Mieszkaniec Kos: Od kiedy pojawili się tu imigranci, nie jest tu już tak bezpiecznie

Spokojna niegdyś grecka wyspa nieopodal tureckich wybrzeży nie jest już dziś synonimem bezpieczeństwa.
W niedzielę znaleziono tu ciało 27-letniej Polki, która żyła i pracowała na wyspie ze swoim chłopakiem. Głównym podejrzanym w sprawie jest 32-letni mężczyzna z Bangladeszu. Jak się przyjmuje, był on ostatnią osobą, z którą widziała się ofiara.
„Kiedyś tego nie było”
Mieszkańcy wyspy doskonale znają sprawę, zwłaszcza, że dla nich samych jest ona szokiem.
„Kiedyś tego nie było, ale odkąd pojawili się imigranci nie jest tu już tak bezpiecznie – mówi w rozmowie z PAP młody mężczyzna, pracownik lotniska w Kos. „W miejscu, gdzie mieszkam, niedaleko ośrodka dla migrantów, od dłuższego czasu dzieci nie bawią się już same na zewnątrz” – dodaje.
Według niego obecność migrantów nie wpłynęła jednak na liczbę turystów, przybywających do miejsca urodzin Hipokratesa.
Podkreśla, że cała wyspa żyje informacjami o zabójstwie Polki. Sam też widocznie śledzi na bieżąco informacje, zastanawiając się, czy podejrzanym może być partner dziewczyny.
„Jednak co do Banglijczyka poszlaki są bardzo poważne” – przyznaje. „Z pewnością cała sprawa nie zakończy się szybko” – dodaje.
Tam żadna młoda kobieta nie spaceruje sama
Choć mieszkańcy Kos i przebywający na wyspie Polacy zapewne na bieżąco śledzą sprawę, nie dotyczy to jednak wszystkich.
„Nic nie słyszałem o tym morderstwie” – mówi turysta z Wielkiej Brytanii, który spędził kilka dni na Kos.
Nawet jeśli nie wszyscy słyszeli o zabójstwie, którym od kilku dni żyje cała Grecja i Polska, to nad północnym brzegiem Kos – niedaleko od miejsca, w którym znaleziono ciało – żadna młoda kobieta nie spaceruje sama.
Z Kos Marcin Furdyna (PAP)