Alexander Degrejt: Słowa, słowa, słowa czyli Polacy mieli być biedni

„Polacy muszą być tak biedni żeby sami chcieli dobrowolnie jechać na roboty do Niemiec” - powiedział swego czasu generalny gubernator Hans Frank. Minęło siedemdziesiąt z górą lat i słowa niemieckiego zbrodniarza stają (stały) się obowiązującą doktryną – Polacy mają być biedni by budować dobrobyt zachodu pogrążonego w permanentnym kryzysie. A przy okazji – w ramach skutku ubocznego – nabijać kabzę różnych mętnych typów zaangażowanych w realizację tego planu. Co gorsza brały w tym udział wszystkie kolejne polskie rządy a obecny wycofuje się rakiem zamiast wrzód przeciąć jednym, zdecydowanym ruchem.
 Alexander Degrejt: Słowa, słowa, słowa czyli Polacy mieli być biedni
/ YT, print screen

Zacznijmy od początku. Po roku '89, kiedy zaczęto „reformować” naszą gospodarkę i przestawiać ją na warunki wolnorynkowe skupiono się przede wszystkim na prywatyzacji. Niby słusznie, wielkie, państwowe molochy i nierentowne przedsiębiorstwa miały trafić w prywatne ręce i zacząć wreszcie generować zyski. Tyle tylko, że w pierwszej kolejności dawna nomenklatura korzystając z ustawy o wolności gospodarczej autorstwa niejakiego Wilczka rozdzieliła między siebie najlepsze kąski uwłaszczając się na majątku narodowym a potem za grosze zaczęto wyprzedawać całą resztę tylko po to, by ją zlikwidować. Szybko jednak zorientowano się, że wspomniana ustawa Wilczka pozwala tzw. „zwykłym ludziom” zakładać małe biznesy i się dorabiać (pamiętacie szanowni nagły rozkwit targowisk?) powoli ją zmieniano ograniczając wolność i nakładając na przedsiębiorców coraz to nowe obowiązki i koszty sprawiając, że ich działalność stawała się coraz mniej opłacalna. Wielu ludzi, którzy wtenczas z łóżek polowych czy innych improwizowanych straganów sprzedawali swoje towary z nadzieją planując przyszłość zwinęło interesy nie widząc możliwości rozwoju. Boom gospodarczy się skończył, w zamian gwałtownie zaczęło rosnąć bezrobocie i powszechna niemal bieda – roboty nie było bo w zlikwidowanych zagładach hulał wiatr a nowe miejsca pracy nie powstawały ze względu na restrykcyjne prawo sprawiające, że założenie firmy ocierało się o heroizm.

 

W takiej rzeczywistości otworzono polski rynek dla zagranicznych firm handlowych. Bezrobocie spadło, pojawiły się nowe miejsca pracy ale warunki zatrudnienia były często poniżej ludzkiej godności – każdy chyba słyszał o kasjerkach w marketach pracujących za grosze siedząc przez osiem godzin w pampersie bo nie mogły nawet pozwolić sobie na wyjście do toalety – ale ludzie godzili się na nie jako jedyną często szansę wyjścia ze skrajnej nędzy. Przy okazji stworzono dodatkową okoliczność – otóż ludzie, mimo niskich pensji, nagle otrzymali zdolność kredytową co spowodowało wysyp na polskim rynku różnych, szemranych przeważnie, firm pożyczkowych i szerokiej oferty bankowych kredytów konsumpcyjnych.

 

I teraz powiem rzecz oczywistą choć bardzo niepopularną w kręgach tzw. liberałów (którzy z prawdziwym liberalizmem mają tyle wspólnego co prezes Kaczyński z nazizmem): otóż głównym założeniem pożyczkowego biznesu nie było zarabianie na odsetkach od kredytów spłacanych przez rzetelnych pożyczkobiorców ale wpuszczenie całej masy ludzi w kredytową spiralę, zdobywanie sądowych wyroków i kasowanie ogromnych sum w postaci odsetek karnych, częstokroć wielokrotnie wyższych niż pożyczona kwota. Powstał cały „przemysł” zajmujący się tylko tym jednym: firmy pożyczkowe i banki udzielały kredytów jak leci naciągając zdolność kredytową klientów, niespłacone wierzytelności sprzedawały firmom windykacyjnym, te uzyskiwały wyrok sądowy i do gry wkraczał komornik. Zarabiali wszyscy a „klient”, który dał się w taką pułapkę wciągnąć nie miał praktycznie żadnych szans się z niej wyzwolić. Zwłaszcza, że często nie wiedział nawet komu i za co płaci, miał tylko wyrok i kopię komorniczego nakazu egzekucji. By całość działała bez zakłóceń stworzono nawet specjalny oddział sądu – tzw. e-sąd w Lublinie – który sprawy długów załatwiał szybko i bez zbędnej biurokracji: wystarczył pozew i można było uzyskać wyrok bez udowadniania, że dług jest faktyczny, że się nie przedawnił i tak dalej. Pieniądz płynął szerokim strumieniem.

