powiedział, że żywności nie musimy produkować w Holandii, a możemy ją sprowadzać z zagranicy. Teraz kiedy widzimy, jak kolejne obostrzenia są nakładane na europejskich rolników, to mam wrażenie, że jest wypychane z Europy. Tym bardziej że nie mówimy o obostrzeniach, które mają sprawić, że to rolnictwo będzie bardziej wydajne czy opłacalne, a mniej emisyjne. Do tego jest to sektor gospodarki na cenzurowanym we wszystkich tych państwach, gdzie do władzy doszli tzw. „Zieloni”. Od tego zaczęły się protesty w Holandii, gdzie lewicowy rząd zwalczał rolników.

Lewacka część polityków uważa, że rolnictwo powinno być fajne, nieśmierdzące i niepracujące. Żywność jakoś się znajdzie, nie wiadomo skąd, ale najlepiej bez rolników. Tak to nie działa. Żywność bierze się z ciężkiej pracy rolnika. Ważne jest to, by rolnik mógł pracować w Europie i z tego zarabiać. Jeśli polityka Unii będzie prowadzona tak agresywnie wobec rolników, to ci upadną, a my zostaniemy rozbrojeni w kolejnym sektorze. Energetycznie już jesteśmy rozbrojeni, bo widzimy, co się stało w Europie, gdy zabrakło taniego gazu, a teraz może przyjść kolej na rozbrojenie żywnościowe.

Na Ukrainie inwestycje w rolnictwo rosną, Rosja w żywność dosłownie się zbroi, w krajach Południa, w Ameryce Południowej żywności jest coraz więcej. Wszyscy produkują, nie patrzą na kwestie środowiskowo-klimatyczne, a Unia podchodzi do tego ideologicznie, zamiast pragmatycznie. Nie zabezpieczamy się, a rozbrajamy.

Co jest bardzo naiwne, bo w końcu rolnictwo jest elementem suwerenności.

- Chciałabym wierzyć, że tu chodzi o naiwność. Gdy przypomnimy sobie, jak wyglądała sprawa gazu w Europie, jakie inwestycje blokowano przy pomocy ekologów, to zastanawiam się, czy to nie jest polityka w służbie dla kogoś, a nie naiwność. Ekologia i hasła prośrodowiskowe często są wykorzystywane jako element gry o wpływy. Do zwykłych ludzi kieruje się wzniosłe hasła o konieczności ekologicznych zmian i każdy się z tym zgodzi, ale za każdą propozycją zmian muszą iść wyliczenia skutków. Nie może być tak, że my jako Europa się rozbroimy żywnościowo, będziemy ją tylko importować, a gdy pojawi się pierwszy lepszy kryzys, to nas przejmą. Bez żywności nie ma suwerenności.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe