Kapelan środowisk NSZ: Brakuje odpowiedzi na pytanie, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród

– Ci żołnierze, wychowani w wartościach dominujących przed II wojną światową, tj. polskich, katolickich, narodowych, silnie opartych na fundamencie cywilizacji łacińskiej, nie mogli zgodzić się z tym, co działo się po 1945 r. na ziemiach naszej Ojczyzny, i podjęli walkę – mówi w rozmowie z Mariuszem Pateyem o. Mieczysław Sołowiej SJ, kapelan środowisk Narodowych Sił Zbrojnych.
O. Mieczysław Sołowiej, Mariusz Patey Kapelan środowisk NSZ: Brakuje odpowiedzi na pytanie, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród
O. Mieczysław Sołowiej, Mariusz Patey / Zbiory Mariusza Pateya

Mariusz Patey: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

o. Mieczysław Sołowiej SJ: Na wieki wieków. Amen.

M.P.: Jak to się stało, że ksiądz w tej wędrówce po drodze życia znalazł się w tym miejscu, w którym jest, czyli został księdzem i podjął tę ciężką misję?

o. M.S.: Na to złożyło się kilka okoliczności, przy tym o dwóch chciałbym wspomnieć. Pierwsza: jako młody człowiek trafiłem na odpowiednią lekturę. Dobre książki poszerzają horyzonty i kształtują pogłębione postrzeganie świata. I właśnie kiedyś wpadła mi w ręce taka książka. Kiedy byłem jeszcze w klasie maturalnej ktoś pożyczył mi Historię jezuitów Christophera Hollisa. Książka napisana przepięknie, porywająco. Autor sam miał nietuzinkowe życie. Angielski polityk, nauczyciel akademicki, człowiek poszukujący, który pod koniec swojego życia nawrócił się na katolicyzm. Zachwyciła mnie treść tej książki i zainspirowała.

I to był pierwszy przyczynek, który później wpłynął na moją decyzję o wstąpieniu do zakonu ojców jezuitów. A drugi: spotkałem w swoim życiu niesamowitego ojca jezuitę, z którym chodziliśmy na pielgrzymki piesze z Warszawy do Częstochowy w latach 70. i 80. To był o. Franciszek Nowicki S.J.. On miał niesamowicie bogaty życiorys, był nieprzeciętnym człowiekiem. 

Przepięknie opowiadał o życiu, o Bogu, a i sam swoim życiem dawał świadectwo swojej wiary. Żył Ewangelią. Kochał Pana Boga, ludzi i naród Polski. Zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Zaprzyjaźniłem się z nim.

Później nasza przyjaźń trwała właściwie do końca jego dni. Zmarł w 2017 r. jako dojrzały, dziewięćdziesięciokilkuletni mężczyzna. Tak więc odpowiednia lektura i świadectwo drugiego człowieka pozwoliły mi na uświadomienie sobie mojego powołania. Chciałem podążyć drogą życiową, jaką wybrał wcześniej o. Franciszek.

 

Środowisko NSZ

M.P.: Kiedy ksiądz zainteresował się środowiskiem kombatantów Narodowych Sił Zbrojnych i osób ich wspierających?

o. M.S.: W czasie studiowania tu, na Rakowieckiej, jeździliśmy z o. Franciszkiem na przeróżne wydarzenia patriotyczne i religijne, m.in. na wydarzenia związane z żołnierzami powstania antykomunistycznego, tymi, którzy po roku ’45 poszli do lasu, ponieważ nie mogli zgodzić się na ustrój, który tutaj przyszedł do nas na bolszewickich bagnetach i był wprowadzany przemocą.

Ci żołnierze, wychowani w wartościach dominujących przed II wojną światową, tj. polskich, katolickich, narodowych, silnie opartych na fundamencie cywilizacji łacińskiej, nie mogli zgodzić się z tym, co działo się po 1945 r. na ziemiach naszej Ojczyzny, i podjęli walkę. 

Oczywiście walkę nierówną, walkę, która była skazana na porażkę, ale walkę o wartości, o idee, o wiarę świętą katolicką i miłość do naszej Ojczyzny. To była walka piękna, całkowicie mieszcząca się w pojęciu wojny sprawiedliwej. Tak byli wychowani przez rodziców, przez szkołę i Kościół i tak żyli do końca. 
W czasie naszych kolejnych wizyt spotykałem się właśnie ze środowiskiem żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. I tak powoli rozpoczęło się moje wpatrywanie się w ich miłość do Ojczyzny, ich cierpienie, w ich służbę Bogu i Ojczyźnie. To byli dla mnie wspaniali ideowi ludzie, których teraz już tak rzadko można spotkać w Polsce. Na szczęście ich idee nie umarły, zdążyli je przekazać swoim następcom.

M.P.: Czy w dzisiejszym świecie imponderabilia Bóg, Honor, Ojczyzna mają jeszcze sens? Czy misja żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, walka i śmierć w obronie tych wartości – jeśli spojrzymy na stan polskiego społeczeństwa – nie była misją przegraną?

o. M.S.: Wartości Bóg, Honor, Ojczyzna były, są i będą do końca naszej ziemskiej pielgrzymki ciągle aktualne i ciągle ważne, i ciągle będą dla nas największym skarbem. Czy dla wszystkich? Oczywiście tutaj już należałoby stwierdzić, odnosząc się do naszych obecnych czasów, że na pewno nie dla wszystkich. Ale naszym zadaniem – młodego pokolenia i starszych – jest to, aby przenieść te wartości, a najpierw – aby dobrze zrozumieć te wartości. Służyć tym wartościom i przenieść je w czasy przyszłe. To jeżeli chodzi o pierwszą część tego pytania. Natomiast jak to robić? Jak się do tego zabrać? Jakie podjąć działania? To jest już sprawa do przemyślenia, przemodlenia, przedyskutowania.

Ponieważ w naszych czasach młode pokolenie jest z wielu stron bombardowane różnymi propozycjami, ma przeróżne możliwości, może wybrać różne drogi życia. Aby uformować człowieka myślącego według wzorca, który sprawdził się na przestrzeni wieków polskiej historii, potrzeba pracy i oczywiście to nie takie proste, żeby dać jakąś jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Należałoby właśnie rozmawiać, docierać do młodego pokolenia i wsłuchiwać się w jego oczekiwania, w jego pragnienia, w jego sposób myślenia, wartościowanie i ewentualnie zaproponować coś, co może na szali wartości być czymś dla niego dużo cenniejszym, ważniejszym, a także lepszym i bardziej korzystnym dla Polski, dla narodu.

 

"Wielka Polska"

M.P.: „Wielka Polska” – hasło obozu narodowego – odnosiła się przede wszystkim do siły moralnej, wielkości ducha, niekoniecznie do państwa wielkiego terytorialnie. Wielu polskich patriotów było przekonanych, że bez mocnego fundamentu wartości organizacja życia społecznego nie może się rozwijać. Jak przekonać do tego osoby, które wybrały konsumpcjonizm, egoizm, osoby dbające o swój dobrostan, przyjemności i zdobywające zasoby, często kosztem słabszych? Może Polska, Europa potrzebują nowych misji?

o. M.S.: Na pewno tak. Na pewno potrzeba jakiejś nowej myśli, nowej misji, która by otworzyła umysły i serca ludzi mieszkających w Europie i ukazała im coś dużo bardziej wartościowego niż właśnie konsumpcjonizm, wspomniany przez ciebie, hedonizm, egocentryzm, czy coś tam jeszcze z tych obcych nam słów, które nie kształtują młodego człowieka. 

Wiemy z historii, że tak niewielu mogło dokonać wielkich rzeczy. Każdy z nas może dawać świadectwo wartości, godnego życia w tych wartościach, które dają szczęście. Praca nad sobą, praca z ludźmi rozwija, umacnia, jest ocaleniem dla nas, ale i nadzieją na ocalenie dla innych. Dla naszej rodziny, lokalnej społeczności, Ojczyzny i całej Europy. Wydaje mi się, że nawet dzisiaj była audycja w pewnym radiu katolickim poruszająca podobny temat.

Co należałoby uczynić? O tym, jakie podjąć działania, żeby ocalić siebie, rodzinę, lokalną społeczność, Ojczyznę i całą Europę, mówił Ojciec Święty Jan Paweł II, w czasie kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Co się wydarzyło potem? Gdzie jesteśmy teraz? Jakie mamy korzyści? Jakie straty?

Wydaje mi się, że brakuje takiej refleksji, pracy intelektualnej, którą wykonywali właśnie narodowcy. Zastanawiali się, gdzie jesteśmy, próbowali określać cele, do których jako naród powinniśmy zmierzać. Podobnej szkoły myślenia politycznego w naszych czasach ja nie zauważam, albo może jest to w bardzo małym wymiarze. 

Brakuje analizy społecznej, aksjologicznej, nawet religijnej, odpowiedzi na pytanie, czym jest obecnie polski patriotyzm, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród, by rozwijać się duchowo i materialnie, co Polacy mogą zaoferować innym narodom? Krótko mówiąc, na pewno nie jest idealnie. Nie jest dobrze. Możemy zrobić jeszcze dużo więcej i dużo lepiej.

Narodowcy mieli taką właśnie umiejętność analizy rzeczywistości. Kiedy bolszewicy ruszyli na Niemców w tzw. ofensywie 1944 r., narodowcy podjęli decyzję, aby nie walczyć z Niemcami, bo to nie było w naszym interesie politycznym, kiedy bolszewicy, jawnie kwestionujący prawo do naszej wolności i niepodległości, stanęli u granic ziem polskich. Niestety, już od konferencji w Teheranie było jasne, że alianci oddali Stalinowi Europę Środkowo-Wschodnią i nie będą walczyć z Kremlem o Polskę. Polacy zostali sami i musieli znaleźć strategię niekoniecznie zbieżną z intencjami naszych dotychczasowych sojuszników. 

Polscy narodowcy uznali, że kiedy bolszewicy biją się z Niemcami, Polacy powinni poczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie, i chronić siły, nie dawać Niemcom pretekstów do robienia tzw. odwetowych akcji pacyfikacyjnych. I to była genialna myśl, która niestety nie dla wszystkich była wtedy zrozumiała. I oczywiście dużo młodej polskiej krwi zostało przelanej niepotrzebnie.

M.P.: Model życia proponowany przez Kościół katolicki nie jest łatwy, zwłaszcza dziś. Jednak osoby, które starają się żyć wedle norm zlecanych w naukach Kościoła katolickiego, wydają się szczęśliwe. Katolickie rodziny statystycznie są trwalsze i silniejsze, bo może oparcie się na miłości, odpowiedzialności i wzajemnym szacunku silniej łączy niż samo tylko zauroczenie i popęd? 

W takich silnych, zdrowych rodzinach panują dobre warunki do rozwoju przyszłych pokoleń. Niestety ludzie zbyt często wybierają drogę pozornie łatwiejszą, która jednak jakże często prowadzi do samotnej starości i utraty sensu życia. Czy upowszechnianie wiedzy o żołnierzach wyklętych, przypominanie o ich poświęceniu, męczeństwie, ich świadectwie może stanowić zaporę przed płytkimi modami, opanowującymi umysły naszych rodaków?

o. M.S.: Może najpierw odpowiem na pierwszą część pytania. Jeśli chodzi o nasze polskie katolickie rodziny, to były one bardzo liczne, wielodzietne, mimo że niekoniecznie znajdowały się w dobrej sytuacji ekonomicznej. Przeciwnie, ludzie żyli skromnie, a nawet – w biedzie.

Było jednak coś, czego w obecnych rodzinach brakuje. Była wzajemna pomoc, życzliwość, wzajemna służba, wzajemne wychowanie, pilnowanie jeden drugiego, aby żyć godnie, mądrze i po Bożemu. I właśnie ten model, wydaje mi się, w przeciągu dziesiątek lat Polski powojennej przestał być powszechny. Propaganda wyśmiewająca rodziny wielodzietne, utożsamiająca patologie społeczne z rodzinami wielodzietnymi, a także propagowanie karier osobistych i konsumpcji zamiast poświęcenia się najbliższym osiągnęły swój rezultat.

Może jeszcze do czasów Solidarności, do czasów upadku komuny ten model trwał, chociaż można było zauważyć niepokojące trendy już wtedy wśród tzw. elit.

Natomiast coś niedobrego wydarzyło się z rodzinami wielodzietnymi już po upadku komuny, kiedy wkroczyła do nas tzw. wolność i idee z Zachodu; wolność pod hasłem „wszystko mi wolno” i zapatrzenie na te wzorce zachodnie, które były propagowane przez europejską lewicę światopoglądową. Niestety, jak wiemy, te wzorce prowadzą donikąd. 

Teraz pojawia się w Polsce temat małżeństw jednopłciowych i innych nowinek społecznych, o których chociażby w latach 60.–70. jeszcze nikt by w naszym kraju nie pomyślał. Nikt o tym nie mówił, były inne problemy, znacznie ważniejsze.

 

Rodzina

M.P.: A więc – zdaniem Księdza – zmianę mentalności współczesnego społeczeństwa należałoby zacząć od wskazania na wartość tradycyjnego modelu rodziny?

o. M.S.: Tak, postawiłbym akcent na zdrową, silną rodzinę, która funkcjonuje na podstawie wzorców, które się sprawdziły, które zawsze obowiązywały – wzorców zaczerpniętych z Dekalogu. Kiedy Pan Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, przekazał im misję do spełnienia. Ludzie oddający cześć Bogu, znający Boga, liczący się z prawem Bożym zakładają zdrowe rodziny, w których jest miłość, wierność, życzliwość, wzajemna pomoc, szacunek do siebie. I właśnie w takich małżeństwach przychodzą dzieci na świat, a dzieci zapatrzone w rodziców nie chcą żyć inaczej, bo wiedzą, że to jest dobry wzorzec. Znam takie rodziny wielodzietne, kilkanaście takich rodzin, w których właśnie ten model, ten schemat obowiązuje i on się sprawdza. To są szczęśliwe rodziny, szczęśliwi ludzie. Muszę powiedzieć, że kiedy odwiedzam te rodziny, jest tam zupełnie inny duch, inne podejście do człowieka, inne rozmowy, inna kultura, inny szacunek do siebie niż w środowiskach ludzi nazywających się światłymi, nowoczesnymi. 

Oczywiście wszyscy się angażują, wszyscy pracują, wszyscy starają się włożyć swoją malutką cegiełkę do tej wspólnej budowli, którą jest rodzina. To właśnie chciałbym przede wszystkim wyeksponować, odpowiadając na pierwszą część pytania. A teraz przejdę do drugiej. Czy te nasze ideały narodowe mogą przyczynić się do poprawy kondycji naszego narodu? Niewątpliwie należałoby odpowiedzieć twierdząco. 

Oczywiście, że tak. Dlaczego? Ponieważ kiedy właśnie badamy życiorysy polskich narodowców, tych znanych i tych mniej znanych, to widzimy tam wzorce zachowań, które teraz mogłyby być przeszczepione na grunt współczesnej Polski. Chociażby służba Ojczyźnie, podkreślmy: bezinteresowna służba Ojczyźnie. Nie patrzyli na to pod kątem tego, „ile ja z tego będę miał”, „jakie osiągnę korzyści”, tylko czuli, że Ojczyzna była ich drugą matką po matce rodzonej. A niektórzy mówili, że Ojczyzna jest pierwszą Matką. I właśnie tej Matce są winni miłość, służbę, ofiarę, poświęcenie, wyrzeczenie, trud, znój, pot i krew. Brakuje takiego wychowania. Generalnie odchodzi się od ofiary, od poświęcenia, od trudu. Przyjmuje się tylko to, co jest miłe, łatwe, lekkie i przyjemne. I to jest błąd, który będzie nasze społeczeństwo wiele kosztował. 

 

Patriotyzm

M.P.: Jakby Ksiądz scharakteryzował ideał miłości Ojczyzny?

o. M.S.: Miłość do narodu to troska o to, aby każdy Polak żył na jakimś poziomie i coś sobą reprezentował, aby czuł się Polakiem, czuł swoją tożsamość i był dumny z tego, że jest Polakiem. Taka świadomość oczywiście również wymaga pracy wewnętrznej nad sobą i zaangażowania na płaszczyźnie społecznej. 

Obecnie brakuje formacji społecznej na płaszczyźnie jednostki, wspólnoty, a także poczucia świadomości, dlaczego powinniśmy się formować. A właśnie po to, aby tworzyć jedną rodzinę, jedną wspólnotę, jedną Polskę. Polskę, która powszechnie akceptuje wartości, wizję swojej przyszłości i ma świadomość i wolę codziennej pracy u podstaw. 

W takim schemacie od razu na bok odstawiamy wszystkich tych, którzy myśleli, chcieliby myśleć tylko o sobie i o swoich korzyściach. Niestety takich teraz nie brakuje w Polsce. Nigdy ich nie brakowało – jak sięgam pamięcią – od roku ’45. I w tych czasach, jak wiemy, ta dzika prywatyzacja, rozgrabianie majątku narodowego po roku ’89 i te wszystkie układy, które obowiązywały i obowiązują w dalszym ciągu w gospodarce, w strukturach państwa, to wszystko nie wpływa korzystnie na świadomość młodych Polaków. Oni, widząc te układy, tracą czasami entuzjazm.

Nie wolno tracić entuzjazmu, trzeba formować siebie, swoich najbliższych. Trzeba wyjść ze swojego pokoiku, ze swojej kanapy i zacząć działać, zacząć pracować, zacząć formować siebie, bliskich, a w przyszłości, myślę, może jakieś większe grupy Polaków uświadamiać, aby obierali jakiś wspólny cel, podejmowali wspólne działanie, które przyniesie ogólną korzyść naszej Ojczyźnie.

M.P.: Przez wieki naród polski trwał, bo istniała swojego rodzaju sztafeta pokoleń. Poświęcenie, walka w imię obrony słabszych, w imię wolności, wartości opartych na nauce Kościoła katolickiego były przekazywane z ojca na syna. Nie byłoby Legionów Dąbrowskiego, gdyby wcześniej nie było konfederacji barskiej, powstania kościuszkowskiego, a bez tradycji legionowej, powstania listopadowego, styczniowego, 1918 r., obrony Warszawy w 1920 r., bez Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, żołnierzy wyklętych nie byłoby prawdopodobnie wielkiego ruchu społecznego Solidarność. Mieliśmy także tradycję pracy u podstaw, obrony Kościoła, polskiej szkoły, języka, historii literatury, budowy podstaw gospodarczych narodu. Zawsze zgodnie, a nie przeciwko zasadom działania naszych ojców. I co dalej? Czy przetrwamy? A jeśli tak, to jako kto?

o. M.S.: Tutaj należałoby jeszcze wspomnieć o roli wielkich przywódców narodowych i tych, którzy porywali ze sobą naród, którzy byli niejako wodzami czy też prorokami, mieli wielkie wizje co do Polski i co do jej przyszłości. Oni właśnie organizowali grupy większe czy mniejsze, które właśnie brały udział w powstaniach czy wojnach, czy w działaniach podziemia, konspiracji, a także w pracy organicznej, też jakże ważnej dla narodu, a nie zawsze docenianej.

Rola wielkich przywódców, rola wielkich ludzi, wielkich Polaków, którzy mieli wielkiego ducha, wielką mądrość, wielką pokorę i wielką wiarę, była widoczna już na początku historii naszego narodu. Ci ludzie najczęściej byli ludźmi wierzącymi, chyba właściwie wszyscy, nawet bardzo wierzącymi. To Bóg dał im takie siły, taką moc, taką wiarę w zwycięstwo. Wiemy, że te nasze zrywy narodowe na ogół nie były zakończone sukcesem. Ponieśliśmy też wiele porażek, ale z własnej winy.

Teraz może coś powiem o czasach Solidarności. Wiemy doskonale, że do Solidarności wstąpili nie tylko ludzie uczciwi i prawi. Byli też tacy, którzy przenikali do struktur związku w złej wierze. I potem z pomocą tego wielkiego ruchu społecznego próbowali osiągać swoje cele, nie zawsze zbieżne z oczekiwaniami większości członków.

Oczywiście pytania, czy można było nie dopuścić tych ludzi do wpływania na politykę związku, czy można było wtedy rozpoznać i przewidzieć zagrożenia, to pytania dla historyków i polityków do dyskusji. Czy przetrwamy? Myślę, że wpatrując się w tych naszych wielkich przywódców, którzy potrafili zjednoczyć Polaków i poprowadzić ich do zwycięstwa, mogę odpowiedzieć, że jak najbardziej, tak, przetrwamy. Istnieją jednak pewne niepokojące zjawiska. 

Mianowicie w czasach od upadku komuny obserwuję odwracanie się od wartości, wiary, od Pana Boga, od przykazań, od Kościoła, od księży, od sakramentów, od modlitwy, od tego nurtu kościelnego.

I to jest bardzo niepokojące, ponieważ jeżeli będziemy próbowali budować państwo, naród bez Pana Boga, to nie osiągniemy zwycięstwa, to nie osiągniemy sukcesu. To jest niemożliwe. Wcześniej czy później poniesiemy porażkę, bo człowiek sam z siebie niewiele może. Tylko z natchnienia Bożego jest on w stanie podejmować wielkie wyzwania i osiągać wielkie cele. I to trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć. 

Teraz, w naszych czasach, w 2023 r. wydaje się to bardzo trudne. Trudne do eksplikacji werbalnej na forum ogólnym, ponieważ niestety też w Kościele zdarzają się grzechy i niedoskonałości, i zaniechania, i lenistwo, i zaniedbania. 

Tak więc wielka Polska, wartości przeniesione w sztafecie pokoleń mogą być żywe, tylko jeśli ludzie współcześni będą kochali Boga, będą mieli Go w swoim sercu, będą żyli uczciwie i po Bożemu. Tacy ludzie są zdolni do organizowania czegoś wielkiego, czegoś pięknego i wspaniałego, czystego, do końca czystego. I przekażą to rodakom. Wtedy odrodzi się wielka Polska – katolicka i narodowa.

 

Kościół

M.P.: Wielu wiernych odwraca się od Kościoła na skutek informacji rozpowszechnianych w mediach o jednostkowych, acz gorszących zachowaniach ze strony niektórych księży. Na ile to jest rzeczywisty problem Kościoła, a na ile – manipulacja mediów, polegająca na tym, że w sposób nieuprawniony uogólnia się te problemy na całą społeczność Kościoła katolickiego, na księży, zakonników, a też czasami i wiernych; zrzuca się na nich odpowiedzialność i winę za te gorszące (a także kryminalne) czyny tych nielicznych osób? 

o. M.S:  Jeżeli mówimy o takich trudnych sprawach, to niewątpliwie należałoby tutaj poruszyć kilka kwestii. Po pierwsze, za swoje czyny odpowiada wyłącznie sprawca. Gdybyśmy jednak próbowali odnieść się do danych statystycznych, to procent osób wśród księży czy członków zakonów, które są lub były jakoś uwikłane w różne gorszące czyny Kościoła, jest nikły w stosunku do ogółu członków Kościoła, którzy z zaangażowaniem wypełniają swoją misję. Zdecydowana większość księży i zakonników sumiennie wypełnia swoje obowiązki wobec Boga i ludzi.  

Kiedyś czytałem artykuł w jakiejś gazecie, że obecnie w polskich więzieniach przebywa dwóch księży skazanych za pedofilię. Dwóch księży na dwadzieścia tysięcy księży, to możemy sobie sami obliczyć proporcję. Niewątpliwie można nauważyć oddziaływanie tych czarnych owiec, osób, które nie miały powołania, a mimo to przeniknęły do Kościoła, kierując się tylko sobie znanymi pobudkami. Jest ich mało, ale – o czym wspomniałeś – media nagłaśniają sprawy bardzo chętnie i bardzo ochotnie podejmują temat pedofilów w Kościele. 

Tak na marginesie ostatnio była taka audycja w Radio Polskim o jakimś znanym pedofilu, którego sprawa jest na wokandzie od kilkunastu lat i nie można się z nim jakoś do końca uporać. Osoba, która dochodzi prawdy o pedofilii tego człowieka, bardzo znanego w kręgach politycznych i wysoko postawionego w hierarchii życia społecznego, udała się do braci Sekielskich, chcąc sprawę nagłośnić i może właśnie do końca wyjaśnić. Bracia Sekielscy odpowiedzieli temu redaktorowi, że jeżeli sprawa pedofilii nie dotyczy Kościoła, to oni nie są zainteresowani tą sprawą... 