 

Aż nagle do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, które sypnęło piach w doskonale spasowane ze sobą tryby. Przede wszystkim wprowadzony został program „Rodzina 500 plus”, który sprawił, że ok. 30% jego beneficjentów spłaciło bądź znacznie ograniczyło swoje zadłużenie (to nie partyjna propaganda, tak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Biura Informacji Kredytowej). To oznacza, że kredytowym biznesmenom urwała się jedna trzecia rynku – ludzie, którzy spłacili swoje zobowiązania przestali przynosić dochód. Ponadto udało się ukrócić samowolę komorników, którzy (nie wszyscy oczywiście) dotychczas egzekwowali należności zupełnie nie zwracając uwagi na ustawowe prawa osób poddawanych egzekucji. Ba, zdarzały się przypadki zajmowania własności nie należącej do dłużnika – słynny traktor ukradziony (nazwijmy to wprost) przez asesora komorniczego z Łodzi niech będzie przykładem. Biznes przestał być łatwy i przyjemny, eldorado się skończyło. W dodatku (to już nie jest zasługa PiS) ludzie stali się bardziej świadomi i nauczyli się walczyć o swoje prawa co bardzo utrudniło życie zwłaszcza firmom windykacyjnym.

 

Gdzieś pośrodku tego wszystkiego znalazły się kredyty frankowe będące sposobem na wywłaszczenie Polaków, afera (a raczej afery) reprywatyzacyjna przerabiająca ludzi w bezdomnych czy polisolokaty wprost nastawione na grabież oszczędności i resztek majątku zachowanego jeszcze przez spauperyzowanych ludzi. W efekcie najbardziej przedsiębiorcze jednostki miały wyjechać z kraju i włączyć się w budowanie gospodarek państw zachodnich a reszta miała spaść do poziomu proli, których jedynym celem istnienia będzie wykonywanie najprostszych zawodów i konsumowanie najniższych jakościowo produktów niechcianych przez klientów z bogatych krajów. Chodziło w tym wszystkim o to by Polska ze swoim potencjałem ludnościowym i terytorialnym (oraz wynikającym z tego potencjałem gospodarczym) nie mogła stanowić dla nikogo konkurencji, a jednocześnie by można było na niej zarabiać ciężkie pieniądze niskim kosztem. Przecież te wszystkie sieci sklepów (głównie wielkopowierzchniowych), ogromna większość firm kredytowych i banków to nie były (nie są) przedsiębiorstwa polskie, to zagraniczne instytucje w ogóle się z Polską nie identyfikujące i nie mające żadnego interesu w tym by przykładać się do wzrostu polskiej gospodarki – wręcz przeciwnie, one z całych sił starały się przetransferować do swoich rodzimych krajów jak największy procent wygenerowanych zysków.

 

Rządząca partia i gabinet Beaty Szydło poważnie te praktyki ograniczyły jednak nie udało się ich całkowicie zakończyć. Ciągle polscy przedsiębiorcy mają pod górkę płacąc obowiązkowe i gigantyczne składki na ubezpieczenia społeczne, wciąż jeszcze Polacy ponad połowę swoich zarobków oddają państwu w charakterze różnych podatków czy parapodatków, nadal nie udało się wyeliminować z rynku firm windykacyjnych stosujących bandyckie metody, kredyty frankowe duszą ludzi, lubelski e-sąd działa bez przeszkód, biurokracja trzyma wszystkich za twarz a rząd miota się nie bardzo wiedząc od której strony zacząć sprzątanie naszego podwórka by znalazło się na nim miejsce dla normalnego człowieka. Ba! Czasem można odnieść wrażenie, że politycy chcący się wreszcie za to zabrać nie wiedzą nawet gdzie jest miotła. I cała para idzie w gwizdek jak to miało miejsce chociażby z planem opodatkowania supermarketów. W zamian mamy parę puszczoną w gwizdek i piękne słowa superministra, wicepremiera Morawieckiego, z których jak na razie nic nie wynikło. Ja czekam na konkrety: wzrost kwoty wolnej od podatku, preferencyjne stawki ubezpieczeń społecznych, obniżenie VAT-u, ulgi inwestycyjne i tak dalej. Bo póki co można działania resortów gospodarki i finansów opisać po szekspirowsku: słowa, słowa, słowa...


 

POLECANE
Wiceminister Gdula najpierw przeprowadził skandaliczny szturm na polską naukę, a później zes**ł się ze strachu z ostatniej chwili
"Wiceminister Gdula najpierw przeprowadził skandaliczny szturm na polską naukę, a później zes**ł się ze strachu"

W związku ze skandalami w polskich instytucjach naukowych, Kanał Zero zorganizował debatę, na której jednym z gości miał być podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Maciej Gdula. Polityk nie dotarł jednak do studia.

Atak rakietowy Iranu na Izrael. Jest reakcja USA z ostatniej chwili
Atak rakietowy Iranu na Izrael. Jest reakcja USA

Prezydent USA Joe Biden nakazał armii USA udzielenie pomocy Izraelowi wobec ataku rakietowego, który nastąpił z Iranu.

Polak bronił Ukrainki. Gruzin oddał do niego sześć strzałów z ostatniej chwili
Polak bronił Ukrainki. Gruzin oddał do niego sześć strzałów

Na ulicy Warszawskiej w Otwocku doszło do szokujących zdarzeń. Gruzin będący kierowcą warszawskiej sieci Taxi oddał sześć strzałów w kierunku Polaka, który stanął w obronie swojej ukraińskiej partnerki.

Atak rakietowy Iranu na Izrael. Syreny alarmowe w całym Izraelu [WIDEO] z ostatniej chwili
Atak rakietowy Iranu na Izrael. "Syreny alarmowe w całym Izraelu" [WIDEO]

Z Iranu zostały wystrzelone rakiety w stronę Izraela – poinformowała w środę armia izraelska.

Skandal w IDEAS NCBR to nie wszystko. Szokujące doniesienia o sytuacji w NASK z ostatniej chwili
Skandal w IDEAS NCBR to nie wszystko. Szokujące doniesienia o sytuacji w NASK

Wygląda na to, że afera wokół wyboru prezesa Rady Naukowej IDEAS NCBR, która wstrząsnęła rządem w ostatnich dniach, nie jest jedynym przykładem fatalnego zarządzania polskimi instytucjami naukowymi przez nominatów Donalda Tuska. Dr Marcin Kotowski z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej NASK Science opublikował w mediach społecznościowych wpis, w którym naświetlił sytuację w swojej instytucji.

Platforma Obywatelska straciła Zamość z ostatniej chwili
Platforma Obywatelska straciła Zamość

Jak donosi "Dziennik Wschodni", w Radzie Miasta w Zamościu doszło do przewrotu. Przewodniczącym Rady, na miejsce Agnieszki Jaczyńskiej z Platformy Obywatelskiej, został Piotr Błażewicz z PiS.

Immunitet posła Romanowskiego. Jest decyzja Komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z ostatniej chwili
Immunitet posła Romanowskiego. Jest decyzja Komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy

Komisja Regulaminowa Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy wydała rekomendację, by uchylić immunitet posłowi Marcinowi Romanowskiemu z Suwerennej Polski. 

CBOS: Dwóch zwycięzców rankingu zaufania. I żaden nie jest Tuskiem [SONDAŻ] z ostatniej chwili
CBOS: Dwóch zwycięzców rankingu zaufania. I żaden nie jest Tuskiem [SONDAŻ]

Największym zaufaniem wśród polityków cieszą się ex aequo marszałek Sejmu Szymon Hołownia i prezydent Andrzej Duda, którym ufa prawie połowa Polaków (po 47 proc.). Kolejne dwa miejsca zajęli szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (po 46 proc.) - wynika z wrześniowego badania CBOS.

Reuters: Izrael zaatakował na południu Syrii z ostatniej chwili
Reuters: Izrael zaatakował na południu Syrii

Izrael zaatakował dronami co najmniej trzy radary systemów obrony powietrznej, zlokalizowane w południowej Syrii – podała we wtorek agencja Reutera, powołując się na syryjskie źródła bezpieczeństwa. W nocy informowano o izraelskim nalocie na Damaszek, w którym zginęło sześć osób.

Poważne problemy popularnego muzyka. Zrezygnował z udziału w znanym show z ostatniej chwili
Poważne problemy popularnego muzyka. Zrezygnował z udziału w znanym show

Jak donosi portal shownews.pl, Bartek Wrona – znany wokalista, członek zespołu Just 5 – zrezygnował z udziału 21. edycji programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". 