Właśnie ta odpowiedź pokazuje nam, jakie w naszej ojczyźnie są nastroje środowisk, którym zależy na zniszczeniu polskiego etnosu opartego na symbiozie z Kościołem i podmienieniu go na coś innego. Na co? To już zależy od źródeł tej niechęci do polskości opartej na katolicyzmie. Źródła są różne, liberalno-masońskie, lewackie, czy może jeszcze jakieś inne. Łączy ich niewątpliwie jeden cel i zaangażowanie w tę wielką manipulację. 

Doniesienia medialne czy tzw. ogólne przekonanie, opierające się na niepotwierdzonych plotkach, mogą jednak nie odzwierciedlać prawdy. Sam też kiedyś byłem świadkiem sytuacji, jak z uczciwego kapłana, nieskazitelnego kapłana – tak mogę o nim powiedzieć z całą odpowiedzialnością, ponieważ znałem go osobiście, mieszkaliśmy w jednym domu przez wiele lat – z tego kapłana uczyniono pedofila. Uczyniły to media lewacko-liberalne. Doszło kuriozalnych  przeprosin. Kiedy okazały się te wszystkie oskarżenia nieprawdziwe, po prostu temat przestał być nośny i umarł. Krzywda tego człowieka została. 

Od tamtej pory nie czytuję niewiarygodnych  gazet, bo uważam, że w tych gazetach nie znajdę prawdy, ale manipulacje wspierające konkretny światopogląd. To jest takie moje doświadczenie. Natomiast, jeśli chodzi o istnienie złych ludzi także w Kościele, nie przeczę. Tacy też się zdarzają. 

Oczywiście nie zamierzam zamiatać problemu pedofilii pod dywan, jeśli pojawią się jakieś niepokojące informacje o jakimś księdzu. Uważam, że zamiatanie pod dywan jest najgorszym rozwiązaniem i takie sprawy należałoby wyjaśnić od razu. Nie czekać, nie przenosić księdza z placówki na placówkę, licząc tylko na pracę organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, bo to niczego nie załatwia. 

Natomiast wracając do przestrzeni medialnej, i kwestii pedofilii w Kościele chciałem dodać, że ze względu na skalę tego zjawiska wydaje mi się, że jest to zorganizowana akcja. Dlaczego? Odebranie autorytetu Kościołowi, odebranie autorytetu księżom wytworzy próżnię, ludzie nie będą mieli żadnego wzorca, żadnej instytucji, która byłaby dla nich wiarygodna, której warto byłoby posłuchać, przemyśleć jej nauki, podjąć próbę refleksji. Wtedy można samemu przejąć rząd dusz. I tu o to chodzi tym środowiskom.

Ludzie Kościoła to w dalszym ciągu jakieś 20–30 procent osób uczęszczających w sposób ciągły na Msze święte w każdą niedzielę, są mniej odporni na propagandę i manipulacje środowisk uważających się za postępowe. One to, kierując się różnymi ideologiami, proponują różne eksperymenty społeczne w oderwaniu od wiekowych doświadczeń naszej cywilizacji łacińskiej. 

Liczba aktywnych katolików zależy od miasta, miasteczka i wioski. Tam, gdzie dochodziło do wielkich migracji ludności, gdzie mieszano wykorzenioną ludność i poddawano ją ideologicznej obróbce, jest ich mniej, a tam, gdzie pozostała ludność zasiedziała, znająca swoją tożsamość, swoją historię, jest ich więcej. W mniejszych ośrodkach miejskich jest z tym dużo lepiej. Ludzie chodzący do kościoła nie dadzą się łatwo zmanipulować, ponieważ oni mają swoje przekonania, swoje wartości i potrafią niezależnie patrzeć na otaczają ich rzeczywistość. Spotykają się ze swoimi księżmi na co dzień i są w stanie ocenić ich zaangażowanie, pracę na rzecz społeczności, a także czy ich życie jest zgodne z nauką Kościoła. Oni potrafią świetnie interpretować wydarzenia związane z rywalizacją różnych środowisk na scenie politycznej, ekonomicznej, społecznej czy jakiekolwiek innej i wyciągać wnioski. 

Ci ludzie po prostu nie dadzą się zmanipulować, jeżeli chodzą do kościoła, słuchają Słowa Bożego, znają przykazania, angażują się w działające wspólnoty czy stowarzyszenia wspólnie ze swoimi księżmi. Wierni w różny sposób angażują się społecznie, jedni bardziej, drudzy mniej, ale nawet ci mniej zaangażowani mają jakieś kontakty z księżmi z parafii. Ci ludzie nie dadzą się zmanipulować. I to jest odbierane jako zagrożenie dla laickich środowisk liberalno-lewicowych, forsujących różnymi sposobami swoją wizję społeczeństwa.

 

NSZ 

M.P.: Jakie Ksiądz ma plany na przyszłość? Jak wyobraża sobie swoją misję też w kontekście tego, co robi dla środowisk Narodowych Sił Zbrojnych?

o. M.S.: Robię bardzo niewiele. Powinienem dużo więcej robić. A ponieważ jeszcze jestem zatrudniony etatowo w szpitalu jako kapelan, pozostaje mało czasu na inną aktwność. Praca w szpitalu jest bardzo ważna, potrzebna i zobowiązująca. Większość czasu spędzam właśnie tam. Natomiast co jeszcze chciałbym zrobić? Niewiele już będę mógł zrobić z przyczyn naturalnych. Mam już swoje lata. Swoją pracę już niejako złożyłem na ołtarzu i niewiele już mi pozostało do zrobienia ze względu na wiek. I też mam pewne choroby. Dlatego marzenia może nie są zbyt optymalne, zbyt imponujące. Chcę być z ludźmi, chcę im służyć. Chcę przekazywać wartości, takie wartości, które od Pana Boga pochodzą i które się tylko właściwie liczą. Jedni o tym wiedzą, żyjąc na ziemi, a drudzy może nie. Właśnie, żeby większa ilość osób uwierzyła w Pana Boga i zaczęła oddawać Mu cześć, chwałę, przygotowywać się na spotkanie z Nim. To jest, myślę, najważniejsza sprawa. I temu chce służyć. Tyle.

M.P.: Dziękuję za rozmowę.
autor: Mariusz Patey 
współpraca: Włada Janczy 
 


 

POLECANE
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Według ostatnich doniesień doszło do ataku na polskich funkcjonariuszy.

Zablokowana droga szybkiego ruchu po groźnym wypadku autokaru. Komunikat policji z ostatniej chwili
Zablokowana droga szybkiego ruchu po groźnym wypadku autokaru. Komunikat policji

W Warszawie trasa S2 od ul. Przyczółkowej do zjazdu na S79 jest zablokowana – podała policja. Wyznaczono objazdy. To efekt groźnego wypadku, jaki miał miejsce we wtorek nad ranem.

Rzecznik MSZ Iranu o czerwonych liniach. Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego Wiadomości
Rzecznik MSZ Iranu o "czerwonych liniach". Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego

Rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych Esmaeil Baghaei przypomniał o "czerwonych liniach" Teheranu w kwestii rozmów z USA ws. programu nuklearnego. Podkreślił, że negocjacje muszą odbywać się w "uzgodnionych wcześniej ramach".

Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. Czemu kazał pan to kobietom? z ostatniej chwili
Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. "Czemu kazał pan to kobietom?"

Podczas debaty "Super Expressu" Karol Nawrocki przypomniał Rafałowi Trzaskowskiemu, że głosował przeciwko ustawie, która obniżała wiek emerytalny dla kobiet. W odpowiedzi Trzaskowski wymieniał inicjatywy skierowane dla kobiet, realizowane podczas jego rządów w Warszawie.

Rafał Trzaskowski się zaplątał tylko u nas
Rafał Trzaskowski się zaplątał

"Najgorsze, co może być, to ten sam rząd, ten sam prezydent - z jednej partii, którzy tylko słuchają jednej osoby w trudnych czasach." Który polityk jest autorem tych słów?

Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował Wiadomości
Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował

– Stan wyjątkowy zostanie zastosowany w regionach, które o to poproszą – przekazało hiszpańskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Decyzja rządu w Madrycie jest spowodowana ogromną awarią prądu, która dotknęła Hiszpanię i Portugalię.

Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości z ostatniej chwili
Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości

Najnowszy sondaż CBOS: Rafał Trzaskowski 31 proc. poparcia, Karol Nawrocki 27 proc., Sławomir Mentzen 16 proc. Frekwencja na poziomie 73 proc.

Ja nie będę tego słuchał. Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna z ostatniej chwili
"Ja nie będę tego słuchał". Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna

– To było powstanie w getcie. O czym pan opowiada? To są bohaterowie naszej historii! Ja tego nie będę słuchał – odpowiedział Grzegorzowi Braunowi kandydat KO Rafał Trzaskowski, po czym odszedł od pulpitu.

Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków Wiadomości
Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków

Przywrócenie do stanu pierwotnego pomnika żołnierzy UPA w Monasterzu (Podkarpackie) nakazał właścicielowi terenu - Nadleśnictwu Lubaczów - wojewódzki konserwator zabytków. Na zbiorowej mogile nielegalnie umieszczono dwie tablice. Jedna z nich trafi do policyjnego depozytu.

Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska z ostatniej chwili
Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska

Podczas debaty "Super Expressu" kandydat popierany przez PiS Karol Nawrocki oświadczył, że pobór do wojska powinien się odbywać na zasadzie dobrowolności i on nie chce tego zmieniać. Dodał, że należy przyspieszyć system rekrutacji do Wojska Polskiego.

REKLAMA

Kapelan środowisk NSZ: Brakuje odpowiedzi na pytanie, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród

– Ci żołnierze, wychowani w wartościach dominujących przed II wojną światową, tj. polskich, katolickich, narodowych, silnie opartych na fundamencie cywilizacji łacińskiej, nie mogli zgodzić się z tym, co działo się po 1945 r. na ziemiach naszej Ojczyzny, i podjęli walkę – mówi w rozmowie z Mariuszem Pateyem o. Mieczysław Sołowiej SJ, kapelan środowisk Narodowych Sił Zbrojnych.
O. Mieczysław Sołowiej, Mariusz Patey Kapelan środowisk NSZ: Brakuje odpowiedzi na pytanie, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród
O. Mieczysław Sołowiej, Mariusz Patey / Zbiory Mariusza Pateya

Mariusz Patey: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

o. Mieczysław Sołowiej SJ: Na wieki wieków. Amen.

M.P.: Jak to się stało, że ksiądz w tej wędrówce po drodze życia znalazł się w tym miejscu, w którym jest, czyli został księdzem i podjął tę ciężką misję?

o. M.S.: Na to złożyło się kilka okoliczności, przy tym o dwóch chciałbym wspomnieć. Pierwsza: jako młody człowiek trafiłem na odpowiednią lekturę. Dobre książki poszerzają horyzonty i kształtują pogłębione postrzeganie świata. I właśnie kiedyś wpadła mi w ręce taka książka. Kiedy byłem jeszcze w klasie maturalnej ktoś pożyczył mi Historię jezuitów Christophera Hollisa. Książka napisana przepięknie, porywająco. Autor sam miał nietuzinkowe życie. Angielski polityk, nauczyciel akademicki, człowiek poszukujący, który pod koniec swojego życia nawrócił się na katolicyzm. Zachwyciła mnie treść tej książki i zainspirowała.

I to był pierwszy przyczynek, który później wpłynął na moją decyzję o wstąpieniu do zakonu ojców jezuitów. A drugi: spotkałem w swoim życiu niesamowitego ojca jezuitę, z którym chodziliśmy na pielgrzymki piesze z Warszawy do Częstochowy w latach 70. i 80. To był o. Franciszek Nowicki S.J.. On miał niesamowicie bogaty życiorys, był nieprzeciętnym człowiekiem. 

Przepięknie opowiadał o życiu, o Bogu, a i sam swoim życiem dawał świadectwo swojej wiary. Żył Ewangelią. Kochał Pana Boga, ludzi i naród Polski. Zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Zaprzyjaźniłem się z nim.

Później nasza przyjaźń trwała właściwie do końca jego dni. Zmarł w 2017 r. jako dojrzały, dziewięćdziesięciokilkuletni mężczyzna. Tak więc odpowiednia lektura i świadectwo drugiego człowieka pozwoliły mi na uświadomienie sobie mojego powołania. Chciałem podążyć drogą życiową, jaką wybrał wcześniej o. Franciszek.

 

Środowisko NSZ

M.P.: Kiedy ksiądz zainteresował się środowiskiem kombatantów Narodowych Sił Zbrojnych i osób ich wspierających?

o. M.S.: W czasie studiowania tu, na Rakowieckiej, jeździliśmy z o. Franciszkiem na przeróżne wydarzenia patriotyczne i religijne, m.in. na wydarzenia związane z żołnierzami powstania antykomunistycznego, tymi, którzy po roku ’45 poszli do lasu, ponieważ nie mogli zgodzić się na ustrój, który tutaj przyszedł do nas na bolszewickich bagnetach i był wprowadzany przemocą.

Ci żołnierze, wychowani w wartościach dominujących przed II wojną światową, tj. polskich, katolickich, narodowych, silnie opartych na fundamencie cywilizacji łacińskiej, nie mogli zgodzić się z tym, co działo się po 1945 r. na ziemiach naszej Ojczyzny, i podjęli walkę. 

Oczywiście walkę nierówną, walkę, która była skazana na porażkę, ale walkę o wartości, o idee, o wiarę świętą katolicką i miłość do naszej Ojczyzny. To była walka piękna, całkowicie mieszcząca się w pojęciu wojny sprawiedliwej. Tak byli wychowani przez rodziców, przez szkołę i Kościół i tak żyli do końca. 
W czasie naszych kolejnych wizyt spotykałem się właśnie ze środowiskiem żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. I tak powoli rozpoczęło się moje wpatrywanie się w ich miłość do Ojczyzny, ich cierpienie, w ich służbę Bogu i Ojczyźnie. To byli dla mnie wspaniali ideowi ludzie, których teraz już tak rzadko można spotkać w Polsce. Na szczęście ich idee nie umarły, zdążyli je przekazać swoim następcom.

M.P.: Czy w dzisiejszym świecie imponderabilia Bóg, Honor, Ojczyzna mają jeszcze sens? Czy misja żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, walka i śmierć w obronie tych wartości – jeśli spojrzymy na stan polskiego społeczeństwa – nie była misją przegraną?

o. M.S.: Wartości Bóg, Honor, Ojczyzna były, są i będą do końca naszej ziemskiej pielgrzymki ciągle aktualne i ciągle ważne, i ciągle będą dla nas największym skarbem. Czy dla wszystkich? Oczywiście tutaj już należałoby stwierdzić, odnosząc się do naszych obecnych czasów, że na pewno nie dla wszystkich. Ale naszym zadaniem – młodego pokolenia i starszych – jest to, aby przenieść te wartości, a najpierw – aby dobrze zrozumieć te wartości. Służyć tym wartościom i przenieść je w czasy przyszłe. To jeżeli chodzi o pierwszą część tego pytania. Natomiast jak to robić? Jak się do tego zabrać? Jakie podjąć działania? To jest już sprawa do przemyślenia, przemodlenia, przedyskutowania.

Ponieważ w naszych czasach młode pokolenie jest z wielu stron bombardowane różnymi propozycjami, ma przeróżne możliwości, może wybrać różne drogi życia. Aby uformować człowieka myślącego według wzorca, który sprawdził się na przestrzeni wieków polskiej historii, potrzeba pracy i oczywiście to nie takie proste, żeby dać jakąś jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Należałoby właśnie rozmawiać, docierać do młodego pokolenia i wsłuchiwać się w jego oczekiwania, w jego pragnienia, w jego sposób myślenia, wartościowanie i ewentualnie zaproponować coś, co może na szali wartości być czymś dla niego dużo cenniejszym, ważniejszym, a także lepszym i bardziej korzystnym dla Polski, dla narodu.