REKLAMA

Alexander Degrejt: Słowa, słowa, słowa czyli Polacy mieli być biedni

„Polacy muszą być tak biedni żeby sami chcieli dobrowolnie jechać na roboty do Niemiec” - powiedział swego czasu generalny gubernator Hans Frank. Minęło siedemdziesiąt z górą lat i słowa niemieckiego zbrodniarza stają (stały) się obowiązującą doktryną – Polacy mają być biedni by budować dobrobyt zachodu pogrążonego w permanentnym kryzysie. A przy okazji – w ramach skutku ubocznego – nabijać kabzę różnych mętnych typów zaangażowanych w realizację tego planu. Co gorsza brały w tym udział wszystkie kolejne polskie rządy a obecny wycofuje się rakiem zamiast wrzód przeciąć jednym, zdecydowanym ruchem.
 Alexander Degrejt: Słowa, słowa, słowa czyli Polacy mieli być biedni
/ YT, print screen

Zacznijmy od początku. Po roku '89, kiedy zaczęto „reformować” naszą gospodarkę i przestawiać ją na warunki wolnorynkowe skupiono się przede wszystkim na prywatyzacji. Niby słusznie, wielkie, państwowe molochy i nierentowne przedsiębiorstwa miały trafić w prywatne ręce i zacząć wreszcie generować zyski. Tyle tylko, że w pierwszej kolejności dawna nomenklatura korzystając z ustawy o wolności gospodarczej autorstwa niejakiego Wilczka rozdzieliła między siebie najlepsze kąski uwłaszczając się na majątku narodowym a potem za grosze zaczęto wyprzedawać całą resztę tylko po to, by ją zlikwidować. Szybko jednak zorientowano się, że wspomniana ustawa Wilczka pozwala tzw. „zwykłym ludziom” zakładać małe biznesy i się dorabiać (pamiętacie szanowni nagły rozkwit targowisk?) powoli ją zmieniano ograniczając wolność i nakładając na przedsiębiorców coraz to nowe obowiązki i koszty sprawiając, że ich działalność stawała się coraz mniej opłacalna. Wielu ludzi, którzy wtenczas z łóżek polowych czy innych improwizowanych straganów sprzedawali swoje towary z nadzieją planując przyszłość zwinęło interesy nie widząc możliwości rozwoju. Boom gospodarczy się skończył, w zamian gwałtownie zaczęło rosnąć bezrobocie i powszechna niemal bieda – roboty nie było bo w zlikwidowanych zagładach hulał wiatr a nowe miejsca pracy nie powstawały ze względu na restrykcyjne prawo sprawiające, że założenie firmy ocierało się o heroizm.

 

W takiej rzeczywistości otworzono polski rynek dla zagranicznych firm handlowych. Bezrobocie spadło, pojawiły się nowe miejsca pracy ale warunki zatrudnienia były często poniżej ludzkiej godności – każdy chyba słyszał o kasjerkach w marketach pracujących za grosze siedząc przez osiem godzin w pampersie bo nie mogły nawet pozwolić sobie na wyjście do toalety – ale ludzie godzili się na nie jako jedyną często szansę wyjścia ze skrajnej nędzy. Przy okazji stworzono dodatkową okoliczność – otóż ludzie, mimo niskich pensji, nagle otrzymali zdolność kredytową co spowodowało wysyp na polskim rynku różnych, szemranych przeważnie, firm pożyczkowych i szerokiej oferty bankowych kredytów konsumpcyjnych.

 

I teraz powiem rzecz oczywistą choć bardzo niepopularną w kręgach tzw. liberałów (którzy z prawdziwym liberalizmem mają tyle wspólnego co prezes Kaczyński z nazizmem): otóż głównym założeniem pożyczkowego biznesu nie było zarabianie na odsetkach od kredytów spłacanych przez rzetelnych pożyczkobiorców ale wpuszczenie całej masy ludzi w kredytową spiralę, zdobywanie sądowych wyroków i kasowanie ogromnych sum w postaci odsetek karnych, częstokroć wielokrotnie wyższych niż pożyczona kwota. Powstał cały „przemysł” zajmujący się tylko tym jednym: firmy pożyczkowe i banki udzielały kredytów jak leci naciągając zdolność kredytową klientów, niespłacone wierzytelności sprzedawały firmom windykacyjnym, te uzyskiwały wyrok sądowy i do gry wkraczał komornik. Zarabiali wszyscy a „klient”, który dał się w taką pułapkę wciągnąć nie miał praktycznie żadnych szans się z niej wyzwolić. Zwłaszcza, że często nie wiedział nawet komu i za co płaci, miał tylko wyrok i kopię komorniczego nakazu egzekucji. By całość działała bez zakłóceń stworzono nawet specjalny oddział sądu – tzw. e-sąd w Lublinie – który sprawy długów załatwiał szybko i bez zbędnej biurokracji: wystarczył pozew i można było uzyskać wyrok bez udowadniania, że dług jest faktyczny, że się nie przedawnił i tak dalej. Pieniądz płynął szerokim strumieniem.