 

"Wielka Polska"

M.P.: „Wielka Polska” – hasło obozu narodowego – odnosiła się przede wszystkim do siły moralnej, wielkości ducha, niekoniecznie do państwa wielkiego terytorialnie. Wielu polskich patriotów było przekonanych, że bez mocnego fundamentu wartości organizacja życia społecznego nie może się rozwijać. Jak przekonać do tego osoby, które wybrały konsumpcjonizm, egoizm, osoby dbające o swój dobrostan, przyjemności i zdobywające zasoby, często kosztem słabszych? Może Polska, Europa potrzebują nowych misji?

o. M.S.: Na pewno tak. Na pewno potrzeba jakiejś nowej myśli, nowej misji, która by otworzyła umysły i serca ludzi mieszkających w Europie i ukazała im coś dużo bardziej wartościowego niż właśnie konsumpcjonizm, wspomniany przez ciebie, hedonizm, egocentryzm, czy coś tam jeszcze z tych obcych nam słów, które nie kształtują młodego człowieka. 

Wiemy z historii, że tak niewielu mogło dokonać wielkich rzeczy. Każdy z nas może dawać świadectwo wartości, godnego życia w tych wartościach, które dają szczęście. Praca nad sobą, praca z ludźmi rozwija, umacnia, jest ocaleniem dla nas, ale i nadzieją na ocalenie dla innych. Dla naszej rodziny, lokalnej społeczności, Ojczyzny i całej Europy. Wydaje mi się, że nawet dzisiaj była audycja w pewnym radiu katolickim poruszająca podobny temat.

Co należałoby uczynić? O tym, jakie podjąć działania, żeby ocalić siebie, rodzinę, lokalną społeczność, Ojczyznę i całą Europę, mówił Ojciec Święty Jan Paweł II, w czasie kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Co się wydarzyło potem? Gdzie jesteśmy teraz? Jakie mamy korzyści? Jakie straty?

Wydaje mi się, że brakuje takiej refleksji, pracy intelektualnej, którą wykonywali właśnie narodowcy. Zastanawiali się, gdzie jesteśmy, próbowali określać cele, do których jako naród powinniśmy zmierzać. Podobnej szkoły myślenia politycznego w naszych czasach ja nie zauważam, albo może jest to w bardzo małym wymiarze. 

Brakuje analizy społecznej, aksjologicznej, nawet religijnej, odpowiedzi na pytanie, czym jest obecnie polski patriotyzm, jakie kroki podjąć, by przetrwać jako naród, by rozwijać się duchowo i materialnie, co Polacy mogą zaoferować innym narodom? Krótko mówiąc, na pewno nie jest idealnie. Nie jest dobrze. Możemy zrobić jeszcze dużo więcej i dużo lepiej.

Narodowcy mieli taką właśnie umiejętność analizy rzeczywistości. Kiedy bolszewicy ruszyli na Niemców w tzw. ofensywie 1944 r., narodowcy podjęli decyzję, aby nie walczyć z Niemcami, bo to nie było w naszym interesie politycznym, kiedy bolszewicy, jawnie kwestionujący prawo do naszej wolności i niepodległości, stanęli u granic ziem polskich. Niestety, już od konferencji w Teheranie było jasne, że alianci oddali Stalinowi Europę Środkowo-Wschodnią i nie będą walczyć z Kremlem o Polskę. Polacy zostali sami i musieli znaleźć strategię niekoniecznie zbieżną z intencjami naszych dotychczasowych sojuszników. 

Polscy narodowcy uznali, że kiedy bolszewicy biją się z Niemcami, Polacy powinni poczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie, i chronić siły, nie dawać Niemcom pretekstów do robienia tzw. odwetowych akcji pacyfikacyjnych. I to była genialna myśl, która niestety nie dla wszystkich była wtedy zrozumiała. I oczywiście dużo młodej polskiej krwi zostało przelanej niepotrzebnie.

M.P.: Model życia proponowany przez Kościół katolicki nie jest łatwy, zwłaszcza dziś. Jednak osoby, które starają się żyć wedle norm zlecanych w naukach Kościoła katolickiego, wydają się szczęśliwe. Katolickie rodziny statystycznie są trwalsze i silniejsze, bo może oparcie się na miłości, odpowiedzialności i wzajemnym szacunku silniej łączy niż samo tylko zauroczenie i popęd? 

W takich silnych, zdrowych rodzinach panują dobre warunki do rozwoju przyszłych pokoleń. Niestety ludzie zbyt często wybierają drogę pozornie łatwiejszą, która jednak jakże często prowadzi do samotnej starości i utraty sensu życia. Czy upowszechnianie wiedzy o żołnierzach wyklętych, przypominanie o ich poświęceniu, męczeństwie, ich świadectwie może stanowić zaporę przed płytkimi modami, opanowującymi umysły naszych rodaków?

o. M.S.: Może najpierw odpowiem na pierwszą część pytania. Jeśli chodzi o nasze polskie katolickie rodziny, to były one bardzo liczne, wielodzietne, mimo że niekoniecznie znajdowały się w dobrej sytuacji ekonomicznej. Przeciwnie, ludzie żyli skromnie, a nawet – w biedzie.

Było jednak coś, czego w obecnych rodzinach brakuje. Była wzajemna pomoc, życzliwość, wzajemna służba, wzajemne wychowanie, pilnowanie jeden drugiego, aby żyć godnie, mądrze i po Bożemu. I właśnie ten model, wydaje mi się, w przeciągu dziesiątek lat Polski powojennej przestał być powszechny. Propaganda wyśmiewająca rodziny wielodzietne, utożsamiająca patologie społeczne z rodzinami wielodzietnymi, a także propagowanie karier osobistych i konsumpcji zamiast poświęcenia się najbliższym osiągnęły swój rezultat.

Może jeszcze do czasów Solidarności, do czasów upadku komuny ten model trwał, chociaż można było zauważyć niepokojące trendy już wtedy wśród tzw. elit.

Natomiast coś niedobrego wydarzyło się z rodzinami wielodzietnymi już po upadku komuny, kiedy wkroczyła do nas tzw. wolność i idee z Zachodu; wolność pod hasłem „wszystko mi wolno” i zapatrzenie na te wzorce zachodnie, które były propagowane przez europejską lewicę światopoglądową. Niestety, jak wiemy, te wzorce prowadzą donikąd. 

Teraz pojawia się w Polsce temat małżeństw jednopłciowych i innych nowinek społecznych, o których chociażby w latach 60.–70. jeszcze nikt by w naszym kraju nie pomyślał. Nikt o tym nie mówił, były inne problemy, znacznie ważniejsze.

 

Rodzina

M.P.: A więc – zdaniem Księdza – zmianę mentalności współczesnego społeczeństwa należałoby zacząć od wskazania na wartość tradycyjnego modelu rodziny?

o. M.S.: Tak, postawiłbym akcent na zdrową, silną rodzinę, która funkcjonuje na podstawie wzorców, które się sprawdziły, które zawsze obowiązywały – wzorców zaczerpniętych z Dekalogu. Kiedy Pan Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, przekazał im misję do spełnienia. Ludzie oddający cześć Bogu, znający Boga, liczący się z prawem Bożym zakładają zdrowe rodziny, w których jest miłość, wierność, życzliwość, wzajemna pomoc, szacunek do siebie. I właśnie w takich małżeństwach przychodzą dzieci na świat, a dzieci zapatrzone w rodziców nie chcą żyć inaczej, bo wiedzą, że to jest dobry wzorzec. Znam takie rodziny wielodzietne, kilkanaście takich rodzin, w których właśnie ten model, ten schemat obowiązuje i on się sprawdza. To są szczęśliwe rodziny, szczęśliwi ludzie. Muszę powiedzieć, że kiedy odwiedzam te rodziny, jest tam zupełnie inny duch, inne podejście do człowieka, inne rozmowy, inna kultura, inny szacunek do siebie niż w środowiskach ludzi nazywających się światłymi, nowoczesnymi. 

Oczywiście wszyscy się angażują, wszyscy pracują, wszyscy starają się włożyć swoją malutką cegiełkę do tej wspólnej budowli, którą jest rodzina. To właśnie chciałbym przede wszystkim wyeksponować, odpowiadając na pierwszą część pytania. A teraz przejdę do drugiej. Czy te nasze ideały narodowe mogą przyczynić się do poprawy kondycji naszego narodu? Niewątpliwie należałoby odpowiedzieć twierdząco. 