 

Aż nagle do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, które sypnęło piach w doskonale spasowane ze sobą tryby. Przede wszystkim wprowadzony został program „Rodzina 500 plus”, który sprawił, że ok. 30% jego beneficjentów spłaciło bądź znacznie ograniczyło swoje zadłużenie (to nie partyjna propaganda, tak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Biura Informacji Kredytowej). To oznacza, że kredytowym biznesmenom urwała się jedna trzecia rynku – ludzie, którzy spłacili swoje zobowiązania przestali przynosić dochód. Ponadto udało się ukrócić samowolę komorników, którzy (nie wszyscy oczywiście) dotychczas egzekwowali należności zupełnie nie zwracając uwagi na ustawowe prawa osób poddawanych egzekucji. Ba, zdarzały się przypadki zajmowania własności nie należącej do dłużnika – słynny traktor ukradziony (nazwijmy to wprost) przez asesora komorniczego z Łodzi niech będzie przykładem. Biznes przestał być łatwy i przyjemny, eldorado się skończyło. W dodatku (to już nie jest zasługa PiS) ludzie stali się bardziej świadomi i nauczyli się walczyć o swoje prawa co bardzo utrudniło życie zwłaszcza firmom windykacyjnym.

 

Gdzieś pośrodku tego wszystkiego znalazły się kredyty frankowe będące sposobem na wywłaszczenie Polaków, afera (a raczej afery) reprywatyzacyjna przerabiająca ludzi w bezdomnych czy polisolokaty wprost nastawione na grabież oszczędności i resztek majątku zachowanego jeszcze przez spauperyzowanych ludzi. W efekcie najbardziej przedsiębiorcze jednostki miały wyjechać z kraju i włączyć się w budowanie gospodarek państw zachodnich a reszta miała spaść do poziomu proli, których jedynym celem istnienia będzie wykonywanie najprostszych zawodów i konsumowanie najniższych jakościowo produktów niechcianych przez klientów z bogatych krajów. Chodziło w tym wszystkim o to by Polska ze swoim potencjałem ludnościowym i terytorialnym (oraz wynikającym z tego potencjałem gospodarczym) nie mogła stanowić dla nikogo konkurencji, a jednocześnie by można było na niej zarabiać ciężkie pieniądze niskim kosztem. Przecież te wszystkie sieci sklepów (głównie wielkopowierzchniowych), ogromna większość firm kredytowych i banków to nie były (nie są) przedsiębiorstwa polskie, to zagraniczne instytucje w ogóle się z Polską nie identyfikujące i nie mające żadnego interesu w tym by przykładać się do wzrostu polskiej gospodarki – wręcz przeciwnie, one z całych sił starały się przetransferować do swoich rodzimych krajów jak największy procent wygenerowanych zysków.

 

Rządząca partia i gabinet Beaty Szydło poważnie te praktyki ograniczyły jednak nie udało się ich całkowicie zakończyć. Ciągle polscy przedsiębiorcy mają pod górkę płacąc obowiązkowe i gigantyczne składki na ubezpieczenia społeczne, wciąż jeszcze Polacy ponad połowę swoich zarobków oddają państwu w charakterze różnych podatków czy parapodatków, nadal nie udało się wyeliminować z rynku firm windykacyjnych stosujących bandyckie metody, kredyty frankowe duszą ludzi, lubelski e-sąd działa bez przeszkód, biurokracja trzyma wszystkich za twarz a rząd miota się nie bardzo wiedząc od której strony zacząć sprzątanie naszego podwórka by znalazło się na nim miejsce dla normalnego człowieka. Ba! Czasem można odnieść wrażenie, że politycy chcący się wreszcie za to zabrać nie wiedzą nawet gdzie jest miotła. I cała para idzie w gwizdek jak to miało miejsce chociażby z planem opodatkowania supermarketów. W zamian mamy parę puszczoną w gwizdek i piękne słowa superministra, wicepremiera Morawieckiego, z których jak na razie nic nie wynikło. Ja czekam na konkrety: wzrost kwoty wolnej od podatku, preferencyjne stawki ubezpieczeń społecznych, obniżenie VAT-u, ulgi inwestycyjne i tak dalej. Bo póki co można działania resortów gospodarki i finansów opisać po szekspirowsku: słowa, słowa, słowa...



 

Polecane
Emerytury
Stażowe