Oczywiście, że tak. Dlaczego? Ponieważ kiedy właśnie badamy życiorysy polskich narodowców, tych znanych i tych mniej znanych, to widzimy tam wzorce zachowań, które teraz mogłyby być przeszczepione na grunt współczesnej Polski. Chociażby służba Ojczyźnie, podkreślmy: bezinteresowna służba Ojczyźnie. Nie patrzyli na to pod kątem tego, „ile ja z tego będę miał”, „jakie osiągnę korzyści”, tylko czuli, że Ojczyzna była ich drugą matką po matce rodzonej. A niektórzy mówili, że Ojczyzna jest pierwszą Matką. I właśnie tej Matce są winni miłość, służbę, ofiarę, poświęcenie, wyrzeczenie, trud, znój, pot i krew. Brakuje takiego wychowania. Generalnie odchodzi się od ofiary, od poświęcenia, od trudu. Przyjmuje się tylko to, co jest miłe, łatwe, lekkie i przyjemne. I to jest błąd, który będzie nasze społeczeństwo wiele kosztował. 

 

Patriotyzm

M.P.: Jakby Ksiądz scharakteryzował ideał miłości Ojczyzny?

o. M.S.: Miłość do narodu to troska o to, aby każdy Polak żył na jakimś poziomie i coś sobą reprezentował, aby czuł się Polakiem, czuł swoją tożsamość i był dumny z tego, że jest Polakiem. Taka świadomość oczywiście również wymaga pracy wewnętrznej nad sobą i zaangażowania na płaszczyźnie społecznej. 

Obecnie brakuje formacji społecznej na płaszczyźnie jednostki, wspólnoty, a także poczucia świadomości, dlaczego powinniśmy się formować. A właśnie po to, aby tworzyć jedną rodzinę, jedną wspólnotę, jedną Polskę. Polskę, która powszechnie akceptuje wartości, wizję swojej przyszłości i ma świadomość i wolę codziennej pracy u podstaw. 

W takim schemacie od razu na bok odstawiamy wszystkich tych, którzy myśleli, chcieliby myśleć tylko o sobie i o swoich korzyściach. Niestety takich teraz nie brakuje w Polsce. Nigdy ich nie brakowało – jak sięgam pamięcią – od roku ’45. I w tych czasach, jak wiemy, ta dzika prywatyzacja, rozgrabianie majątku narodowego po roku ’89 i te wszystkie układy, które obowiązywały i obowiązują w dalszym ciągu w gospodarce, w strukturach państwa, to wszystko nie wpływa korzystnie na świadomość młodych Polaków. Oni, widząc te układy, tracą czasami entuzjazm.

Nie wolno tracić entuzjazmu, trzeba formować siebie, swoich najbliższych. Trzeba wyjść ze swojego pokoiku, ze swojej kanapy i zacząć działać, zacząć pracować, zacząć formować siebie, bliskich, a w przyszłości, myślę, może jakieś większe grupy Polaków uświadamiać, aby obierali jakiś wspólny cel, podejmowali wspólne działanie, które przyniesie ogólną korzyść naszej Ojczyźnie.

M.P.: Przez wieki naród polski trwał, bo istniała swojego rodzaju sztafeta pokoleń. Poświęcenie, walka w imię obrony słabszych, w imię wolności, wartości opartych na nauce Kościoła katolickiego były przekazywane z ojca na syna. Nie byłoby Legionów Dąbrowskiego, gdyby wcześniej nie było konfederacji barskiej, powstania kościuszkowskiego, a bez tradycji legionowej, powstania listopadowego, styczniowego, 1918 r., obrony Warszawy w 1920 r., bez Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, żołnierzy wyklętych nie byłoby prawdopodobnie wielkiego ruchu społecznego Solidarność. Mieliśmy także tradycję pracy u podstaw, obrony Kościoła, polskiej szkoły, języka, historii literatury, budowy podstaw gospodarczych narodu. Zawsze zgodnie, a nie przeciwko zasadom działania naszych ojców. I co dalej? Czy przetrwamy? A jeśli tak, to jako kto?

o. M.S.: Tutaj należałoby jeszcze wspomnieć o roli wielkich przywódców narodowych i tych, którzy porywali ze sobą naród, którzy byli niejako wodzami czy też prorokami, mieli wielkie wizje co do Polski i co do jej przyszłości. Oni właśnie organizowali grupy większe czy mniejsze, które właśnie brały udział w powstaniach czy wojnach, czy w działaniach podziemia, konspiracji, a także w pracy organicznej, też jakże ważnej dla narodu, a nie zawsze docenianej.

Rola wielkich przywódców, rola wielkich ludzi, wielkich Polaków, którzy mieli wielkiego ducha, wielką mądrość, wielką pokorę i wielką wiarę, była widoczna już na początku historii naszego narodu. Ci ludzie najczęściej byli ludźmi wierzącymi, chyba właściwie wszyscy, nawet bardzo wierzącymi. To Bóg dał im takie siły, taką moc, taką wiarę w zwycięstwo. Wiemy, że te nasze zrywy narodowe na ogół nie były zakończone sukcesem. Ponieśliśmy też wiele porażek, ale z własnej winy.

Teraz może coś powiem o czasach Solidarności. Wiemy doskonale, że do Solidarności wstąpili nie tylko ludzie uczciwi i prawi. Byli też tacy, którzy przenikali do struktur związku w złej wierze. I potem z pomocą tego wielkiego ruchu społecznego próbowali osiągać swoje cele, nie zawsze zbieżne z oczekiwaniami większości członków.

Oczywiście pytania, czy można było nie dopuścić tych ludzi do wpływania na politykę związku, czy można było wtedy rozpoznać i przewidzieć zagrożenia, to pytania dla historyków i polityków do dyskusji. Czy przetrwamy? Myślę, że wpatrując się w tych naszych wielkich przywódców, którzy potrafili zjednoczyć Polaków i poprowadzić ich do zwycięstwa, mogę odpowiedzieć, że jak najbardziej, tak, przetrwamy. Istnieją jednak pewne niepokojące zjawiska. 

Mianowicie w czasach od upadku komuny obserwuję odwracanie się od wartości, wiary, od Pana Boga, od przykazań, od Kościoła, od księży, od sakramentów, od modlitwy, od tego nurtu kościelnego.

I to jest bardzo niepokojące, ponieważ jeżeli będziemy próbowali budować państwo, naród bez Pana Boga, to nie osiągniemy zwycięstwa, to nie osiągniemy sukcesu. To jest niemożliwe. Wcześniej czy później poniesiemy porażkę, bo człowiek sam z siebie niewiele może. Tylko z natchnienia Bożego jest on w stanie podejmować wielkie wyzwania i osiągać wielkie cele. I to trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć. 

Teraz, w naszych czasach, w 2023 r. wydaje się to bardzo trudne. Trudne do eksplikacji werbalnej na forum ogólnym, ponieważ niestety też w Kościele zdarzają się grzechy i niedoskonałości, i zaniechania, i lenistwo, i zaniedbania. 

Tak więc wielka Polska, wartości przeniesione w sztafecie pokoleń mogą być żywe, tylko jeśli ludzie współcześni będą kochali Boga, będą mieli Go w swoim sercu, będą żyli uczciwie i po Bożemu. Tacy ludzie są zdolni do organizowania czegoś wielkiego, czegoś pięknego i wspaniałego, czystego, do końca czystego. I przekażą to rodakom. Wtedy odrodzi się wielka Polska – katolicka i narodowa.

 

Kościół

M.P.: Wielu wiernych odwraca się od Kościoła na skutek informacji rozpowszechnianych w mediach o jednostkowych, acz gorszących zachowaniach ze strony niektórych księży. Na ile to jest rzeczywisty problem Kościoła, a na ile – manipulacja mediów, polegająca na tym, że w sposób nieuprawniony uogólnia się te problemy na całą społeczność Kościoła katolickiego, na księży, zakonników, a też czasami i wiernych; zrzuca się na nich odpowiedzialność i winę za te gorszące (a także kryminalne) czyny tych nielicznych osób? 

o. M.S:  Jeżeli mówimy o takich trudnych sprawach, to niewątpliwie należałoby tutaj poruszyć kilka kwestii. Po pierwsze, za swoje czyny odpowiada wyłącznie sprawca. Gdybyśmy jednak próbowali odnieść się do danych statystycznych, to procent osób wśród księży czy członków zakonów, które są lub były jakoś uwikłane w różne gorszące czyny Kościoła, jest nikły w stosunku do ogółu członków Kościoła, którzy z zaangażowaniem wypełniają swoją misję. Zdecydowana większość księży i zakonników sumiennie wypełnia swoje obowiązki wobec Boga i ludzi.  

Kiedyś czytałem artykuł w jakiejś gazecie, że obecnie w polskich więzieniach przebywa dwóch księży skazanych za pedofilię. Dwóch księży na dwadzieścia tysięcy księży, to możemy sobie sami obliczyć proporcję. Niewątpliwie można nauważyć oddziaływanie tych czarnych owiec, osób, które nie miały powołania, a mimo to przeniknęły do Kościoła, kierując się tylko sobie znanymi pobudkami. Jest ich mało, ale – o czym wspomniałeś – media nagłaśniają sprawy bardzo chętnie i bardzo ochotnie podejmują temat pedofilów w Kościele. 

Tak na marginesie ostatnio była taka audycja w Radio Polskim o jakimś znanym pedofilu, którego sprawa jest na wokandzie od kilkunastu lat i nie można się z nim jakoś do końca uporać. Osoba, która dochodzi prawdy o pedofilii tego człowieka, bardzo znanego w kręgach politycznych i wysoko postawionego w hierarchii życia społecznego, udała się do braci Sekielskich, chcąc sprawę nagłośnić i może właśnie do końca wyjaśnić. Bracia Sekielscy odpowiedzieli temu redaktorowi, że jeżeli sprawa pedofilii nie dotyczy Kościoła, to oni nie są zainteresowani tą sprawą... 

Właśnie ta odpowiedź pokazuje nam, jakie w naszej ojczyźnie są nastroje środowisk, którym zależy na zniszczeniu polskiego etnosu opartego na symbiozie z Kościołem i podmienieniu go na coś innego. Na co? To już zależy od źródeł tej niechęci do polskości opartej na katolicyzmie. Źródła są różne, liberalno-masońskie, lewackie, czy może jeszcze jakieś inne. Łączy ich niewątpliwie jeden cel i zaangażowanie w tę wielką manipulację. 

Doniesienia medialne czy tzw. ogólne przekonanie, opierające się na niepotwierdzonych plotkach, mogą jednak nie odzwierciedlać prawdy. Sam też kiedyś byłem świadkiem sytuacji, jak z uczciwego kapłana, nieskazitelnego kapłana – tak mogę o nim powiedzieć z całą odpowiedzialnością, ponieważ znałem go osobiście, mieszkaliśmy w jednym domu przez wiele lat – z tego kapłana uczyniono pedofila. Uczyniły to media lewacko-liberalne. Doszło kuriozalnych  przeprosin. Kiedy okazały się te wszystkie oskarżenia nieprawdziwe, po prostu temat przestał być nośny i umarł. Krzywda tego człowieka została. 

Od tamtej pory nie czytuję niewiarygodnych  gazet, bo uważam, że w tych gazetach nie znajdę prawdy, ale manipulacje wspierające konkretny światopogląd. To jest takie moje doświadczenie. Natomiast, jeśli chodzi o istnienie złych ludzi także w Kościele, nie przeczę. Tacy też się zdarzają. 

Oczywiście nie zamierzam zamiatać problemu pedofilii pod dywan, jeśli pojawią się jakieś niepokojące informacje o jakimś księdzu. Uważam, że zamiatanie pod dywan jest najgorszym rozwiązaniem i takie sprawy należałoby wyjaśnić od razu. Nie czekać, nie przenosić księdza z placówki na placówkę, licząc tylko na pracę organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, bo to niczego nie załatwia. 

Natomiast wracając do przestrzeni medialnej, i kwestii pedofilii w Kościele chciałem dodać, że ze względu na skalę tego zjawiska wydaje mi się, że jest to zorganizowana akcja. Dlaczego? Odebranie autorytetu Kościołowi, odebranie autorytetu księżom wytworzy próżnię, ludzie nie będą mieli żadnego wzorca, żadnej instytucji, która byłaby dla nich wiarygodna, której warto byłoby posłuchać, przemyśleć jej nauki, podjąć próbę refleksji. Wtedy można samemu przejąć rząd dusz. I tu o to chodzi tym środowiskom.

Ludzie Kościoła to w dalszym ciągu jakieś 20–30 procent osób uczęszczających w sposób ciągły na Msze święte w każdą niedzielę, są mniej odporni na propagandę i manipulacje środowisk uważających się za postępowe. One to, kierując się różnymi ideologiami, proponują różne eksperymenty społeczne w oderwaniu od wiekowych doświadczeń naszej cywilizacji łacińskiej. 

Liczba aktywnych katolików zależy od miasta, miasteczka i wioski. Tam, gdzie dochodziło do wielkich migracji ludności, gdzie mieszano wykorzenioną ludność i poddawano ją ideologicznej obróbce, jest ich mniej, a tam, gdzie pozostała ludność zasiedziała, znająca swoją tożsamość, swoją historię, jest ich więcej. W mniejszych ośrodkach miejskich jest z tym dużo lepiej. Ludzie chodzący do kościoła nie dadzą się łatwo zmanipulować, ponieważ oni mają swoje przekonania, swoje wartości i potrafią niezależnie patrzeć na otaczają ich rzeczywistość. Spotykają się ze swoimi księżmi na co dzień i są w stanie ocenić ich zaangażowanie, pracę na rzecz społeczności, a także czy ich życie jest zgodne z nauką Kościoła. Oni potrafią świetnie interpretować wydarzenia związane z rywalizacją różnych środowisk na scenie politycznej, ekonomicznej, społecznej czy jakiekolwiek innej i wyciągać wnioski. 

Ci ludzie po prostu nie dadzą się zmanipulować, jeżeli chodzą do kościoła, słuchają Słowa Bożego, znają przykazania, angażują się w działające wspólnoty czy stowarzyszenia wspólnie ze swoimi księżmi. Wierni w różny sposób angażują się społecznie, jedni bardziej, drudzy mniej, ale nawet ci mniej zaangażowani mają jakieś kontakty z księżmi z parafii. Ci ludzie nie dadzą się zmanipulować. I to jest odbierane jako zagrożenie dla laickich środowisk liberalno-lewicowych, forsujących różnymi sposobami swoją wizję społeczeństwa.

 

NSZ 

M.P.: Jakie Ksiądz ma plany na przyszłość? Jak wyobraża sobie swoją misję też w kontekście tego, co robi dla środowisk Narodowych Sił Zbrojnych?

o. M.S.: Robię bardzo niewiele. Powinienem dużo więcej robić. A ponieważ jeszcze jestem zatrudniony etatowo w szpitalu jako kapelan, pozostaje mało czasu na inną aktwność. Praca w szpitalu jest bardzo ważna, potrzebna i zobowiązująca. Większość czasu spędzam właśnie tam. Natomiast co jeszcze chciałbym zrobić? Niewiele już będę mógł zrobić z przyczyn naturalnych. Mam już swoje lata. Swoją pracę już niejako złożyłem na ołtarzu i niewiele już mi pozostało do zrobienia ze względu na wiek. I też mam pewne choroby. Dlatego marzenia może nie są zbyt optymalne, zbyt imponujące. Chcę być z ludźmi, chcę im służyć. Chcę przekazywać wartości, takie wartości, które od Pana Boga pochodzą i które się tylko właściwie liczą. Jedni o tym wiedzą, żyjąc na ziemi, a drudzy może nie. Właśnie, żeby większa ilość osób uwierzyła w Pana Boga i zaczęła oddawać Mu cześć, chwałę, przygotowywać się na spotkanie z Nim. To jest, myślę, najważniejsza sprawa. I temu chce służyć. Tyle.

M.P.: Dziękuję za rozmowę.
autor: Mariusz Patey 
współpraca: Włada Janczy 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe